Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Filmy, seriale, programy telewizyjne i wszelkie inne tematy związane z kinem i telewizją.
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Post autor: jabu »

Serial BBC „World on Fire” (Świat w ogniu: Początki) z 2019 r.
Reżyseria – Chanya Button, Adam Smith, Andy Wilson, Thomas Q. Napper.
Scenariusz – Peter Bowker.

Obrazek

Zacząłem serial oglądać z pozytywnym nastawieniem. Polskie wątki to raz. W obsadzie sporo naszych wliczając Kota, Szyca i Kuleszę. Wichłacz, która od czasu „Miasta 44” pozytywnie mi się kojarzy. Z drugiej strony skusił mnie Sean Bean, aktor o niewykorzystanym przez filmowców potencjale oraz lubiana przeze mnie Helen Hunt, choć w serialu mnie wystraszyła swoim wyglądem. Na przystawkę Lesley Manville zapamiętana z ciepłego „Another Year”, którego wspomnienie przywodzi tylko jasne barwy. Takie nazwiska kupiły mój czas i zasiadłem do oglądania.
Jak zasiadłem… tak zakończę na pierwszym odcinku, co w serialach praktykuję rzadko.
Biorę oczywiście poprawki na fakt, że nie jest do dokument historyczny a serial jedynie osadzony fabułą w realiach wojennych sprzed ponad 70 lat. Mam ponadto świadomość, że producent filmu, stacja BBC – zeszła w ciągu lat na psy i kręci coraz bardziej rozmijające się z faktami produkcje (ostatnie dokumenty BBC poświęcone rosyjskim szpiegom oraz starciu nad Little Big Horn mnie obezwładniły wprawiając w zakłopotanie graniczące z niesmakiem. Pierwszy natężeniem propagandowych bzdur zaklinających rzeczywistość, drugi zaskakująco wysoką ignorancją znanych i potwierdzonych faktów). Niemniej, albo wyłączymy tę część naszej półkuli widza, odpowiedzialną za kojarzenie znanych faktów i ich ocenę w wydaniu zaproponowanym przez brytyjskich filmowców (wówczas serial można relaksacyjnie oglądać), albo będziemy przechodzić katusze podczas oglądania.
Nie mam zastrzeżeń do gry aktorskiej. Tu wg mnie nie ma się do czego doczepić. Trudno aby weterani pokroju Beana, Szyca, czy Kota spartaczyli role. Podobnie nie napiszę niczego krytycznego w temacie podkładu muzycznego poza faktem, wg mnie znamiennym, że nie tylko go nie zapamiętałem, ale nawet nie zauważyłem, co pozwala przypuszczać, iż nic do filmu nie wnosi (a więc nie buduje nastroju, czy nie podkreśla napięcia z poszczególnych scen). Słabe ogniwo filmu to przede wszystkim nie najlepszy scenariusz, nasuwający podejrzenia, że scenarzysta (wraz z gangiem reżyserów do spółki) po prostu bardzo niewiele wie o wydarzeniach z 1939 r. Tłumaczenia, które słyszałem – o małym budżecie, mnie nie przekonują. Prawie wszystkie sceny kręcono w Czechach a każdy kto zna tych ostatnich wie, że może wojacy z nich nieszczególni, ale kupcy wyśmienici i targują się tak, że umieszczenie ekipy w Gdańsku i w Warszawie wyszłoby taniej.
Oglądając serial odnieść można wrażenie, iż filmowcy opowiadają nie o realnych wypadkach z lata 1939 r., tylko o podobnych – inspirowanych tymi pierwszymi, Z JAKIEGOŚ ŚWIATA RÓWNOLEGŁEGO. Walki o Pocztę Polską w Gdańsku NIE SĄ, co ciekawe, połączone z powiadomieniem o niemieckim najeździe na resztę sąsiadującego z III Rzeszą kraju. Jeśli przed telewizorem zasiądzie kompletny laik, np. z Ameryki, odniesie wrażenie, że trwają jakieś potyczki lokalnych polsko-niemieckich bojówek o Danzig. W tym czasie w Warszawie kompletny spokój. Ani słowa o wojnie. Kulesza wraz z synkiem… pastują podłogę w mieszkaniu (scena przy której z wrażenia oblałem się kawą. Tu wojna od 4 rano a oni sobie klepki podłogowe spokojnie w domku polerują. W ujęciu chwilę wcześniej POPRZEDZAJĄCYM pastowanie - padła właśnie Poczta Polska w Gdańsku a więc jest wieczór po 19-tej 1 września.). Wszędzie luz a na warszawskiej starówce Wichłacz serwuje najspokojniej w świecie podwójne piwko siedzącym przy stolikach klientom. Obok zaciąga grajek na harmoszce. Przejeżdżają auta. Luzik i sielanka.
Przypominam, że od paru godzin trwa wojna.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Twórcy serialu W NAJMNIEJSZYM STOPNIU nie zadbali o wywołanie w kilku, choćby parosekundowych scenach, atmosfery zbliżającego się konfliktu, mieszaniny niepokoju i uniesienia panującego na ulicach Stolicy, oklejania szyb, obnoszenia się z maskami p-gaz, gromadnego czytania plakatów mobilizacyjnych lub odezw Naczelnego Wodza. Niczego z tego nie ma. Mamy migawkowe walki o Pocztę w kilku scenach. Równolegle w Warszawie… piją kawę. Nikt nic nie wie, nic się nie dzieje. Tu moim zdaniem mamy kompletną klapę w temacie nie tylko realiów, ale zwykłej logiki. Ta wojna tak się po prostu NIE ZACZĘŁA. To jakieś Sci-Fi.
Nie było też chmary niemieckich samolotów wypełniających sznurami maszyn niebo nad Warszawą już pierwszego dnia wojny. Luftwaffe mimo swojej przytłaczającej przewagi nie zasnuła bezkarnie chmur nad Stolicą w dniu inwazji na Polskę. Najpierw musieli się uporać z naszą Brygadą Pościgową, co zajęło im bodajże tydzień, po którym ta ostatnia straciła zdolność operacyjną. Dopiero po 7 września mogli sobie latać w miarę bezkarnie nad warszawskimi mostami na Wiśle w sposób, w jaki pokazali to w 34 minucie twórcy serialu.

Obrazek
Obrazek

Osobny rozdział to broń i sprzęt pokazany w serialu (konkretnie w pierwszym odcinku, bo resztę raczej już sobie chyba daruję).
Początek wyglądał obiecująco. Gdy amerykańska reporterka grana przez Hunt „podgląda” zza drzew koncentrację niemieckiej jednostki pancernej (choć byłoby to w realu niewykonalne w takiej dokładnie odsłonie) widzimy w 3-sekundowym ujęciu kilkadziesiąt dobrze zainscenizowanych Pz.Kpfw I, noszących odpowiednie dla Kampanii 1939 r. oznakowania oraz prezentujących właściwy dla kampanii kamuflaż Panzergrau.
Ta sama barwa i oznakowanie są dopilnowane w innych scenach z udziałem wojskowych pojazdów mechanicznych.

Obrazek
Obrazek

Natomiast z ich typami mamy już później małe wpadki.
Przygotowania Niemców do szturmu bramy głównej Poczty (ataki poszły wówczas z trzech kierunków, wszystkie dwukrotnie odparto) to jakieś kuriozum. Warto pochylić się nad tą sceną zobrazowaną w 23 minucie. Gotujący się do szturmu klęczą w odległości 10-15 m od budynku stanowiącego przedmiot ataku, schowani za workami z piaskiem ok. metrowej wysokości – w obliczu 3-piętrowego gmachu obsadzonego przez polskich strzelców. W praktyce wszyscy zostaliby by w takich okolicznościach wystrzelani – raz, że z minimalnej odległości zapewniającej oddanie pewnego strzału, dwa że z górnych pięter widać ich jak na przysłowiowej dłoni.
W sekundowym ujęciu widzimy też przeciwpancernego PaK-a 35/36 kal. 37 mm z dwuosobową obsługą i lufą wycelowaną w bramę Poczty. Natomiast na lewo od niego, słabo widoczny, bo przysłonięty drzewem stoi obiekt przypominający samochód łączności Sd.Kfz. 260, czy też raczej jego odpowiednik zaprojektowany do łączności dalekiego zasięgu – Sd.Kfz. 261 (nad przedziałem bojowym widać coś na kształt anteny ramowej). Oba pojazdy zaczęły trafiać do wojsk bodajże od kwietnia 1941 r. Przed Pocztą „defiluje” ponadto półgąsienicowy transporter opancerzony Sd.Kfz. 251 (wóz pojawia się też później w innej scenie, w 52 minucie), którego pierwszą wersję, Ausf. A, zaczęto dostarczać do jednostek liniowych wiosną 1939 r. a więc niewielka liczba wzięła udział w inwazji na Polskę zbierając po kampanii znakomite oceny. W Gdańsku strona niemiecka wozów tego typu nie posiadała. Nieliczne egzemplarze kierowano do dywizji pancernych i lekkich. Szturmujące Pocztę oddziały gdańskiej Policji Porządkowej (Schutzpolizei) oraz pododdziały SS Wachsturmbann „E” i SS-Heimwehr Danzig nigdy by oczywiście tak nowoczesnego i deficytowego sprzętu latem 1939 r. nie dostały.

Obrazek
Obrazek

Pocztowców atakowano z wykorzystaniem innych pojazdów, prezentowanych przez trzy ex-austriackie samochody pancerne Steyr ADGZ (które zresztą niewiele w sumie wskórały dając co najwyżej osłonę ss-manom ciskającym zza nich granaty trzonkowe w okna poczty. Te były okratowane, więc taka taktyka, do czasu ich wybicia przez krótkolufowe działa kal. 75 mm, bardziej zagrażała Niemcom niż pocztowcom, gdyż rzucane granaty odbijały się od prętów krat i detonując na ziemi, stwarzały większe zagrożenie dla szturmujących niż chronionych ścianą pocztowców).
W 40 minucie, gdy kuzyn amerykańskiej reporterki wchodzi do szpitala w Paryżu, mija go Chevrolet-sanitarka w półciężarowej wersji opracowanej dopiero w 1941 r. W 52 minucie mamy scenę w jednej z gdańskich uliczek. Widać tam dobrze ss-manów z SS-Heimwehr Danzig (oznakowania na hełmach możliwe do rozpoznania) umundurowanych nieprzepisowo i w uniformy niewłaściwej barwy. Oni nie nosili Feldgrau niemieckiego Wehrmachtu. Ich mundury były o wyraźnie odmiennym odcieniu:
https://faktopedia.pl/533367
O tym, że żaden z ss-manów nie nosi przepisowych szelek już jedynie wspomnę. Od czasu naszej niedoróbki „Tajemnica Westerplatte” Chochlewa ich brak już mi w filmach całkiem spowszedniał.

Obrazek
Obrazek

Przy okazji proponuję zwrócić uwagę na inny drobiazg z tej samej sceny. Zabicie duchownego (52 minuta), który po polsku błaga o litość. Jego nakrycie głowy to słynny saturno,
https://pl.wikipedia.org/wiki/Cappello_romano
ale tak ani wówczas, ani teraz polscy duchowni się nie ubierali. Tzw. capelli romani – rzymski kapelusz nie był przez nich właściwie używany. Nie wiem, czy ta ignorancja to skutek kręcenia zdjęć w kraju ateistów, czy fanaberia jakiegoś konsultanta, niemniej efekt daje taki, że tylko potęguje wrażenie, iż postacie pokazane w ujęciach nie znajdują się na gdańskiej ulicy. Podobnych nonsensów jest więcej, ale zakładam, że i te przytoczone powyżej pozwalają domniemywać, że gaża którą wziął za udział w filmie konsultant była zbyt duża.
Bohaterowie filmu, ochotnicy do obrony Poczty Polskiej w Gdańsku zabierają ze sobą cywilną, broń myśliwską, którą widzimy na kilku ujęciach. W połączeniu z dwukrotnym powtarzaniem w filmie sloganu „Polacy mają rowery, Niemcy czołgi” podpartym dwukrotnymi scenami pokazującymi pododdziały naszych kolarzy, zaciąga mi to trochę powielaniem stereotypów z „Lotnej” Andrzeja Wajdy. Ok., to tylko serial, ale pamiętajmy, że TAK NAS BĘDĄ POSTRZEGAĆ widzowie za granicą. Ze strzelbami i na rowerach przeciw niemieckim czołgom i Sztukasom. W konsekwencji nawet Norman Davies w najnowszych książkach swego autorstwa będzie wspominał o polskiej kawalerii ,szarżującej na niemieckie czołgi w 1939 r („Sam o sobie” Wyd. Znak. 2019) dodając tytułem osłody, że było tak chyba tylko raz, ale potem efektywnie wykorzystał to Goebbels.
BBC kontynuuje jego dzieło, choć dopuszczam krytykę, iż jest to z mojej strony osąd zbyt surowy.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Gdy Kot wkracza do wnętrza poczty Szyc (grający „najwyraźniej” dowódcę placówki, ppor. Konrada Guderskiego – tak się zresztą przedstawia, jako Konrad w 20 minucie) wita go stwierdzeniami, że „mamy jeszcze 40 karabinów”. W rzeczywistości obrońcy posiadali na stanie ok. 40 sztuk broni krótkiej (pistoletów i rewolwerów), kilkanaście karabinów i karabinków oraz trzy erkaemy i trzy skrzynki granatów ręcznych. Niemiecka blokada była tak szczelna, że przemycenie większej ilości stanowiło spory wyczyn a strona niemiecka przechwyciła większość transportów, które usiłowano od wiosny 1939 r. przeszmuglować dla pocztowców.
Wątpię, aby uzbrojeni bohaterowie tak sobie po prostu wkroczyli na posesję poczty gdańskiej, w świetle dnia, niczym para gajowych z dubeltówkami na ramionach, jak to pokazano w filmie. W czasie walk wewnątrz gmachu poczty obrońcy prowadzą ogień z dwóch czeskich erkaemów ZB. vz. 26 (jeden z nich widać dobrze w końcówce 24 minuty, gdy Szyc próbuje przeładować, ale sobie z tym wyraźnie nie radzi - co nie powinno dziwić. Nie był do tego przeszkolony. 8-) Po polskiej stronie nigdzie broni tego typu nie używano w 1939 r. a pierwsze zdjęcia obrazujące ją w polskich rękach datują się na rok 1944 r. pokazują jednostki partyzanckie) a nie z polskiego wz. 28, który powinien się znaleźć na planie.
Widocznie Czesi poza miejscem zapewnili też full serwis ze wszystkim innym, przemycając na plan dokonania własnej myśli technicznej.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Helen Hunt grająca amerykańską reporterkę w 48 minucie filmu dociera z bombardowanej Warszawy do Berlina w jakiś cudowny, ocierający się o magię sposób i jest tam już 3 września, w trzecim dniu działań wojennych – stwierdzając JEDNOZNACZNIE że przebijała się tam wraz z dziesiątkami polskich uchodźców (skołowany widz z Kalifornii, Katmandu czy Toronto gotów zrozumieć, że wszyscy ci polscy uchodźcy uciekali byle dalej od piekła wojny, na… zachód, na niemiecką stronę, bo tam względem Warszawy leży Berlin). Narratorka czytająca słowa dziennikarki uściśla wyraźnie, że gdy wróciła do stolicy III Rzeszy ogłoszono, iż tej ostatniej wypowiedziała właśnie wojnę Wielka Brytania. Mimo, że 1 lub 2 września (raczej 2-go jeśli wziąć pod uwagę, iż para pocztowców uciekających kanałami opuszcza je już po zmierzchu – nota bene, podobna ucieczka krótko po upadku poczty miała rzeczywiście miejsce) była świadkiem w kościele w Warszawie na ślubie pary polsko-brytyjskich nowożeńców. Dobę później maszeruje z torebką i walizeczką po ulicach Berlina.
Filmowcom, najwyraźniej znieczulonym przez czeskich piwowarów, jakby umknęła odległość dzieląca oba miasta i fakt, że między nimi biegła linia frontu. Dzielna przedstawicielka amerykańskiego dziennikarstwa bezproblemowo przemyka nad tym wszystkim szybciej niż myśl bolszewicka.

Obrazek
Obrazek

Jeśli już jesteśmy przy Helen Hunt to nie wiem co bardziej mnie przeraziło. Infantylność granej przez Nią postaci, którą nielogicznie rozpisał scenarzysta, czy wygląd aktorki dający kolejny, któryś już z rzędu dowód, iż amerykańskie gwiazdy kompletnie oderwały się od rzeczywistości w temacie chirurgii plastycznej – z ewidentną szkodą dla ich wyglądu i piękna kobiecego ciała jako takiego.
Ode mnie pierwszy odcinek dostaje ocenę zaledwie poprawną, na 3 z minusem, gdyż rozumiem, że świat nie jest doskonały i nie wszyscy, kręcąc fabularny film historyczny muszą się w tej historii orientować. W kultowym „The Winds of War” pokazali większe głupoty i się podobało. Spodoba się i w „World on Fire”. Ale w takim opakowaniu nie jest to serial adresowany do mnie toteż wątpię, czy obejrzę ciąg dalszy. Na obecną chwilę - raczej nie, aby nie tracić czasu i się niepotrzebnie nie denerwować. Jeśli bowiem w drugim odcinku zobaczę Panterę i T-34/85 spotykające się na bratniej defiladzie w Brześciu 22 września a w tle umykających z twierdzy polskich wojaków, rzecz jasna obowiązkowo na rowerach, to się obleję nie kawą a w akcie protestu czymś innym.
Możliwe, że intencje miało BBC dobre. Tyle, że finalnie wyszło im… tak sobie.
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
runnersan
Capitaine-Adjudant-Major
Posty: 998
Rejestracja: poniedziałek, 21 sierpnia 2006, 18:16
Has thanked: 2 times
Been thanked: 10 times

Re: Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Post autor: runnersan »

Ja nawet nie wnikając w błędy w rodzajach uzbrojenia czy umundurowania, które dla przeciętnego widza są nie do wychwycenia, totalnie byłem zdegustowany tym o czym piszesz w pierwszym akapicie. Cały odcinek sprawiał wrażenie, jakby obrona Poczty Polskiej rozgrywała się przed wojną, a przez przeskoki akcji miałem wątpliwości gdzie właściwie się bohaterowie znajdują czy w Warszawie, a może Gdańsku, ich teleportacje były dziwne.
Zapraszam do przeglądania...

http://wirtualnygeneral.blogspot.com/
Ogmios
Lieutenant
Posty: 509
Rejestracja: wtorek, 27 lutego 2018, 20:00
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
Has thanked: 39 times
Been thanked: 104 times

Re: Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Post autor: Ogmios »

Fabuła jak historia o rowerach w radiu Erewań :roll: .
Reporterka grana przez Hunt miała realny pierwowzór, sceny z jej udziałem są poplątane i przeinaczone (nawiasem mówiąc szacun dla Hollingworth, miała ikrę):
https://en.wikipedia.org/wiki/Clare_Hollingworth
https://www.telegraph.co.uk/history/wor ... Scoop.html

Scena z Niemcami oblegającymi Pocztę na odległość szerokości ulicy - :lol:. A właściwie to kiedy te worki poustawiali? I co na to pocztowcy? Walka to też właściwie już w środku...

Ten młody Anglik bezrozumnie w czasie nalotu leci do Kaszy :lol: (i Gregosz; no kurde podobno to TŁUMACZ), podmuch bomby przebija nim zamknięte drzwi - nawet zadrapania :roll: .

Brakuje głębszej treści i kontekstu - piechota z rowerami była dość typowa w tym okresie, na pewno Francuzi ją mieli, Niemcy chyba też. Dla rzetelnego porównania powinni podać, ile to czołgów w tym czasie miała Anglia i USA.

Ale co chcieć od fabularyzowanej serii, w której szczątkowe tło historyczne zajmuje mniej niż wątek mieszanego rasowo związku gejowskiego. BBC ;)
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Re: Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Post autor: jabu »

runnersan pisze: niedziela, 17 listopada 2019, 20:59 Cały odcinek sprawiał wrażenie, jakby obrona Poczty Polskiej rozgrywała się przed wojną, a przez przeskoki akcji miałem wątpliwości gdzie właściwie się bohaterowie znajdują czy w Warszawie, a może Gdańsku, ich teleportacje były dziwne.
Skutek prawdopodobnie dwóch rzeczy: scenariusza o nie najwyższym poziomie i braków scenarzysty, który najwyraźniej po prostu niewiele wie o wydarzeniach, względem których zlecono mu rozpisanie scenariusza. Pytanie gdzie był konsultant z Polski. Albo z W. Brytanii, Chin, z Tybetu, z Marsa, czy skądkolwiek. I pytanie, czy, jeśli był, miał na tyle dużo do powiedzenia, aby wpłynąć na modyfikację fabuły. Choćby drobna, mogłaby już złagodzić ogólne wrażenie bylejakości, chaosu i rozmijania się ze znanymi przecież faktami. Przypuszczalnie, podobnie jak ten z „Nasze matki, nasi ojcowie” wziął pieniążki nie tyle za konsultacje i wsparcie, co bardziej za siedzenie cicho i nie stwarzanie przeszkód.
Z reguły nikt nie lubi konsultantów traktując ich na planie jak wirus eboli. Scenarzyści, producenci i zwłaszcza reżyserzy mają ich często za niepotrzebny balast. Przypomnę, że Ridley Scott zwymyślał konsultanta próbującego negocjować modyfikację słynnej sceny bitwy z Germanami otwierającej „Gladiatora”, potem się z niego ponabijał („A skąd wiesz, że tak nie było? Byłeś tam?”) a na koniec kazał mu opuścić plan do zakończenia prac nad starciem. Post factum bitwa stała się jedną z najbardziej krytykowanych scen batalistycznych ostatnich dekad a widzowie… byli zachwyceni.
Pozdrawiam.
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
Ogmios
Lieutenant
Posty: 509
Rejestracja: wtorek, 27 lutego 2018, 20:00
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
Has thanked: 39 times
Been thanked: 104 times

Re: Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Post autor: Ogmios »

Pasujący mem mi się przypomniał :lol:
A Gladiator prawie cały mi sie podoba :oops:
Obrazek
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Re: Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Post autor: jabu »

Ogmios pisze: niedziela, 17 listopada 2019, 21:42 Scena z Niemcami oblegającymi Pocztę na odległość szerokości ulicy - :lol:. A właściwie to kiedy te worki poustawiali? I co na to pocztowcy? Walka to też właściwie już w środku...
Rzeczywiście całość wygląda groteskowo i to chyba najlepsze podsumowanie.
Co na to pocztowcy? W filmie jest to dokładnie pokazane. Czekając siedzą sobie na biurkach bujając się nogami. Nagle gaśnie światło (scenę wcześniej był już jasny, pełny dzień i pokazywano jak Niemcy gotują się do szturmu na przedpolu Poczty – utrwaliłem to ujęcie w jednym z zapodanych zdjęć) i Kot zeskakuje z biurka z zawołaniem – Zaczęło się!
W rzeczywistości Niemcy odcięli budynek od dopływu prądu nieco przed, lub o 4 nad ranem, ale przy innych niedopatrzeniach w filmie, to stanowi mały pikuś. Walka oczywiście miała odmienny przebieg od tej pokazanej migawkowo w serialu, ale to także nie specjalnie powinno dziwić. W tych migawkowych scenach kamerzysta chwyta w ujęciach chyba z 6-7 zabitych podczas wymiany ognia pocztowców (jest zbryzganie krwią twarzy bohatera po bliskim, bezpośrednim trafieniu kolegi w głowę, jest rozerwanie pocztowca własnym granatem ręcznym, który usiłował chwile wcześniej rzucić itd.). W praktyce w ciągu prawie 15 godzin walk Niemcom nie udało się NIKOGO zabić lub poważnie zranić z użyciem broni palnej. Pomimo gigantycznej jej ilości, niewspółmiernej do tego, co posiadał przeciwnik. Wojskowy dowódca poczty, ppor. Guderski poległ od odłamka własnego granatu wrzuconego w przebicie w ścianie. Dyrektor Poczty, dr Michoń został zastrzelony, gdy wychodził z ręcznikiem kąpielowym spełniającym rolę białej flagi, już po oznajmieniu woli kapitulacji, przed bramę wejściową. Podobnie było z idącym jego śladem naczelnikiem Wąsikiem, którego, po otrzymaniu postrzału dodatkowo „dobito” strumieniem ognia z miotacza płomieni (czasami w relacjach funkcjonuje wersja o odwrotnej kolejności). Pozostałych 4-5 pocztowców (ja kojarzę Szulca, Marszałkowskiego i Rekowskiego) spłonęło żywcem, gdy detonowano paliwo wpompowane przez gdańskich strażaków do piwnic Poczty. W tej materii serial pokazuje więc także bzdurę. Za to samym pocztowcom udało się zastrzelić lub zabić z użyciem granatów ręcznych, w kolejnych szturmach kilku napastników.
Ogólnie powyższy bilans wystawia BARDZO SŁABE świadectwo poziomowi wyszkolenia ss-manów z gdańskiej SS Wachsturmbann „E” i SS-Heimwehr Danzig, bo od uczestniczących w ataku na Pocztę pododdziałów gdańskiej Schutzpolizei bym za wiele nie wymagał. Gdyby zamiast pocztowców (z których większość miała, ze względu na wiek (40-55 lat) przeszkolenie wojskowe) w budynku bronił się etatowy pluton wojska można by żartować, że o pocztę podobne melepety walczyły by do dziś (choć żarty z takiego wydarzenia są niestosowne).
Nie pomógł atak z zaskoczenia z trzech różnych stron i zdetonowanie chwilę wcześniej dwóch silnych ładunków wybuchowych (podłożony skrycie pod bramę ogrodzenia przy głównym wejściu i bardzo nieudolnie rzucony pod płot od strony Krajowego Urzędu Pracy).
Weźmy np. początkową (o bardzo dramatycznym przebiegu) walkę w paczkarni na bliską odległość. Miała dla niemieckich policjantów i ss-manów z SS-Heimwehr zaskakująco niekorzystny przebieg. Trzech pocztowców uzbrojonych w pistolety i granaty ręczne (Szulc, Milewczyk, Rogaczewski) wyparło z niej dwie drużyny szturmowe (7 + 7 z Schutzpolizei i SS-Heimwehr Danzig) uzbrojone łącznie w dwa kaemy, dwa peemy (MP 28 II ale najpewniej były to przerobione MP 18 I), ładunek saperski, którym zniszczyli drzwi do paczkarni i karabin oraz granaty ręczne – każdy. Porucznik Schutzpolizei dowodzący tą grupą zostawił w paczkarni dwóch poległych (wachmistrza policji i szturmowca SS) a pozostałych 7 atakujących z tej grupy trafiło do szpitala wojskowego z postrzałami i ranami od odłamków granatów ręcznych (polskich i własnych). Z trójki Polaków nie ucierpiał nikt (Rogaczewski nadbiegł z granatami w połowie starcia, lekko ranny odpryskiem ze ściany w innej części budynku). Serie w uciekających już Niemców posłał u wysadzonego wejścia do paczkarni ppor. Guderski, który, właściwie już w chwili zakończenia starcia nadbiegł z erkaemem wz. 28 oraz dwiema torbami zawierającymi magazynki i granaty.
Można mieć przewagę liczebną i lepszą od przeciwnika broń do walki w określonych warunkach. Niemniej gdy nie potrafi się jej odpowiednio używać, prowadzi to czasami do wyników starcia, które w przeliczeniu matematycznym nie powinny mieć przebiegu takiego, jak w rzeczywistości.
Nie pomogło wsparcie trzech samochodów pancernych z których jeden cały czas trzymał pod ogniem działa automatycznego kal. 20 mm okna poczty a dwa inne ostrzeliwały je w ruchu dając osłonę szturmowcom ciskającym dziesiątki granatów trzonkowych.
Wsparcie dwóch krótkolufowych dział piechoty 7,5 cm leIG 18 walących ogniem bezpośrednim z bliskiej odległości, najpierw 500 m a później 300 m a potem haubicy (bodajże 10,5 cm LeFH 18) obsługiwanej przez dwóch berlińskich policjantów rezerwy (?), też, co może bezgranicznie dziwić, nie odniosło natychmiastowego skutku, choć powinno.
Przydzielenie przez gen. Eberhardta kompanii saperów, która ok. południa wsparła kolejny atak spowodowało nie przełom a jedynie to, że przez kolejne dekady, do połowy lat 90. niemieckie sądy odmawiały rodzinom zgładzonych pocztowców odszkodowania motywując wzmiankowany fakt tym, że jako cywile - mieli prawo stawiać opór gdańskiej policji, ale regularnemu wojsku… już nie. Detonacja ładunku wybuchowego o wielkiej sile przez saperów „wypożyczonych” przez Eberhardta chodnikiem wydrążonym z piwnic II. Komisariatu także nie wymusiła kapitulacji obrońców. Dopiero wykorzystanie dwóch miotaczy ognia a tak na prawdę to benzyny przepompowanej z cysterny wężami do piwnic i jej zdetonowanie granatem ręcznym spowodowało kapitulację.
Analizując przebieg walk nie sposób nie wyrazić zdziwienia jak dalece ŹLE, NIESTARANNIE I mało przewidująco Niemcy przygotowali się do zajęcia Poczty Polskiej (dopiero po fiasku pierwszego ataku, ok. 10 rano dowodzący całością operacji rozkazał ewakuować Gdańszczan z okolicznych domów w promieniu o. 200 m). Gdy się nawet pobieżnie analizuje całość operacji, jej opracowanie a później przeprowadzenie wygląda mocno amatorsko i przypomina jeszcze większą prowizorkę od tej z jaką Niemcy przygotowali się do szturmu składnicy na Westerplatte.
Wcześniej wspomniałem, iż obrońcy poczty dysponowali kilku – kilkunastoma karabinami. Sęk w tym, że to domniemanie. Nie widać w raportach niemieckiej policji i wojska wzmianek o jakichkolwiek karabinach zdobytych na „polskich bandytach” w gmachu poczty. Wymienia się trzy erkaemy, bodajże 40 pistoletów i rewolwerów, granaty ręczne oraz… maschinenpistole. To ostatnie należy rzecz jasna złożyć na karb kreatywności i wyobraźni sporządzających raporty. Jeśli faktycznie pocztowcy bronili się przez ponad pół doby z użyciem jedynie broni wymienionej w niemieckich zestawieniach opracowanych po akcji to tym bardziej wystawia to bardzo wstydliwe świadectwo stronie niemieckiej (podobnie jak rozważanie koncepcji wysadzenia gmachu poczty wraz z obrońcami, po obłożeniu jej zewsząd łańcuchem ładunków wybuchowych, co zawetował gauleiter Forster wystraszony możliwymi konsekwencjami dla okolicznej zabudowy, oraz finalne osiągnięcie sukcesu z użyciem zdecydowanie „mało rycerskich” metod pokroju wpompowania benzyny i spalenia przeciwnika żywcem. Nie przypadkiem po starciu zatajono ten fakt we wszystkich oficjalnych dokumentach zastępując go eufemizmem w stylu "andere militärische mittel - inne środki wojskowe").
Dla mnie przypomina to podrzucanie zadżumionych koców Indianom, których wcześniej nie zdołano pokonać w starciu face to face.
Podejrzewam, że Japończycy szturmując podobny obiekt zajęliby by gmach w kwadrans. Dałoby to pewnie tuzin poległych z obu stron w krótkim, gwałtownym starciu, ale Plac Heweliusza byłby „odciążony” w kilkadziesiąt minut pozwalając na szybkie przerzucenie uwikłanych w walki na nim sił – na inne odcinki.
Pozdrawiam.
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Re: Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Post autor: jabu »

Ogmios pisze: niedziela, 17 listopada 2019, 21:42 Brakuje głębszej treści i kontekstu - piechota z rowerami była dość typowa w tym okresie, na pewno Francuzi ją mieli, Niemcy chyba też.
Pododdziały piechoty wyposażone etatem w rowery występowały latem 1939 r. w siłach zbrojnych III Rzeszy, Polski, Holandii, Belgii, Francji, Włoch, Finlandii. Nie wiem jak u Sowietów, gdyż o ich armii posiadam wiedzę wybiórczą. Z rowerów korzystało wiele walczących stron.
Dyskusja ociera się o Pocztę Polską w Gdańsku. Przypomnę więc, że zarówno dowódca od strony niemieckiej, kierujący atakiem na polski budynek, komendant gdańskiej policji - Willy Bethke, jak i dr Kurt Bode (wiceprzewodniczący gdańskiego Wyższego Sądu Krajowego, wówczas w stopniu bodajże porucznika rezerwy, który miesiąc później, jako prokurator generalny doprowadził wraz z dr Giesecke do wyroku śmierci dla schwytanych pocztowców) wyruszyli na wojnę do swych punktów dowodzenia właśnie na rowerach. Można ich środki transportu zidentyfikować m.in. w „Die Post von Danzing” Diefera Schenka wydanej w 1995 w Hamburgu, stanowiącej jakby pokłosie wyrzutów sumienia Niemca poruszonego bezdusznością niemieckich sądów.

Z użyciem rowerów Japończycy podbili w dużej mierze Półwysep Malajski i Birmę. Mało znane, ale mające ważne znaczenie dla wywalczenia szybkiej przewagi na Luzon, starcie na skrzyżowaniu pod Damortis w grudniu 1941 r., pokazało, że japońscy „kolarze” potrafili bezczelnie konfrontować się z amerykańskimi czołgami M3 Stuart, co przyniosło rozstrzygnięcie na płaszczyźnie taktycznej a później strategicznej, przekładając się na wynik walk o całe Filipiny.
Niemniej, po pierwsze „szary” widz śledzący serial nie patrzy na to z tej perspektywy, gdyż po prostu na ogół nie wie, iż piechota poruszająca się z wykorzystaniem rowerów stanowiła stały element większości lądowych sił zbrojnych wszystkich, lub niemal wszystkich państw na etapie lata 1939 r.
Po drugie - porównania zastosowane w serialu podpowiadają wyobraźni widza jak dalece prymitywna była i zacofana armia polska – na tle niemieckiej. „Niemcy mają WYŁĄCZNIE czołgi a Polacy – WYŁĄCZNIE rowery” (wyszczególnienie moje). To tak niestety działa w masowym przekazie, który dodatkowo wspiera się tu jeszcze pokazywanymi w kilku ujęciach strzelbami targanymi przez obrońców Poczty oraz obróceniem Warszawy w ruinę przez sznury niemieckich bombowców przemierzających całkowicie bezkarnie niebo nad Stolicą w pierwszych chwilach zaczynającej się wojny. W efekcie widz, nie ma podstaw przypuszczać, że wynik starcia stanowił pochodną faktu, iż stanęliśmy do konfrontacji z prawdopodobnie najskuteczniejszą machiną wojny lądowej okresu lata 1939 r. Raczej będzie zakładał, iż nas rozmazano, gdyż do konfrontacji z III Rzeszą uzbroiliśmy się w widły (symboliczne rzecz jasna, prezentowane w serialu przez strzelby i rowery).
Przyniesie to skutek nieodwracalny, gdyż (jak słusznie zauważył kiedyś Norman Davies, sam mający jednak na koncie błędy, których nie sposób nazwać inaczej, jak okropnymi) tzw. szary, masowy odbiorca zapamięta to, co pokarze mu się w filmie Spielberga a nie to, co zaproponuje 10 najpoczytniejszych historyków w najprzystępniej nawet napisanych 10 książkach.
Pozdrawiam.
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Re: Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Post autor: jabu »

Ogmios pisze: niedziela, 17 listopada 2019, 21:42 Dla rzetelnego porównania powinni podać, ile to czołgów w tym czasie miała Anglia i USA.
Tu akurat pozwolę sobie na odmienne zdanie. Oba wezwane do tablicy państwa miały do ochrony swojego terytorium oraz zamieszkujących je obywateli tyle pancerników, krążowników i niszczycieli, że wytykanie im braku czołgów na etapie lata 1939 r., uważam za nietrafione.
Czołgi nie stanowiły priorytetu w rozbudowie sił zbrojnych obu państw skutkiem zaniedbań, ale konsekwencję zajmowania przez oba kraje pozycji mocarstw morskich a nie, jak w przypadku Niemiec, czy Sowietów – lądowych.
Dodatkowo Amerykanie potrafili (w odróżnieniu od innych państw) błyskawicznie przestawić linie produkcyjne z rynku cywilnego na wojskowy, co dało im nawet nadwyżki czołgów opuszczających hale produkcyjne już po kilku miesiącach wojny. A nie było to wcale łatwe, że przypomnę choćby opory Forda, nie cierpiącego Brytyjczyków i forsującego długo izolacjonizm, który dysponował chyba największymi halami montażowymi w Stanach. To zasługa Roosevelta i jego ekipy (którego za wszystko inne oceniam już jednak krytycznie) potrafiących na długo przed przystąpieniem USA do konfliktu, przygotować kraj do sprawnego przestawienia się na produkcję wojenną w warunkach demokratycznych krępujących podobną decyzyjność (inaczej podobne decyzje forsowano w Stanach a inaczej w Związku Sowieckim nastawionym od prawie dwóch dekad na zbrojenia kosztem wszystkich innych dziedzin, którego przywódca nie borykał się z ograniczeniami spowalniającymi Roosevelta).
Pozdrawiam.
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Re: Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Post autor: jabu »

Ogmios pisze: niedziela, 17 listopada 2019, 21:42 Ale co chcieć od fabularyzowanej serii, w której szczątkowe tło historyczne zajmuje mniej niż wątek mieszanego rasowo związku gejowskiego. BBC ;)
Interesująca uwaga. Ja bym pojednawczo zauważył, że mniej więcej tyle samo. Cztery sceny na przybliżenie tła niezbędnego we współczesnych produkcjach wątku LGBT, bez którego nie sposób się już chyba rzeczywiście obejść. Cztery sceny na obronę Poczty Polskiej w Gdańsku. Pół na pół. To i tak dobry wynik. Jeśli jednak czujesz iż proporcje zostały zaburzone, to proponuję odszukanie w sieci i obejrzenie widowiska teatralnego przygotowanego przez zespół z Kornwalii i opartego ściśle na „Die Blechtrommel” Güntera Grassa wg scenariusza Carla Grose i w reżyserii słynnego, choć dla mnie nieco „ześwirowanego” Mike’a Sheperda.
https://www.youtube.com/watch?v=NN4Xrb1 ... m&index=15
Mamy tam wątki jednoznaczne żydowskie przypominające i obrazujące cierpienie tej mniejszości w Wolnym Mieście Gdańsku oraz ich tragedię z chwilą przyłączenia Danzig do Rzeszy. Mamy wątki prześladowanych Kaszubów dobranych tak, że z wyglądu przypominają arabskich uchodźców lub Romów (proponuję przyjrzeć się np. babci Oskara jak i jego mamie. Tego ostatniego reprezentuje kukła.). Jest też obrona Poczty Polskiej w Gdańsku w której chronią się głównie… czarnoskórzy członkowie grupy teatralnej Sheperda, co nasuwa jednoznaczne skojarzenia z chęcią wyeksponowania prześladowań na tle rasowym. Spróbuj w przedstawieniu natomiast znaleźć jakiś polski wątek lub symbol. W tym kontekście nieco humorystycznie (dla mnie osobiście) brzmią zapewnienia Sheperda, że „The Tin Drum” w takiej a nie innej interpretacji ma „zaszczepiać poczucie historii a wraz z nią tożsamości („It instils a sense of history and, with it, identity”). Dodaje też, iż ten teatr może zastąpić ludziom religię i kościół, gdy się im przypomni ile przyjemności można czerpać z rozrywki („I’m not religious but, in a sense, I think theatre can replace the church. You just have to remind people that they love it. They love stories, they love playing, they love being entertained.”).
https://www.theguardian.com/stage/2017/ ... e-shepherd
Jeśli w podobnych sztukach rzeczywiście zaszczepia się poczucie historii I tożsamości (narodowej, etnicznej, rasowej – cokolwiek to oznacza) to o Polakach tam zapomniano. A przypomnę, że Grass o nich pamiętał w swojej książce, nadając im, obok odcieni niemieckich, kaszubskich i żydowskich ważne miejsce, którego kwintesencję stanowiła właśnie obrona Poczty Polskiej. Sama sztuka, grana w różnych teatrach W. Brytanii w latach 2017-2018 spotkała się z uznaniem krytyków i docenieniem ze strony szerokiej publiczności. Wątpię jednak, aby dzięki temu przedsięwzięciu którykolwiek z widzów zyskał jakąkolwiek świadomość co do tego, że gdzieś tam także byli jacyś Polacy (i nie daj Boże cierpieli występując w roli ofiar a nie oprawców).
Reasumując – Twoim narzekaniom dedykuję zapamiętany skądś i kiedyś, rysunek satyryczny, dobrze puentujący poruszony wątek. Pijany w sztok mąż wraca w nocy do domu a słysząc wyrzekania żony przypisującej mu alkoholizm i próżniactwo cedzi z trudem, ale w głębokim przekonaniu racji: „Szanuj męża swego. Możesz mieć gorszego”.
Serial Ci się nie podoba? To sobie obejrzyj brytyjskie, amerykańskie lub niemieckie sztuki,
https://www.youtube.com/watch?v=3oXY6uj ... &index=119
https://www.youtube.com/watch?v=-TkmZ1N ... &index=151
https://www.youtube.com/watch?v=yMA02DT ... &index=110
w których wykorzystano motyw obrony Poczty Polskiej w Gdańsku. Zaraz zatęsknisz za wizją obrony przedstawioną przez BBC w serialu.
A jeśli już jesteśmy przy Günterze Grassie (kurde, chyba tak się to nazwisko odmienia) i spartaczonym w serialu wątku obrony poczty. Warto porównać jak się do tego przyłożył 40 lat wcześniej Volker Schlöndorff reżyserując swoją satyrę „Die Blechtrommel” za którą dostał, zdaje się nawet Oscara (bodajże w kategorii „Najlepszy film nieanglojęzyczny 1980 r.). Odszukiwanie zdjęć i planów obiektów z aranżacji i wyglądu w jakim znajdowały się przed wojną. Rozrysowanie każdego z nich szczegółu na poszczególnych planach tak, aby na ekran przenieść wizję maksymalnie zbliżoną do tej rzeczywistej, sprzed kilkudziesięciu lat:
https://www.youtube.com/watch?v=cFCyX8Q ... m&index=39
Proponuję obejrzeć ten fascynujący materiał w całości. Ja byłem oczarowany takim, bliskim memu sercu, podejściem do drobiazgowego odtwarzania i próbą dochodzenia „jak było i wyglądało” w rzeczywistości.
W filmie owocowało to z dobrym rezultatem, także w odniesieniu do wyglądu naszej poczty. Jeśli pojawiły się błędy i pomyłki (a pojawiły się) to stanowiło to raczej konsekwencję zbyt wiernego trzymania się treści książki Grassa. A ten ostatni, nie będąc oczywiście historykiem, jak również i świadkiem naocznym zdarzeń, zapodał w książce sporo głupot, które później, zapewne w dobrej wierze, powtórzyli, chyba nieświadomie, twórcy filmu. Obrona poczty, zdaniem Grassa, w ciągu 1 września 1939 r., po między 8 rano a 16 po południu wcale się nawet jeszcze nie zaczęła. Można krótko przed rozpoczęciem walk się do niej przedostać niepostrzeżenie, innymi przejściami niż od strony bramy głównej, bo gmach nie jest otoczony. Sama poczta jest przez Polaków „od miesięcy obwarowana płytami pancernymi” a polski personel po „weekendowych ćwiczeniach w Gdyni i na Oksywiu zamienił się w załogę twierdzy”. Westerplatte ostrzeliwują dwa pancerniki – „Schlesien” i „Schleswig-Holstein” a obrońcy poczty strzelają do „marnujących amunicję ludzi z Heimwehry” zza strzeleckich płyt pancernych. I tak dalej…
(„Blaszany bębenek”. Günter Grass. Wyd. „Oscar”, Gdańsk 1999. Str. 188-194).
I w ekranizacji „Blaszanego bębenka”, skądinąd świetnym wg mnie filmie, tak to, mniej więcej też pokazano. Jednak sto razy bardziej wolę tak przedstawioną wizję obrony poczty (w tle której też chyba pojawia się incydentalnie Demag prowadzący ogień finalnie uśmiercający Kobielę (Czechowicza), jak również makieta markująca samochód pancerny Steyr ADGZ, rzeczywiście ostrzeliwujący w prawdziwym ataku okna poczty) od tej zaproponowanej w brytyjskim serialu BBC.
Niemniej po tej stacji po prostu już od jakiegoś czasu nie oczekuję za wiele.
Miesiąc temu miałem wątpliwą okazję oglądać ich współprodukcję z National Geographic oraz telewizją hiszpańską i (co ciekawe) kanadyjską. W tym dokumencie poświęconym skutkom tzw. wojny domowej w Hiszpanii 1936-1939 już na samym początku narrator przekonywał mnie, że efekt działalności Franco, w tym kraju to druga na świecie pod względem liczby, po Kambodży, ilość odkrytych, masowych mogił. BBC, National Geographic i sami Hiszpanie nie słyszeli o hekatombie Ormian w Turcji, ujawnionych masowych grobach zawierających po kilkanaście tysięcy szczątków ofiar zabijanych etapowo przez trzy dekady w tych samych miejscach, na terenie b. Związku Sowieckiego, wielotysięcznych mogiłach w Chinach z lat 1947-1949, dokonaniach nazistów podczas WWII, masowych mogiłach stanowiących pokłosie japońskiej okupacji w Chinach i poza nią, ludobójstwie Tutsi przez Hutu i Hutu przez Tutsi w Rwandzie, masowych egzekucjach w Kongo i setkach innych, podobnie masowych mordów na świecie w skali XX wieku.
Jeśli nie słyszeli o tym, to strzelby i rowery jako wizytówka polskich sił zbrojnych w kampanii 1939 r. stanowi dla nich najmniejszy problem.
Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony wtorek, 19 listopada 2019, 23:39 przez jabu, łącznie zmieniany 1 raz.
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Re: Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku z użyciem strzelb myśliwskich w Czechach

Post autor: jabu »

Co tam pretensje do BBC. Zobaczcie sobie co w polskiej Wiki o obronie Poczty podają sami Polacy. Jedni robią przegięcie z dubeltówkami w jedną stronę a drudzy w drugą pisząc o karabinach ppanc. i zniszczonych samochodach pancernych SS. I jak tu wymagać od Brytyjczyków, jeśli sami nie dajemy dobrego przykładu.
Pozdrawiam.
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Film”