Chrystian IV był fantastą, który zupełnie nie liczył się z realiami i zbyt mocno wierzył we własne zdolności na polu bitwy. Mówimy tu o władcy, który był pułkownikiem wszystkich regimentów własnej armii (w dowodzeniu w jednostkach zastępowali go podpułkownicy) i miał zwyczaj jeżdżenia od jednego oddziału do drugiego i bezpośredniego wydawania im rozkazów. To w połączeniu z obsadzeniem wyższych stanowisk w armii miernotami (z jednym czy dwoma chlubnymi wyjątkami) w dużym stopniu zaowocowało tym, że armia królewska częściej była bita niż kogoś biła
Król miał też problem z realistycznym podejściem do możliwości zebrania odpowiedniej armii. O ile, dzięki zasobności królewskiej szkatuły, wojsko było dobrze wyekwipowane i nawet umundurowane, o tyle zaciągnięto o wiele mniej żołnierzy niż planowano. Chrystian zbyt optymistycznie podchodził do zapewnień protestanckich książąt i najemników że ci wesprą go n-tysiącami żołnierzy. Jak już przyszło co do czego to zaciągi były o wiele mniejsze i o wiele gorszej jakości. A Tilly i Wallenstein nie dali królowi zbyt dużo czasu na zaciąganie nowych oddziałów.