To prawda, Labirynt jest wczesną próbą przedstawienia w grze narracyjności cechującej rpg. Jeśliby porównać go z dzisiejszymi grami, które starają się zrobić to samo (np. Robinson Crusoe czy, z gier wojennych, np. The Hunters), wypada skromnie, chociaż jakby się mu przyjrzeć lub trochę pograć, to wyjdzie, że w paru miejscach jest zbyt prosty, ale znowu w innych zbyt rozbudowany. No i recenzja świętą prawdę mówi: ciężkostrawne jest w LŚ turlactwo. Rzut kością, rzut kością, rzut kością. Ale... myślę, że to trochę niesprawiedliwe wobec LŚ na tym wniosku zakończyć. Gdyby porównać go z The Hunters, gra o u-bootach okazuje się o wiele słabsza, bo w Labiryncie Śmierci pomysłów jest więcej, narracja bogatsza, a decyzyjność, choć ukryta i nieoczywista, jest znacznie większa, wręcz całkiem duża. Wspomnę tylko o jednym elemencie, który ją zwiększa, a który wcale nie jest ani ostatnim, ani najważniejszym, ale już on jeden sporo mówi: o ile w takim The Hunters po napotkaniu statku wroga mamy do wyboru atak lub ucieczkę, to w Labiryncie Śmierci pojawia się też możliwość negocjowania z napotkanymi potworami, bardzo ważna rzecz, którą doceniało się w miarę nabierania doświadczenia w grze. Dwie opcje do trzech, już choćby to jest na plus gdy chodzi o decyzyjność gracza w samej tylko fazie walki, a przecież są inne. Ja bym powiedział, że Labirynt Śmierci w swojej klasie stoi pomiędzy grami w rodzaju Robinsona (który raczej stanowi krok naprzód) a The Hunters (i im podobne, które są raczej krokiem wstecz). Pomimo decyzyjności, turlania (czyli tego, co tworzy wydarzenia, do których na szczęście można się zwykle jakoś odnieść) było i tak za dużo jak na mój gust.Jakże inny świat od tego co mamy dzisiaj w grach planszowych. Ale jak ktoś lubi retro-klimaty, to jest właśnie jeden ze smaczków.
Co do RPG, to jednak Labirynt Śmierci nie jest w porównaniu do nich tak zacofany ani odległy. To raczej dzisiejsze RPG bardzo oddaliło się od swoich źródeł i jest czymś tak odmiennym, że niemal inną i zupełnie nową formą gry, ale w latach powstawania Labiryntu Śmierci podobieństw między staroszkolnym RPG a Labiryntem było mnóstwo. Niestety, gdyby je oceniać, skazują one Labirynt na przegraną. To oczywiście moje osobiste zdanie, w dodatku oparte na gasnącym wspomnieniu. W żadnym elemencie LŚ nie wychodzi poza to, co oferuje staroszkolne RPG, ani też nie wykorzystuje swoich specyficznych cech tak, by postała jakaś nowa jakość, a zdaje się, że taki był zamysł tej gry, więc trzeba chyba powiedzieć, że w tym sensie nie jest ona zbyt udana. No ale to musiało być takie porywanie się z motyką na słońce. A zawsze może być to przydatny substytut dla tych, którzy nie mieli znajomych graczy RPG. Fajnie, że tak duży tekst o Labiryncie znalazł się na portalu.