Gdyby jako główne kryterium przyjmować to, kto wykonał swoje zadanie, to są dowódcy i zadania ambitniejsze i mniej ambitne i można w różny sposób zadania wyznaczać. Często też wyznacza się kilka różnych zadań, albo wariantywnie, więc jest to kryterium do pewnego stopnia subiektywne.
Masz jakiś przykład zadania wariantowego lub kilku różnych zadań? Bo o ile się nie mylę to jest wyjątkowo niezgodne ze sztuką wojenną. Wręcz szkolny błąd w dowodzeniu.
Hipotetyczny przykład: polski dowódca we wrześniu 1939 roku na odcinku X mógł dostać zadanie obrony, mógł się obronić 1 czy 2 dni, ale potem w związku z tym, że jednostka wskutek dużych strat nie nadawała się do walki i sytuacja się zmieniła otrzymać rozkaz odwrotu, w wyniku którego jednostka uległa rozprzężeniu i potem (w takiej sytuacji już chyba sam) wydać tej jednostce rozkaz by pododdziały ratowały się na własną rękę jak mogą. Teoretycznie cały czas jednostka realizuje rozkazy, a więc odnosi sukces, chociaż obiektywnie została rozbita i poniosła klęskę. Oczywiście upraszczam pewne rzeczy i być może trywializuję.
Tylko zawsze dowódca ma swojego przełożonego. I to do tego przełożonego należy określenie kryteriów obrony, rozkazów odwrotu i tak dalej. Jeśli ktoś wytrwał zadany czas w obronie, to odniósł sukces. A jeśli w czasie odwrotu jego jednostka uległa rozproszeniu, to poniósł porażkę w czasie odwrotu. Do jego zadań należała obrona, oraz informowanie przełożonego o stanie jednostki. I jeśli dowódca nakazał mu wytrwać, założenie jest takie, że wie co robi. Bo wie i widzi więcej, ma szerszy zamysł i być może trzeba poświęcić tą jednostkę w tym miejscu, po to, żeby osiągnąć większy sukces gdzieś indziej, albo uratować jednostki na ważniejszym kierunku.
No właśnie, to może przenieśmy to rozumowanie (na chwilę) na kampanię wrześniową. Niemcy zwyciężyli bezapelacyjnie i szybciej niż się ktokolwiek spodziewał. I w tym świetle niestety postrzega się sukcesy w pojedynczych bitwach i potyczkach Wojska Polskiego. Tak naprawdę wykonanie przez wiele polskich jednostek ich zadań okazało się nie mieć znaczenia, podobnie jak niewykonanie swoich zadań przez część jednostek niemieckich. Po prostu nic te sukcesy nie przyniosły. Zwycięstwo było poza zasięgiem, co do pewnego stopnia zmusza do szukania innych kryteriów.
No właśnie. I to jest błąd. Bo Kampania Wrześniowa składała się z wielu małych sukcesów i małych porażek. I pokusa, żeby oceniać wszystko w kontekście całości jest błędna. Za całość obrony odpowiadał NW. Za działania Armii Pomorze odpowiadał Bortnowski. I trzeba ich oceniać, każdego za swój odcinek. I każdy z nich, z osobna odnosił na swoim odcinku porażkę lub sukces. Sprowadzanie wszystkiego do "kto ile zastrzelił Niemców", to jest postrzeganie wojny z perspektywy szeregowego. No kaprala może.
Żeby unaocznić Ci co mam na myśli dwa przykłady sukcesów, które sukcesami zupełnie nie były:
1. SGO Narew. Dostaje gdzieś tak 7 września rozkaz odwrotu na Bug. Niemcy już są w Ostrowi Mazowieckiej, w zasadzie sforsowali Bug w Broku, ale na odcinku SGO Narew... mało się dzieje. Fijałkowski pod wpływem jednego z kapitanów ze swojego sztabu przekonuje NW, że powinien wykonać uderzenie na tyły 12 Dywizji Piechoty i Dywizji Kempf. I wykonuje takie uderzenie - zabiera Suwalską Brygadę i 71 pułk piechoty i uderza. Wszystko jest super. Małe straty polskie, duże straty niemieckie zdobyte samochody. Ekstra. No i co się dzieje? W miejscu gdzie wcześniej była Suwalska Brygada na południe od Wizny przez pozycje 2 puł przechodzi uderzenie 90 pułku piechoty i I/8 PzRgt. Niemcy rozpraszają tyły polskie, zajmują Zambrów, 18 Dywizja zaczyna się cofać dwa dni za późno, nie jest w stanie przebić się przez Zambrów, zostaje otoczona i zniszczona.
Dlaczego? Przecież ktoś osiągnął sukces w natarciu na D Kempf! Stosunek strat pewnie był z 10:1 na korzyść Polaków... w tym dniu.
2. Walki nad Wkrą w 1920. Sikorski ma za zadanie wiązać przeciwnika i bronić się na linii rzeki. Ale wie lepiej. Przechodzi do natarcia i zmusza bolszewików do odwrotu. Bolszewicy zaczynają się wycofywać zanim zamknęły się kleszcze i udaje się im ocalić większość armii. Efekt? Trzeba toczyć po miesiącu jeszcze jedną bitwę nad Niemnem.
Każde działanie powinno być o tyle oceniane o ile realizuje zamysł przełożonego.
Jeśli chodzi o dążenie do minimalizowania strat wśród walczących, to raczej jak bym miał się doszukiwać, to oddziaływanie ustroju demokratycznego, rosnąca rola mediów (od czasów wojny w Wietnamie) i przenoszenie pewnych sposobów rozumowania i wzorców w przeszłość.
Z tym się zgadzam. Być może to ogólny rozwój humanizmu wpływa na takie podejście, może bardziej niż demokracja.
Akurat w grach jest to różnie. Dużo częściej warunki zwycięstwa w grach są terenowe tzn. opanowanie bądź obrona określonego pola (pól), co w zasadzie odpowiada realizacji zadania. Najlepsze są rozwiązania mieszane (teren + straty + ewentualnie inne) i takie najczęściej występują w dobrych grach. Zwłaszcza w tytułach dotyczących dawniejszych epok jest inne kryterium: rozbicie sił przeciwnika. I jeśli szukać jednego kryterium, to ono jest moim zdaniem najlepsze. Wracając do historii, wydaje mi się, że trzeba brać pod uwagę różne czynniki i starać się dokonać bilansu. Np. wykonanie zadania za cenę ogromnych strat nie jest zwycięstwem, chyba że osiągnęło się w wyniku tego jakieś konkretne korzyści operacyjne. Również poniesienie dużych strat samo w sobie nie przesądza o klęsce, o ile zrealizowało się zadanie i osiągnęło korzyści operacyjne.
Często jest tak, że elementem zadania jest konserwacja sił, szczególnie na wyższych szczeblach dowodzenia. Nie pamiętam teraz tego typu zadań, ale np. wydaje się polecenie opóźniania, albo obrony z wyznaczeniem linii odwrotu.
Ale zgadzam się z Tobą - rozbicie sił przeciwnika często jest ostatecznym celem, z tym, że jednak w czasie II wojny światowej rzadko osiągalnym w czasie pojedynczej bitwy. Najczęściej zadania jednak sprowadzały się do zajęcia jakiegoś przedmiotu terenowego, bo wyższy dowódca w ten sposób orientował się w terenie wobec sił przeciwnika. Natomiast wyobrażam sobie, że na poziomie armii można byłoby wyznaczyć jakiś przedmiot terenowy (rzekę, miasto) i ustalić jakiś maksymalny poziom strat.
Pozdrawiam
Krzysiek