Chcesz móc sam o sobie decydować? Zabronione. Państwo wie lepiej co jest dla ciebie dobre!
Rzecz w tym, że zwolennicy secesji nie chcą decydować tylko za siebie, ale też za wszystkich. Tak jak wcześniej pisałem, zwykle zwolennicy jakiejś zmiany są aktywniejsi niż zwolennicy status quo, taka jest natura.
Zatem, uważam, nie można za wiążące traktować referendum w którym nie brała udziału nawet połowa uprawnionych, szczególnie w tak ważnej sprawie. Być może powinna być to nawet jakaś większość kwalifikowana, skoro taką uznaje się za właściwą przy dużo drobniejszych sprawach. Inaczej będziemy mieli powtarzające się casusy Brexitu, gdzie o kluczowej dla wszystkich decyzji zadecydowało chwilowe wahnięcie nastrojów, impuls, czy wreszcie decyzji tych, których sprawa będzie mniej dotyczyć.
Pomijam tutaj kwestię zgodności z prawem referendum katalońskiego.
W sumie co za problem, przyłączmy Niemcy do Polski. Skoro to żadna różnica, bo wszyscy i tak będą w UE.
Jestem za łączącą się Europą, a więc ten przykład jak najbardziej znajduje moje poparcie. Nawet jeśli podany jest w absurdalny sposób.
Łatwo jest sprowadzić problem do pieniędzy, ale w ten sposób nie zauważa się realnych podziałów politycznych
Ależ zauważam istnienie tych podziałów, wydaje mi się, że na tyle jasno (jakkolwiek krótko) opisałem to na poprzedniej stronie, że nie ma potrzeby bym musiał się znowu zmagać z tym zarzutem.
Byłem w Barcelonie dwa razy... Z pewnością miałem świadomość bycia w środowisku o określonej tożsamości narodowej.
Ja też byłem tam dwa razy i nawet niedawniej. Owszem zauważyłem to o czym piszesz, ale czy ta świadomość jest udziałem wszystkich mieszkańców Katalonii oraz na ile przekłada się, nawet u tych świadomych, na chęć oderwania od Hiszpanii tego nie wiem. Można być świadomym Ślązakiem czy Kaszubem, a także dobrze czuć się w Polsce. W przypadku Katalonii pewnie te ostatnie wydarzenia i działania prawicowego rządu Hiszpanii pewnie nieco zmienią postrzeganie sprawy, ale też nie wiadomo czy trwale.