Gdańsk - 1945

Awatar użytkownika
Feldmarszałek Czupur
Lieutenant
Posty: 551
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:07
Lokalizacja: Warszawa

Gdańsk - 1945

Post autor: Feldmarszałek Czupur »

http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35635,4106267.html

Ramię w ramię z wrogiem
Bartosz Gondek, współpraca Marcin Tymiński (Towarzystwo Przyjaciół Gdańska)2007-05-04, ostatnia aktualizacja 2007-05-04 12:29
Polacy i Kaszubi, a w jednym szeregu z nimi ich najwięksi wrogowie: fanatyczni esesmani i esamani. Najpierw próbowali zatrzymać rosyjskie wojska szturmujące Gdańsk, a potem ostrzeliwali Armię Czerwoną na Helu i Mierzei Wiślanej. Dzięki dokumentom, w posiadanie których weszło Towarzystwo Przyjaciół Gdańska, możemy odtworzyć dramatyczne losy ludzi, zmuszonych walczyć po niewłaściwej stronie w ostatnich tygodniach wojny

Lada chwila upadnie Berlin. Na odległej o pół tysiąca kilometrów Mierzei Wiślanej oraz na Helu tkwią tysiące cywilów, resztki oddziałów SS i Wehrmachtu.

Okolone Bałtykiem niewielkie skrawki lądu zamieniły się w prawdziwą wieżę Babel. Są tu uchodźcy z Prus, gdańszczanie, jeńcy wojenni, ochotnicy z krajów podbitych przez Hitlera i regularne niemieckie wojsko - m.in. grenadierzy czwartej kompanii siódmej monachijskiej dywizji Wehrmachtu.

Przed dowódcą staje pięciu z nich. Poprawiają zniszczone mundury i w milczeniu słuchają jednego z ostatnich rozkazów. Krótkie "jawohl" i do skrzynki po amunicji wkładają pieczątki i potężny plik dokumentów. Są wśród nich książeczki wojskowe, a nawet pióra, kredki i dziurkacze do papierów. Zabierają skrzynkę i nikną w mroku. Zanim ją ukryją przed Rosjanami, do środka wrzucają jeszcze swoje nieśmiertelniki o numerach: 65, 95, 97, 204 i 309.

***

Pół wieku później, latem 1995 roku, jeden z rybaków z Jastarni postanawia przebudować sobie dom, choć przedwojenna parterówka z czerwonej cegły nadaje się bardziej do wyburzenia niż remontu. Czas nie naruszył jedynie solidnej piwnicy, w której w czasie II wojny światowej Niemcy urządzili schron. Przy rozbieraniu ścian wypada z nich metalowa skrzynia. W środku znajdują się dokumenty. Kilka dni później kupuje je penetrujący okolicę handlarz starociami, który nie docenia wagi znaleziska i przez kilka lat trzyma na półce w domu.

- O istnieniu archiwum dowiedzieliśmy się na początku tego roku - mówi prezes Towarzystwa Przyjaciół Gdańska Piotr Mazurek. - Potem tygodniami negocjowaliśmy ich wykup od obecnego właściciela. Zależało nam, żeby te dokumenty nie zostały wywiezione do Niemiec. Udało się. To my je przetłumaczymy i opracujemy.

***

7. monachijska była oczkiem w głowie naczelnego dowództwa Wehrmachtu, głównie ze względu na sentyment, którym darzył ją Hitler. Na bieżąco uzupełniana, wyposażona w najlepszy sprzęt. Historycy szacują, że łącznie liczyła prawie 17 tysięcy ludzi. Utworzono ją w 1934 roku. Część kadry dowódczej jeszcze niedawno chodziła do tych samych monachijskich piwiarni, w których karierę polityczną rozpoczynał Führer.

Dywizja brała udział w walkach już podczas kampanii wrześniowej w Polsce. W ciągu sześciu lat przeszła przez prawie wszystkie fronty II wojny światowej. Walczyła we Francji i Rosji. Jak wiele innych jednostek - nie tylko SS - dopuszczała się zbrodni wojennych. 1 listopada 1942 roku dowództwo nad nią objął generał Friedrich Georg von Rappard. Na jego rozkaz żołnierze rozstrzelali 80 rosyjskich cywilów i partyzantów w Wielkich Łukach. Trzy lata później, po kapitulacji dywizji w okolicach Gdańska, Rappard trafił do niewoli razem z dziesięcioma innymi generałami.

***

Początek marca 1945 roku. Lada dzień rozpocznie się radzieckie natarcie na Gdańsk. Do miasta dochodzi potężny transport amunicji dla stacjonujących na zatoce ciężkich krążowników niemieckich. W mieście mobilizowani są nawet starcy i dzieci. Dostają białe opaski Volkssturmu, pancerfausty i karabiny - niekiedy pamiętające jeszcze czasy I wojny światowej. Pod bronią łącznie z regularnymi wojskami jest ponad 200 tys. ludzi.

Ale regularne oddziały są wykrwawione. Wśród zdziesiątkowanych jednostek są m.in. grenadierzy z siódmej monachijskiej i niedobitki innej elitarnej formacji Wehrmachtu - dywizji Gross Deutschland. Z Armią Czerwoną ścierają się w okolicach zrytego bombami lotniska na Zaspie.

"Czołgi nie zbliżają się do naszych pancerfaustów, więc my musimy iść im naprzeciw" - wspomina w książce "Zapomniany żołnierz" Guy Sayer, Francuz, który do Gross Deutschland wstąpił na ochotnika. "Strach osiąga swoje apogeum. Sikamy w spodnie, bo napięcie jest tak wielkie, że nie jesteśmy w stanie się kontrolować. Zbliżamy się skokami. Po każdym skoku rozdrapujemy swe twarze drgającymi konwulsyjnie rękami. Stalowy kolos znika w potwornym wulkanie podrywającym go z ziemi".

Większa część dywizji monachijskiej stacjonowała w tym czasie w rejonie od Starych Babek do Kątów Rybackich. Po zdobyciu Gdańska przez Rosjan jej sytuacja staje się beznadziejna. Żołnierze likwidują swoje pozycje. Umacniają się na Mierzei Wiślanej. Część ewakuuje się na Hel. Tam trafia też czwarta kompania.

***

- Na podstawie wstępnej analizy prawie tysiąca stron dokumentów możemy pokusić się o odtworzenie ostatnich kilkunastu miesięcy istnienia tej kompanii - mówi Mirosław Piskorski z sekcji historyczno-eksploracyjnej Towarzystwa Przyjaciół Gdańska. - Materiały spisane są często wojskowym żargonem. Ich precyzyjne przetłumaczenie zajmie nam miesiące. Ciekawa rzecz - wśród Niemców byli też rosyjscy ochotnicy, po których pozostał specyficzny ślad w spisie osobowym jednostki. Przy obco brzmiącym turkmeńskim czy kazachskim nazwisku przeważnie nie ma żadnego adresu do korespondencji na wypadek śmierci żołnierza.

Oto fragmenty archiwum, które pedantycznie spisywał kompanijny skryba: "19 października 1944. Ciężko ranny został gefrajter Adalbert Loesch, urodzony 23 kwietnia 1910 roku. Znaleziono przy nim następujące przedmioty: walizkę, binokle, ołowianą plombę, słuchawki polowe, pastę na odciski, szczotkę do odzieży, rację żywnościową, dwie paczki papierosów, maść, światełko odblaskowe, woreczek z maszynką do golenia i drugi z tytoniem, białe sportowe spodenki, lniany ręcznik, cywilne prawo jazdy i paczuszkę z listami z domu oraz kilka zdjęć".

"X (nazwisko nieczytelne) domaga się, aby ukarać żołnierzy, których widział na stacji kolejowej bez obowiązkowego wyposażenia. Domaga się postawienia winowajców do raportu".

Jest też m.in. meldunek z bijatyki dwóch karnie wcielonych do dywizji esesmanów czy zbiorowej pijatyki w wiejskiej stodole. Z notatek wyziera ponury obraz: picie i dezercje są na porządku dziennym. Dowództwo stara się wprowadzić koszarowy dryl. Dla tchórzy i wątpiących nie ma litości. Kto ucieka, wpada w ręce żandarmerii polowej i jest wieszany na najbliższym drzewie.

***

Z defetyzmem walczy nie tylko kadra i żandarmeria, ale i partyjni funkcjonariusze. Dzięki archiwum wiemy, że jeszcze dwa dni przed ostateczną kapitulacją, 7 maja 1945 roku, zaplanowano szkolenie ideologiczne żołnierzy. Miał je przeprowadzić aktywista z NSDAP. Pogadankę pomyślano jako wstęp do planowanego kontrataku, który nigdy nie nastąpił.

Gdy 9 maja przychodzi rozkaz bezwzględnej kapitulacji, część dywizji chce walczyć dalej. Między innymi zesłani na front esesmani i Rosjanie. Wiedzą, że nie mają szans na przeżycie. Zrywają z mundurów patki i dywizyjne oznaczenia. Wdeptują w ziemię żelazne krzyże, nieśmiertelniki łamią na kilka kawałków. To im nie pomoże. Gdy nadejdą czerwonoarmiści, nie będą o nic pytać.

***

Rosjanie i Francuzi to niejedyni obcokrajowcy w 7. monachijskiej. Są w niej też Polacy i Kaszubi. - Już na pierwszej kartce, jaką wyciągnęliśmy z archiwum, rzuciło się nam w oczy swojsko brzmiące nazwisko - opowiada Piotr Mazurek, prezes TPG.

Meldunek nosi datę 20 lutego 1945 roku. Dowództwo batalionu rozesłało do żandarmerii polowej informację, że do jednostki nie powrócił Hans Gorczinski, urodzony 30 września 1927 roku w Gdańsku.

W dokumentach pojawiają się też uwagi dotyczące Kurta Dombrowskiego, Benona Cybulskiego czy Edmunda Suchora. Jest w nich też Josef Skowronek, Jan Mokwa, są Jankowski, Olearczyk, Rychlik, Kowalewski, Nowacki, Grubba, Pawlikowski.

Pochodzą z kaszubskich wsi i pomorskich miasteczek. Większość miała po 17-18 lat. Część uniknęła wcześniejszego wcielenia do liniowych oddziałów Wehrmachtu, służąc w jednostkach pomocniczych na Pomorzu. Nie na długo. Wiosną 1945 roku przeszkolono ich w 4. kompanii i wysłano na front.

- Dziś, podobnie jak w latach pięćdziesiątych XX wieku, łatwo jest wytykać komuś wehrmachtowską przeszłość - mówi Piotr Mazurek. - Bo kto z mieszkańców Podlasia czy Małopolski ma pojęcie o pogmatwanych losach Kaszubów w okresie okupacji? To, co wydarzyło się u nas, mogli zrozumieć chyba tylko Ślązacy, którzy przeżywali podobne dramaty.

***

Obszar Wolnego Miasta Gdańska był wielonarodowym tyglem. Tu splatały się losy Niemców, Polaków, Żydów, Francuzów, Szkotów i Kaszubów. Część ludności mówiła o sobie "tutejsi", lub "gdańszczanie". Naturalnym językiem był niemiecki.

Na początku lat 30. kształtowana przez wieki tolerancja zamienia się we wściekły nacjonalizm. Po wcieleniu Gdańska do Rzeszy zmusza się Kaszubów do podpisywania niemieckiej listy narodowościowej. Alternatywa to obóz koncentracyjny Stutthof.

Listę podpisuje m.in. Paweł Saniewski. Rocznik 1908. Miejsce urodzenia - Gdańsk. Mieszka we Wrzeszczu i pracuje jako stoczniowy cieśla. Następnym dokumentem jaki dostaje, jest przydział do jednostki Wehrmachtu. Kilka tygodni później jest już w drodze do Francji. Ostatnia korespondencja skierowana do żony nadchodzi jednak ze wschodu. Na kopercie adres nadawcy: Stalingrad.

***


Saniewski przeżył stalingradzki kocioł i rosyjską niewolę. Uciekł z niej wraz z innym Polakiem-Niemcem z Grudziądza. Do domu wracali wspólnie trzy lata. Saniewski to dziadek Piotra Mazurka. Ten pamięta opowiadaną przez lata historię spotkania z jesieni 1946 roku. Do mieszkania jego babci Sabiny Saniewskiej ktoś puka. Kobieta otwiera drzwi. Na progu stoi brudny, wychudzony i zarośnięty mężczyzna.

- Pan do kogo?

- Sabina? To ja, Paweł...

Mazurek jest przekonany, że podobnych poplątanych kaszubskich historii archiwum 7. monachijskiej skrywa wiele.

- Wpisanie na niemiecką listę narodowościową i powołanie do Wehrmachtu na Pomorzu było dla większości rodzin prawdziwą tragedią - opowiada Elżbieta Grot z Muzeum Stutthof. - W jednostkach, w których służyli Kaszubi, masowe ucieczki i dezercje, szczególnie pod koniec wojny, były wręcz na porządku dziennym.

***

Niedługo po ostatecznej kapitulacji z Helu i Mierzei Wiślanej wyrusza długa kolumna jeńców wojennych. Wśród kilkuset tysięcy żołnierzy idą także ci z czwartej kompanii. Ilu z nich trafiło do syberyjskich łagrów? Ilu z tych, którzy byli Kaszubami i Polakami, wróciło z powrotem do swoich domów? Ilu przez kilkadziesiąt lat musiało ukrywać ten wojenny epizod w życiorysie? Ilu wyjechało do Niemiec, bo w powojennej Polsce nie było już dla nich miejsca? Ogłoszenia, że Towarzystwo Przyjaciół Gdańska poszukuje weteranów z kompanii, ukazały się w niemieckich gazetach. Być może po 61 latach któryś z nich ponownie przeczyta swoje nazwisko na liście osobowej jednostki. Może choć jedną z historii zapisanych w archiwum będzie można opowiedzieć do końca.
orkan
Adjudant
Posty: 241
Rejestracja: sobota, 14 października 2006, 16:46
Lokalizacja: Westerplatte

Post autor: orkan »

Ten Jankowski to chyba mój wuj Edmund Jankowski z Gdańska. W 1939 r wraz z grupą polskiej młodzieży z Gimnazjum Polskiego 8daje się do WKU w DOK VIII w Toruniu. Tam dostaja derlichy i są oddziałem marszowym WP bez broni. Po klęsce Wrześniowej większość jest wyłapywana na Dworcu Gł w Gdańsku przez Gestapo. Mój wój ma szczęście. Wysiada na Orunii gdyż chciał odwiedzić wyszynk wuja Niemca - brata matki. Jako że miał matke Niemkę miał wybór WH lub ściana. Poszedł do WH. Walczył na froncie wschodnim. Gdzie walczył jak walczył nie wiem. Po wojnie wrócił do domu. Miał łatkę wermachtowca. Matka i siostra wyjeżdzają w 1956 do RFN. On zostaje. Jest przecież synem Franciszka Jankowskiego - działacza polonijnego zamordowanego w Mathausen Gussen wraz ze szwagrem a moim pradziadkiem Franciszkiem Ceynową z Gdańska w 1942. Współtworzy sekcje hokeja na lodzie RKS Stoczniowiec. Jest też sędzią hokejowym i znanym działaczem PZH. Umarł 4 lata temu.
Sprowadził też prochy ojca i wuja (mego pradziadka) z Austrii w urnie któr soczywa w Bazylice św Brygidy w Gdańsku. Ex proboszcz dawał do zrozumenia wiernym że to jego rodzina co wywołało konsternacje mojej rodzinny podczas uroczystej mszy. Niestety obie zacne polskie rodziny już wygasły. Ja nie nosze już tych nazwisk a moje nazwisko pochodzi z innej części Polski.
Czego nam zabrakło w 1939? Min!!!
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Ciekawe, ciekawe... Nieczęsto się u nas zdarzają osobiste opowieści.

Kiedyś na innym forum zaaranżowałem temat o losach rodzin podczas II wojny. To, co pisali forumowicze, było arcyciekawe. Historia widziana oczami zwykłych ludzi - niby podobna do tej z książek, a jednak inna, ciekawsza.
Muss ich sterben, will ich fallen
arushi
Appointé
Posty: 32
Rejestracja: poniedziałek, 15 grudnia 2008, 01:34
Lokalizacja: Mazowsze

Post autor: arushi »

No cóż nie ma co się dziwić wiele Polskich nazwisk znajdowano w Wermachcie a później i w SS z automatu uznano Kaszubów Mazurów czy Ślązaków za Niemców może nie pierwszej kategorii ale zawsze, nie każdy zdążył podpisać folkslisty przed karta powołania. W późniejszym okresie większość uzupełnień II-go Korpusu we Włoszech pochodziła z alianckich obozów jenieckich. Głównie Ślązacy.

A Gustlik??? Też przecież był zbiegiem z Wermachtu ;)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia dwudziestolecia międzywojennego i II wojny św.”