Nie wiedziałem gdzie umieścić ten temat.
Co sądzicie o marynarce i czy ona jest potrzebna Polsce. Jak przeczytałem ten fragment to się wydaje, że bez marynarki nie da się obronić wybrzeża samymi wyrzutniami rakiet.
http://rebelya.pl/post/1483/przybylski- ... silnej-zroCzy warto szukać ich akurat na Marynarkę Wojenną? W publicystyce ostatnich tygodni pojawia się tendencja do traktowania nowoczesnych okrętów jako fanaberii zdziwaczałych admirałów, paradnego gadżetu, który wróg natychmiast pośle na dno, i postrzegania zagrożenia od strony morza jako właściwie niebyłe, sprowadzone do mało realnej operacji desantowej, której można zaradzić minami i nadbrzeżnymi wyrzutniami rakiet, którym notabene przypisuje się właściwości Wunderfaffe, albowiem mają odpędzać wrogie okręty, szachować Kaliningrad, a nawet gromić kolumny czołgów, gdyby takowe wdarły się w naszą przestrzeń. W istocie jednak poglądy te, jeśli nie są propagandową emanacją walki o wpływy w MON między generałami „czołgowymi” a resztą, są zupełnie archaiczne i pomijają rewolucję techniczną, jaka dokonała się w broni morskiej. Spowodowała ona swoistą demokratyzację, udostępniając okrętom nawet państw średnich wiele spośród możliwości zarezerwowanych dotąd dla mocarstw nuklearnych. Na nowoczesnych fregatach standardem są wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych o zasięgu rzędu 100 i więcej kilometrów, które dysponują lub będą dysponować w niedalekiej przyszłości możliwością zwalczania taktycznych i operacyjnych rakiet balistycznych (o amerykańskich SM-3, dysponujących zasięgiem 500 km i pułapem 250 km, znajdujących się na uzbrojeniu okrętów US Navy i japońskich, a przeznaczonych do niszczenia rakiet międzykontynentalnych, wspomnijmy tu jako o pewnej ciekawostce, obrazującej możliwości defensywne współczesnych marynarek wojennych). Takie możliwości uzbrojenia sprawiają, że okręt klasy fregaty nie jest gadżetem, a bardzo poważnym elementem możliwości obronnych kraju, który jest w stanie zadbać nie tylko o siebie samego, ale i porty, a nawet obiekty i aglomeracje na lądzie. Potencjałowi defensywnemu odpowiada ofensywny — wystrzeliwane z fregat czy konwencjonalnych okrętów podwodnych takich, jak znajdujące się w orbicie teoretycznych rozważań polskich specjalistów, pociski w rodzaju amerykańskich TLAM czy europejskich SCALP Naval mogą razić cele znajdujące się w odległościach przekraczających 1000 km. Nawet stanowiąca uzbrojenie uzupełniające artyleria okrętowa może strzelać precyzyjną amunicją o zasięgu rzędu 100 km. Ten krótki przegląd pokazuje, czym może dysponować polska marynarka wojenna, ale też par excellence jej potencjalni przeciwnicy, nawet jeśli trapi ich, poza siłami strategicznymi, czasowa smuta morska. Dowodzi też, że lekceważenie potencjału morskiej projekcji siły, z którym Polska może się zetknąć w razie konfliktu, i sprowadzanie go do desantu, jest zupełnie anachroniczne. Desant bowiem może nie być do niczego potrzebny w sytuacji możliwości nieskrępowanego rażenia od północy obiektów strategicznych na terenie kraju czy odwodów. Z odległości stu kilkudziesięciu kilometrów od brzegu, na której nie będzie min postawionych przez flotę przybrzeżną, zwalczanie okrętów przez NDR, widzący własnymi środkami obserwacji przeciwnika na jakieś 50 km (tych umożliwiających dalsze wykrywanie nie ma i nie wiadomo, czy w przeciwdesantowej wizji znajdzie się miejsce na ich zakup), będzie problematyczne, a okręty podwodne wroga, których wstępnie nie da się wykryć inaczej niż za pomocą dysponujących odpowiednimi sensorami własnych jednostek na pełnym morzu, będą praktycznie zupełnie bezkarne. W przypadku dywizjonu rakietowego, który miałby być jeszcze rozbudowywany, nie wolno zapominać o adekwatnej obronie przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, bez której stanie się on kupą bezużytecznego złomu, a której zapewnienie podniesie zdecydowanie koszty, przekształcając garnizony w odpowiednik okrętów, tyle że lądowy i niemobilny.
To tak wygląda, że bez fregat to mogą w nas walić ile chcą, a my nawet nie mielibyśmy czym ich razić.
Druga sprawa to zastanawia mnie jak wyglądałaby przyszła wojna. Z tego wynika, ze będzie się na odbywała na monitorach radarów. De facto rakiety mogą spaść nie wiadomo skąd.
Jakoś mi się to kojarzy z morskimi tradycjami I RP.