Chodziło mi o maksymalnie długi ciąg kart negatywnych. Jeśli mam 10 kart, to wiem, że MOJA karta będzie najdalej dziesiąta, a więc mogę w związku z tym założyć coś tam w swojej taktyce. Jeśli natomiast wiem, że równie dobrze przez 10 kart tej nie będzie,a może nawet 18, to jest pewne ryzyko. Nie jestem matematykiem, ale w gry gram od 20 lat, więc podchodzę do nich w sposób... jak gracz. Teoretycznie prawdopodobieństwa wyrzucenia trzech szóstek na trzech kostkach jest niskie. Ale jakoś jak się gra w coś, to non stop wychodzą dziwne wyniki
Ile razy, jak się np. grało w X-Winga, to wbrew wszelkiej logice w ciągu całej gry nie miało się ani jednego porządnego trafienia? Teoretycznie na kostce jest więcej sukcesów od porażek. A jednak. Bo rachunek nie działa tak, że jak się wyrzuciło szóstkę, to następna będzie najszybciej za kolejnym, szóstym razem. Na pewno to doskonale wiesz lepiej ode mnie. A jednak w grze może się trafić szóstka pięć razy pod rząd.
I o to mi chodzi.
Wybacz, jeśli to źle ująłem. Ale chodzi mi o to, że jeżeli w "Moście" mam możliwość pociągnięcia 18 kart bez sukcesu, to dla mnie jest to żaden interes, aby wyczekiwać danej karty. Wiem, że równocześnie mam więcej "dobrych kart" w talii. Ale to nie zmienia faktu, że mogą być na samym spodzie.
Wracając do ogólnego zarzutu, że recenzowałem grę, której nie rozumiem.
Zgadza się! Recenzent to osoba, która bierze się za nowy dla siebie produkt i go testuje. Nie jest w stanie stać się ekspertem w danym systemie, bo wtedy trzeba by w tę grę grać bardzo długo, a to nie do końca jest możliwe. Oceniam grę z perspektywy klienta, który idzie do sklepu, kupuje produkt odpakowuje i próbuje się nim bawić. Swoje wrażenia ujmuje w formie recenzji. Recenzent ma też obowiązek przetestować jak najszersze spektrum gry, dlatego rozgrywa scenariusze parokrotnie lub zachowuje się w grze tak, jak niekoniecznie się opłaca... aby przetestować dostępne opcje. Ja tak zrobiłem.
Jednak nikt nie może wymagać od recenzenta, aby nabrał biegłości w grze! To przecież absurd, abym grał tygodniami, szlifował umiejętności... wtedy jedną grę testowałbym pół roku. Nie mówiąc o fakcie, że kto mnie tego nauczy?
Dlatego z całym szacunkiem, ale całkowicie nie zgadzam się z zarzutem, że gra została wypróbowana nieprofesjonalnie. Mam duże doświadczenie w grach, w pisaniu i na podstawie tego zająłem się Pana produktem. Moje wnioski rozmijają się z pańskimi, co jest oczywiste, bo mamy tutaj konflikt autor-krytyk. Doskonale to rozumiem. Prywatnie jestem artystą i też nienawidzę krytyki
Jednak na podstawie tych paru rozgrywek oceniłem grę w sposób następujący, tak, jakby oceniłby to inny gracz, który jest świeży. Jeżeli grę da się pokochać, docenić jej ukryte walory dopiero po entej partii, to de facto jest to wada, bo nie każdy w ogóle się przebije do tego entego scenariusza. Najlepiej, jeżeli już po pierwszym razie czuje się sympatię i chce grać więcej, dalej próbować, a ewentualne problemy olewa mówiąc "za kolejnym razem będzie lepiej". To jest jeden z elementów składowych bardzo ogólnej cechy jaką jest "grywalność". Grywalność "Mostu" ma swoje problemy, o których pisałem. Takie są moje odczucia. Może inny recenzent będzie miał inne i powie, że "przelicznik 1x dla piechoty jest idealnie wyważony". Może, to jest jego prawo.
Łączę wyrazy szacunku
Jakub