Prusowie

Od upadku starożytnego Rzymu do upadku Konstantynopola.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43399
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3970 times
Been thanked: 2528 times
Kontakt:

Prusowie

Post autor: Raleen »

Prusowie

Przypuszcza się, że nazwa ludu powstała w IX-X wieku. Najstarszy jej zapis widnieje u Geografa Bawarskiego (IX w.) w formie „Bruzi”. Kolejnym źródłem, które o nich wspomina jest Relacja Ibrahima ibn Jakuba z podróży do krajów słowiańskich w przekazie Al.-Bekriego. Ibrahim określa ich jako „Burus”. Pierwszy zapis nazwy łacińskiej pochodzi z Dagome iudex. Dokument ten stwierdza, że Prusowie („Pruzze”) zamieszkują tereny aż do miejsca nazywanego Rusią. Najstarszy Żywot Św. Wojciecha określa ich podobnie jak Dagome iudex. Nazwa ta wypiera w tym czasie wcześniejsze określenie tych plemion – „Estowie”, którego twórcą był historyk rzymski Tacyt, i które dominowało w starożytności.

Prusowie nie od razu osiedli na ziemiach, które później stały się ich matecznikiem. Kształtowanie się tego ludu i ich kultury następowało stopniowo. Wbrew temu co dawniej sądzono o wczesnośredniowiecznych wędrówkach ludów, i tutaj miało miejsce z początku znaczne przemieszanie ludności różnej etnicznie. Z czasem dłuższy okres pokoju, przynajmniej tak można sądzić, doprowadził do ukształtowania się Prusów i ich rozwoju materialnego. Warto tu m.in. wspomnieć o silnie rozwiniętym przemyśle wytopu rud metali na Sambii i z czasem wyrobu broni. Również inne dziedziny działalności gospodarczej Prusów w tamtym okresie kwitły. Póki co nie będę jednak wchodził głębiej w temat. Co ciekawe i może dziwne, wczesnośredniowieczne źródła podkreślają w szczególny sposób pokojowy charakter Prusów. Nie stało to w sprzeczności z tym, że w razie agresji z zewnątrz potrafili dzielnie walczyć, jak również tym, że wewnątrz ich wspólnoty napady o charakterze rabunkowym nie były czymś zabronionym – decydowała tak naprawdę siła i skuteczność. Jeśli napastnikom udało się skutecznie zaatakować sąsiednią wspólnotę, zwyciężali i takie działania nie przynosiły im później żadnej społecznej anatemy. Jeśli nie, ginęli w walce bądź podczas pogoni za nimi współziomków zaatakowanej wspólnoty, i to też stanowiło podstawową karę.

Lud Prusów znany jest nam przede wszystkim za sprawą misji Św. Wojciecha oraz z czasów późniejszego podboju przez Zakon Krzyżacki. W XIII wieku był jednym z nielicznych plemion, które zachowywały pogaństwo. Zbyt bliskie położenie w stosunku do państw chrześcijańskich (być może, gdyby Prusowie zajmowali obszary na obrzeżach Europy, mogliby dłużej pozostać przy swoich wierzeniach) oraz postępujący rozwój ich wspólnot, którego oznaką były nasilające się najazdy na sąsiadów o charakterze rabunkowym, doprowadzić musiały w końcu do ich reakcji. Ostatecznym efektem było sprowadzenie Krzyżaków do Ziemi Chełmińskiej, którzy z czasem, przy wsparciu wszystkich zainteresowanych, rozpoczęli podbój ziemi Prusów. Trzeba powiedzieć, że nie była to operacja łatwa i być może poza Zakonem, z jego bezwzględnymi metodami, mało kto byłby w stanie go wówczas dokonać, nie będę się tu jednak rozwodził nad samym podbojem. Przedstawia go bowiem znakomity artykuł Roberta Sypka, zamieszczony na Portalu Strategie: http://www.strategie.net.pl/viewtopic.php?t=3884

Na wstępie tego tematu, w którym mam nadzieję podyskutujemy także o plemieniu Prusów, parę istotnych spraw ich dotyczących:
1) Należy zwrócić uwagę, że Prusowie to tak naprawdę nie jedno plemię, ale wiele plemion, między którymi nie istniały jakieś więzi, poza wspólnym językiem. W każdym razie, jeśli w ogóle Prusowie je sobie uświadomili to dopiero podczas powstań przeciw Zakonowi.
2) Język pruski nigdy nie został spisany, poza pojedynczymi słowami i jest tak naprawdę w większości nieznany. Prusowie nie stosowali też w żadnej innej formie pisma, co miało brzemienne skutki dla rozwoju ich kultury i społeczeństwa.
3) Cechą charakterystyczną wspólnot pruskich był względny brak zróżnicowania społecznego oraz równość i autonomia poszczególnych wspólnot. Prusowie nie wytworzyli nigdy władzy na wyższym szczeblu. Kronikarze piszą o nich, że nie cierpieli nad sobą żadnego pana. W ramach społeczności istnieli oczywiście niewolnicy, a wolni dzielili się na bogatszych i biedniejszych, ale na wiecu, będącym ostateczną instancją, rozstrzygającą wszelkie sprawy, wszyscy wolni byli równi. Pewne struktury wyższego rzędu, jedynie o charakterze wojskowym, ale nadal doraźne, pojawiły się dopiero podczas powstań przeciw Zakonowi.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43399
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3970 times
Been thanked: 2528 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Zwyczaje związane z pogrzebem

Brak bogatszych źródeł pisanych na temat wierzeń i obyczajowości Prusów pod koniec pierwszego i na początku drugiego tysiąclecia naszej ery, jedynym wyjątkiem jest relacja Wulfstana, przebywającego w Prusach w IX wieku.

Pierwsza istotna informacja dotyczy zwyczaju biesiadowania na pogrzebie zmarłego – tak opisuje to kronikarz:

Estowie mają taki zwyczaj: gdy umrze tam jakiś człowiek, nie spalony leży on w swym domu u rodziny i przyjaciół jeden miesiąc lub niekiedy dwa; królowie zaś i wysoko postawieni ludzie o tyle dłużej, o ile więcej mają bogactw; a niekiedy przez pół roku nie są oni spaleni i leżą na wierzchu w swych domach. A przez cały ten czas, kiedy nieboszczyk jest w domu, piją tam i bawią się aż do dnia, w którym go spalą.

Jak widać, śmierć jednego z członków społeczności była przede wszystkim okazją do zabawy, biesiady. Możnaby rzec, biesiady „na koszt zmarłego”, ponieważ to z jego dóbr ruchomych pokrywano jej koszty. Spełniała ona z pewnością funkcję „upamiętniającą” zmarłego, podobnie jak np. w handlu konsumpcja po udanej transakcji miała za cel upamiętnienie faktu jej dokonania, stanowiąc w średniowieczu specyficzny środek umacniania umów handlowych. Im większymi zasobami materialnymi dysponował zmarły, im większą posiadał piwnicę, tym głębiej miał szansę zapaść w pamięć swoich rodaków. Najistotniejszy jest jednak fakt, że dobra ruchome zmarłego nie podlegały dziedziczeniu, lecz w znacznej części były konsumowane na biesiadzie pogrzebowej. Miało to rzecz jasna brzemienne skutki społeczne. Wreszcie ciekawostką może się wydać wspomniane w ostatnim zdaniu trzymanie nieboszczyka w domu, wśród biesiadników. Wskazywałoby to, że traktowano go jako uczestnika uczty. Jak było możliwe utrzymywanie tak długo ciała i dlaczego nie poddawało się ono rozkładowi, wyjaśnia dalszy fragment:

Estowie posiadają taką umiejętność, że potrafią wytwarzać zimno. I dlatego nieboszczyk leży tam tak długo i nie rozkłada się, ponieważ działają na niego zimnem.

Kronikarz nie odkrył niestety tajemniczej metody konserwacji, wszystko wskazuje jednak na to, że były nią bryły lodu trzymane z okresu zimowego pod ziemią bądź w innych, odpowiednich do tego miejscach, i wyciągane w ciągu roku do różnych potrzeb. A oto co działo się dalej z pozostałościami majątku zmarłego:

A w dniu, w którym mają go zanieść na stos jego pozostałe jeszcze po pijatykach i zabawach ruchomości dzielą na pięć lub sześć działów, niekiedy na więcej, w zależności od tego, ile tych ruchomości jest. Wszystko to rozkładają ma przestrzeni jednej mili; najlepszą część najdalej od domu, potem drugą, potem trzecią, aż to wszystko jest rozłożone na przestrzeni owej mili; a najmniejsza część winna się znajdować najbliżej domu, w którym leży nieboszczyk. Potem zbierają się wszyscy ludzie, co mają najlepsze konie w tej ziemi o pięć lub sześć mil z dala od ruchomości. Potem wszyscy oni pędzą do tych ruchomości, a jeździec który ma dobrego konia przyjeżdża do pierwszego i najlepszego działu; i tak jeden za drugim, aż wszystko zostanie zabrane. A najmniejszy dział dostaje się temu, który musiał pojechać po swą część najbliżej domu. Potem każdy jedzie z tymi ruchomościami i może je w całości zatrzymać. I dlatego dobre konie są tutaj niezmiernie drogie.

Cała reszta, która pozostawała, przeznaczana była jako nagroda w swego rodzaju zawodach, w których, co także charakterystyczne, wziąć mogli udział wszyscy. W ten sposób społeczność pozbawiała dziedzica większości dorobku jego ojca, sprowadzając go „niemal do zera”. Ten czynnik można uznać za jedną z największych przeszkód do wytworzenia się wśród Prusów warstwy możnowładczej i rozwoju zróżnicowania społecznego, prowadzącego do zmian ustrojowych i rozwoju form państwowych.

A gdy ruchomości jego są w całości rozdane, wtedy wynoszą go i spalają razem z bronią i szatami. Cały zaś jego majątek przeważnie ulega roztrwonieniu wskutek długiego przetrzymywania nieboszczyka w domu i przez rozkładanie na drodze ruchomości, które potem obcy zabierają w wyścigach.

Sytuacja dziedzica była więc niekiedy nie do pozazdroszczenia. Pozostawały mu z pewnością nieruchomości, budynki i to, czego nie można było skonsumować. Poza dorobkiem materialnym przejmował też rodzinę ojca – jej niesamodzielnych członków (młodsi bracia, siostry, matka, niezamężni krewni, niewolnicy i ludność zależna). Zwyczaj uśmiercania wraz ze zmarłym niewolnych czy żony zaistniał dość późno. Spadkobierca zmarłego na ogół „przejmował” po nim jego żony, z wyjątkiem swojej matki. Zdarzało się natomiast dość często, że wraz ze zmarłym grzebano jego konia bądź konie, niejednokrotnie żywcem, wpędzając je do komory grobowej i zasypując (zamurowując). Jeśli koni zmarły miał więcej niż jednego, uprząż i oporządzenie jeździeckie zakładano do grobu tylko jednemu z nich.

Wszystkie cytaty pochodzą z: G. Labuda, Źródła skandynawskie i anglosaskie do dziejów Słowiańszczyzny, Warszawa 1961, s. 86.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43399
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3970 times
Been thanked: 2528 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Bogowie Prusów i kult przodków

Jak podaje kronikarz krzyżacki Piotr Dusburg:

Prusowie zamiast Boga czcili wszelkie stworzenia (zjawiska), takie jak słońce, księżyc, gwiazdy, grzmoty pierzaste, a także czworonożne istoty włącznie z żabami. Mieli także święte lasy, pola i wody, tak że w nich nie ośmielali się ani drzew rąbać, ani uprawiać pola, ani łowić ryb.

Cała przyroda była według Prusów przesycona pierwiastkami boskimi. Występowały w niej moce dobroczynne, które czczono z wdzięczności, by pozyskać ich pozytywny wpływ, oraz moce złe, które czczono z obawy, a którym ofiary składano by oddalić ich negatywny wpływ. Poszczególne rodziny, pola, lasy, rodzaje działalności gospodarczej miały swoich bogów i opiekunów, których należało sobie pozyskać. Bogowie pruscy nie mieli specjalnych imion. Przyjmowanie, że cała przyroda przesycona jest pierwiastkami boskimi i że bogowie występują w codziennych przedmiotach i obiektach, np. drzewach, skutkował tym, że nie budowano specjalnych świątyń, chociaż istniały specjalne miejsca kultu, jednak raczej w formie ołtarzy, gdzie składano ofiary. Nie przybrały one natomiast form specjalnych budynków czy bardziej rozbudowanych budowli.

Drugim aspektem wiary Prusów był kult przodków. Wspomina go wielu kronikarzy, w tym Dusburg:

Prusowie i wymienione narody wierzyli w zmartwychpowstanie, lecz nie tak jak należało.

Z kolei Wincenty Kadłubek przy okazji omawiania kwestii brania zakładników pisze:

Mówią, że bezpieczeństwo zakładników nie może być przeszkodą dla ich wolności i lepiej będzie, że utracą synów, niż żeby mieli być pozbawieni wolności ojców, a zaszczytna śmierć synów zapewni im zaszczytniejsze urodzenie. [...] Albowiem wszystkim Germanom (Prusom) wspólny jest niedorzeczny zabobon, że dusze wyszedłszy z ciał, ponownie wstępują do ciał, które mają się narodzić.

Tak więc wierzono, że po śmierci dusze wcielają się w ciała innych stworzeń, zależnie od tego jak żył człowiek, wyższych bądź niższych, aż ostatecznie po wielu wcieleniach dotrą do krainy przodków. Cała otaczająca przyroda pełna była tym samym wcieleń przodków. Drzewa, zwierzęta i inne stworzenia zawierały w sobie dusze ludzi będących na różnych etapach wędrówki. Stąd też szacunek dla otaczającej przyrody, biorący się z tego magicznego pierwiastka. Za święte czy też zawierające dusze ludzi uważano szczególnie wyjątkowe okazy roślin, przybierające charakterystyczne kształty, np. nietypowo rozrośnięte drzewa itp. Przodkowie, którzy znaleźli się w tej formie w swojej wędrówce ku krainie zmarłych, mieli szansę przyczynić się do polepszenia swojej sytuacji „współpracując” ze swoimi ludzkimi krewniakami. Ci z kolei na tą współpracę nieraz liczyli. Z drugiej strony, wiązało się to z opieką, którą żywi krewniacy winni byli duszom przodków. I tak, powszechna była np. wiara, że jeśli drzewo, w którym mieszka duch przodka, uschnie, całą rodzinę spotka nieszczęście.

Szczególnymi miejscami były święte gaje, pola, jeziora, miejsca przebywania przodków i bóstw. Nie wiadomo co decydowało o wyodrębnieniu danego miejsca jako świętego. Być może jego wyjątkowy, w jakiś sposób nietypowy wygląd. Wiadomo natomiast, że jeśli już jakieś miejsce zyskało taki status, przestrzegano go bardzo skrupulatnie, wierząc, że naruszenie jego świętości ściągnie na wspólnotę nieszczęście. To właśnie złamanie tego zakorzenionego zwyczaju przez Św. Wojciecha stało się prawdopodobnie przyczyną jego uśmiercenia przez Prusów. Jak pisał Piotr Dusburg troska o tego rodzaju miejsca obowiązywała bowiem wszystkich, że ani orać ani łowić, ani drzew w tych lasach spuszczać nie śmieli. Dusze przebywające w tych świętych przybytkach łączyły się z żyjącymi podczas odprawianych tam modlitw i specjalnych obrzędów.

Wreszcie pora jeszcze wrócić do zakładników i łatwego poświęcania ich oraz ofiary z własnego życia. Kronikarze zdumiewali się niekiedy nad łatwością z jaką Prusowie poświęcali swoje życie bądź życie swych bliskich. Wyjaśnienie tkwi w wierze, że poświęcenie się dla wspólnoty bądź dla wyższego celu wydatnie przyspieszy ich wędrówkę w kierunku krainy przodków pośród szeregu wcieleń. Tak więc śmierć synów oddanych jako zakładnicy niekoniecznie oznaczać musiała coś złego. Przynosiła im na swój sposób zaszczyt. Inne wspominane zjawisko to samouśmiercanie się Prusów po klęsce w bitwie, co niekiedy także się zdarzało. Wspominają o tym Krzyżacy, których tego typu zwyczaj musiał zdumiewać. Tutaj najpewniej motyw był ten sam. Tak, że jak już przyszło do bitwy, często występowała swego rodzaju potrójna alternatywa: albo Prusowie zwyciężali, albo ginęli w walce, albo sami zadawali sobie śmierć po klęsce.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43399
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3970 times
Been thanked: 2528 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Kapłani i kapłanki

Kapłani i kapłanki pruskie nie mieli prawa zawierania małżeństw. Ponadto bogowie mogli w każdej chwili zażądać od nich ofiary własnego życia dla ratowania ich wspólnoty. Do ich zadań należało spełnianie ofiar mniejszej wagi, oświecanie ludu w religii, wskazywanie drogi życia zgodnie z wolą bogów, błogosławienie ludziom, czynienie wróżb, ogłaszanie czasu świąt, żniw, wygonu i spędu bydła oraz innych czynności gospodarczych. Mieli też obowiązek opowiadania szykującym się na śmierć, jakie rozkosze czekają ich w przyszłym życiu, leczenia chorych i rannych. Prawdopodobnie zajmowali się także przyspieszaniem na życzenie rodziny agonii śmiertelnie chorych. Kapłani poznawali wolę bogów w nocy, podczas snu, i zobowiązani byli do powtórzenia jej ludziom.

Występowało szereg rodzajów kapłanów, różnie nazywanych w zależności od wykonywanych czynności:
- liguszowie i tuliuszowie – wykonywali czynności przy łożu chorego i obrzędy pogrzebowe,
- burtowie – wróżyli z wosku,
- seitonowie – dobierali ludziom odpowiednie dla nich amulety,
- swalgonowie – byli swatami, kojarzyli małżeństwa,
- swakonowie – wróżyli z płomienia i dymu,
- putonowie – wróżyli z piany na wodzie.
Ta lista nie wyczerpuje oczywiście wszystkich rodzajów kapłanów, wajdelotów itp.

Bardzo późne zapisy dot. obrzędów i zwyczajów pruskich, pochodzące z XVI-XVII wieku, mówią o wyjątkowym wydarzeniu w każdej wspólnocie, jakim była śmierć jej głównego kapłana, zwanego Kriwe. Gdy poczuł on, że siły go opuszczają i zbliża się właściwy czas, nakazywał przygotowanie dla siebie stosu ofiarnego, na który wstępował, by przed spaleniem wygłosić mowę do zebranego tłumu. Wzywał w niej wszystkich do wyznania swych win i oczyszczenia oraz modlitwy. Następnie podpalano stos i kapłan niknął w kłębach dymu.

Według XVII-wiecznego przekazu Hartknocha, każde miejsce, gdzie przebywał główny kapłan i gdzie składano krwawe i bezkrwawe ofiary bogom nosiło nazwę Romowe. Nazwa pochodziła od pruskiego słowa ruomot co znaczyło „wyrastać”. Miejsce ofiarne tworzono bowiem często w miejscach, gdzie z jednego pnia drzewa (dębu) wyrastało kilka gałązek przybierających dziwne kształty. Prusowie, jak już było poprzednio powiedziane, przywiązywali szczególną wagę do wszelkich roślin o nietypowych kształtach, dopatrując się w nich obecności przodków i przypisując im specjalne znaczenie. Nazwa Romowe oznaczała z czasem także siedzibę głównego kapłana. Nazwa ta stała się przyczyną nieporozumień wśród chrześcijan, w tym kronikarzy, którzy jako ludzie Kościoła skojarzyli ją z łacińską nazwą Rzymu. Na podobieństwo papiestwa i papieża dopatrywali się więc u Prusów istnienia podobnego centralnego ośrodka ich religii, wraz z naczelnym kapłanem o uprawnieniach zbliżonych do uprawnień papieża. W rzeczywistości religia Prusów była zdecentralizowana i żaden taki centralny ośrodek nie istniał.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia średniowieczna”