Chętnie, ale tylko offline - nie gram przez vassale, cyberboardy i inne takie.clown pisze:W takim razie zapraszam do rozgrywki - jeżeli nie Vassal, to w czerwcu przyjadę do Warszawy żeby Wam udowodnić, że najczęściej stwierdzenie "brak balansu" tkwi w głowach, a nie w grach
Washington's War (GMT)
- Raubritter
- Padpałkownik
- Posty: 1467
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:14
- Lokalizacja: Miasto Stołeczne Warszawa
- Been thanked: 1 time
A gdybym był strategiem,
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
- Arteusz
- Praetor
- Posty: 3144
- Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
- Lokalizacja: Kielce
- Been thanked: 1 time
W kartach bojowych mogło być lepiej, wydarzenia mało urozmaicone, ale nie na jedno kopyto (to tak dla ścisłości). Jednak zarzut dla braku zróżnicowania wojska jest chybiony. Wojsko w wojnie o niepodległość to głównie piechota. Kawaleria występowała, ale w bitwach było jej średnio 200-300 koni po obu stronach o niewielkim znaczeniu na ich przebieg, Artyleria również szła w kilkanaście sztuk na stronę, może o większym znaczeniu niż kawaleria, ale nadal nie decydującym (nie biorę pod uwagę oblężeń, a same bitwy w polu). Amerykanie początkowo w ogóle nie dysponowali artylerią (pierwsze liczące się działa zdobyto w forcie Ticonderoga), później nie było wcale lepiej i artyleria kulała. U Brytyjczyków było lepiej, ale również nie znacząco tak aby działa wygrywały bitwy. Tak więc zastosowanie punktów siły jest ok. zamiast bawić się w niepotrzebne rozdrabnianie na formacje, które historycznie były marginalne.Raubritter pisze: A Washington's War - karty bojowe identyczne (w sensie wpływu na walkę), wydarzenia - na jedno kopyto, wojska - żadnego zróżnicowania (punkt siły to punkt siły). Ok, gra miała być prosta i szybka i taka jest.
Czy dobrze rozumiem? Po kilku grach, w tym samym składzie jesteś w stanie stwierdzić że gra jest niezbalansowana?Raubritter pisze:
Podstawową wadą gry jest brak balansu - Anglicy mają po prostu sporo większe szanse na zwycięstwo.
Wrócę jeszcze do braku oblężeń. Może faktycznie gdy spojrzy się na skalę czasową gry (tura to jeden rok0 to oblężenia na planszy mijają się z celem (historycznie oblężenia trwały około miesiąca), ale można było pozaznaczać na planszy twierdze gdzie oblegano i dawać obrońcom w takich miejscach modyfikator +1.
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
- clown
- Général de Division Commandant de place
- Posty: 4423
- Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
- Lokalizacja: Festung Stettin
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 8 times
W pełni zgodzę sie z Arteuszem - poza tym formacje występujące incydentalnie w grze, zostały właśnie przedstawione w postaci kart bojowych (kawaleria, lekka piechota angielska, heskie kontyngenty, umocnienia Kościuszki itp.) i chociaż wszystkie te karty dają w sumie ten sam modyfikator +2, dodają grze klimatu i wzbogacają naszą wiedzę o konflikcie.
O balans nie będę się spierał. Uważam, że gra jest zbalansowana - pisałem już, że statystycznie rzecz biorąc wygrałem więcej razy Amerykanami niż Anglikami - może czas zacząć lansować tezę, że balans jest przechylony w drugą stronę? Inny przykład to moje doświadczenia w grze Hellenes - wszystkie moje rozgrywki kończyły się wygraną Aten, więc teoretycznie mógłbym powiedzieć, że gra jest niezbalansowana, ale Piotro z kolei opisywał partie, gdzie wygrywała Sparta. A może grałem z moją córką, albo eurograczami, a wiadomo, że oni nie umieją grać, więc moje gry się nie liczą?
I na koniec ciekawa opowiastka - rozmawiałem na Szczecińskim Konwencie Gier z autorem gry bitewnej "Ogniem i Mieczem". Rozmowa dotyczyła właśnie m.in. balansu gry - stwierdził on wręcz, że balans to jedna wielka ściema, bo nie ma idealnego balansu i tylko od graczy zależy jak wykorzystają swoje mocne i słabe przeciwnika strony.
Postawię odważną tezę - opinia o braku balansu w WWR wynikać może z nieumiejętności gry Amerykanami.
O balans nie będę się spierał. Uważam, że gra jest zbalansowana - pisałem już, że statystycznie rzecz biorąc wygrałem więcej razy Amerykanami niż Anglikami - może czas zacząć lansować tezę, że balans jest przechylony w drugą stronę? Inny przykład to moje doświadczenia w grze Hellenes - wszystkie moje rozgrywki kończyły się wygraną Aten, więc teoretycznie mógłbym powiedzieć, że gra jest niezbalansowana, ale Piotro z kolei opisywał partie, gdzie wygrywała Sparta. A może grałem z moją córką, albo eurograczami, a wiadomo, że oni nie umieją grać, więc moje gry się nie liczą?
I na koniec ciekawa opowiastka - rozmawiałem na Szczecińskim Konwencie Gier z autorem gry bitewnej "Ogniem i Mieczem". Rozmowa dotyczyła właśnie m.in. balansu gry - stwierdził on wręcz, że balans to jedna wielka ściema, bo nie ma idealnego balansu i tylko od graczy zależy jak wykorzystają swoje mocne i słabe przeciwnika strony.
Postawię odważną tezę - opinia o braku balansu w WWR wynikać może z nieumiejętności gry Amerykanami.
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
-
- Général de Brigade
- Posty: 2075
- Rejestracja: czwartek, 17 kwietnia 2008, 09:54
- Lokalizacja: Szczecin
- Has thanked: 90 times
- Been thanked: 196 times
W temacie sporu o "klimatyczność" bardziej ogólne trzy grosze i znikam (bo w grę nie grałem):
Z tego co czytam rozumiem, że WWr jest właściwie grą bardzo prostą, co sugeruje kierowanie jej do szerszego odbiorcy a nie grona ekspertów (których zresztą chyba też nie zadowoli...).
Zgoda, o ile zachowujemy odróżnienie klimatyczności od merytoryczności, bo to nie to samo.Zawsze będę powtarzał że klimat gry nie zależy tylko od samej gry ale także od wiedzy grających
Z tego co czytam rozumiem, że WWr jest właściwie grą bardzo prostą, co sugeruje kierowanie jej do szerszego odbiorcy a nie grona ekspertów (których zresztą chyba też nie zadowoli...).
- Aldarus
- Chef de bataillon
- Posty: 1021
- Rejestracja: wtorek, 12 września 2006, 08:56
- Lokalizacja: Warszawa - Bielany
- Been thanked: 12 times
Gdzieś kiedyś czytałem (pamięć już nie ta), że na bodajrze 100 rozegranych partii testowych układ zwycięstw poszczególnych stron był jakieś 53 do 47 (czy coś bardzo zbliżonego). Francja wchodziła do gry w mniej więcej połowie przypadków.
Nie dyskutuj z idiotą.
Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, potem pokona doświadczeniem.
Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, potem pokona doświadczeniem.
- clown
- Général de Division Commandant de place
- Posty: 4423
- Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
- Lokalizacja: Festung Stettin
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 8 times
E tam - pewnie Amerykanie mieli szczęśliwą rękę, szczęśliwe rzuty, a Anglikami grali eurograczeGdzieś kiedyś czytałem (pamięć już nie ta), że na bodajrze 100 rozegranych partii testowych układ zwycięstw poszczególnych stron był jakieś 53 do 47 (czy coś bardzo zbliżonego). Francja wchodziła do gry w mniej więcej połowie przypadków.
Gra jest niezbalansowana i szlus - a kto się nie zgadza, ten trąba
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
- Smerf Maruda
- Adjudant
- Posty: 216
- Rejestracja: sobota, 29 sierpnia 2009, 22:27
- Lokalizacja: Ziemia
- Been thanked: 9 times
- Kontakt:
Dobra, kajam się. Czarek, daruj!
Przed chwilą skończyliśmy z Grześkiem grę. Było bardzo, bardzo fajnie i dość, przyznaję niechętnie, klimatycznie. Gra ma parę ciekawych mechanizmów i chyba faktycznie dobrze oddaje przebieg wojny - Brytyjczycy są nieruchawi, Amerykanie zaś uprawiają partyzantkę, stawiając na mobilność, a nie siłę armii.
Jestem pozytywnie zaskoczony i chętnie zagram raz jeszcze
No i... Amerykanie wygrali, jednym stanem jedynie, ale zawsze
Przed chwilą skończyliśmy z Grześkiem grę. Było bardzo, bardzo fajnie i dość, przyznaję niechętnie, klimatycznie. Gra ma parę ciekawych mechanizmów i chyba faktycznie dobrze oddaje przebieg wojny - Brytyjczycy są nieruchawi, Amerykanie zaś uprawiają partyzantkę, stawiając na mobilność, a nie siłę armii.
Jestem pozytywnie zaskoczony i chętnie zagram raz jeszcze
No i... Amerykanie wygrali, jednym stanem jedynie, ale zawsze
- clown
- Général de Division Commandant de place
- Posty: 4423
- Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
- Lokalizacja: Festung Stettin
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 8 times
Żartujesz, czy mówisz poważnie? miło mi to czytać, chociaż wiem, że gra będzie dalej wzbudzać kontrowersjeJestem pozytywnie zaskoczony i chętnie zagram raz jeszcze
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
- Smerf Maruda
- Adjudant
- Posty: 216
- Rejestracja: sobota, 29 sierpnia 2009, 22:27
- Lokalizacja: Ziemia
- Been thanked: 9 times
- Kontakt:
- clown
- Général de Division Commandant de place
- Posty: 4423
- Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
- Lokalizacja: Festung Stettin
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 8 times
Tak, zgodzę się co do czasu gry - 90 minut jest czasem minimum - średnia wychodzi nieco dłuższa.
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
- Raubritter
- Padpałkownik
- Posty: 1467
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:14
- Lokalizacja: Miasto Stołeczne Warszawa
- Been thanked: 1 time
Ale pamiętaliście, że jeżeli obie strony spełniają warunki zwycięstwa lub nie spełnia ich żadna ze stron, to wygrywają Brytyjczycy? Zdobycie i utrzymanie kontroli nad 6 koloniami (w tym Kanadą) nie wymaga od Anglików nadludzkich mocy ani nawet podróżowania po całym kontynencie, skakania po portach itd. Wszystko, czego potrzebują, jest bliziutko - parę kroków od Kanady.Smerf Maruda pisze:No i... Amerykanie wygrali, jednym stanem jedynie, ale zawsze
No, na pewno trochę dodają, w ogóle jedną z głównych zaletą kart w grach wojennych jest "klimat". Podsumowując moje stanowisko - pod tym względem Washington's War jednak nie błyszczy. Proste pytanie - ile jest CDG, gdzie karty są mniej, a ile, gdzie są bardziej klimatyczne? Clash of Monarchs, Ścieżki Chwały, Halls of Montezuma, Pursuit of Glory, Here I Stand, Stalin's War, Sukcesorzy, Thirty Years War, Twilight Struggle, Wilderness War, For the People... We wszystkich wymienionych grach karty są bardziej "klimatyczne" i dodają więcej kolorytu. Oczywiście, wiąże się to z pewnymi kosztami - gra jest wtedy trudniejsza do opanowania, bardziej skomplikowana i dłuższa. Washington' War zaś jest gra prostą, szybką, doskonale nadającą się dla graczy zaczynających swoją przygodę z CDG.clown pisze:(...) i chociaż wszystkie te karty dają w sumie ten sam modyfikator +2, dodają grze klimatu i wzbogacają naszą wiedzę o konflikcie.
Zdziwisz się zapewne, że wcale tej tezie nie będę zaprzeczał. Oczywiście, jest taka możliwość. Tylko, że dla mnie akurat to tak naprawdę nie ma wielkiego znaczenia czy gra jest w ogóle źle zbalansowana czy po prostu dobrej gry Amerykanami trzeba się nauczyć. Bo przecież jest tyle lepszych gier, ciągle pojawiają się nowe (teraz Stalin's War), że nie mam czasu ani ochoty przechodzić przez bolesny proces wypracowywania dobrej strategii Amerykanami, podczas którego kolejne gry będą wygrywane głownie przez Brytyjczyków.clown pisze:Postawię odważną tezę - opinia o braku balansu w WWR wynikać może z nieumiejętności gry Amerykanami.
Jeżeli podczas najbliższego pobytu w Wawie zechcesz mi pokazać, jak grać Amerykanami, żeby wygrać, przy założeniu przeciętnie chociaż kompetentnej gry Brytyjczyka - będę zobowiązany.
A gdybym był strategiem,
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
- Arteusz
- Praetor
- Posty: 3144
- Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
- Lokalizacja: Kielce
- Been thanked: 1 time
Widać ma znaczenie, jeżeli tak dobitnie sugerujesz że gra jest niezbalansowana. Albo nie potrafimy nadążyć za twoim tokiem rozumowania.Raubritter pisze: Tylko, że dla mnie akurat to tak naprawdę nie ma wielkiego znaczenia czy gra jest w ogóle źle zbalansowana czy po prostu dobrej gry Amerykanami trzeba się nauczyć.
Tutaj znowu się objawia Twoja obsesja niezbalansowania gry, która jak piszesz jest nieistotna, a ciągle do nie wracasz. I rozumiem, że Stalin's War jest lepszą grą mimo że jeszcze w nią nie grałeś?Raubritter pisze: Bo przecież jest tyle lepszych gier, ciągle pojawiają się nowe (teraz Stalin's War), że nie mam czasu ani ochoty przechodzić przez bolesny proces wypracowywania dobrej strategii Amerykanami, podczas którego kolejne gry będą wygrywane głownie przez Brytyjczyków.
A teraz ogólnie. To że komuś gra się nie podoba nie oznacza jeszcze że gra jest kiepska. Po prostu nie jest dla niego i szuka w grze czegoś innego lub okres którego dotyczy jest dla niego nieinteresujący. Ktoś może sprowadzać klimat tylko do różnorodności kart, ale dla kogoś innego różnorodność kart jest tylko jednym ze składników tworzących klimat.
I tak na boku. O ile pamiętam w Thirty Years War karty są również mało zróżnicowane, a karty bitewne dają taki sam modyfikator +1, a wymieniasz ją w grach bardziej klimatycznych od WWR.
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
- Aldarus
- Chef de bataillon
- Posty: 1021
- Rejestracja: wtorek, 12 września 2006, 08:56
- Lokalizacja: Warszawa - Bielany
- Been thanked: 12 times
Moja teoria na temat + 2 z kart bitewnych jest taka - + 1 dają eventy których chcemy się pozbyć, + 3 chyba byłoby za dużo. A więc wszytskie dają + 2
Ta gra poprzez swoją asymetryczność nie jest intuicyjna jeśli chodzi o strategię i początkowow popełnia się cały szereg błędów. Ja w pierwszej partii usilnie starałem się dorównać anglikom na polu militarnym, co było nonsensem (choć trochę wymuszonym przez inny błąd - niewłaściwe zabezpieczenie kongresu). Myślę, że potrzeba paru gier rozegranych po obus tronach, aby wyczuć mocne i słabe strony każdej z nich i móc je świadomie wykorzystywać. Zobaczymy.
Trzeba też pamiętać o tym, że gra jest przeznaczona do rozegrania powiedzmy 2h (przy doświadczonych graczach). Z tym wiąże się konieczność zupełnie innego jej ustawienia od strony przepisów - nie można więc jej do końca porównywać choćby z For the people, z całą jej głębią i wszystkimi, jakże miodnymi, szczególikami.
Ta gra poprzez swoją asymetryczność nie jest intuicyjna jeśli chodzi o strategię i początkowow popełnia się cały szereg błędów. Ja w pierwszej partii usilnie starałem się dorównać anglikom na polu militarnym, co było nonsensem (choć trochę wymuszonym przez inny błąd - niewłaściwe zabezpieczenie kongresu). Myślę, że potrzeba paru gier rozegranych po obus tronach, aby wyczuć mocne i słabe strony każdej z nich i móc je świadomie wykorzystywać. Zobaczymy.
Trzeba też pamiętać o tym, że gra jest przeznaczona do rozegrania powiedzmy 2h (przy doświadczonych graczach). Z tym wiąże się konieczność zupełnie innego jej ustawienia od strony przepisów - nie można więc jej do końca porównywać choćby z For the people, z całą jej głębią i wszystkimi, jakże miodnymi, szczególikami.
Nie dyskutuj z idiotą.
Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, potem pokona doświadczeniem.
Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, potem pokona doświadczeniem.
- Raubritter
- Padpałkownik
- Posty: 1467
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:14
- Lokalizacja: Miasto Stołeczne Warszawa
- Been thanked: 1 time
Zdecydowanie to drugie, więc wyłuszczę jeszcze raz, podkreślając raz jeszcze, że to moja opinia, a nie obiektywny sąd o grze. Otóż uważam, że jedną stroną gra się dużo łatwiej i łatwiej nią wygrać. I nie jest szczególnie istotne, czy wynika to z tego, że gra jest po prostu zepsuta czy z tego, że dopiero po zdobyciu odpowiedniego doświadczenia można dostrzec i nauczyć się wykorzystywać silne strony Amerykanów. Nie jest istotne ponieważ, z mojego punktu widzenia, ta gra nie jest wystarczająca dobra, żebym miał czas i chęć zagrać w nią wystarczająco wiele razy. Mam bowiem dostęp do masy lepszych gier, a czas na gry siłą rzeczy jest limitowany. Nawet, jak miałbym chęć zagrać w stosunkowo prostą i niezbyt długą grę z ograniczonym zarządzaniem otrzymanymi kartami, to też wybiorę inną, moim zdaniem, lepszą grę, czyli Unhappy King Charles.Arteusz pisze:Widać ma znaczenie, jeżeli tak dobitnie sugerujesz że gra jest niezbalansowana. Albo nie potrafimy nadążyć za twoim tokiem rozumowania.
Nie twierdzę, że Stalin's War jest lepsza, tylko, że jest bardziej klimatyczna. To mogę stwierdzić już po lekturze zasad, kart i AAR-ów z ConsimWorlda. Dopóki sam nie zagram, nie wypowiem się, czy jest lepsza.Arteusz pisze:I rozumiem, że Stalin's War jest lepszą grą mimo że jeszcze w nią nie grałeś? (...) O ile pamiętam w Thirty Years War karty są również mało zróżnicowane, a karty bitewne dają taki sam modyfikator +1, a wymieniasz ją w grach bardziej klimatycznych od WWR.
O ile ja pamiętam, to to karty w Thirty Tears Wolrd są bardziej zróżnicowane (karty bojowe, karty dotyczące subsydiów, przystąpienia nowych państw do wojny, nowi wodzowie, wojna w Niderlandach, rewolty, epidemie, głód, zmiana stron przez Saksonię itd.). Ale, jak widać, każdy pamięta inaczej Zresztą, w Thirty Years War każda karta jest wydarzeniem i już samo to dodaje grze więcej chromu i klimatu. W Washington's War (i Unhappy King Charles zresztą też) dużą część talii stanowią karty OPS - w ten sposób chrom został złożony na ołtarzu szybkości rozgrywki. Dla mnie akurat to wada, bo w ten sposób marnuje się cześć potencjału kryjącego się w CDG.
No, to chyba oczywiste. Wymieniamy się subiektywnymi opiniami i żaden z nas, mam nadzieję, nie rości sobie prawa do bycia wyrocznią wydającą ex cathedra obiektywne sądy o grze I tak też jest z klimatem - w każdej grze wymienionej przeze mnie w poprzednim poście znalazłem (lub, jak w przypadku Stalin's War - wydaje mi się, że znajdę) więcej tego nieszczęsnego klimatu, z reguły kosztem dłuższej i bardziej skomplikowanej rozgrywki.Arteusz pisze:A teraz ogólnie. To że komuś gra się nie podoba nie oznacza jeszcze że gra jest kiepska. Po prostu nie jest dla niego i szuka w grze czegoś innego lub okres którego dotyczy jest dla niego nieinteresujący. Ktoś może sprowadzać klimat tylko do różnorodności kart, ale dla kogoś innego różnorodność kart jest tylko jednym ze składników tworzących klimat.
A gdybym był strategiem,
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Zbójcerzyku, czy to było zamierzone? Nawet jeśli nie, to jakież to piękne: "Świat Trzydziestu Łez" (z małą literówką) ;DRaubritter pisze:Thirty Tears Wolrd
Jakby tytuł powieści fantasy, czy coś!
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów