Historia a taktyka w grze

Iganie 1831, Ostrołęka 16 lutego 1807 i inne gry oparte na zasadach systemu
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 44437
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 4654 times
Been thanked: 3013 times
Kontakt:

Re: Historia a taktyka w grze

Post autor: Raleen »

Regulaminy a praktyka pola bitwy

Zdarza się, że niektórzy usiłują interpretować to co działo się na napoleońskim polu bitwy i jak ono wyglądało głównie czy niemal wyłącznie w świetle regulaminów. Tymczasem nieraz bywało, że regulaminy sobie, a życie sobie. Do tego dochodziła jeszcze kwestia ich znajomości i opanowania przez oficerów. Często miało to znaczny wpływ na przebieg walki, a dziwne posunięcia i błędy dowódcze na szczeblu taktycznym przesądzały wyniki starć. Niżej dwa przykłady. Pierwszy z pamiętnika gen. Dezyderego Chłapowskiego, dotyczący epoki napoleońskiej. Drugi z książki Wacława Tokarza „Armia Królestwa Polskiego”, dotyczący powstania listopadowego.

Dezydery Chłapowski, Pamiętniki. Część I. Wojny napoleońskie 1806-1813, Poznań 1899, s. 159:

Ruszyliśmy w prawo kłusem. Wieś długa na południe od Lignicy się ciągnie. Przez nią w poprzek przechodzić musieliśmy. Środkiem wsi płynie strumyk, przejście przez mostek nie szeroki tak naszą kolumnę rozciągnęło, że przeszedłszy dwoma szwadronami i zaraz kłusem za wieś, oddaliłem się cokolwiek od kolumny, bom właśnie spostrzegł pojedynczych jeźdźców uciekających. Wyszedłszy na pole, ujrzałem cztery szwadrony stojące w linii. Uformowałem się więc do frontu i ledwie co stanąłem, już cztery te szwadrony były w kłusie i na szarżę trąbiły. Ruszyłem stępo ku nim. Ich dowódzca musiał być niedoświadczony oficer, bo ledwo co szarżę trąbić kazał, zaraz potem trąby jego dały sygnał: „Stój!” zakomenderował prawo w tył i zaczął się kłusem rejterować a my właśnie wpadaliśmy na nich. Rzecz oczywista, że poszli w rozsypkę. Ludzie na słabszych koniach dostali się nam w ręce i bylibyśmy zabrali ich więcej, ale ich piechota w kolumnie stała niedaleko, jednak nie zatrzymała się na miejscu, owszem nigdy nie widziałem piechoty niemieckiej tak prędko maszerującej. Rejterowali się z Lignicy ku Jaworzu. Może byłoby się udało zabrać całą tą dywizyą piechoty (tak jeńcy utrzymywali), gdyby prędzej reszta naszego pułku i chassery byli się mogli przez most we wsi przeprawić.

Wacław Tokarz, Armia Królestwa Polskiego, Piotrków 1917 (reprint z 2017), s. 133-134:

Bywały zresztą czasami, jak to zwykle na wojnie i wypadki odmiennego rodzaju. Nie spisał się, np. w wywiadzie pod Wawrem dnia 10 III 3-ci pułk strzelców konnych, a głównie jego 1-szy szwadron, który jak głosił rozkaz dzienny, podał tył na pierwszy strzał armatni, a nadto swego komendanta (Błędowskiego), ciężko rannego i wzywającego pomocy, odstąpił i oddał Rosjanom na łup. Z powodu tego czynu nieznanego dotąd w wojsku polskim, obrażającego więc nietkniętą sławę żołnierza, przeprowadzono ścisłe śledztwo. Okazało się, że „była to wina podpułkownika, który w tej chwili, gdy pułkownik spadł z konia, zakomenderował „w prawo w tył!” a major „kłusem”! Usunięto obu tych sztabsoficerów oraz komendanta plutonu, zastąpiono ich innymi i „duch się zaraz naprawił; pułk ten następnie bardzo dobrze służył i tego bił się”. Nie powiodło się także 3-mu pułkowi ułanów pod Wawrem 31 III w ataku na kozaków.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 44437
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 4654 times
Been thanked: 3013 times
Kontakt:

Re: Historia a taktyka w grze

Post autor: Raleen »

Szyki i taktyka piechoty

Tekst opiera się na wywodach Mierosławskiego, które Tokarz cytuje in extenso (podkreślenia w tekście moje).

„Bezprzerwne przechodzenie w samymże ruchu z szyku bojowego do marszowego i wzajem, pisze o manewrowaniu piechoty naszej wyborny znawca kampanii r. 1831, Mierosławski, tak udoskonalone przez generalnego instruktora piechoty Trębickiego pod Konstantym nieznane były jeszcze, a przynajmniej niepraktykowane w taktyce moskiewskiej. Do najmniejszej zmiany frontu czy kierunku dla masy większej od batalionu, a zwykle i dla takowego, rozwinięte szyki musiały pod ogniem nieprzyjaciela naprzód się zwinąć w kolumny plutonowe, w takowych ruch zamierzony wykonać i znowu do ognia się rozsuwać. Zakrywał je wprawdzie podczas tej ewolucji gęsty ogień tyralierów, ale ponieważ ci rozsypywali się z trzeciego szeregu, ściąganie ich nazad do takowych przypadało na ostatni, tj. najdrażliwszy moment rozbrojenia dla będącej w ciągu przemiany. Byle batalion polski, stereotypowo i manewrujący, i walczący w kolumnie do ataku (tj. w kolumnie kompanijnej na środek, z półfrontowymi odstępami) utrafił ten moment i biegiem ze spuszczoną bronią rzucił się na jakąbądź, lecz obezwładnioną tą konieczną zamieszką masę nieprzyjaciela, powinien był ją wywrócić i pędzić trzodnie aż pod opiekę zawsze zresztą przesłanianej przez nią artylerii. U nas tyralierów dostarczały nie trzecie szeregi, które zresztą od początku kompanii(?) w starych pułkach słusznie zniesiono, ale ostatnia w kolumnie kompania. Dla podwojenia łańcucha tyralierskiego posyłano i trzecią kompanię, także wtedy dwie naczelne kompanie stanowiły rezerwową kolumnę za nimi. W wyćwiczonych batalionach szef nie potrzebował przebierać między kompaniami i rozpraszał w tyraliery od czoła czy od ogona kolumny, jak mu z przemijających nastawień boju wypadło. Chmura tyralierów mniej więcej przysłaniała o paręset kroków na przedzie kolumnę rezerwową, ale powrót ich na miejsce kompanijne w kolumnie przez przedziały batalionów, na krok ni na sekundę swobodnych ruchów kolumny nie zatrzymując, biegiem w nią wgadywał się i wtapiał. Jeżeli przyszło rozwinąć cały front batalionów do ognia ze zmianą dyrekcji, wszystko to, dzięki autonomicznej niejako ruchliwości każdego batalionu, odbywało się na całej linii batalionów razem i jednocześnie w bezprzerwnym pochodzie, z ledwie poczutym stopniowaniem ognia tyralierskiego, aż do spotęgowania go na ogień rotowy całej linii.

W najrozłożystszych ewolucjach liniowych każda kolumna batalionowa sama za siebie spieszyła najkrótszą drogą na punkt wytknięty jej rocie chorągwianej przez adiutanta batalionowego. Jakabądź tedy ilość batalionów w jednej linii jednocześnie w ruch wprawiona, ewolucję całej linii wykonywała nie tylko ze skróconą obrotnością pojedynczego batalionu, lecz dzięki formacjom takowego na środek dwa razy prędzej niż batalion moskiewski, zmuszony się łamać plutonami od skrzydła, a cóż dopiero, niż jakabądź zbiorowość takich machin kolejno kawałkami się łamiących i zcalających. To jedno tłumaczy, jaką sztuką wśród niesłychanej anarchii hierarchicznej pod Grochowem i Warszawą, w braku wszelkiego hetmaństwa, jednakże wszystko na placu, empirycznie, układało się jakby do planu z góry (którego wcale nie było) obmyślonego i przeprowadzonego. Doszedłszy na metę bojową nasz batalion bardzo rzadko się rozwijał cały do ognia; prawie zawsze zakrywał się ogniem kompani czy 2-ch kompanii tyralierskich, a kolumna trzech czy dwóch kompanii dopierała za nimi z bronią na ramieniu, aż się zbliżył do nieprzyjaciela na doniosłość szarży pieszej, do której w samym już biegu pochłaniał i swój łańcuch tyralierski. Zwłaszcza pułki strzeleckie celowały w tym niepostrzeżonym przebijaniu najgęstszych swoich łańcuchów tyralierskich, a odprawianiu ich do tylnych kompanii rozpędzonej kolumny, bez najmniejszego zamieszania, bez mgnienia zastoju czy zawahania w ogólnym ruchu. Najczęściej kompania czy kompanie tyralierskie nie zachodziły za kolumnę ale, zatrzymawszy się w przedziałach batalionów, albo flankowały bezprzerwnym ogniem ich sieczne uderzenie, albo wraz z nimi rozłożystą linią uderzały. Aż do bitwy warszawskiej nie zdarzyło się prawie rozwinąć batalionów do ognia bez tyralierów, chyba w czworoboku dla odparcia kawalerii; bo też pod Warszawą dopiero konieczność sprostania trzykroć rozłożystszej palbie nieprzyjaciela nakazywała takie rozwinięcie batalionów przeciw brygadom; ale stereotypowa formacja kolumny batalionowej na środek pozwalała każdą przemianę szyku czy gęstości taktycznej wykonywać bezprzerwnym ruchem naprzód, w tył, czy na boki, z równą swobodą i równym pośpiechem, byle każdy batalion był w sobie samym do tego doskonale wyćwiczony. Ta to różnica wprawy taktycznej raczej, niż spokoju i odwagi, stanowiła opłakaną niższość niektórych młodych pułków, którymi oficerowie namiętnie i wytrwale się nie zajęli; także nawet owo znakomite uproszczenie całej taktyki do musztry batalionowej kolumną kompanijną, zaniedbanym w tej musztrze nie nadało potrzebnego hartu. Owa istotnie polsko-taktyczna kolumna do ataku, wymyślona przez Trębickiego głównie dla dogodności przewijania jej mgnieniem oka w czworobok przeciw napadom jazdy, okazała się też najobrotniejszą dla wszystkich ewolucji liniowych, a batalionowi polskiemu nadała samodzielność, niemożebną w regulaminie moskiewskim”.


Wacław Tokarz, Armia Królestwa Polskiego, Piotrków 1917 (reprint z 2017), s. 115-117

Jak widać z powyższego, armia Królestwa Polskiego w okresie 1815-1830 wypracowała własne rozwiązania taktyczne, które przekładały się później na sposób walki oddziałów polskich w czasie powstania listopadowego.

Kilka uwag:
1. Powyższy fragment porusza wiele aspektów i pokazuje jaka bogata jest to tematyka. Niektóre z nich są trudne do przekonującego oddania w grze planszowej, wymagałyby bowiem wejścia głębiej w tzw. mikrozarządzanie, na co nie można sobie pozwolić przy tej skali gry (przy innej, niższej skali – prędzej).
2. Widać, że podstawowym szykiem jest kolumna i tyraliera. Na tych dwóch formacjach opiera się taktyka piechoty. Do tego oczywiście czworobok jako obrona przed atakiem kawalerii. Linią, rozumianą klasycznie, operowano raczej rzadko. Jeśli oddziały zamierzały prowadzić ogień, robiły to zazwyczaj rozwijając więcej żołnierzy do szyku tyralierskiego.
3. Wydzielane oddziały tyralierów były niekiedy bardzo liczne w stosunku do liczebności oddziału macierzystego.
4. Widać, że wynik walki wręcz zależał często od tego czy jednostka zdołała się na czas przeformować na polu bitwy bądź wykonać inną ewolucję. Utrafienie momentu kiedy była w trakcie przegrupowania mogło przesądzić wynik starcia.
5. Charakterystyczny jest sposób ataku kolumny poprzedzanej przez tyralierów, gdzie tyralierzy najpierw ostrzeliwują przeciwnika, a potem płynnie dołączają do ogona kolumny tuż przed atakiem, albo podążają równolegle z kolumną do końca wspierając jej uderzenie na bagnety ogniem. Walka wręcz splata się tutaj mocno z walką ogniową.
6. W kwestii dowodzenia, okazuje się, że było możliwe jednoczesne manewrowanie większą liczbą batalionów, wykonujących równolegle te same posunięcia i zgranie ich, przynajmniej z grubsza.
7. Rzuca się też w oczy termin „szarża piesza”. Tłumaczenie angielskiego „charge” jako szarży (zarówno konnej, jak i pieszej), może mieć więc rację bytu, choć w polskiej terminologii wojskowej pojęcie szarży odnosi się zasadniczo tylko do kawalerii.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ostrołęka 26 maja 1831”