Kapuściński non-fiction (A. Domosławski, Świat Książki)

Literatura, ze szczególnym uwzględnieniem literatury historycznej i militarnej.
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Owszem. Zdarza się.
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
AWu
Słońce Austerlitz
Posty: 18134
Rejestracja: poniedziałek, 16 października 2006, 13:40
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: AWu »

Panowie, już tu nie moduję ale powstrzymajcie się od argumentacji ad personam.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Strategos pisze:
RZ pisze:
Większość sporów o opublikowanie biografii Ryszarda Kapuścińskiego omija to, co wydaje się istotą sprawy. Toczą się one wokół kwestii drugorzędnych, takich jak ujawnienie faktu, że pisarz w znacznym stopniu zmyślił i zmitologizował swoją biografię. Jako człowiek kształcony swego czasu na literaturoznawcę ręczę, że trudno w ogóle znaleźć pisarza, który w ten czy inny sposób nie kreował swego fałszywego wizerunku. Trudno też o takiego, który prywatnie byłby dobrym mężem, rodzicem czy przyjacielem. A jeśli, to znajdziemy ich raczej wśród mniej wybitnych.
Jak widać wybitny człowiek ma naturalną tendecje do tego aby być fatalnym mężem , rodzicem czy przyjacielem .
Czyż nie tak wychowujemy dzieci ? Wiesz drogi synu powinieneś być wierny swojej partnerce, opiekować się swoimi dziećmi i kultywować przyjaźnie to ci pomoże w twoich poszukiwaniach szczęścia - z tym ,że jest maluśki problem : tego raczej nie da się zrealizować kiedy świat ujrzy w tobie znamiona wybitości.
To czy będziesz przestrzegał tzw. zasad , samodoskonalił się podczas swojej drogi życiowej nie jest jednak istotą sprawy , to sprawa drugorzędna .

Dla mnie drugorzędne ( i męczące ) stało się już co innego np. prosta konstatacja ,iż ktoś jest za Salonem , byłym salonowcem czy przeciwm Niemu, a wbrew pozorom dyskusje wybitnych polskich publicystów jakoś się wokól tej kwestii obracją.
Ciekawe spostrzeżenie z tą wybitnością Strategosie :) . Może dlatego o wielu wybitnych ludziach tak dobrze pisze się książki biograficzne ;) . Z tym Salonem, myślę jednak, że przesadzasz, podobnie jak Andy. Ja staram się to odsiewać, zresztą jak wiele innych rzeczy, które pełnią podobne funkcje wartościujące.

A wracając do Kapuścińskiego, podpisuję się pod tą opinia kolegi Pablo:
Pablo pisze:Prawda jest taka że Kapusta wielkim pisarzem był i nic tego nie zmieni. Prawdą też jest że królobójca (tak go niektórzy nazywają) dzięki wdowie po Kapuście swoją książkę non fiction sprzedał na pniu i już planowany jest dodruk (to jest prawdziwa historia ich wielkiej przyjaźni).
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Strategos
Censor
Posty: 8264
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:53
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Strategos »

Uwagi o "wybitnych " są ironiczne . Wspólcześnie jak widać z artykułu kwestie moralne są drugorzędne .
Nie wiem w jaki sposób przesadzam co do kwetii Salonu skoro piszę o moim subiektywnym i autentycznym odczuciu , mnie to męczy [Publicystyka R. Ziemkiewicza i jego polemistów pełna jest odniesień do Salonu salonowców i antysalonowców ]
"Bądź szybki jak wicher, spokojny jak las, napastliwy i żarłoczny jak ogień, niewzruszony jak góra, nieprzenikniony jak ciemność, nagły jak piorun"

Sun Tzu
Awatar użytkownika
Szyderca
Caporal-Fourrier
Posty: 82
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 11:42
Lokalizacja: ty mieszkasz?
Kontakt:

Post autor: Szyderca »

Jakoś nikt nie zwrócił uwagi na inny aspekt dotyczący biografii Kapuścińskiego napisanej przez Domosławskiego. Jeżeli Autor biografii rzeczywiście był przyjacielem opisywanego prez siebie "reportażysty", to możliwe jest, że, przez pryzmat tej przyjaźni właśnie, odkrył tylko wierzchołek góry lodowej, a to co wciąż pozostaje pod wodą byłoby znacznie cięższe gatunkowo? Czytał ktoś tę biografię i mógłby to jakoś zweryfikować? Może jakiś (anty)wielbiciel Pana K.?

Przyznaję, że nie czytałem biografii, ani nawet żadnej książki Kapuścińskiego, ale cała ta dyksusja sprawia, że chyba wybiorę się do biblioteki, żeby sprawdzić czy te wszystkie ochy i achy nad twórczością Kapuścińskiego są, z mojego punktu widzenia, słuszne. To chyba sukces, w wymiarze jednostkowym, Domosławskiego?

Szczerze powiedziawszy męczy mnie też to ujadanie na autorów biografii przez osoby, które tych biografii nie czytały, ale czytały recenzje. To chyba pokłosie "nowych" czasów, w których uczniowie zamiast książek czytają bryki. To tak jakby powiedzieć, że: "Nie podoba mi się Wenus z Milo, bo Jacek Żakowski napisał, że ona nie ma rąk.".
Awatar użytkownika
Pablo
Chef de bataillon
Posty: 1036
Rejestracja: czwartek, 1 października 2009, 00:28
Lokalizacja: Warszawa
Been thanked: 7 times

Post autor: Pablo »

Szyderca pisze:Przyznaję, że nie czytałem biografii, ani nawet żadnej książki Kapuścińskiego, ale cała ta dyksusja sprawia, że chyba wybiorę się do biblioteki, żeby sprawdzić czy te wszystkie ochy i achy nad twórczością Kapuścińskiego są, z mojego punktu widzenia, słuszne.
Na początek proponuję "Podróze z Herodotem" trochę historii i reportażu na raz. :faja:
Awatar użytkownika
AWu
Słońce Austerlitz
Posty: 18134
Rejestracja: poniedziałek, 16 października 2006, 13:40
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: AWu »

Zaraz się lament podniesie, że tego Herodota całego to nie spotkał :>

Ja polecam Wojnę futbolowa, Szahinszaha i Cesarza (w którym podobno masa łgarstwa), choć jak pisałem za Kapuścińskim nie przepadam.
Ostatnio zmieniony czwartek, 1 stycznia 1970, 01:00 przez AWu, łącznie zmieniany 1 raz.
MiG
Sergent
Posty: 121
Rejestracja: wtorek, 20 października 2009, 16:53
Lokalizacja: Konin

Post autor: MiG »

Zdecydowanie "Cesarz" a z krótszych (i lżejszych) form - Lapidaria
Awatar użytkownika
Strategos
Censor
Posty: 8264
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:53
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Strategos »

Zostało mi do przeczytania około 40 stron.
Najbliżej mi, na razie, do oceny przedstawionej niżej:

http://alfaomega.webnode.com/products/s ... 20fiction/

Sławomir Popowski pisze: Ta książka boli. A jeszcze bardziej dyskusja, którą rozpętała... I wcale nie dlatego, że podważona została wiarygodność Ryszarda Kapuścińskiego, że - zamiast pisania hagiografii - ktoś go zwala z pomnika... Nie chodzi o hagiografię, ani o pomnik, ale o zwykłą uczciwość, o staromodne, ale nadal - mam nadzieję - ważne wartości.

* * *

Po lekturze książki Artura Domosławskiego: "Kapuściński non fiction" mam prosty test dla wszystkich jej obrońców. Szczerą odpowiedź na pytanie: czy chciałbyś mieć Domosławskiego za swojego przyjaciela i przyjaciela twojego domu, rodziny; czy chciałbyś, aby był autorem, już nawet nie biografii, ale choćby twojego życiorysu? - Oglądam, słucham i czytam jego wypowiedzi, udzielane seryjnie w ramach akcji promocyjnej książki. I im więcej mówi, tym mniej mu wierzę.

* * *

Domosławski powtarza, jak mantrę stale to samo. Wprawdzie już nie mówi, że był przyjacielem Ryszarda, lecz tylko "był z nim w przyjaźni", ale dalej uważa go za swojego mentora. No i że chodziło mu tylko o jedno: skoro zorientował się z udostępnionych mu po śmierci Mistrza prywatnych listów i notatek, że funkcjonujący wizerunek Ryszarda nie zgadza się z tym, który teraz zaczął odkrywać, więc – jak sam mówi - postanowił go "uczłowieczyć", "zedrzeć lakier", pokazać prawdziwy wizerunek Kapuścińskiego... Oczywiście: z empatią... A on, jedyny odważny, w imię prawdy o Mistrzu i w poczuciu fundamentalnego obowiązku wobec czytelnika - wszystko to ujawni, opisze... I jeszcze uprzedzi prawicowych lustratorów oraz nieżyczliwych, którzy też by mieli ochotę dobrać się do Kapuścińskiego...

Prawda, że ładnie brzmi? - Więc skąd to moje poczucie fałszu? A może rację ma Andrzej Skworz, redaktor naczelny miesięcznika "Press", który w swoim komentarzu napisał: "Domosławski w biografii Ryszarda Kapuścińskiego tyle miejsca poświęcił na odbrązawianie Kapuścińskiego, że nie starczyło mu już miejsca na pokazanie jego wielkości. Tyle razy zderzył się z małością Kapuścińskiego, że zapomniał, dlaczego był w niego zapatrzony. Tak chciał bronić go przed prawicowymi lustratorami, że nie zauważył, iż jego lustracja jest bardziej bezwzględna"?

* * *

Mówię sobie: cóż, tak wygląda dziś profesjonalny marketing. Najpierw trzeba umiejętnie sprowokować skandal, opublikować co smaczniejsze fragmenty - na przykład o ryśkowym "kłamstwie katyńskim" i teczkach IPN, a także o tym, jak konfabulował swoje opowieści, nie mówiąc już o dyskretnie sugerowanych układach damsko-męskich - i można być pewnym, że przynajmniej część publiki zaprotestuje...

A jeszcze do tego wdowa po Ryszardzie wystąpiła do sądu o wstrzymanie rozpowszechniania książki, więc można być pewnym, że natychmiast odezwą się obrońcy wolności słowa, wystąpią przeciwko "cenzurze prewencyjnej"... I żaden sąd nie ośmieli się pójść pod prąd - postawić ochronę dóbr prywatnych, osobistych oraz dobrego imienia ponad wolność słowa... Można od razu, nie czekając, drukować 45 tys egzemplarzy, z gwarancją szybkiego dodruku...

"Kasa, Misiu, Kasa" - powtarzam za klasykiem - jako jedyne logiczne wytłumaczenie całego zamieszania wokół Kapuścińskiego. I gryzę się w język. Wydawnictwo? - Rozumiem. Ale co z autorem? - Nie potrafię odpowiedzieć.

* * *

Przyznaję. Dałem się złapać w tak zastawioną pułapkę. Moja pierwsza reakcja na informacje o mającej się ukazać książce, z cytatami jej fragmentów, była niezwykle (i chyba nierozsądnie) emocjonalna. Zbyt blisko i zbyt długo znałem Ryszarda (nie mówię: "przyjaźniłem się", czy "byłem w przyjaźni" - bo te określenia są obecnie zdecydowanie nadużywane i to w złej wierze) - aby nie zareagować. Ryszard praktycznie przez dwa lata mieszkał u mnie w Moskwie, gdy zbierał materiały do "Imperium" i nawiązana wówczas, prawie dwudziestoletnia, rodzinna już przyjaźń przetrwała, aż do jego śmierci. Nigdy nie próbowałem odcinać kuponów od przyjaźni z Kapuścińskim... Ale może znałem zupełnie innego Ryszarda, niż ten, którego portret tak sugestywnie (pytanie, czy uczciwie) rysuje Domosławski?

* * *

Zgoda. Nie można oceniać książki, zanim się jej nie przeczytało, co słusznie wytknęli autorzy kilku wpisów pod moim wcześniejszym tekstem na tym portalu. Dałem się ponieść uczuciom, sprowokowany medialnymi zapowiedziami książki i drukowanymi jej fragmentami, wydobywającymi z "biografii" Kapuścińskiego to, co najbardziej sensacyjne, najbardziej brudne i oczerniające. A wszystko, wg reguł IV RP.

Sam jej autor nigdy przeciwko temu nie zaprotestował. Przeciwnie. Potwierdzał, chowając się zarazem za - moim zdaniem, puste już dziś - deklaracje o swojej przyjaźni do Mistrza. I chyba też na takie reakcje (jak moja) liczono. Na wywołanie skandalu napędzającego kasę. Na to, że tak będziemy zajęci obroną dobrego imienia Ryszarda, że na nic innego nie będzie już miejsca.

W ten sposób spór został niejako z góry zaprogramowany. Proszę zwrócić uwagę: w dyskusji nad książką sprzeczamy się o Kapuścińskiego: czy konfabulował, czy nie; co było w teczce IPN i gdzie siusiał piesek cesarza, a także, czy i na ile Ryszard cynicznie kreował swój wizerunek, gdzie kłamał, a gdzie mówił prawdę; wreszcie czy i na ile był uwikłany w PRL oraz komunizm, a także - czy miał prawo traktować Polskę Ludową za swoje państwo? Przy każdym z tych pytań, narzuconych przez Domosławskiego, przyjmujemy z góry założenie, że to Kapuściński jest oskarżonym. I jeszcze mamy chwalić autora tych pytań, że z taką empatią pisze o swoim Mentorze?

* * *

Zajmijmy się więc książką. Moja ocena ogólna: jest bardzo sprawnie napisana, a jednocześnie to bardzo zła książka, co do uczciwości której mam olbrzymie zastrzeżenia. Powiedziałbym nawet złośliwie: momentami jest nawet świetna. Zwłaszcza w tych fragmentach, gdy obszernie - a to jest ok. 30 proc jej objętości - cytuje teksty samego Kapuścińskiego.

Podczas lektury czasami łapię się na tym, że zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle jest to biografia, a nie publicystyka - próba uporania się z własnym kompleksem ucznia wobec Mistrza, dokonania swego rodzaju aktu "ojcobójstwa".

Wskazywałaby na to sama konstrukcja książki. Domosławski kokieteryjnie stwierdza na wstępie, że szuka dla niej właściwej "architektury i formy" i - świadomie, lub podświadomie - znajduje ją w "Cesarzu". Tam był piesek Lulu, tu jest uśmiech Ryszarda, który od pierwszych zdań "ustawia" konstrukcyjnie całą książkę. Jest kluczem do zrozumienia głównego jej przesłania. I zarazem klamrą.

W ten sposób, wychodząc od psychologicznej analizy uśmiechu Ryszarda, Domosławski próbuje udowodnić za wszelką cenę, że Kapuściński ukrywał swoje prawdziwe oblicze. A ukrywał, bo się bał... I nie ma żadnego znaczenia, że z tym samym uśmiechem rozmawiał ze wszystkimi. Z Pigmejem z buszu i z noblistą. Że ten jego uśmiech to nie była żadna cyniczna gra z otoczeniem, jakaś wypracowana strategia, ale część jego natury. Tej natury, która kazała mu kilka razy, zupełnie bezinteresowanie, z prywatnych funduszy, dawać kieszonkowe Domosławskiemu, gdy wybierał się za granicę. I listy polecające do jego wielkich przyjaciół.

* * *

Jest jeszcze inny dowód. Biografia, nawet pisana z emocjami i nie hagiograficzna (której tak bardzo chciał uniknąć), zakłada podjęcie przynajmniej próby zobiektywizowania ocen (zwłaszcza, że prawie w całości opiera się na ocenach innych osób, przywoływanych w książce). A tu niczego takiego nie ma. Jest formułowane oskarżenie, traktowane, jako pewnik, coś nie podlegającego żadnej dyskusji. I co najwyżej, łaskawie, od czasu do czasu, próbuje usprawiedliwiać Mistrza. Że kłamał i konfabulował, ale chciał dobrze, żeby książka była lepsza, bardziej soczysta i emocjonalna itp.

W istocie Domosławski zachowuje się, jak piroman, który najpierw podpala dom, a potem pierwszy się rzuca z głośnym krzykiem (aby wszyscy usłyszeli) do jego gaszenia. I wypina pierś pod ordery. Stroi się w togę obrońcy, a w rzeczywistości przyjmuje na siebie rolę prokuratora. Bezwzględnego. W jego dowodzie nie ma żadnych wątpliwości. Wszystko przemawia na niekorzyść oskarżonego.

Co więcej te dowody dobierane są w sposób tendencyjny... Przykład? - sprawa nieszczęsnego pieska "Cesarza". W książce są oczywiście dwa, czy trzy zdania o tym, że "Cesarz", który przyniósł Kapuścińskiemu światowy rozgłos, to rodzaj alegorii; są dwie, czy trzy linijki, przytaczające opinie Updike’a i kilku innych amerykańskich intelektualistów, profesorów, broniących Ryszarda przed zarzutem konfabulacji. Ale to się nie liczy; ważna jest rozbudowana ponad miarę (kilka stron tekstu) opowieść pani Barbary Goshu oraz prof. Harolda G. Marcusa, że Ryszard mijał się z prawdą. I tylko gdzieś tam, między wierszami znajduje się zagubiona informacja, że cesarz Hajlle Selasje otwierał galerię pani Barbary, u której do dziś wisi jego portret i która ma choćby emocjonalne powody, aby nie lubić Ryszarda. Szkoda, że nie porozmawiał z polskimi etiopistami, o których w programie Macieja Wierzyńskiego wspominał prof. Jan Milewski. Usłyszał by coś zupełnie innego...

* * *

Ale to nie przypadek. To metoda. Insynuacyjna. Po psychoanalitycznym wstępie, rozbierającym na części pierwsze istotę uśmiechu Ryszarda, Domosławski dziwi się, jak Kapuściński mógł przedstawiać swój rodzinny Pińsk, jako Arkadię, skoro był tam antysemityzm, konflikty etniczne i biegun nędzy II RP (co jednocześnie nie przeszkadza zakwestionować stwierdzenie Ryśka, że rodzina żyła w biedzie, bo przecież - jak podkreśla Domosławski - jako nauczyciele jego rodzice należeli do pińskiej elity). I jakoś nie chce mu przejść przez gardło, że z perspektywy lat zupełnie inaczej patrzymy na swoje dzieciństwo... Że te moje warszawskie, praskie Szmulki, na których się wychowałem - obskurne, odrapane, menelskie i często zapijaczone - są dziś dla mnie, w moich wspomnieniach, taką samą Arkadią, jak Pińsk dla Ryszarda...

A chodzi tylko o jedno: o prosty przekaz do podświadomości czytelnika - Ryszard mija się z prawdą. I skoro tak robi w sprawach tak drobnych, tym bardziej musiał robić i w wielkich. Trzeba go tylko złapać na kłamstwie. Podważyć wiarygodność jako reportera.

I Domosławski to robi. Momentami można nawet odnieść wrażenie, że to jest jego głównym celem. Proszę wczytać się w analizę, prawie śledztwo, prowadzone w sprawie kongijskiej wyprawy Ryszarda. Dlaczego jeden z czeskich przyjaciół i uczestników tej wyprawy, nie chciał o niej wspominać? Konfrontacja: co pisał Ryszard, a co inny inny z Czechów? - Fakty się zgadzają, ale relacja Czecha nie była tak dramatyczna... Więc kłamać musi Kapuściński, bo w książce Domosławskiego rację zawsze, z założenia, musi mieć ten drugi.

* * *

Wiarygodność Ryszarda poddawana jest egzaminowi nieomal w każdym zdaniu. I słusznie. Autor ma pełne prawo stawiać najbardziej niewygodne i trudne pytania. Szukać na nie odpowiedzi. Ale jako czytelnik, chcę wierzyć, że on sam jest wiarygodny.

Wyjaśnię to na przykładzie: o książce Domosławskiego dowiedziałem się od naszego wspólnego znajomego, gdzieś tak w końcu stycznia, a może na początku lutego. Mówił mi: "wiesz, Artur Domosławski napisał krytyczną książkę o Ryśku. Miał ją wydać "Znak", ale chcieli, żeby dokonał w nim redakcyjnych poprawek, więc się nie zgodził. Wykorzystał to jako pretekst i natychmiast przeniósł ją do lepiej płacącego "Świata Książki", który mógł jej zapewnić lepszą promocję".

Kolejny przykład. Inny znajomy opowiadał mi, jak spotkał Domosławskiego na jakieś imprezie w "Krytyce Politycznej". Chwalił się, że skończył krytyczną książkę o Kapuścińskim i powiedział: "ale będą jaja". Czy to insynuacja z mojej strony? Oczywiście, choć w tym, co napisałem, prawdziwe jest każde wypowiedziane słowo, z pełną sympatią dla ich głównego bohatera.

Ale przecież taką samą metodę, tyle że w odniesieniu do Ryszarda, zastosował również sam Domosławski! Bo na czym opierają się główne dowody autora "Kapuściński non fiction"? Przede wszystkim na rozmowach z tymi, którzy znali Ryszarda, często z osobami, które z różnych powodów mogły go nie lubić, ale także na wypowiedziach tych, którzy uważali się i uchodzili za jego przyjaciół. Czy to któryś z nich – i jakim prawem – zasugerował Domosławskiemu, że Ryszard był zły na małżeństwo córki z cudzoziemcem i jej wyjazd za granicę, bo bał się o swoją karierę? A może wymyślił to sam autor, skoro nie podaje źródła? I czyż nie jest to insynuacja?

* * *

Przyjaciele Ryśka to zresztą odrębny temat, wart rozprawy. Rozumiem, że dziś mogą czuć się oszukani. Zgłosił się do nich ktoś, kogo znali jako "ucznia" Ryszarda i jeszcze do tego rekomendowanego przez jego żonę. Więc pewnie rozmawiali z nim w tonie plotkarskim, luźnym i nie zobowiązującym, bez świadomości, że kiedyś ich słowa zostaną użyte w akcie oskarżenia. Albo - co często i w wielu różnych odmianach mogłem obserwować - po prostu popisywali się bliską znajomością z Ryszardem.

Przykład tak wykorzystanej metody? - Choćby przytoczona w książce rozmowa z Wiktorem Osiatyńskim na temat konfabulacji w literaturze faktu, która doprowadzona została do konkluzji, zawartej w jednym zdaniu przyjaciela Ryszarda, że "w niektórych konfabulacjach trwał, nie zdementował ich". I tyle. A ja nie wiem, nie mam żadnej pewności, czy dziś, wiedząc, udowodnieniu jakiej tezy ma służyć ta wypowiedź, powiedział by to samo?

Podobnie z wieloma opiniami najbliższego przyjaciela Kapuścińskiego, Jerzego M. Nowaka, czy kolegi ze szkoły, Andrzeja Czcibor-Piotrowskiego. Bo fajnie się opowiada o sercowych podbojach Ryśka w liceum, "wpadce" i skrobance, do jakiej w latach 50. podobno zmuszona została jego dziewczyna; albo też puszcza się oko, że te wszystkie historie Ryśka, na których budowano jego mit, to była tylko taka "licentia poetica".

Na tej podstawie autor buduje jednak całą swoją książkę i jej główne przesłanie. A ja chciałbym wiedzieć, czy dziś powtórzyli by to samo, wiedząc, jaki użytek zrobi z tego Domosławski? Czy cytowane ich wypowiedzi zostały wyrwane z kontekstu, czy też wiernie oddają sens tego, co mówili? - Szczerze mówiąc: czekam, że mi na te pytania odpowiedzą. Chcę wiedzieć, zrozumieć, co dla nich znaczą takie staroświeckie, staromodne pojęcia, jak przyjaźń, lojalność... Bo odpowiedź autora "Kapuścińskiego - non fiction" już znam: nie znaczą nic.

* * *

W komentarzach i recenzjach obrońcy Domosławskiego wynoszą go pod niebiosa, że taki odważny, że w imię prawdy dokonuje desakralizacji mitu i że w ten sposób, jedynie pomaga Kapuścińskiemu, oczyszcza go. Itd, itd. Piotr Bratkowski napisał nawet, że Kapuściński (w pozytywnym tego znaczeniu) zasłużył na taką książkę i taką biografię...

Cenię i szanuję Piotra Bratkowskiego - (Piotrze, wiesz o tym dobrze) - ale nie mogę się zgodzić z jego opinią: Ryszard nie zasłużył sobie, ani na taką książkę, ani na takiego przyjaciela i ucznia, jak Domosławski.

W Gazecie Wyborczej, która przyjęła postawę neutralną, zarówno wobec Ryszarda (swojego wieloletniego, lojalnego przyjaciela, który bardzo długo nawet wywiadu nie chciał udzielić poza nią), a także Artura Domosławskiego, swojego publicysty, wspieranego moralnie przez połowę zespołu - artykuł Jacka Żakowskiego. Stawia fundamentalne pytania, a w końcowej części swojego artykułu pisze:

"Nie widzę nic, co by usprawiedliwiało rozdział o emocjonalnych kłopotach córki... Nie ma też w książce niczego, co by mnie przekonało, że musiał się w niej znaleźć rozdział o kochankach. Jest on zbytecznym okrucieństwem wobec wdowy… Zarzut nieuzasadnionego naruszenia czyjejś intymności jest niezwykle poważny. Stawiam go Arturowi bez taryfy ulgowej... Ale książki ten błąd nie przekreśla".

Czyżby? Moim zdaniem od tego właśnie należało zacząć. Bo ładnie się mówi: "popełnił błąd", "pomylił się", "chciał dobrze, ale nie wyszło"... - Nie. Nie pomylił się. To był w pełni świadomy wybór. Z tego co wiem, w wydawnictwie "Znak" wewnętrzna recenzja (zresztą jednego z bohaterów książki) sugerowała usunięcie tych fragmentów, a przynajmniej ich przeredagowanie. Autor kategorycznie odmówił, przenosząc książkę do wydawnictwa, które takich skrupułów już nie miało. Ciekawe dlaczego? Mam wierzyć, że tylko z powodu urażonej dumy twórcy?

* * *

Marcin Wojciechowski, podejmując ten sam wątek, pisze w GW: "Mam wrażenie, że wokół oceny książki Domosławskiego rodzi się konflikt pokoleniowy... Granica prywatności w sztuce, mediach, w życiu publicznym - zwłaszcza w odniesieniu do znany ludzi - zaciera się z powodu tabloidów, kolorowych magazynów, telewizji i internetu. Jesteśmy tak tym bombardowani, że mamy grubszą skórę. I coraz bardziej rozpowszechnia się zgoda na to. To proces nieuchronny" - Trafna, choć gorzka uwaga. Tylko, co ona oznacza? - Co tydzień nowa ofiara? Co tydzień świeża krew? Dla kasy? Bo sperma i krew sprzedaje się lepiej? O to właśnie chodziło Domosławskiemu? - Bo jeśli tak, to to jest dopiero groźne...

* * *

"Przede wszystkim rzuca się w oczy uśmiech. Zawsze uśmiech, wszędzie uśmiech. Jakby ta twarz nigdy nie była smutna, zmartwiona, wściekła. Jeśli bez uśmiechu, to raczej zamyślona, skupiona. Zakłopotana. - Nie przeszkadzam? - pytał, kiedy niezapowiedziany, albo i nawet umówiony, wpadał do redakcji, zachodził do czyjegoś biurka, gabinetu. I znów uśmiech: przepraszający, lekko zawstydzony..." - Tymi słowami zaczyna się książka Domosławskiego, a zaraz potem dowód, że był to "uśmiech obronny, otwierający drogę do odwrotu".

Po lekturze "Kapuściński non fiction", myślę, że Domosławski, a chyba i wielu jego dawnych przyjaciół, właśnie tego uśmiechu najbardziej nie mogą mu darować. Kiedyś grzali się w jego cieple, a teraz, po śmierci, odreagowują własne kompleksy. Krzyczą: uśmiech był fałszywy. To wszystko, co mają do powiedzenia. Nie o Ryszardzie. O sobie.

Sławomir Popowski
"Bądź szybki jak wicher, spokojny jak las, napastliwy i żarłoczny jak ogień, niewzruszony jak góra, nieprzenikniony jak ciemność, nagły jak piorun"

Sun Tzu
Awatar użytkownika
cdc9
Generał Broni
Posty: 5618
Rejestracja: czwartek, 23 marca 2006, 09:23
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re:

Post autor: cdc9 »

AWu pisze:Zaraz się lament podniesie, że tego Herodota całego to nie spotkał :>

Ja polecam Wojnę futbolowa, Szahinszaha i Cesarza (w którym podobno masa łgarstwa), choć jak pisałem za Kapuścińskim nie przepadam.
Właśnie czytam sobie Podróże z Herodotem i dlatego "przewertowałem", o ile można użyć tego słowa w odniesieniu do internetu :) , podforum o literaturze.
Przeczytałem sobie dyskusję raz jeszcze po latach i przyszło mi do głowy, że wszystko jednak wymaga perspektywy. Wątek zamknął się naturalnie przeszło 5 lat temu, a od tego czasu: wydawca zawarł ugodę z rodziną Kapuścińskiego, jeszcze wyrok się nie uprawomocnił, ale autor przegrał proces z rodziną Kapuścińskiego, pewnie mało z nas wie co się dzieje z autorem, zapomnieliśmy kto był autorem biografii Wałęsy.
Jedno się nie zmieniło: książki Kapuścińskiego są nadal w bibliotekach i księgarniach.
Tak mnie jeszcze naszło na te przemyślenia, bo ostatnimi czasy (przykład świeży mamy sprzed paru dosłownie dni) tak się jakoś złożyło, że kto chce sobie finansowo ułożyć życie w przyszłości, to książkę wydać musi. Kasa się zgadza, a że smród pozostał, to nie szkodzi, bo szybko odór się rozwiewa.
Pokora i uległość tylko do wzmocnienia i utrwalenia niewoli prowadzi.

Józef Piłsudski (24 września 1895 r.)
Awatar użytkownika
Leliwa
Hetman polny koronny
Posty: 5300
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:00
Lokalizacja: środkowe Nadwieprze
Has thanked: 39 times
Been thanked: 256 times

Re:

Post autor: Leliwa »

AWu pisze:Zaraz się lament podniesie, że tego Herodota całego to nie spotkał :>

Ja polecam Wojnę futbolowa, Szahinszaha i Cesarza (w którym podobno masa łgarstwa), choć jak pisałem za Kapuścińskim nie przepadam.
Z tym łgarstwem to prawda, a raczej z koloryzowaniem, wyolbrzymianiem rzeczy mniejszych i niezauważaniem większych. Czytałem podobnie jak Wojnę Futbolową i Cesarza i też nie przepadam, również ze względu na styl. Udawana naturalność wypowiedzi - z tym niestety mi się kojarzy.Żeby coś dobrego powiedzieć o autorze - dobrze, że promował przez swą opinię takie dzieła jak książkę Tadeusza Nowaka o jego wędrówce.
"Z kości moich powstanie mściciel"
Napis na grobie Stanisława Żółkiewskiego w Żółkwi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Literatura”