-> PrzemysławPrzemysław pisze:W pełni popieram opinię DarthStalina. Miło jest pomażyć, jak robi to większość pozostałych (takie przynajmniej odniosółem wrażenie), że istnieje jakas tania (mała armia) i przyjemna (ochotnicza) recepta na obronę kraju. Ta mała armia ochotnicza, ma przy okazji mieć marynarkę wojenną (A po co? Kutry patrolowe Straży Granicznej wystarczą) i na dodatek stanowic rdzeń, wokół którego wrazie zagrożenia organizaowłaby się obrona, oparta na wzorach amerykańskiej Gwardii Narodowej Pełna fantazja. Może jeszcze dodamy do tego ze trzy lotniskowce i własna tarczę antyrakietowa oraz system satelitów wojskowych. Chyba nikt nie będzie argumentował, że by się nie przydały? Jak już robimy koncert zyczeń, to co tak skromnie
Nie podawałem nigdzie Gwardii Narodowej za wzór do czegokolwiek! Ale jak już o nich mowa, to tych chłopaków też się na front posyła, jak zajdzie potrzeba (teraz chyba w Iraku służą). Poza tym jest to dobry przykład, jak bez poboru zachować sobie rezerwę ochotników. Innym przykładem jest Francja, gdzie Legia Cudzoziemska pełni rolę, jaką u Amerykanów mają Marines, a armia "regularna" jest od obrony kraju. Są też inne przykłady istnienia równoległych struktur wojskowych z podziałem ról. Jak u nas się dzieli wszystkie wywiady, policje i organy ścigania, może przyjdzie też czas na podzielenie armii...
Wracając do tematu: Nawet gdyby Polska miała takie złoża ropy jak Irak i inwestowała tyle samo pieniędzy w armię, to byśmy tego naszego kraju w jakimś poważnym konflikcie nie ubronili. No, może przed Bundeswerą, ale nie zakładałbym się o to. Armia zawodowa nie jest do obrony terytorialnej, najwyżej pełni rolę straszaka, sił szybkiego reagowania itp Albo wspomnianego rdzenia przy rozbudowie Sił Zbrojnych. Jak więc zapewnić obronę terytorium? Nie wiem. Podałem jeden możliwy kierunek, siły typu partyzantki przygotowane już w czasie pokoju. Tajnie, ale na tyle, żeby kazdy wiedział, że coś takiego mamy. Sam wiem, że to w naszym kraju raczej nie do zrobienia, ale cóż. Pomarzyć można...
Podawałem Czeczenię i Irak jako przykłady wojen asymetrycznych, typu partyzancko-terrorystycznego. Nie oceniałem stron tych obu konfliktów ani pod względem moralnym ani ich sukcesów (choć Czeczeńcom na początku nieźle szło). Myślę jednak, że pomijasz jeszcze jeden aspekt, dlaczego Amerykanie nie radzą sobie w Iraku (choć skrupuły i mniejsza bezwzględność w porównaniu do Rosjan ma też coś do czynienia). Serie zamachów rozpoczęły się niedługo po zajęciu Iraku, były dobrze zorganizowane i przede wszystkim planowo ukierunkowane. To nie był jakiś spontaniczny bunt, jakieś bandy po lasach, pardon, piachach pochowane. Wszystko wskazuje na to, że struktura tego oporu została przygotowana jeszcze przed inwazją koalicji. Irakijczycy wiedzieli po 1991 roku, że z Amerykanami nie mają szans, więc przygotowali się dobrze na czas po klęsce.
Zgodzę się z tobą w innym punkcie. Marynarka jest nam potrzebna na tyle, żeby bronić naszych interesów na wybrzeżu i ewentualnie Bałtyku. Stawianie tu na jakieś prestiżowe jednostki, zobowiązania sojusznicze itp. to powtarzanie pomyłki II RP. Mieliśmy wtedy marynarki od "Groma" i trochę, a przydała nam się jak umarłemu kadzidło. Niektóre jednostki były kupowane za granicą za ciężki grosz w celu ... walki razem z sojusznikiem na Atlantyku czy jak. Gdyby tak zamiast dwóch niszczycieli postawić więcej 7TP i samochodów, może byśmy trochę dłużej pociągnęli
Marynarka nasza powinna służyć tylko do obrony własnej. Jeśli amerykanie nas potrzebują na Bliskim Wschodzie, to niech nas sobie dowożą albo dolatują za własne pieniądze i własną ropę. Wystarczą nam jakieś jednostki wsparcia logistycznego zamiast mrzonek o desantowcach i temu podobnych. Marynarka jest niezwykle kosztowna, więc zamiast topić (!) w niej nasze złotówki postarajmy się o lepszy sprzęt dla armii.