Antyczne political fiction...

Czasopisma oraz szeroko rozumiana publicystyka, wydarzenia kulturalne i inne tematy niemieszczące się w ramach filmu i literatury.
Awatar użytkownika
kadrinazi
Tat-Aluf
Posty: 3578
Rejestracja: wtorek, 9 maja 2006, 12:09
Lokalizacja: Karak Edinburgh
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Antyczne political fiction...

Post autor: kadrinazi »

Spółka autorska Cheronea S.A. w składzie:
Strategos - recenzent wspierajacy na prawach współautora
&
Kadrinazi - nadszyszkownik piszący
Present ują:


Sierpniowa noc na równinie pod Cheroneą jest ciepła, ale mimo to czuję chłód. Zawsze tak jest – przed każdą bitwą. Stara rana na nodze kąsa niczym wściekły pies, tylko bukłak z winem pomaga przetrwać. Po raz ostatni obchodzę biwak mojej armii – żołnierze są w dobrych nastrojach, przymykam oczy gdy gdzieniegdzie widzę krażący wokół ogniska bukłak. Na Aresa, przecież sam król daje im przykład. Parmenion siedzi z dowódcami Taxeis, przekazując im moje rozkazy. Nie ma z nimi Antypatra – jego Hypaspiści będą jutro pod moją bezpośrednią komendą, staniemy na prawym skrzydle.
Dezerterzy z obozu Greków donieśli mi, jak będzie wyglądało ustawienie sprzymierzeńców. Ten głupek Chares nazbyt ulega Sratoklesowi- głupi Ateńczyk zażyczył sobie, by jego ziomkowie stanęli na lewym skrzydle. Pokaże tym zarozumialcom, co potrafią moi Pezhetairoi.
Teraz mijam obozowisko lekkiej piechoty. Kreteńscy łucznicy i Agrianie przysłani przez Langarosa to moi najlepsi lekkozbrojni, jutro osłonią skrzydło Hypaspistów. Reszta lekkiej piechoty zajmie się greckimi peltastami, żaden Grek nie wie jak ich dobrze wykorzystać, amatorzy...
A oto i cel mej wędrówki – obóz jazdy. Dwa szwadrony Prodromoi pełnią tej nocy służbę, bacząc by Grecy nie niepokoili naszego biwaku. Mijam pozostałych żołnierzy – Tesalowie, Trakowie, wreszcie widzę Hetajrów. Podchodzę do dobrze znanej mi grupy – poznaję Perdikkasa, Kretarosa, szczeniaka Hefajstiona (czy on nie nazbyt zbliżył się do mego syna?), wreszcie mój wzrok pada na Aleksandra. I on pije wino, smiejąc się rozmawia z przyjaciółmi. Jako pierwszy rozpoznaje mnie Ptolemeusz i podrywa się by mnie przywitać.
- Witaj Królu!
- Siadaj chłopcze, nie przerywajcie sobie – widzę jak Meleager nieudolnie próbuje skryć dwa bukłaki z winem. Podnoszę do góry swój – Pijcie na zdrowie, wino wzmaga apetyt na walkę.
- Co cię sprowadza ojcze? – Aleksander mruży oczy i patrzy w moją stronę.
- Chodź ze mną synu, chce z tobą porozmawiać – książę wstaje, Hefajstion podaje mu płaszcz. Odchodzimy od ogniska, stajemy na krawędzi obozu – widzimy pilnujących spokoju armii Prodromoi, dalej na równinie widać ognie z obozu Greków.
- Ojcze, czemu zawdzięczam ten zaszczyt? – delikatnie przekrzywia głowę, zupełnie jak jego matka, ta szalona epirocka wiedźma. Biorę głebokiego łyka po czym podaje mu wino. Pije długo, widzę jak błyszczą mu oczy – z podniecenia przed jutrzejszą bitwą czy od tego cienkusza którego pijemy.
- Jutro staniesz na lewej flance Aleksandrze.
- Z Agemą ojcze? – uśmiecha się szeroko, pewnie już myśli o szaleńczej szarży z xystonem w dłoniach.
- Nie tylko – pocieram dłonią bliznę na policzku – postanowiłem, że wszystkie Ile Hetajrów i Prodromoi będą pod twoją komendą. Parmenion do osłony centrum dostanie Tesalów i Traków.
- Cała ciężka jazda dla mnie? – na Bogów Olimpu, ten osiemnastolatek mógłby w tej chwili rzucić się na cały grecki obóz. Kładę mu dłoń na ramieniu:
- Tak, wszyscy. Agema i reszta Hetajrów staną za falangą, wystawisz do przodu tylko Prodromoi. Naprzeciwko was będą Beoci, zapewne na samym krańcu szyku stanie Święty Zastęp.
- Dobrze ich znasz, prawda? – oczy też ma po matce, igrają w nich te szaleńcze ogniki z wyżyn Epiru.
- Chłopcze, wypiłem z wieloma z nich więcej wina niż ty zdołasz w życiu. To najlepszy żołnierz w Grecji, tak wyszkolonych hoplitów nie ma żadne polis. To nie banda szczeniaków z Aten, nie najemnicy którzy odchodzą gdy nie zapłacisz żołdu. Swięty Zastęp nie ucieknie, nie wyłamie się z szeregu, nie przestraszysz ich niczym.
- Jaki więc jest twój plan?
- Zabijemy ich – wybijemy Święty Zastęp do nogi. Zmusimy Ateńczyków i całą tą niekarną hałastrę żeby ruszyła za Hypaspistami i Pezhetairoi. Parmenion utrzyma centrum, takich amatorów zwykł na Chersonezie zjadać na śniadanie. Demaratos z Koryntu powstrzyma Beotów tak długo, aż będziesz miał odpowiedni czas na szarże. Wtedy rzucisz do boju Hetajrów – jeżeli mój plan się powiedzie, hoplici złamią szyk i twoja jazda będzie ich miała na ostrzu xystonów.
- Będę na czele Agemy, możesz na mnie liczyć! – uderzył dłońmi o uda, jakbym go już widział na Bucefale!
- Nie zawsze nasze drogi były zbieżne, synu, ale jutro wykujemy dla siebie przyszłość. Po jutrzejszej bitwie potomni będą mówić o wielkości Macedonii, albo nie będą o nas mówić wcale...
- O mnie zawsze będą mówić z lękiem i podziwem, możesz być pewnie ojcze! – Aleksander pociągnął kolejny łyk i roześmiał się głośno. Przejąłem bukłak i poczułem dziwne drżenie – to pewnie ten chłód przed bitwą...
Ostatnio zmieniony sobota, 28 kwietnia 2007, 09:38 przez kadrinazi, łącznie zmieniany 1 raz.
Kontakt tylko na maila
Awatar użytkownika
Strategos
Censor
Posty: 8264
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:53
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Strategos »

Mający ochotę trochę ,debiutancko , poszyszkować Strategos pozwala sobie na spojrzenie oczami Aleksandra :


"...Patrzę na mojego ojca .
Jakże mi gorąco ,to pewnie wino .Jeszcze przed chwilą było mi dziwnie zimno w tę sierpiniową , ciepłą przecież, noc.
Noc niepewności .Kolejna. Nienawidzę niepewności .
Teraz jednak rozpiera mnie duma .Filip król Macedonii ,mój ojciec ,powiedział to co chciałem zawsze usłyszeć .
A wiec to już jutro. Jutro stanę się równy herosom . Ja to wiem i on to wie.
Wie ?
Czy na pewno ? Jeszcze wczoraj nic na to nie wskazywało. Nie pozwolę aby zobczył na mojej twarzy nawet ślad jakiegokolwiek wahania . To dziwne ,ale w tej chwili wszystko jest takie proste.
Filip odrzuca pusty bukłak i zabiera się za drugi.
- Bywaj ! -rzuca mi na pożegnanie.
Nie mogę pozwolić ,żeby teraz, po tym co powiedział ,tak po prostu odszedł .
-Ojcze !
-Mów !
- Ta noc przed bitwą będzie długa, a ja mam w moim namiocie na brzegu Kefisosu , pod tym dębem , niezłe wino .Specjalne na tę okazję- uśmiecham się bezczelnie - to wino ze zbocza boskiej góry Olimp a dziś jesteśmy jak Bogowie...
-…. którzy już zdecydowali o losach, tych tam – wtóruje mi ojciec zachłystując się cienkuszem , który cieknie mu strugami po brodzie.
Nagle poważnieje ,
Czyżby pomyślał ,że zbyt szybko chcę dorównać Bogom ?
Filip jest przebiegły gdy chodzi o wielką politykę ,chyba zawsze taki był. Czy jednak zdoła czytać w moich myślach ? Nie ,to przecież wykluczone ! Tego żaden zwykły śmiertelnik ,nie obdarzony specjalną mocą nie potrafi . Czasami zdolna jest do tego moja matka .
On nie ma takiej mocy , Bywa za to uosobieniem zwierzęcej siły .Także wtedy gdy kocha się z Nią.
Nie muszę ,jak tchórz, odwracać jego myśli.
Idziemy w milczeniu w kierunku mojego namiotu ..
-O czym myślisz ojcze ?
Sporzał na mnie przenikliwie i odparł , po chwili która wydawała się wiecznością :
- O tym jąkale Demostenesie . Dzięki jego mowom w tych „światłych” Atenach uznano, sowicie opłacone przez nas ,proroctwa Pytii za wrogą propagandę.
-Opłacane ?
-Nie bądź naiwny Aleksandrze .Ach, ta Olimpias !Czego ona ciebie uczy ?
Od dawna Delfy są tylko echem Pelli. Bardzo zresztą posępnym dla naszych wrogów – twarz Filipa rozpogadza się
- Synu musisz się jeszcze wiele nauczyć.
Dochodzimy wreszcie do namiotu. Mijamy straże ,które oddają nam honory wojskowe .
-Ojcze , właściwie to dobrze się stało . Niech Ateny pozostaną , jeśli tak bardzo tego chcą, krynicą mądrości .
Widzę ,że Filip jest zaskoczony .
- Nie można samą dyplomacją opanować Grecji .Przecież sam powiedziałeś ,że jutro musimy ich zetrzeć w proch , raz na zawsze pozbawić chęci do walki .
I szybko dodaję: -na twoim miejscu, królu ,opłacałbym nie Pytię a Demostenesa .
Filip zamyślony poklepuje mnie , obejmuje przyjacielskim gestem za ramię i patrząc, hen w dal na ogniska wrogiej armii , mówi prawie szeptem :
-Przyznaje ,że szybko się uczysz mój chłopcze . Kiedyś może skorzystam z takiej rady w podobnych okolicznościach .
-No to gdzie to wino olimpijczyków ? – dodaje już swoim zwykłym donośnym głosem ,kiedy siedzimy w środku.
- Tutaj - wskazuję na dwie amfory – rankiem je przywieziono , pochodzą z ateńskiego okrętu , który rozbił się na wybrzeżu hellesponckim , które kontrolujemy.
- Licho go tam gnało .
- Raczej przeznaczenie , ojcze.
-Doprawdy , wierzysz w przeznaczenie ?
Przeznaczenie .To pytanie powoduje ,że przestaje być tu i teraz . Słyszę wyraźnie jak łopoczą nade mną skrzydła Bogini.To Nike.
Odkąd recytowano mi po raz pierwszy Iliadę zdawało mi się ,że już wiem co jest moim przeznaczeniem. Ileż bezsennych godzin spędzonych pod gwiazdami poświeciłem pytając w myślach Bogów czy się nie mylę . Dziś ojcze, odpowiedziałeś mi za nich.
-Tak ,wierzę."
"Bądź szybki jak wicher, spokojny jak las, napastliwy i żarłoczny jak ogień, niewzruszony jak góra, nieprzenikniony jak ciemność, nagły jak piorun"

Sun Tzu
Awatar użytkownika
kadrinazi
Tat-Aluf
Posty: 3578
Rejestracja: wtorek, 9 maja 2006, 12:09
Lokalizacja: Karak Edinburgh
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: kadrinazi »

Nadszyszkownik pozwolił sobie na taki shorcik o pewnym bohaterze epopei Aleksandra.


Ruszyliśmy do kolejnej szarży. Deszcz leje się z nieba, jakby bogowie chcieli nas ukarać za rzeźnię, która ma miejsce nad brzegiem rzeki. Aleksander jak zwykle prowadzi Agemę, ja z nim – jak zawsze, od tylu lat. Za nami kolejne Hipparchie Hetajrów, setki moich towarzyszy rwą się do boju. Atak nie ma impetu, ziemia rozmiękła od ulewy. Obok nas widzę szybko poruszające się sylwetki piechurów – Hypaspiści i Agrianie wspierają nas w tym starciu. Z naprzeciwka atakuje nieprzyjaciel – ciemnoskórzy wojownicy króla Porosa, na małych, pstrokatych konikach. Nie wiem czemu, ale przychodzą mi teraz na myśl te wszystkie bitwy, w których brałem udział. Nie jestem już młody, czuję brzemię lat, a wspomnienia niczym wzburzone fale hinduskiej rzeki zalewają mi głowę. Może tak jest lepiej, nie myśleć o zabijaniu dookoła mnie, zdać się na wyuczone odruchy. Pamiętam przeprawę pod Granikiem, gdyśmy brnęli przez nurt pod gradem greckich i perskich oszczepów. Słyszę wrzaski tratowanych Kardaków spod Issos, widzę tylu poległych towarzyszy, bliskich memu sercu, którzy zostali na równinie pod Arbelą. Tyle lat, a wyprawa ta zdaje się nie mieć końca... Aleksander krzyczy do swych Hetajrów, zachęca mnie i mych towarzyszy do większego wysiłku. Wreszcie wpadamy na Hindusów – xystony zmiatają pierwszy szereg, który spada na ziemię niczym jesienne liście. Setki jeźdźców mordują się w zapamiętaniu, zaciskam zęby i toruję sobie drogę wśród ciżby. Nagle czuję straszliwy ból w piersi, zaraz potem nogi uginają się pode mną. Padam na ziemię, Aleksander jest tuż przy mnie. Natychmiast otacza nas mur Hetajrów z Agemy, ich xystony trzymają wroga na dystans. Aleksander pochyla się nade mną, czuję znów spazm bólu w piersi – znak że mój król wyciągnął mi oszczep z zakrwawionej piersi. Powieki mam coraz cięższe, dźwięki bitwy stają się coraz cichsze. Wiem, że to już koniec – widziałem śmierć tyle razy – więc próbuje ostatni raz pozdrowić Aleksandra. Ten tuli moją głowę, czuję jego łzy na szyi. Ostatnie słowa, jakie szepcze mój najbliższy towarzysz są tylko dla mnie:
- Bucefale, mój ukochany Bucefale...
Kontakt tylko na maila
ODPOWIEDZ

Wróć do „Inne”