Klub interesującej książki

Literatura, ze szczególnym uwzględnieniem literatury historycznej i militarnej.
Dżenesh
Colonel en second
Posty: 1272
Rejestracja: poniedziałek, 26 stycznia 2009, 23:07
Lokalizacja: Płock
Has thanked: 3 times
Been thanked: 18 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Dżenesh »

Kamil Janicki "Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa" czyli jak w I Rzplitej panowie szlachta do spółki z kościołem zorganizowała chłopom piekło na ziemi. Gorąco polecam.
Oddam życie polskiego rządu za Polskę
Awatar użytkownika
Karel W.F.M. Doorman
Admiraal van de Vloot
Posty: 10519
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 16:24
Lokalizacja: lichte kruiser HrMs "De Ruyter"
Has thanked: 2073 times
Been thanked: 2807 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Karel W.F.M. Doorman »

Mi wystarczają artykuliki Janickiego by wiedzieć, że człowiek szuka sensacji. Samo nazywanie pańszczycy niewolnictwem trąci nonsensem, bo ile osób wie, że to nie było niewolnictwo?
Follow me!
Kontradmirał Karel Doorman do swoich podwładnych, Morze Jawajskie, 27 lutego 1942 roku.
Awatar użytkownika
Leliwa
Hetman polny koronny
Posty: 5300
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:00
Lokalizacja: środkowe Nadwieprze
Has thanked: 39 times
Been thanked: 256 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Leliwa »

Dżenesh pisze: poniedziałek, 24 stycznia 2022, 21:32 Kamil Janicki "Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa" czyli jak w I Rzplitej panowie szlachta do spółki z kościołem zorganizowała chłopom piekło na ziemi. Gorąco polecam.
Zapomniałeś jeszcze o żydowskich dzierżawcach, którzy również dawali się we znaki włościanom i to bardziej niż Kościół, bo nie byli hamowani zasadami moralnymi chrześcijaństwa. Kościół piszemy dużą literą jako instytucję. Zresztą majątki kościelne były raczej lepiej zarządzane i nie było tam takiego zdzierstwa, żyło się tam włościanom lepiej, choćby w kluczach suchedniowskim czy samsonowskim biskupów krakowskich, przodujących pod względem hutnictwa w tzw. okręgu staropolskim. Do których wizytacji XVII wiecznych miałem dostęp w archiwum kapitulnym. Zresztą szlachta też musiała jakoś z włościanami żyć, a nie tylko ich dusić, żeby nie uciekli do "konkurencji". A zjawisko zbiegostwa było powszechne, jeśli się popatrzy na prawodawstwo tego dotyczące. Taka ot książeczka https://www.swiatksiazki.pl/zelman-wolf ... iazka.html
"Z kości moich powstanie mściciel"
Napis na grobie Stanisława Żółkiewskiego w Żółkwi.
Awatar użytkownika
Leliwa
Hetman polny koronny
Posty: 5300
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:00
Lokalizacja: środkowe Nadwieprze
Has thanked: 39 times
Been thanked: 256 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Leliwa »

Dziś się książki wyrzuca, a kiedyś je palono. Nie chodzi o bardzo odległe czasy, ani o XIX-wieczne protestanckie (pierwsze publiczne palenie książek katolickich ku uczczeniu Marcina lutra w 1817 roku w Wartburgu) czy hitlerowskie Niemcy. Nie jest to też scena z książki "Fahrenheit 451" Raya Bradbury'ego. Spotkało to tą pozycję.

Obrazek

Tekst wystąpienia Karola Wojciechowskiego podczas uroczystej sesji poświęconej Jędrzejowi Giertychowi, zorganizowanej w dniu 11 listopada 2003 roku w Warszawie.
W roku 2003, Roku Giertychowskim, mija 67 lat od publikacji książki Jędrzeja Giertycha "Tragizm losów Polski". Jakkolwiek rocznica nie jest okrągła, okazja sprzyja, aby właśnie dziś poświęcić tej książce nieco więcej słów. Dlatego też, w moim krótkim wystąpieniu, chciałbym Państwu przedstawić kilka faktów związanych z tym tematem. Gdy w roku 1936 Jędrzej Giertych wydawał książkę "Tragizm losów Polski", pisano w prasie o autorze, że był już „znanym chlubnie publicystą”. Rozpoczynając kilkanaście lat wcześniej swoją działalność w Kurierze Warszawskim, wkrótce stał się jednym z czołowych pisarzy politycznych ruchu narodowego. Od początku lat 30. Jędrzej Giertych ogłaszał swoje artykuły w elitarnej "Myśli Narodowej", a w 1933 r. został, na osobiste żądanie Romana Dmowskiego, zatrudniony na stałe w redakcji "Gazety Warszawskiej". Jednak to dopiero dzięki książce "Tragizm losów Polski", stał się Jędrzej Giertych publicystą powszechnie znanym społeczeństwu, tak iż wkrótce sam Dmowski uznał go za najlepszego spośród swoich uczniów.

„Kij w mrowisko”

W zamierzeniu książka "Tragizm losów Polski" — jak napisał w przedmowie sam Jędrzej Giertych — „mimo że traktuje o historii, nie jest publikacją naukową: jest to książka, należąca do dziedziny publicystyki politycznej”. Ma więc ona charakter raczej popularny, aniżeli ściśle naukowy, jednak w wielu fragmentach — szczególnie dotyczących czasów nowszych — książka ta wydaje się posiadać cechy dzieła naukowego. Czym była istotnie? Książka przedstawiała czytelnikowi pogląd na czasy najnowsze i nowożytne, a wykorzystywała w swej treści zdobycze zawodowych historyków, w szczególności odkrycia Kazimierza Mariana Morawskiego. Giertych zwrócił jednak uwagę, że zasadniczy zrąb poglądów wyrażonych w książce — m.in. na temat wolnomularstwa — był dorobkiem Romana Dmowskiego. Jeśli chodzi o część pracy poświęconą czasom nowożytnym, recenzent książki Jędrzeja Giertycha, wybitny polski historyk Feliks Koneczny, pisał, że „autor wytworzył sobie taką oś z przekonania, że nowożytne dzieje Polski zawisły od tajnych stowarzyszeń, które zaczęły się [...] już na dworze Bony [...]. Związki te nabrały takiej mocy, iż naród polski nie zdołał im sprostać ni siłą fizyczną, ni inteligencją. One parły do rozbiorów Polski już od XVII w. (Karol Gustaw), one narzuciły nam prusofilskie złudzenia prawdziwie samobójcze i w końcu urządziły powstania, po których grzęzło się coraz niżej”. W części poświęconej czasom nowszym, Jędrzej Giertych przedstawił dzieje tzw. endecji, natomiast druzgocącej krytyce poddał politykę Piłsudskiego, zarówno w czasach I wojny światowej, jak i w pierwszych latach odbudowania II RP, oraz politykę rządów tzw. sanacji po 1926 roku. Ponieważ w Polsce „sanacyjnej” panowała dość ostra cenzura i ogólnie ostro ze sobą polemizowano, wokół książki zrobił się niemały „zgiełk” publicystyczny, jak to określił Koneczny, pewien „huczek”, a właściwie łoskot skierowany „przeciwko” osobie Jędrzeja Giertycha. Oto przykład: w piśmie tzw. „państwowym”, czyli rządowo–sanacyjnym, ściśle powiązany ze środowiskami piłsudczykowskimi, Wincenty Rzymowski, niezwykle antyendecki komentator i autor m.in. broszury pt. Roman Dmowski — Czciciel Diabła, nazwał książkę Jędrzeja Giertycha „paszkwilem”, i co ciekawe — „paszkwilem na Polskę”! Według Rzymowskiego bowiem, Jędrzej Giertych znieważył Polskę. Gromił więc Giertycha–narodowca za brak patriotyzmu. Napisał on m.in.: „sama karykaturalność, sama potworność wynaturzenia, któremu p. Giertych poddaje historię naszą, aby podciągnąć ją pod smak oraz interes endecki, przekonywa nas, że ten niewolniczy czeladnik Dmowskich [...] nie może, nie ma prawa sięgać po przedstawicielstwo młodego pokolenia wśród kół młodzieży nastrojonych na elementarny choćby ton patriotyzmu”. Warto w tym miejscu dodać, że Rzymowski został w 1944 r. członkiem komunistycznego PKWN, w którym powierzono mu odpowiedzialność za sprawy „kultury”. Zupełnie inaczej przyjęto pracę Jędrzeja Giertycha w szerokiej prasie narodowej. Polemiki z Rzymowskim podjął się słynny publicysta i redaktor naczelny Myśli Narodowej Zygmunt Wasilewski, który oskarżenia Rzymowskiego porównał do pewnej anegdotki o niepolskim adwokacie, który stając w obronie fałszerza banknotów, taką oto wyciął reprymendę prokuratorowi: „Dajmy na to, że mój klient fałszował. Ale ujawnienie takich faktów jest paszkwilem, popełnionym względem sfer przemysłowych i handlowych naszego społeczeństwa”. Według redaktora Wasilewskiego, Rzymowski rzucił się „z wściekłością na Giertycha” za to, że ten pisząc o tragizmie losów Polski, pozwolił sobie na ujawnienie faktów niewygodnych dla pewnych „grup społecznych”. Książkę od strony merytorycznej recenzował wspomniany już prof. Feliks Koneczny. Ocenił on dzieło pozytywnie, przede wszystkim jako przykład „publicystyki książkowej”. Będąc zawodowym historykiem wytknął on jednak Giertychowi kilka błędów, m.in. zbyt surową krytykę powstania kościuszkowskiego. Kończył jednak swój wywód stwierdzeniem, że „jest to dzieło poważne [...] (a) nasza literatura polityczna doznała pewnego wstrząsu, wróżącego urodzaj, że tedy p. Giertych nie będzie zlekceważony w dziejach tego piśmiennictwa”.

Konfiskata i stos

Wydaje się jednak, że najciekawsze są wydarzenia i okoliczności, które miały miejsce już po znalezieniu się książki na półkach księgarskich. Otóż "Tragizm losów Polski" został opublikowany nakładem katolickiej spółki wydawniczej „Pielgrzym” w Pelplinie, ściśle mówiąc, staraniem kierownika tej spółki, księdza Jerzego Chudzińskiego. Dokładnie tydzień po ukazaniu się jej w księgarniach, zwrócił na nią uwagę ówczesny premier Felicjan Sławoj–Składkowski, który natychmiastowo nakazał jej konfiskatę na zasadzie artykułu kodeksu karnego, który mówił o „rozpowszechnianiu fałszywych wiadomości, mogących wywołać niepokój publiczny”. Komunikat premiera o tej decyzji ukazał się w prasie rano w dniu, w którym policja miała dokonać konfiskaty, ale dopiero w południe. Stąd też udało się księgarniom sprzedać około 1000 egzemplarzy. Natomiast drukarni w Pelplinie policja skonfiskowała około 3000 egzemplarzy. Według niemieckiej procedury sądowej, obowiązującej jeszcze wtedy na Pomorzu (gdzie książka się ukazała), w sprawach tego rodzaju obligatoryjne było tzw. półroczne przedawnienie. Tymczasem Jędrzej Giertych — dzięki licznym kontaktom osobistym na Pomorzu — otrzymał poufną informację, że istnieje plan zwlekania z wytoczeniem mu procesu, tak żeby doszło do przedawnienia, a wówczas można byłoby uznać sprawę za zamkniętą i dokonać zatwierdzenia tymczasowej konfiskaty policyjnej drogą zaocznej decyzji sądowej. Chodziło mianowicie o to, że z kół rządowych były ponoć wywierane naciski na prokuratora w Stargardzie, któremu sprawy pelplińskie podlegały, aby (w cudzysłowie) „przez zapomnienie” nie wszczynał procesu przeciwko Jędrzejowi Giertychowi, tylko po sześciu miesiącach sprawę umorzył i nakazał spalenie całego nakładu książki, nie dopuszczając do rozprawy sądowej, w której Jędrzej Giertych udowodniłby prawdziwość podanych w książce faktów. Po otrzymaniu takiej informacji, Jędrzej Giertych ogłosił w prasie list otwarty do właściwego prokuratora na Pomorzu z apelem, aby ten nie zapomniał wszcząć przeciwko autorowi "Tragizmu [losów Polski]" aktu oskarżenia, ponieważ podejrzany chce i ma prawo udowodnić, że ogłoszone w książce fakty są prawdziwe i że konfiskata jest bezzasadna. Przez następne dni Giertych zamieszczał w prasie podobne ogłoszenia o takiej mniej więcej treści: „przypominam panu prokuratorowi, że do dnia, w którym sprawa ulegnie przedawnieniu zostało jeszcze [tyle a tyle] dni”. Następnego dnia, że Giertych informował, że do sprawy pozostał jeden dzień mniej, itd. Prokurator w końcu się ugiął i wniósł skargę, a termin procesu wyznaczono na maj 1937 roku. Przypuszczano, że Jędrzej Giertych nie stawi się na sprawie, ponieważ w tym czasie przebywał w Hiszpanii jako korespondent Kuriera Poznańskiego, skąd przekazywał relacje z wydarzeń związanych z toczącą się tam wojną gen. Franco. Uważano więc, że sprawę „da się załatwić” podczas nieobecności oskarżonego w Polsce. Tymczasem Jędrzej Giertych wrócił do kraju wcześniej, niż to planowano, i na sprawę stawił się z grupą pięciu adwokatów, wśród których znalazł się również prezes Stronnictwa Narodowego, mecenas Kazimierz Kowalski. Co prawda rozprawa odbyła się, ale miała charakter wyłącznie formalny. Po ustaleniu liczby świadków, których należało konieczne wezwać, sprawę odroczono. Proces przenoszono pod najrozmaitszymi pretekstami ze Stargardu do Torunia, następnie do Poznania, a wreszcie do Warszawy. Proces odbył się w końcu w stolicy, ale — co ciekawe — Jędrzeja Giertycha jako oskarżonego nie wezwano. Prokurator Władysław Sieroszewski (syn znanego powieściopisarza Wacława), w ręce którego przeszła cała sprawa, oświadczył, że się ją umarza, ponieważ sam oskarżony jest przekonany, że napisał prawdę, a więc działał w dobrej wierze i na żadną karę nie zasługuje. Dlatego też nie zachodzi potrzeba publicznej rozprawy. Z drugiej strony, prokurator Sieroszewski był przekonany, że książka Giertycha zawierała wiadomości „fałszywe”. Postawił więc wniosek o zatwierdzenie konfiskaty. Sąd wniosek prokuratora przyjął, a oskarżonego uwolniono od zarzutów. Następnie policja spaliła cały nakład.

Dziwny sojusz

Tak oto układały się dzieje książki za „panowania” sanacji. W latach II wojny światowej niemieckie władze okupacyjne, podobnie jak władze sanacyjne, nakazały dalsze niszczenie omawianej książki. Co ciekawe, tytuł ten został umieszczony przez władze hitlerowskie na poufnej liście książek zakazanych w latach 1938–1941. Lista obejmowała książki z całego świata, m.in. były na nią wpisane dzieła Ernesta Hemingway’a i Tomasza Manna. Na liście znalazło się około 18 książek polskich, a wśród nich m.in. utwory Mickiewicza oraz "Tragizm losów Polski" pióra Jędrzeja Giertycha. Wcześniej, bo już w 1936 roku, władze niemieckie wydały streszczenie "Tragizmu [losów Polski]" w formie tajnej, bez zgody autora, z przeznaczeniem tylko dla niemieckich urzędników. Po wojnie komunistyczne władze w Polsce również nakazały dalsze wyszukiwanie i niszczenie egzemplarzy książki, których już nie palono, ale dawano na przemiał. Po latach Jędrzej Giertych zauważył co następuje: „zarysował się dość osobliwy, solidarny front polskiego obozu sanacyjnego, hitlerowców i komunistów, wspólnie pracujących nad tym, by zagłuszyć te prawdy, które w tej książce wyłuszczyłem i starających się osiągnąć to przez niszczenie egzemplarzy tej książki”. Z książką tą wiążą się też szczególne przeżycia osobiste Jędrzeja Giertycha. Otóż — jak się wydaje — Jędrzej Giertych „o włos” niemal uniknął, w konsekwencji represji, obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej. Pewnego dnia, późną nocą, zjawiła się w mieszkaniu Giertycha w Warszawie policja i, nie podając żadnego uzasadnienia ani nie okazując żadnego nakazu sądowego, przeprowadziła w całym mieszkaniu rewizję, po czym Giertycha aresztowano i zawieziono do więzienia, gdzie w zimnie i wilgoci, oraz „w towarzystwie” kryminalistów, spędził prawie 48 godzin na betonowej podłodze. Do żadnego przesłuchania nie doszło i po dwóch dniach wypuszczono go na wolność bez żadnych wyjaśnień. Tymczasem okazało się, że podczas pobytu Giertycha w więzieniu ukazał się w prasie warszawskiej komunikat, o jego aresztowaniu i wysłaniu do Berezy Kartuskiej. W tym mniej więcej też czasie, rodzice Jędrzeja Giertycha otrzymali anonimowy telefon z informacją, że na syna planowany jest napad, który ma być karą za napisanie Tragizmu losów Polski. Jędrzej Giertych już po latach wspominał, że „na wszelki wypadek, gdy wypadało mi potem [...] wracać do domu piechotą późnym wieczorem, chodziłem wtedy przez pewien czas z rewolwerem w kieszeni i palcem na spuście, a chodziłem po jezdni, nie po chodniku, by mieć większe pole widzenia i by mnie ktoś nie zaskoczył z bramy lub zza węgła”. Wkrótce w Polsce doszło do uchwalenia ustawy o tzw. „ochronie czci Marszałka Piłsudskiego”. Zgodnie z nią krytyczne wypowiadanie się o osobie lub polityce Piłsudskiego było przestępstwem podlegającym karze. Trudno nie postrzec tego jako dość niespotykanej osobliwości prawnej. Nie chodziło tu bowiem o krytykowanie dyktatora sprawującego władzę. Piłsudski już wówczas nie żył. W rzeczywistości chodziło o prawo do krytyki historycznej. Stąd też, współcześni uważali, że do wydania ustawy przyczyniła się właśnie książka "Tragizm losów Polski" i trudności, z jakimi rząd sanacyjny miał do czynienia w związku z jej pojawieniem się. Chciano na przyszłość uniknąć podobnych sytuacji. Do takich więc anomalii posuwał się reżim sanacyjny. Ciekawe świadectwo o książce daje też p. Stanisław Kozanecki, który jako przedwojenny kierownik Narodowej Organizacji Gimnazjalnej (NOGA) w Sandomierzu wspominał, że Tragizm [losów Polski] należał do lektur podstawowych. Pan Kozanecki przypadkowo jako zadanie maturalne otrzymał temat „Przyczyny upadku powstań”. Znając książkę Giertycha „prawie na pamięć”, napisał pracę liczącą 16 stron, na których [niemalże dosłownie] zacytował argumenty przedstawione przez Jędrzeja Giertycha. Za to maturalne zadanie otrzymał ocenę niedostateczną. W swoim życiu Jędrzej Giertych napisał jeszcze wiele książek. Jednak chyba żadna nie dorównała popularnością Tragizmowi [losów Polski]. Prawdopodobnie wynika to m.in. z faktu, że późniejsze publikacje historyczne Jędrzeja Giertycha cechuje w dużo większym stopniu charakter naukowy tych dzieł. Sam autor natomiast zrewidował kilka poglądów głoszonych wcześniej w "Tragizmie [losów Polski]": m.in. stał on później na stanowisku, że wybuch insurekcji kościuszkowskiej był jednak wówczas nieunikniony. Podsumowując okoliczności związane z wydaniem Tragizmu [losów Polski], Jędrzej Giertych napisał, że „walka o historyczną prawdę czasami nie jest łatwa [...] nie jest wolna od przykrości, a nawet niebezpieczeństw. Walcząc o prawdę historyczną, dotyczącą Piłsudskiego, pokonywać musiałem [...] takie trudności, z jakimi przeciętny badacz historyczny z reguły do czynienia nie ma”. I pracę tę Jędrzej Giertych — pomimo trudnych i ciężkich czasem kolei życia — podjął w pełni. Od 1946 roku aż do śmierci opublikował około 30 dużych książek historycznych.
"Z kości moich powstanie mściciel"
Napis na grobie Stanisława Żółkiewskiego w Żółkwi.
Awatar użytkownika
Karel W.F.M. Doorman
Admiraal van de Vloot
Posty: 10519
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 16:24
Lokalizacja: lichte kruiser HrMs "De Ruyter"
Has thanked: 2073 times
Been thanked: 2807 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Karel W.F.M. Doorman »

Leliwa pisze: wtorek, 25 stycznia 2022, 11:17 Zapomniałeś jeszcze o żydowskich dzierżawcach, którzy również dawali się we znaki włościanom i to bardziej niż Kościół, bo nie byli hamowani zasadami moralnymi chrześcijaństwa. Kościół piszemy dużą literą jako instytucję.
Podglądam artykuły Janickiego i to nie jest człowiek piszący bezstronnie. Opisujący zjawisko. Tam teza jest przede wszystkim i to niekoniecznie obiektywna. Nazywanie pańszczyźnianych chłopów niewolnikami to bełkot lewicy. To jak nazwać robotnika fabrycznego w PRL?
Follow me!
Kontradmirał Karel Doorman do swoich podwładnych, Morze Jawajskie, 27 lutego 1942 roku.
Awatar użytkownika
Leliwa
Hetman polny koronny
Posty: 5300
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:00
Lokalizacja: środkowe Nadwieprze
Has thanked: 39 times
Been thanked: 256 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Leliwa »

Karel W.F.M. Doorman pisze: wtorek, 25 stycznia 2022, 12:33
Leliwa pisze: wtorek, 25 stycznia 2022, 11:17 Zapomniałeś jeszcze o żydowskich dzierżawcach, którzy również dawali się we znaki włościanom i to bardziej niż Kościół, bo nie byli hamowani zasadami moralnymi chrześcijaństwa. Kościół piszemy dużą literą jako instytucję.
Podglądam artykuły Janickiego i to nie jest człowiek piszący bezstronnie. Opisujący zjawisko. Tam teza jest przede wszystkim i to niekoniecznie obiektywna. Nazywanie pańszczyźnianych chłopów niewolnikami to bełkot lewicy. To jak nazwać robotnika fabrycznego w PRL?
W miedzywojniu dużo bardziej rzeczowe i lepsze literacko, i ale też bardzo ostre teksty przeciwko uciskowi włościan przez szlachtę (oraz Żydów) były publikowane przez takich publicystów ONR jak Jan Mosdorf. Próbka stylu:
Jan Mosdrof - Tradycja a duch narodu
Dużo jest istotnego uroku w życiu ziemiańsko-szlacheckim. Któż zaprzeczy estetycznym walorom dworku szlacheckiego i owej „swojszczyzny”, którą nadyszeć się można przy lekturze „Pana Tadeusza” lub pamiętników Paska. Są to trwałe pozycje cywilizacji polskiej, ale - zapytać trzeba – czy nie zostały one zdobyte wielką, straszliwą ceną? Przeczytajmy następujący sielankowy opis: „Nie ma na świecie mocarza, który by mógł nie pozazdrościć doli szlacheckiej. Była ona oparta na niezależności materialnej, wynikającej z posiadania własnej ziemi i na zdrowiu i pogodzie moralnej. A te zawdzięczał szlachcic pracy na ziemi i obcowaniu z przyrodą w prostocie i umiarkowaniu, jakiego uczy ona swe dzieci, gdy żyją z nią w miłującym zjednoczeniu… Ziemianin był jedynym prawdziwym „panem” na świecie w myśl słów Kochanowskiego: „Ten pan, zdaniem moim, co przestał na swoim”. Był panem swego domu i ziemi… I nie było w tym „państwie” szlachcica, przewagi uczuć niskich i gminnych. Nie było bezserdecznego hołdowania korzyściom materialnym…”. Kiedy czytam te słowa, napisane (mniejsza o to przez kogo) anno Domini 1934, przecieram oczy. Owa „pogoda moralna”, z którą szlachcic patrzył na zgięte karki chłopów pańszczyźnianych, wlewających w siebie po ciężkim dniu darmowej pracy kwaśne piwo z żydowsko-dworskiego browaru, bo tak pan kazał, aby móc więcej zarobić! Owa „prostota i umiarkowanie”, w myśl której szlachcic wypijał oceany węgrzyna (bez cła), – stroił się w bezcłowe jedwabie, złotogłowie, adamaszki! Owo przestawanie na „swoim”, polegające na bogaceniu się cudzą pracą, odmawianiu podatków, rozdrapywaniu królewszczyzn… Nie było uczuć „niskich i gminnych”, ani „bezserdecznego hołdowania korzyściom materialnym”, tylko stałe uniemożliwianie reformy ustroju, naprawy skarbu, tylko rujnowanie miast polskich w sojuszu z Żydami, wydrwienie ślubów lwowskich Jana Kazimierza, podarcie statutów Jędrzeja Zamoyskiego, drapieżne bronienie pańszczyzny, wreszcie hańba sejmów rozbiorowych. Historia trzech wieków Rzeczypospolitej elekcyjnej, to jedna wielka zbrodnia, dokonywana przez szlachtę na Narodzie Polskim ręka w rękę z Żydami.

Kto chce się opierać o tradycję narodową, powinien wiedzieć i pamiętać, co to jest Naród Polski. Trzeba wiedzieć, że 4/5 tego narodu to warstwy bez historii, gdzie dziesiątkami lat nic się nie działo, tylko wciąż ta sama nędza i wciąż ta sama krzywda. Analizując ustrój dawnej Polski nasi tradycjonaliści gotowi są w drodze reakcji przeciwko szkole krakowskiej idealizować go za to jedynie, że był polski, ba! szukać w jego prawach ducha Narodu Polskiego, zapominając że dla 4/5 naszych przodków prawem konstytucyjnym była nie wolna elekcja, nie Pacta Conventa, lecz pańszczyzna i sądy patrymonialne. Niejeden apolog dawnej Polski wierzy, iż żyje w nim tradycja narodowa i nie zdaje sobie sprawy, że to tylko tradycja warstwy, z której pochodzi.

„Ustrój Polski – mówi Mickiewicz – polegał na wewnętrznym popędzie i dobrowol­ności”, innymi słowy był ustrojem demokratycznym. Tylko, że ta demokracja była w stylu ateńskim: jak tamta opierała się na tyranii wobec klasy niższej, której w ogóle nie zaliczano do Narodu. Tam niewolnicy – tu chłopi.
„PROSTO Z MOSTU”, 1936, NR 40

Oczywiście (tu rechot historii) propaganda komunistyczna przedstawiała potem oddziały tworzone ONR jako "pańskie wojsko" ciemiężące włościan, którym wyzwolenie niosła "Polska Ludowa" w trwałym sojuszu z "Armią Czerwoną" i NKWD.
"Z kości moich powstanie mściciel"
Napis na grobie Stanisława Żółkiewskiego w Żółkwi.
Awatar użytkownika
Karel W.F.M. Doorman
Admiraal van de Vloot
Posty: 10519
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 16:24
Lokalizacja: lichte kruiser HrMs "De Ruyter"
Has thanked: 2073 times
Been thanked: 2807 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Karel W.F.M. Doorman »

Wszyscy patrzą na historię przez pryzmat terażniejszości. Jak gdyby chłop gdziekolwiek był człowiekiem w pełni wolnym i robił, co chciał. Podobno w Szwecji chłopi mieli wpływ na politykę. No to w podzięce ganiali po Europie, a jak który zginął w trakcie wyprawy wojennej, to wdowę z dziećmi wywalano z domu i wsadzano kolejna rodzinę wojskową. Społeczeństwo było podzielone na stany i każdy z nich miał swoje plusy i minusy.
Follow me!
Kontradmirał Karel Doorman do swoich podwładnych, Morze Jawajskie, 27 lutego 1942 roku.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43377
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3943 times
Been thanked: 2509 times
Kontakt:

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Raleen »

Karel W.F.M. Doorman pisze:Społeczeństwo było podzielone na stany i każdy z nich miał swoje plusy i minusy.
Z tym, że w przypadku niektórych stanów minusy wyraźnie przeważały nad plusami, a u innych na odwrót ;)
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Karel W.F.M. Doorman
Admiraal van de Vloot
Posty: 10519
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 16:24
Lokalizacja: lichte kruiser HrMs "De Ruyter"
Has thanked: 2073 times
Been thanked: 2807 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Karel W.F.M. Doorman »

Raleen pisze: wtorek, 25 stycznia 2022, 22:10 Z tym, że w przypadku niektórych stanów minusy wyraźnie przeważały nad plusami, a u innych na odwrót ;)
Jakież to były plusy obowiązku nadstawiania głowy w obronie państwa?

Weźmy np. chłopa pruskiego. Owszem, pańszczycę zniesiono dopiero początkiem XIX wieku. Ale ten zaszczytny obowiązek służby dla monarchy pod kijem jego kaprali!!! Albo głód we Francji i obciążenia fiskalne takie, że hoho! Chłop francuski za Ludwika XVI miał zarąbiście. Pod warunkiem, że - zamiast brakującego chleba - jadł ciasteczka, które piekarz musiał mu wydać.

Jak to mawiają wszystko ma swoje plusy ujemne i plusy dodatnie.
Follow me!
Kontradmirał Karel Doorman do swoich podwładnych, Morze Jawajskie, 27 lutego 1942 roku.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43377
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3943 times
Been thanked: 2509 times
Kontakt:

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Raleen »

Nie rozumiem trochę pytania. Przecież napisałem, że plusy przeważały nad minusami w przypadku szlachty.

Ja rozumiem, że chłopom nie wszędzie było tak źle, jak to chce widzieć autor tej książki, ale nie twórzmy teraz wrażenia, że stany uprzywilejowane w państwie feudalnym miały równie ciężko, bo jak tak zaczniemy dyskutować to ktoś czytający to może dojść do wniosku, że w gruncie rzeczy ten ustrój społeczny wcale nie był taki zły. Chłop nie był niewolnikiem, ale generalnie upodlenie chłopa, zwłaszcza w okresie rozwoju gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej, jest faktem. Paradoksalnie lepiej było chłopom wcześniej czyli w późnym średniowieczu i u schyłku średniowiecza. Potem, wraz ze wzrostem przewagi politycznej szlachty w państwie coraz gorzej. O kondycji chłopów w Polsce ówczesnej pisali nie tylko Polacy, ale cudzoziemcy przejeżdżający przez nasz kraj, którzy mieli porównanie do tego jak to wygląda w innych krajach. I pisali na ogół o upodleniu i traktowaniu chłopów przez szlachtę jak bydło.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Karel W.F.M. Doorman
Admiraal van de Vloot
Posty: 10519
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 16:24
Lokalizacja: lichte kruiser HrMs "De Ruyter"
Has thanked: 2073 times
Been thanked: 2807 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Karel W.F.M. Doorman »

Raleen pisze: środa, 26 stycznia 2022, 07:50 Nie rozumiem trochę pytania. Przecież napisałem, że plusy przeważały nad minusami w przypadku szlachty.
Jakie plusy nad jakimi minusami? Obowiązek ryzykowania głową to nie to samo co zasuwanie za radłem.
Ja rozumiem, że chłopom nie wszędzie było tak źle, jak to chce widzieć autor tej książki, ale nie twórzmy teraz wrażenia, że stany uprzywilejowane w państwie feudalnym miały równie ciężko, bo jak tak zaczniemy dyskutować to ktoś czytający to może dojść do wniosku, że w gruncie rzeczy ten ustrój społeczny wcale nie był taki zły.
Na ówczesne realia nie był najgorszy. Część społeczeństwa miała podmiotowość obywatelską, a część była w sytuacji, w której pan dominialny i tak musiał dbać o nią. Wtedy chłop nie mógł prosto stracić środków utrzymania.
Chłop nie był niewolnikiem, ale generalnie upodlenie chłopa, zwłaszcza w okresie rozwoju gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej, jest faktem.
Nie jest faktem, bo zależy od pana dominialnego i okresu.
Paradoksalnie lepiej było chłopom wcześniej czyli w późnym średniowieczu i u schyłku średniowiecza. Potem, wraz ze wzrostem przewagi politycznej szlachty w państwie coraz gorzej. O kondycji chłopów w Polsce ówczesnej pisali nie tylko Polacy, ale cudzoziemcy przejeżdżający przez nasz kraj, którzy mieli porównanie do tego jak to wygląda w innych krajach. I pisali na ogół o upodleniu i traktowaniu chłopów przez szlachtę jak bydło.
Pisali o tym, co dostrzegli. O angielskich chłopach rugowanych z ziemi czy francuskich obciążonych nadmiernymi daninami fiskalnymi nie pisali. Albo o najniższej warstwie społeczeństwa niderlandzkiego.

Ja zawsze polecam 11 rozdział pracy Roberta Frosta o historii unii polsko-litewskiej. Tam jednak jest mniej propagandy, a więcej konkretów. Zwłaszcza jeśli chodzi o początki pańszczycy.

Sugeruję też zaintrygować się wojnami chłopskimi w Niemczech. Oj, tam się działo. I wcale nie było lepiej, tylko gorzej. Nawet sam pierwszy Fuhrer był za rżnięciem chłopstwa.
Follow me!
Kontradmirał Karel Doorman do swoich podwładnych, Morze Jawajskie, 27 lutego 1942 roku.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43377
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3943 times
Been thanked: 2509 times
Kontakt:

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Raleen »

Karel W.F.M. Doorman pisze:Jakie plusy nad jakimi minusami? Obowiązek ryzykowania głową to nie to samo co zasuwanie za radłem.
Masz na myśli obowiązek udziału w pospolitym ruszeniu? W średniowieczu owszem, dopóki to było rycerstwo, a jeszcze nie typowa dla późniejszego okresu szlachta, żyjąca głównie z eksploatacji folwarków, to rycerz nadstawiał głowę. Punktem przełomowym jest tu początek wojny trzynastoletniej i Cerekwica. Natomiast szlachcic w praktyce nie za bardzo, biorąc pod uwagę częstotliwość użycia pospolitego ruszenia, jego efektywność bojową itd. Nadstawiali głowę ci, którzy na ochotnika służyli w armii, nie tylko w husarii, ale ilu ich było w masie szlachty?
Karel W.F.M. Doorman pisze:Na ówczesne realia nie był najgorszy. Część społeczeństwa miała podmiotowość obywatelską, a część była w sytuacji, w której pan dominialny i tak musiał dbać o nią. Wtedy chłop nie mógł prosto stracić środków utrzymania.
Pan dominialny jeśli dbał to bardziej na tej zasadzie jak dba o bydło, no bo jak mu zmarnieje krowa w oborze to straci.
Karel W.F.M. Doorman pisze:Pisali o tym, co dostrzegli. O angielskich chłopach rugowanych z ziemi czy francuskich obciążonych nadmiernymi daninami fiskalnymi nie pisali. Albo o najniższej warstwie społeczeństwa niderlandzkiego.
Porównywali z tym co znali ze swoich krajów i to co widzieli w Polsce w porównaniu z sytuacją w Europie zachodniej wydawało im się upodleniem.
To samo potem w epoce napoleońskiej jak opisują polskie ziemie Francuzi, tyle że dla nich wtedy punktem odniesienia była sytuacja po rewolucji.

Najbiedniejsza warstwa zawsze miała najciężej, wszędzie. Tylko wydaje mi się jednak, że średnio rzecz biorąc, tam było lepiej. Wiadomo, na wschód od Łaby miał miejsce proces refeudalizacji, co do zasady niekorzystny ustrojowo.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Karel W.F.M. Doorman
Admiraal van de Vloot
Posty: 10519
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 16:24
Lokalizacja: lichte kruiser HrMs "De Ruyter"
Has thanked: 2073 times
Been thanked: 2807 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Karel W.F.M. Doorman »

Raleen pisze: środa, 26 stycznia 2022, 09:39 Natomiast szlachcic w praktyce nie za bardzo, biorąc pod uwagę częstotliwość użycia pospolitego ruszenia, jego efektywność bojową itd.
Tak, mam na myśli obowiązek udziału w pospolitym ruszeniu. Chłop nie był do niego zobowiązany.
Pan dominialny jeśli dbał to bardziej na tej zasadzie jak dba o bydło, no bo jak mu zmarnieje krowa w oborze to straci.
A jak dba dzisiaj pracownik o pracodawcę? A pracodawca o pracownika? Z miłości, czy dla interesu? Miał dbać i dbał. Poza tym nie odbierajmy szlachcie człowieczeństwa.
Porównywali z tym co znali ze swoich krajów i to co widzieli w Polsce w porównaniu z sytuacją w Europie zachodniej wydawało im się upodleniem.
Bo im się wydawało. Nie chciałbym być chłopem francuskim z czasów Rewolucji.
Wiadomo, na wschód od Łaby miał miejsce proces refeudalizacji, co do zasady niekorzystny ustrojowo.
Ustrój nie miał tu wiele do rzeczy. Chłop galicyjski pod cesarzem w Wiedniu nie miał wcale lepiej niż pod Stanisławem Poniatowskim. Dr Sikora wspomina o tym, jak to chłopi z Galicji po 1772 roku wiali za kordon, do Korony.
Follow me!
Kontradmirał Karel Doorman do swoich podwładnych, Morze Jawajskie, 27 lutego 1942 roku.
Awatar użytkownika
Karel W.F.M. Doorman
Admiraal van de Vloot
Posty: 10519
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 16:24
Lokalizacja: lichte kruiser HrMs "De Ruyter"
Has thanked: 2073 times
Been thanked: 2807 times

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Karel W.F.M. Doorman »

Ja nie zamierzam sprzeciwiać się faktom. Chłop miał przewalone. Został przywiązany do swojego stanu jak do kasty. Ale też nie oznacza, ze miał tylko przewalone, a jego stan się raczej pogarszał. W zasadzie pracował na swojego pana dominialnego, by ten łaskawie pozwolił mu korzystać z ziemi.
Follow me!
Kontradmirał Karel Doorman do swoich podwładnych, Morze Jawajskie, 27 lutego 1942 roku.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43377
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3943 times
Been thanked: 2509 times
Kontakt:

Re: Klub interesującej książki

Post autor: Raleen »

Karel W.F.M. Doorman pisze:Tak, mam na myśli obowiązek udziału w pospolitym ruszeniu. Chłop nie był do niego zobowiązany.
Sądzę, że w pewnych okresach istnienia Rzplitej niektórzy szlachcice mogli ani razu nie mieć przyjemności brania udziału w pospolitym ruszeniu, ewentualnie może raz w życiu. Tak to było w praktyce z tym nadstawianiem głowy.
Karel W.F.M. Doorman pisze:Poza tym nie odbierajmy szlachcie człowieczeństwa.
Trzeba rozgraniczyć dwie rzeczy: ocenę z dzisiejszej perspektywy taką trochę wyabstrahowaną od wszystkiego i patrząc porównawczo na tle ówczesnych realiów. Co do tego pierwszego nie mam większych wątpliwości. Co do drugiego, sytuacja tych, którzy składali się na stan trzeci, rzeczywiście była w wielu krajach podobna. Ale i tu im dalej na wschód tym co do zasady gorzej.
Karel W.F.M. Doorman pisze:Bo im się wydawało. Nie chciałbym być chłopem francuskim z czasów Rewolucji.
Sam czas zamętu rewolucyjnego to osobny temat. Z drugiej strony był to czas zaskakujących awansów ludzi z niższych sfer, więc też można powiedzieć, że nie wszystkim wiodło się źle.
Karel W.F.M. Doorman pisze:Ustrój nie miał tu wiele do rzeczy. Chłop galicyjski pod cesarzem w Wiedniu nie miał wcale lepiej niż pod Stanisławem Poniatowskim. Dr Sikora wspomina o tym, jak to chłopi z Galicji po 1772 roku wiali za kordon, do Korony.
Ogólnie wydaje mi się, że mieszasz dwie kwestie - obciążeń na rzecz pana feudalnego i obciążeń na rzecz państwa. Przy czym argumentujesz, że sytuacja chłopów na Zachodzie była też zła, bo przygniatały ich podatki itd. Tyle, że dzięki tym podatkom państwa takie jak Prusy, Austria i inne zbudowały silne monarchie absolutne z potężnymi armiami, co doprowadziło do upadku Rzeczypospolitej, która jak wiemy tą drogą nie poszła. Zatem nawet jeśli przyjąć, że tam ucisk był podobny albo trochę większy u nas (nie będę się teraz spierał o to), to efekty tego w większej mierze przejmowało państwo. Z kolei korzyść długofalowa w postaci przetrwania własnego państwa jest chyba bezsprzeczna.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Literatura”