Ale te 12 działek 2 cm, to były przeciwlotnicze? Zgadza się? I Niemcy je częściej używali przeciwko polskiej piechocie niż polskim samolotom. Np. pod Lwowem.
Nie, przeciwpancerne. I może i czasem były używane przeciwko piechocie. Tylko niezbyt często bo to było niezgodne z regulaminami.
Chyba nie przeczytałeś uważnie tego co napisałem. Może i służyli w armii niemieckiej, ale nie w "sturmbatalion". To co było w podręcznikach to jedno, a praktyka drugie.
Niestety regulamin to podstawa działania wojska, każdego. I to co było w regulaminie to było w rzeczywistości. Ja nie wiem ilu polskich oficerów służyło w "sturmbatalion" (ciągle nie wiem co to jest). A Ty wiesz?
Niemcy wielokrotnie relacjonują, że tak wyglądały polskie ataki. Poziom strat to potwierdza, a także wspomnienia. I powtarzające się zdanie w polskich dokumentach: "atak załamał się w ogniu ckm". No i ciągle te bagnety i bagnety...A Niemcy wycofują się (wiadomo tchórze) na najbliższe wzgórze, ustawiają ckm i szatkują atakujących. I zawsze potem piszą: "Polacy atakowali dzielnie, był jedne, drugi atak, a potem pojawiało się setki jeńców". Na pewno znasz „Blitzkrieg w Polsce wrzesień 1939” - Richard Hargreaves (wiem, że to pisane jest na niemieckich książkach), tam to się potarza nagminnie.
Niemcy wielokrotnie też relacjonują, że "strzelcy strzelali do nas z koron drzew". Co druga relacja ma takie kwiatki. A nic takiego nie miało miejsca. Mylisz beletrystykę i upiększane wspomnienia z rzeczywistością. Jak poczytasz odpieranie natarć niemieckich np. pod Nowogrodem to tam są identyczne opowieści o natarciach niemieckich. Czy prawdziwe? Oczywiście, że nie. Tak po prostu ludzie opowiadają.
Takie straty poniosła jedna kompania. Atakowały dwa polskie bataliony 55. pp. Atak opisany jest w „14 Wielkopolska Dywizja Piechoty w dokumentach i wspomnieniach” wydawnictwa Tetragon, s. 275. Statystyka jest od dowódcy tej kompanii, a on chyba wie co pisze. Pozostałe kompanie pewnie miały zbliżone straty.
Najwyższe straty w natarciu poniosła 6 kompania, która przedarła się do szosy Piątek - Gaj. Dostała się pod boczny ogień, dowódca zginął, a kompania poszła w rozsypkę i żołnierze grupami wrócili nad Bzurę. Największa zwarta grupa liczyła 100 osób. Nic nie znalazłem w materiałach o tym, żeby jedna kompania straciła 172 osoby. A jeśli nawet tak było (bo na wojnie niczego nie można wykluczyć) to była to kompania o najwyższych stratach z całej dywizji. Generalnie II batalion poniósł ciężkie straty, ale było to po pierwsze forsowanie rzeki, po drugiej w nocy (natarcie zaczęło się o 18.00, a batalion został zluzowany o 1.00 w nocy), po trzecie atakowano okopanego przeciwnika.
Przypomnę, że niemiecka 228 Dywizja Piechoty straciła w czasie walk na Pradze cały batalion w jednym natarciu (150 zabitych, 360 zaginionych). Takie rzeczy na wojnie się dzieją, ale nie są wyznacznikiem jakości całej armii
Skąd te dane?
Z raportu lekarza armijnego 4. Armii. (NARA)
Poczytaj jakie stany miały niemieckie bataliony (a nawet dywizje) po 9 dniach walk na Białorusi latem 1944 roku, przestaniesz się dziwić.
To inna sytuacja, ale każdy ma prawo do swojej opinii. A oprócz tego w operacji Bagration, prawdopodobnie najbardziej błyskotliwej operacji AC w II wś stosunek strat i tak był ok. 1:1 w zabitych. Nasze 8-10:1 to jednak duża różnica.
Zależy jak liczyć. Jeśli liczysz od 22 czerwca do początku sierpnia (albo może nawet września) to pewnie tak. Jak liczysz do 15 lipca to już tak różowo dla Niemców nie wychodzi. Jeszcze raz pytanie o źródło strat - oficjalne straty polskie to do 60 tysięcy żołnierzy, oficjalne niemieckie to 11 tysięcy. Nijak nie wychodzi 1:10.
„Księga pochowanych żołnierzy polskich poległych w II wojnie światowej. Tom I” - jedna rzecz się pomyliłem, na cmentarzach, stan z 1992 roku leżało 72.000 żołnierzy, czyli to jest liczba minimalna. Problem polega, że badania na kresach wschodnich były z oczywistych powodów ograniczone i tam doliczono się tylko 960 poległych. Tylko w rejonie Lwowa poległo ich znacznie więcej, a jeszcze jest Brześć itd. Wg. obliczeń prof. Eugeniusza Kozłowskiego nasze straty to 95.000-97.000 (wychodząca z liczby pochowanych), takie same podaje artykuł prof. Paneckiego w WPH. Prof. Rezmer wielokrotnie mówił , że zginęło CO NAJMNIEJ 100.000 żołnierzy. Sam byłem świadkiem na konferencji naukowej jak mówił, żeby nie opowiadać bajek o 66.000, jak wiemy że zginęło co najmniej 100.000. Inni naukowcy udawali, że tego nie słyszą. 100.000 to jest minimum. Z opisanych przeze mnie wyżej powodów uważam, że rzeczywista liczba jest bliższa 150.000, ale każdy ma prawo do swojego zdania. Można nawet wierzyć, że straciliśmy tylko 72.000 żołnierzy. Spotkałem się z liczbą 200.000, ale na szybko nie znajdę gdzie to było. Osobiście uważam, że jest za duża.
Moim zdaniem to są nieuzasadnione dywagacje, ale nie prowadziłem sam badań i nie potrafię porównać. Nie wiem w jaki sposób prowadzono inwentaryzację na cmentarzach, ale znam kilkanaście cmentarzy gdzie liczba poległych wpisywana była "na oko". Np. cmentarz w Ząbskach Kościelnych nad Narwią (1 Dywizja Piechoty Legionów). Podobno 300 poległych... a tak naprawdę kilkudziesięciu.
Co ciekawe groby uzupełniane zamordowanymi przez UB w latach 40.
Głównym problemem większości polskich prac historycznych jest to, że są pisane tylko (lub prawie tylko) na polskich dokumentach. A nowsze publikacje to często przepisywanie starych bez czytania dokumentów. A jak się do nich zajrzy to obraz jest smutny. Autorzy z lat 60, 70 i 80, często pamiętali wojnę, jak Zawilski w niej walczyli, więc tworzyli obraz zdecydowanie bardziej optymistyczny. Jak się próbuje opisać to bardziej realnie to robi się afera jak z Wizną, gdy historyk zaczął liczyć zabitych Niemców i wyszło mu, że zginęło ich nie więcej niż kilku, czy kilkunastu. Gościa zakrzyczeli, a książka do dziś nie została wydana, a wiem, że jest napisana.
No widzisz, a ja akurat Wesołowskiego znam osobiście i wiem jakie błędy popełnił, bo mam wszystkie zachowane materiały niemieckie z okolic Wizny. I wiem, że gdyby Wesołowski miał materiały, to by książkę wydał i nikt by go nie "zakrzyczał". On miał wycinkowe dane z kilku miejsc i próbował wylansować się na "odbrązawianiu".
Nie bronię Wizny - legenda jest stanowczo przejaskrawiona, w dodatku po polskiej stronie doszło do skandalicznych błędów w dowodzeniu, ale materiałów Wesołowski nie ma.
Jeśli chodzi o 39 rok prawdziwą perełką jest książka Piotra Sadowskiego „Jordanów 1939. Historia i pamięć pierwszej bitwy 10. Brygady Kawalerii”, Pcim 2019. Publikacja szczegółowo analizuje działania bojowe w rejonie Jordanowa w pierwszych dniach września 1939 roku. Książka powstała z wykorzystaniem licznych źródeł archiwalnych, publikacji i relacji polskich oraz niemieckich. Dzięki temu ukazano działania bojowe obu stron. Oprócz tego autor doskonale zna teren walk i widać to podczas lektury. Publikację uzupełniają liczne mapy i zdjęcia ukazujące wydarzenia tamtych dni, np. zniszczone polskie Boforsy, czy też obezwładnione pojazdy niemieckie. Publikacja potwierdza bardzo dobrą postawę 10. BK. W zabitych straty obu stron kształtowały się na poziomie 1:1 – rzadko spotykany wynik w 1939 roku. Jeśli doliczymy jeńców było oczywiście gorzej – ok. 3:1 na korzyść Niemców. Autor z dużym szacunkiem pisze o polskich żołnierzach, ale obiektywnie ocenia przebieg walk, np. realną liczbę zniszczonych czołgów.
Znam autora i znam materiały na których się oparł. Uważam, że to jest książka o bardzo wysokiej jakości. Nie wiem natomiast na jakiej podstawie piszesz, że "na poziomie 1:1 – rzadko spotykany wynik w 1939 roku". Takiej analizy taktycznej przecież nikt nie przeprowadził. A z jeńcami i ze stratami tak już jest, że jak się jest w rozsypce, dezorganizacji i odwrocie straty w zaginionych i jeńcach (ale także krwawe) są o wiele wyższe niż gdy prowadzi się zorganizowany odwrót czy natarcie.
Nie bez kozery piszę o Bagration - bardzo podobna sytuacja do września 1939 roku. Przewaga w mobilności wojsk sowieckich, głębokie (bardzo głębokie) przeskrzydlenie Niemców. To co się działo pod Bobrujskiem przypomina 1:1 to co wspominają Polacy. Znikające bataliony, rozbite sztaby dywizji i dywizjony artylerii, próby przebijania się na piechotę plutonami. Walki w okrążeniu, panika. Warto poczytać, bo to pozwala na wyrobienie sobie szacunku do Polaków. Z tym, że Niemcy byli znacznie bardziej doświadczoną armią, no i mieli rezerwy, które mogli przerzucić w celu ustabilizowania frontu. Coś czego myśmy nie mieli w 1939 roku.
Oczywiście opisy walk nie stawiają, generalnie, Wojska Polskiego w dobrym świetle.
W całej wojnie są sytuacje trudne i łatwiejsze. Ja znam znacznie więcej dramatycznych opisów, gdzie dowódcy (albo żołnierze) nie wypełniali swoich zadań, załamywali się i szli w rozsypkę. Natomiast jest zasadnicza różnica w sytuacji gdy walczy wojsko dobrze zaopatrzone i zorganizowane, a takie, które przeszło w odwrocie szereg kilometrów, nie odpoczęło i nie jadło od dwóch dni. Naprawdę, polecam materiały niemieckie na temat Bagration. To pozwala na dystans.
Jest jakaś moda na odkrywanie "prawdziwej" jakości WP na podstawie różnego rodzaju materiałów niemieckich. Tymczasem w Instytucie Sikorskiego są tysiące stron (jeśli nie dziesiątki tysięcy) polskich relacji, gdzie są znacznie bardziej drastyczne opisy. I jakoś nikt ich nie "odkrywa". Dlaczego? Moda?
Mam ten komfort, że czytałem masę oryginalnych materiałów i polskich i niemieckich. Warto mieć jakiś poziom odniesienia, żeby potrafić krytycznie ocenić wspomnienia i publikacje.
Pozdrawiam
Krzysiek