[Wilhelmshaven, wrzesień 1940 roku]
Dziennik dowódcy U-boota typ VII
Przydzielono mnie jako dowódcę do okrętu podwodnego typ VII. Przybyłem do bazy Kriegsmarine w Wilhelmshaven kilka tygodni przed pierwszym rejsem. Dni poprzedzające wypłyniecie na pierwszy rejs pozwoliły mi poznać załogę, z którą przyjdzie mi służyć ku chwale Vaterlandu. Pierwszym zadaniem jakie przydzieliło nam dowództwo jest rutynowy dwudniowy patrol na Morzu Północnym. Mamy kierować się na północ i według doniesień wywiadu przygotować się na wzmożoną aktywność wroga, dokładniej zwiększony ruch floty handlowej w kwadracie AF
W trakcie misji mamy uważać na działające coraz śmielej jednostki przeciwnika, szczególnie wzmożone patrole eskorty osłaniające flotę handlową w pobliżu wód przybrzeżnych Wielkiej Brytanii. Cel jaki stawia przed nami dowództwo Kriegsmarine w ciągu dwudniowego rejsu to zatopić jak najwięcej jednostek wroga. Do tego posłuży nam 5 torped parogazowych i 4 torpedy elektryczne – stosunkowa nowość na wyposażeniu U-bootów.
Zaraz po wypłynięciu z portu doniesiono mi o braku smarowania w silnikach Diesla.
Rejs bojowy zaczął się niezbyt dobrze, miejmy nadzieję, że po prowizorycznej próbie naprawy silniki wytrzymają dwa dni na pełnym morzu. Po powrocie do stoczni, mechanicy się nimi zajmą.
Kurs północ zanurzenie 49 metrów, prędkość pół naprzód.
Godzina 9:35 rano 10 września 1940 roku, zarządziłem kontrolę wynurzenia na głębokość peryskopową. Przeciwnika brak, towarzyszyło nam jedynie słońce.
Tym razem zrządziłem zanurzenie na 53 metry.
Godzina 9:46, nasza pokładowa Enigma ożyła wydając z siebie charakterystyczne pikanie.
Dowództwo prosi o raport pogodowy z sektora AN45.
Wydaję rozkaz wynurzenia się na powierzchnię.
Warunki pogodowe w sektorze AN 45 bardzo dobre. Wysłaliśmy wiadomość do dowództwa. Godzina 10:47 nasza pokładowa Enigma znowu zaczęła odbierać wiadomość. Tym razem przyniosła ona upragnione przez całą załogę wieści. W sektorze AN 22 wykryto wrogie okręty eskorty, a gdzie jest eskorta, tam też znajduje się nasz cel, czyli jednostki handlowe. Wśród załogi zapanowało nerwowe podniecenie przed czekającą nas walką. Zanurzenie 66 metrów, silnik cała naprzód.
Nowy kurs 210 stopni w kierunku wschodnim, kierujemy się do kwadratu AN 22. Pompa paliwowa wymagała konserwacji, miał się tym zająć mechanik. W międzyczasie, gdy druga wachta obejmowała stanowiska luzując kolegów, którzy udawali się na odpoczynek, nastąpiła awaria hydrofonu – mamy teraz ograniczony zasięg nasłuchu oraz co bardziej przygnębiło załogę – awarię kuchenki.
Pierwszeństwo w naprawie miał hydrofon, bez niego by,liśmy zupełnie bezradni nie wiedząc gdzie znajduje się przeciwnik. Kazałem zatrzymać silniki do czasu naprawy hydrofonu pozostaniemy w zanurzeniu. Z dobrych wiadomości, o godzinie 12:11 głównemu mechanikowi udało się przywrócić smarowanie w silnikach Diesla
oraz dokonać konserwacji pompy paliwowej. O 15 udało się naprawić hydrofon. Mogłem teraz wydać rozkaz cała naprzód.
Po jakimś czasie obserwator na mostku dostrzegł w niewielkiej odległości od brzegu, namiar 25 stopni na kursie 184 stopnie, małą jednostkę pływającą. Stanowiłaby idealny cel, aby sprawdzić przygotowanie okrętu i załogi przed poważniejszymi celami
Na pojedynczą łódź szkoda marnować cenne torpedy, dlatego rozkazałem wynurzenie okrętu i zniszczenie jej za pomocą działa przeciwlotniczego 88 mm. O godzinie 17:48 doszło do wycieku gazu. Mimo szybko przeprowadzonej akcji naprawczej, morale załogi, po popołudniowym entuzjazmie spowodowanym zatopieniem pierwszej jednostki pływającej przeciwnika, nie został nawet najmniejszy ślad.
Po kolejnych kilku godzinach podpłynęliśmy blisko wód przybrzeżnych Wielkiej Brytanii, mając nadzieję, że natrafimy na aliancki konwój z dostawami.
Niedługo po zmianie kursu zaatakował U-boota samolot nieprzyjaciela. Postanowiłem podjąć walkę, wysyłając ludzi do obsługi działka 20 mm.
Chłopcy szybko posłali porywczego alianckiego pilota na dno morza.
Niedługo po zwycięskim starciu z alianckim pilotem, wykryliśmy pojedynczą jednostkę pływającą nieprzyjaciela.
Udało nam się ją zatopić zużywając dwie torpedy: elektryczną, która minęła cel o kila metrów, następnie już celnie trafiając i torpedą parogazową.
Był to nasz ostatni łup w czasie tego rejsu, kolejny drugi i zarazem ostatni dzień upłynął pod znakiem zepsutej wyrzutni torpedy 6 i po raz drugi popsutej kuchenki, co wywołało niezadowolenie z serwowanych posiłków wśród załogi. Powróciliśmy bezpiecznie do portu macierzystego w Wilhelmshaven.