Witam,
Ja śledzę każdy kolejny odcinek, aby wyrobić sobie samemu zdanie o serialu.
Jutro przede mną trzecia – ostatnia część i wtedy finalnie się być może wypowiem. Możliwe też, że przemilczę, nie zawracając sobie już głowy.
Na razie mam tego typu refleksje, iż to, co dotychczas zobaczyłem wpisuje się w pewien schemat:
podczas ostatniej wojny niewielka grupa Niemc… pardon… nazistów, nazistów oczywiście (można ewentualnie wstawić zamiennik: narodowych socjalistów) robiła rzeczy naganne a cała reszta narodu to byli „kierowcy ciężarówek”, jak to usłyszałem kiedyś od jednego znajomego.
Z pozytywów:
Słyszałem, że film jest kiczem. Absolutnie się z tym osądem nie zgadzam.
Dialogi, scenariusz, gra aktorska, wreszcie to, na co zwracamy uwagę chyba najbardziej, czyli aranżacja scen batalistycznych – wszystkie te rzeczy stoją na przyzwoitym poziomie. Do nich wszystkich, razem i z osobna trudno mi się w czymkolwiek dopiąć z krytyką i doszło nawet do tego, że z pewnym przejęciem śledzę losy bohaterów serialu.
Z trzymaniem się realiów jest już gorzej.
Nie chodzi mi tu nawet o to, że pancerfaustów w walkach pokazanych w filmie (drugi odcinek) używa Armia Czerwona, nie Wehrmacht i że granatniki te pojawiają się na etapie lata 1943 r., czyli podchodząc do tego, co wiemy zdroworozsądkowo – tak o niemal rok za wcześnie.
W realiach lata 1943 r. widz widzi także sowieckie T-34/85, które rozleją się na froncie dopiero zimą roku następnego (niemniej Tygrysy dla kontrastu wyglądają przyzwoicie, choć pokazano je migawkowo).
A propos: albo uległem omamom, albo spalony T-34/85, w którym chroni się otumaniony por. Winter nosił numer taktyczny… 102.
Trudno też mi trochę zrozumieć jak wyróżniający się od początku kampanii rosyjskiej oficer w stopniu porucznika (por. Winter – Volker Bruch) rok po wzorowej jak rozumiem służbie na froncie, w pierwszej linii, dalej dyga w szlifach oberleutnanta.
Powyższe rzeczy mogę sobie jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo to drobne szczególiki na tle całkiem zgrabnie sfilmowanych scen walk.
Poniższe jest mi już trudniej zaakceptować.
Twórcy filmu mają mnie jako widza za kompletnego idiotę pokazując mi w pierwszym odcinku jak na etapie jesieni 1941 r. berlińscy Żydzi chodzą nie niepokojeni do kina, przyjmują u siebie do przymiarek krawieckich aryjskich klientów i pokazują się w miejscach publicznych nie szykanowani, w towarzystwie aryjskich kobiet.
Obraz ten kłóci się faktami, o których wiem i to mimo, iż po lekturze wielu wspomnień i pamiętników mam świadomość, że ogólnie niemieccy Żydzi byli relatywnie „lepiej” traktowani w Europie niż ich pobratymcy ze wszystkich, innych krajów (swego czasu była dla mnie niepojętą informacja iż w samym Berlinie do szturmu metropolii przez Armię Czerwoną „uchowało” się kilkadziesiąt tysięcy Żydów, których nie objęto tzw. ostatecznym rozwiązaniem).
Na razie powstrzymam się od komentowania scen z końcówki drugiego odcinka, w których przedstawiono grupę markującą, zdaniem twórców filmu, oddział AK.
Ograniczę się jedynie do uwagi (i to przed obejrzeniem „najtrudniejszego” w odbiorze, trzeciego odcinka), że gdybym był „zagranicznym” widzem czerpiącym z tegoż serialu wiedzę o ogarniętej wojną Europie, to najgorzej – po emisji dwóch odcinków – odebrałbym nie niemieckich żołnierzy pełnych rozterek w tym co robią, nie esesmana bijącego kobietę, czy wsuwającego czekoladki na krótko przed zgładzeniem dziecka, nie czerwonoarmistów, ale najgorzej odebrał bym kreatury z opaskami AK (wyglądający w serialu jak pijackie rzezimieszki) po tym, co w filmie demonstrują…
Na koniec dodam jedynie, iż do czasu obejrzenia serialu nie byłem świadom, iż podczas niemieckiej okupacji każdy polski gospodarz na etapie lata 1943 r. miał obowiązkowo pod ręką na gospodarstwie długą broń palną, sięgając po nią przy byle okazji.