Polska ofensywa wiosenna 1831 r.

Od wybuchu rewolucji francuskiej (1789) do roku 1900.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43400
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3972 times
Been thanked: 2528 times
Kontakt:

Polska ofensywa wiosenna 1831 r.

Post autor: Raleen »

POLSKA OFENSYWA WIOSENNA 1831

Niżej zamieszczam fragment książki rosyjskiego generała Aleksandra Puzyrewskiego „Wojna polsko-ruska 1831 r.”, poświęcony polskiej ofensywie wiosennej podczas powstania listopadowego w 1831 r. Książka powstała w XIX wieku, jednak do dziś uchodzi za jedną z najlepszych pozycji traktujących o tej wojnie, przynajmniej po stronie rosyjskiej.

A. K. Puzyrewski, Wojna polsko-ruska 1831 r., Warszawa 1899, s. 148-172

Rozdział V

Działania Polaków. Bitwy pod Dębem Wielkiem i Iganiami. Pochód głównych sił rosyjskich od przeprawy ku Siedlcom.

Stanowiska Rosena.
Zostawiony na szosie Brzeskiej korpus barona Rosena obejmował – za wyjątkiem odkomenderowanej do zbiorowego korpusu hr. Witta brygady Litewskiej grenadyerów – 24 bataliony, 29 szwadronów, 3 pułki kozaków i 49 dział, czyli około 13 tys. piechoty i 5 tys. jazdy, razem 18 000 ludzi. Z nich 6 batalionów 24-tej dywizji, 6 szwadr. ułanów, 10 dział i kozacy, razem 6000 ludzi, stanowiło straż przednią z Gejsmarem na czele pod Wawrem. Straż ta była rozłożona w sposób następujący: kozackie posterunki stały od pomnika do Kawęczyna i dalej; główny oddział kozaków stał pod Grochowem; jeden batalion z dwoma działami przy kolonii Gocławskiej; reszta piechoty straży przedniej z 8 działami i pułk Wołyński ułanów pod Wawrem. Z sił głównych pod Miłosną i Wolą Grzybowską znajdował się Białostocki pułk piechoty z 2-ma działami; reszta zaś 24-tej dywizji piechoty z częścią jazdy stała eszelonami wzdłuż szosy pod Dębem Wielkim, Stojadłami i za Mińskiem pod Osinami; 25-ta dywizja z resztą jazdy (za wyjątkiem 2-ch szwadronów strzelców konnych, stojących na posterunku w Karczewie) rozlokowana była na kwaterach na prawo od szosy, między Okuniewem, Poświętnem, Stanisławowem i Mińskiem. Pomimo niebezpieczeństwa tak rozrzuconego rozłożenia wojsk i wskazówek feldmarszałka co do ich koncentracyi, korpus pozostawał na tych stanowiskach nie tylko 29-tego, ale 30-go, a nawet 31-go marca.

Plan zaczepny Polaków.
Polacy posiadali wiadomości tak o ruchu naszych sił głównych, jak i o rozłożeniu korpusu bar. Rosena; doskonale pojmowali trudności bezpośredniej obrony Wisły, bo armia ruska mogła zwrócić się bądź do Tyrzyna, bądź do Kaźmierza; z drugiej zaś strony umocnienie się Rosyan za Wisłą groziło upadkiem Warszawie, głównemu szańcowi rewolucyi. Daleko korzystnieyszem i łatwiejszem do wykonania zdawało się uderzenie poważnemi siłami na Rosena (ku czemu pomagał w zupełności pragski szaniec przedmostowy), rozbicie go, a przynajmniej odparcie za Kałuszyn, stanąwszy zaś między nim a siłami głównemi, działanie według okoliczności i odciągnięcie tym sposobem feldmarszałka od przeprawy.

Dawno już Prądzyński, śledząc uważnie bieg powstania i ruchy armii ruskiej, myślał o krokach zaczepnych. Przypuszczał on, że wyszedłszy z Pragi około 30-go marca z 50 000 żołnierza, można było niespodziewanie napaść na rozmieszczoną na kwaterach armię ruską i pokonywać ją częściowo, a następnie, wzmagając powodzenie dalszymi krokami zaczepnymi, całkowicie odciąć gwardyę od korpusu hr. Tolla, skierowanego przeciw Dwernickiemu, co i zmusi go do odwrotu. Przejęty tymi pomysłami, w połowie marca podjął on cały szereg rekonesansów pozycyi Gejsmara, dla zbadania miejscowości i dla przyzwyczajenia tegoż do wycieczek z Pragi. Najpoważniejszym był rekonesans wykonany przez Jankowskiego 11-go marca z 10 000 ludzi. Ku swej radości przekonał się Prądzyński, że Gejsmar, pomimo wyjścia znacznych sił z Pragi, nie miał, jak się zdawało, najmniejszej ochoty opuszczenia pozycyi bez walki. Ostrożność Polaków podczas tego rekonesansu i pewne poniesione przez nich straty musiały wpoić w Gejsmara przekonanie o sile pozycyi jego. Daleko trudniejsza sprawa była ze Skrzyneckim. Prądzyński i Chrzanowski mieli z tego względu długą z nim naradę. Spory bardzo ożywione były. Prądzyński projektował pozostawić nad Wisłą do Kozienic, w Warszawie i przed Modlinem takie wojska jedynie, których organizacya postąpiła bardzo jeszcze niewiele i nie pozwalała użyć ich do działań zaczepnych; następnie wystąpić z Pragi w 50 000 ludzi, znaczne rozwinąć siły, zgnieść Gejsmara i zostawiwszy odpowiednią część wojska dla ścigania go, z pozostałemi siłami ruszyć na Siennicę, Latowicz i Żelechów, atakować rozłożone na kwaterach wojska Dybicza, który oczywiście nie mógł się spodziewać tak stanowczych działań zaczepnych ze strony Polaków; można więc było mieć nadzieję, że da się pobić cząstkowo. W razie, gdyby Dybicz skoncentrował się w okolicach Łukowa w kierunku Brześcia, to można było odciąć niektóre kolumny i pokonać je pojedyńczo, jeżeli zaś skoncentruje się on w okolicach Ryk, to armia polska, manewrując od Żelechowa, zmusi go przyjąć bitwę tyłem do Wieprza i Wisły, czyli w nader niebezpiecznem położeniu. Oddzielenie od sił głównych korpusu Tolla pokazuje, że we wszystkich tych operacyach Polacy posiadaliby siły przeważne. Stan gruntu podczas odwilży utrudnia niesłychanie ruchy artyleryi, co pozbawiałoby Rosyan ważnej przewagi w tym rodzaju broni. Z kolei Skrzynecki wystąpił również z planem, polegającym na tem, aby częścią wojska obsadzić Wisłę, pozostawić załogę w Modlinie, z pozostałemi zaś siłami wystąpić przez Modlin na prawy brzeg Narwi przeciw gwardyi; myśl spotkania się z gwardyą uśmiechała mu się wielce, miał bowiem nadzieję, że petersburscy panicze nie będą mieli wielkiej do walki ochoty, a zwycięstwo nad nimi łatwem się stanie; prócz tego spodziewał się zdobyć bogate łupy, którymi gwardya będzie obciążona. Plan ten popierał i Chrzanowski. Prądzyński zachorował od nieustannych sporów i kłopotów. Skutkiem tego zaczęto robić przygotowania do spełnienia planu Chrzanowskiego. Oddział Umińskiego wyprawiony został do Pułtuska dla wypędzenia Sackena z województwa Płockiego i dawania na gwadryę baczenia. Oddział, utworzony z wojsk nowego kompletu, był rozstawiony (pod dowództwem Sierawskiego) nad Wisłą, między Solcem a Górą. Trzeci korpus, pod dowództwem Paca, również był rozłożony nad Wisłą, między Kozienicami a Gniewoszowem, mając poparcie w 4-tej dywizji pieszej Milberga. Jankowski z częścią jazdy Umińskiego miał również wspomagać Paca. Prądzyński, wyzdrowiawszy, stanął przed Skrzyneckim, a występując stanowczo przeciwko wszystkiemu, co się robiło u Polaków, czynił mu wyrzuty, że nie tylko utraci tak szczęśliwie nadarzającą się sposobność odniesienia zwycięstwa nad Rosyanami, ale i zgubi armię, rozdrobiwszy ją na części. Po nader gorących sporach i wyjaśnieniach Skrzynecki ostatecznie zgodził się na dowody swego generał-kwatermistrza i tylko tem martwił się jeszcze, że wypadnie mu zmienić wydane rozkazy, – uspokoił go wszelako Prądzyński, oświadczając, że łatwo będzie je można wytłomaczyć jako demonstracyę. Dzień 31 marca wyznaczono dla uderzenia na Gejsmara. Rybiński, Łubieński i Milberg otrzymali rozkaz pośpieszenia ku Warszawie; ostatni, pomimo forsownych marszów, nie mógł stawić się na czas. Umiński, Pac i Sierawski zbyt oddaleni byli.

W celu tajemnego wykonania planu i uśpienia Rosyan, oprócz częstych napadów na forpoczty Gejsmara (co miało je przyzwyczaić do niezwracania uwagi na podobne zaczepki Polaków) i rekonesansów, nikomu nie zwierzono się wcześniej z tym zamiarem, i nawet gubernator warszawski, Krukowiecki, nic nie wiedział o nim; w przeddzień dopiero wyprawy Skrzynecki zaprosił na wieczór do siebie wszystkich dowódców i wtedy dopiero zawiadomił ich, ażeby przygotowali się do wymarszu wobec zamierzonych przez Rosyan manewrów do przeprawy.

Most przez Wisłę był słomą wysłany, aby nie słychać było stuku kół artylerii. Tajemniczości sprzyjała i ta okoliczność, że w nocy i rankiem 31 marca panowała gęsta mgła, nie dozwalająca śledzić za ruchami Polaków.

Plan ich ataku był następujący: Z Pragi ruszyć miało 36 batalionów piechoty (3 dywizye), 40 szwadronów jazdy i 116 dział, razem blisko 40 tysięcy ludzi przeciw 18 tys. Rosena, rozrzuconym na znacznej przestrzeni. Rybiński z 12 batal. swojej dywizyi, 14 działami i brygadą jazdy J. Kamińskiego miał w nocy na 31 marca ruszyć przez Ząbki drogą idącą przez bagna, ale przejść się dającą, stamtąd zwrócić się w prawo na Kawęczyn i idąc skrajem lasu, o świcie atakować prawe skrzydło Gejsmara. Następnie poleconem mu było kierować się ile możności na tyły wojsk ruskich, aby uprzedzić je na szosie i odciąć im odwrót. Kicki z brygadą swoją z dywizyi Skarżyńskiego (2-gi i 3-ci pułk ułanów), wzmocnioną kilkoma batalionami i bateryą konną, miał posuwać się szosą do pomnika i związać poprzednio tyralierkę przy pomocy flankierów z kozakami Gejsmara, a następnie, skoro uwidoczni się atak Rybińskiego, szybko uderzyć z frontu (podczas bitwy Skrzynecki i Chrzanowski wstrzymywali osobiście Kickiego od marszu naprzód, mówiąc, że ruch jego stanowczy może zniewolić Gejsmara od odwrotu, kiedy należy przeciwnie – zwrócić z frontu uwagę; niedokładne wykonanie tej demonstracyi było właśnie powodem, że Gejsmarowi udało się ocalić większą część swojej straży przedniej); za Kickim przed szańcem mostowym stawały pozostałe wojska w zwartym porządku, ustawione między mostem a wałami.

Porażka straży przedniej Gejsmara.
Armia polska w nocy posuwała się sekretnie. Rybiński ruszył okolną drogą, około 3-ciej wyszedł z Ząbkowskich rogatek, a około 4-tej był pod Kawęczynem. Około 5-tej wyruszyły i inne dywizye. Mgła kryła wszystkie te ruchy. Spędzone placówki nasze dały znać Gejsmarowi o napadzie nieprzyjaciela; wysłał więc ułanów dla poparcia kozaków, a dla powstrzymania Rybińskiego ruszył 47-my pułk strzelców na brzeg lasu naprzeciwko Wygody i zajął nim wyżynę, znajdującą się przy wyjściu drogi Okuniewskiej z lasu. Na szosie pod Gocławkiem stał podówczas Wileński pułk piechoty z 8-ma działami, przedział zaś między nim a strzelcami, szeroki na wiorstę prawie, zajęty był tylko przez jazdę; pod Wawrem znajdował się Litewski pułk piechoty z 2-ma działami; mógł on wesprzeć jedno czy drugie skrzydło. Polacy z frontu niebardzo napierali Gejsmara, gdyż najpierw czekali na naczelnego wodza, który do 6-tej oddany był modłom, a następnie, ponieważ Rosyanie, nie znając sił nieprzyjaciela, pokrytych mgłą i miejscowością, szybko uderzyli na niego i to z takiem powodzeniem, że złamali i zmusili do ucieczki 3-ci pułk ułanów, dla poparcia którego musiał się rozwinąć 2-gi pułk strzelców konnych pod samymi wałami Pragi. Tymczasem Rybiński otaczał prawe skrzydło Gejsmara dwiema kolumnami: jedna brygada (pułk 2-gi i 4-ty) szła wprost na 47-my pułk strzelców, druga zaś (pułk 1-szy i 5-ty) skierowała się bardziej na lewo przez las, aby wyjść na tyły Gejsmara. Generał Nasaken z 47-mym pułkiem strzelców długo się opierał nieprzyjacielowi, z tem wszystkiem w trójnasób większe siły przeciwnika (6 batal. przeciw 2-m) zmusiły go do odwrotu. W tymże prawie czasie Polacy zaczęli napierać i na szosie, a kolumna ich, zbliżywszy się do Grochowa, skierowała się ku Olszynie, dla połączenia z Rybińskim. Gejsmar, widząc nadmierną przewagę sił nieprzyjacielskich, uznał niepodobieństwo trzymania się pod Wawrem, ale obawiając się, żeby Polacy szybkim ruchem przez Olszynę nie zatamowali odwrotu znajdującym się na szosie pułkowi Wileńskiemu i artyleryi, wysunął ku Wygodzie pułk Litewski z 2-ma działami, a zarazem kazał posunąć się naprzód strzelcom na prawem skrzydle, współcześnie zaś cofać się pułkowi Wileńskiemu i artyleryi. Lubo strzelcy za nadejściem Litewskiego pułku zwarli się na bagnety ze strzelcami Rybińskiego, a nawet nieco ich odparli, wszelako nie poparci przez pułk Litewski, przeciwko któremu walczyli Polacy z Olszyny, musieli się cofnąć niebawem. Ponieważ jednocześnie na lewo od pułku Litewskiego i pułk Wileński również się cofał, więc pierwszy znalazł się na wysuniętem wobec nieprzyjaciela położeniu; pomimo tego opierał się jednak, następnie wszakże, ulegając przewadze nieprzyjaciela, zaczął się cofać ku szosie, – ale było już zapóźno, bo strzelcy polscy przecięli mu odwrót; skoro zaś jeszcze walczący na czele pułku dowódca jego, Kurosz, ubył z szeregów, więc Litewski pułk poddał się i złożył broń przed otaczającym go nieprzyjacielem, nie próbując przebicia się przez niego. Polacy zarazem zdobyli i znajdujące się przy pułku dwa działa, gdyż oficer dowodzący niemi, usiłując wydobyć się z pośród Polaków, skierował się na drogę leśną, którą cofali się kozacy; ale działa uwięzły w błocie i zostały wzięte przez nieprzyjaciela wraz ze skłutym bagnetami oficerem. Z innymi oddziałami straży przedniej Gejsmar cofnął się najpierw ku Miłośnie, ku stojącemu tam batalionowi pułku Białostockiego, i starał się zatrzymać przy wyjściu z wązkiej dróżki przede wsią, a następnie pociągnął do Janówka ku drugiemu batalionowi tegoż pułku, nadciągającemu z Woli Grzybowskiej. Nakoniec o 3-ciej po południu, po dziesięciogodzinnej, nieprzerwanej walce z licznym przeciwnikiem, zbliżył się do Dębego Wielkiego ku zebranej tu części korpusu i wojska swoje wprowadził na pozycyę w zupełnym porządku.

Jeśli przednia straż nasza, zbyt biernie pełniąc swą służbę strażniczą, przeoczyła wyjście nieprzyjaciela z Pragi i pierwsze jego natarcie, to z drugiej strony zaznaczyć trzeba, że dzięki tylko energii i sprawności Gejsmara, oraz dzielnemu oporowi jego 47-go pułku strzelców (dowodzonego przez Polaka Kwicińskiego), oddział wyszedł stosunkowo jeszcze szczęśliwie z trudnego położenia, w jakiem się znalazł; poddanie się pułku Litewskiego w otwartem polu stanowi wyjątkowy przykład w dziejach armii ruskiej, której pułki przekładały raczej zagładą nad złożenie broni przed nieprzyjacielem, bez próby otwarcia sobie drogi bagnetem. Co do Polaków, to działania ich w tym dniu odznaczały się o tyle zręcznością, o ile i męstwem; szybkie jednakże w swoim czasie skierowanie przez Rybińskiego brygady jazdy Kamińskiego na szosie ku Miłośnie mogło by sprawić to, że całej straży przedniej Gejsmara byłby odwrót odcięty.

Bitwa pod Dębem Wielkiem.
Rosen o 6-tej zrana otrzymał doniesienie Gejsmara o wyjściu z Warszawy całej armii nieprzyjacielskiej. Największa odległość między oddziałami korpusu jego nie przechodziła 12 wiorst, można się przeto skoncentrować było w ciągu 3-4 godzin; licząc na rozsyłkę rozkazów i tyleż na zbieranie się pojedynczych oddziałów, wypada, że korpus mógłby się zebrać w południe; stało się to wszakże później z powodu złych dróg, – dlatego też opór Gejsmara przeszkodził jedynie Polakom napaść niespodzianie na Rosena, a nadto baron Rosen, zamiast skupienia wojsk wszystkich w jednym punkcie, zebrał je na trzech: pod Dębem Wielkiem, Ryszami i Mistowem. Tym sposobem pod Dębe Wielkie zgromadził resztę piechoty 24-tej dywizji z 50-tym pułkiem strzelców, Litewski pułk ułanów i 3 szwadrony strzelców konnych, tak, że z wojskami straży przedniej miał wszystkiego 12 batal., 15 szwadr., 26 dział i 2 pułki kozackie, przeciw poczwórnym siłom nieprzyjaciela.

Wieś Dębe Wielkie leży na północnej stronie szosy, wzdłuż niewielkiego strumienia, przecinającego ją na zachodnim wsi końcu i wpadającego do przepływającej w pobliżu rzeczki Mieni. Przez strumień na szosie wiódł most i wysoka grobla; na południowej stronie szosy znajdowały się jedynie zabudowania dworskie. Miejscowość za wsią wzniesiona; wzniesienia biegną kątem ku szosie, w kierunku zachodnim, pochylając się słabo w stronę Pragi; przed wsią i na południe szosy ciągnęły się nizkie łąki, na północ zaś – bagniste zarośla, otaczające polanę i podchodzące pod wieś dosyć blizko. Korzyści naszej pozycyi leżały w tem, że mogliśmy swobodnie poruszać się na wyżynach i obserwować nieprzyjaciela, zmuszonego przechodzić przez bagniste niziny; główną zaś jej wadą był kierunek pod kątem do drogi odwrotu, który łatwo dla środka i prawego skrzydła naszego mógł być odciętym w razie zajęcia lewego skrzydła przez Polaków; zaznaczyć również wypada, że Rosen dla niewiadomych powodów nie zburzył mostu na szosie.

Wojska nasze stanęły na pozycyi w porządku następującym: na prawem skrzydle 50-ty pułk strzelców (1 batal.), mając za sobą w odwodzie 48-my strzelców; tu stały również i 4 działa; trzy bataliony pułków Białostockiego i Brzeskiego z 8-ma działami stały na wyżynie przed wsią; za nimi Litewski pułk ułanów, a na prawo 3 szwadr. strzelców konnych Tyraspolskich, nakoniec batalion pułku Brzeskiego z 2 działami stał na lewo od Dębego, przy szosie; za nim stały oddziały straży przedniej Gejsmara; lewego skrzydła pilnowali kozacy.

Całe siły Rosena na pozycyi, łącznie z oddziałem Gejsmara, wynosiły do 8 tys. piechoty i 2 tys. jazdy. Jak wspomniano wyżej, trzy pułki 25-tej dywizyi pieszej i Polski pułk ułanów zebrane były pod Ryszami. Jeżeli przeznaczeniem ich było dawać baczenie na nieprzyjaciela, to niepodobna nie zaznaczyć, że cel ten mógł być również dobrze osiągnięty przy pomocy niewielkiego tylko oddziału jazdy; jeżeli zać miały one zabezpieczać od możliwego obejścia, to wysłanie oddziału w podobnym celu mogło być zrobione po otrzymaniu odpowiedniej wiadomości od dozorującej jazdy; przedwczesne zaś odkomenderowanie tak znacznego oddziału poprowadziło jedynie do rozrzucenia sił; nakoniec stanowczo niepodobna zrozumieć, dlaczego dalej jeszcze z tyłu gromadziła się brygada piechoty i 6 szwadronów strzelców konnych, którym pod Mistowem kazano czekać rozkazów. W każdym razie Rosenowi w podobnych okolicznościach chyba niepodobna było myśleć o krokach zaczepnych, a wtedy zburzenie mostu na szosie zabezpieczałoby wielce niebezpieczne lewe skrzydło pozycyi naszej; nie dokonano tego wszakże, co też i smutne miało następstwa.

Niebawem za Gejsmarem nadciągnęli do Dębego Wielkiego i Polacy. Skrzynecki już wtedy wciąż się obawiał, że Dybicz uderzy na prawe jego skrzydło, w czem fałszywa utwierdziła go pogłoska, jakoby na prawo, od strony Wiązowny, ruska ukazała się kolumna. Na skutek tego wysłał on w tym kierunku brygadę jazdy i dywizyę piechoty, które nic tam nie znalazłszy wróciły niebawem. Prądzyński szedł na czele dywizyi Małachowskiego, przynaglając do pośpiechu; pułk 4-ty (Bogusławskiego) skierowany był bezzwłocznie na szosę, ale zatrzymał się spotkany przez naszą artyleryę. Skrzynecki kazał pułkowi 8-mu (Węgierskiego) ruszyć przez las i uderzyć na prawe nasze skrzydło, ale pułk ten zasypany kartaczami, również cofnął się ku brzegowi lasu. Wszystkie usiłowania Polaków celem wysunięcia naprzód artyleryi były daremnymi, skutkiem bowiem bagnistego gruntu działa zjeżdżające z szosy więzły w nim po osie prawie. Adjutant naczelnego wodza, Potocki, wysunął naprzód na szosie dwa działa 12-funtowe, ale silny ogień artyleryi ruskiej zmusił je zejść niebawem z pozycyi. Widząc te niepowodzenia, Skrzynecki kazał pułk 8-my wzmocnić dwoma batalionami 2-go pułku strzelców. Na lewem skrzydle Polacy wprawdzie posunęli się naprzód, ale spotkani ogniem artyleryi ruskiej i piechoty, oraz szarżami Tyraspolskich strzelców konnych, sami bronić się musieli. Bój na tem skrzydle był niezwykle uparty. Widząc, że główne wysiłki Polaków zwrócone są na prawe skrzydło nasze i obawiając się utracić skutkiem tego łączność z wojskami, zbierającemi się pod Ryszami, Rosen skrzydło to wzmocnił trzema batalionami pułków Białostockiego i Brzeskiego ze środka, dokąd przeniesiono przyprowadzone przez Gejsmara pułki: 47-my strzelców i Wileński piechoty.

Takim sposobem lewe nasze skrzydło, ogromne mające znaczenie, osłabione zostało. Zauważyli to Polacy i ruszyli szosą w siedem batalionów, które niewiadomo dlaczego, szły naprzód czworobokami po bardzo mokrej miejscowości z tyralierami na czele. Natarcie to silnym ogniem artyleryjskim spotkane zostało; skoro zaś nieprzyjaciel rzucił się pomimo tego przez łąki ku wsi, to pułk Litewski ułanów odważnemi szarżami swemi kilkakrotnie odpierał piechotę nieprzyjacielską; szarże te wszelako nie mogły mieć bardziej stanowczego powodzenia, konie bowiem, trafiając na podorywkę, po brzuch prawie zapadały.

Nadchodzący wieczór zniewolił Skrzyneckiego przemyśliwać nawet o przerwaniu boju na ten dzień po odwołaniu piechoty. Lecz, ponieważ byłoby to związane z wielkim niebezpieczeństwem, a nadto kiedy pułkowi 4-temu udało się zająć najbliższe domy Dębego Wielkiego, Chrzanowski więc prosił naczelnego wodza o danie rozkazu jeździe wyruszyć po szosie galopem na drugą stronę wsi dla odcięcia odwrotu Rosyanom. Uzyskawszy na to zgodę Skrzyneckiego, Chrzanowski zaproponował jednemu z oficerów spełnienie ruchu tego. Dowódca dywizyi jazdy, Skarzyński, sam podjął się jego wykonania, ale na przełożenie Dembińskiego – ze znacznymi siłami, cios bowiem winien tu być stanowczym. Stanął tedy na czele kolumny, sformowanej szóstkami od prawego; na przedzie znajdowały się dwa szwadrony 2-go pułku strzelców konnych, za nimi dwa szwadrony karabinierów, dalej dwa szwadrony poznańskie i 5-ty pułk ułanów. Dwa szwadrony 2-go pułku strzelców konnych, będące na przedzie, skierowane były za radą Dembińskiego wprost po drodze ku dworowi. Jazda pędem puściła się po szosie na groblę; kilka strzałów spotkało ją z Dębego. Nie zwracając na to uwagi, Skarzyński pędzi za wieś, rozwija na prawo strzelców konnych, na lewo karabinierów i rzuca się natychmiast na ruską artyleryę i piechotę (2 batal.) lewego skrzydła. Jeden szwadron strzelców konnych zwrócił się na prawo, uderzył na nasz batalion, który wytrzymał szarżę, ale otoczony został przez nieprzyjaciela; następnie Dembiński cisnął na niego szwadron drugi, który zmusił batalion do złożenia broni. Karabinierzy, rzuciwszy się na lewo, rozproszyli stojący tu batalion, po czem wpadli na działa. Rosen, który odesłał już część jazdy i dział, daje rozkaz ułanom Litewskim iść na spotkanie jazdy polskiej; ułani rzucili się na karabinierów, odparli ich na drugą stronę szosy i zdołali odbić dwa działa, ale zaatakowani z boku przez strzelców konnych, cofnąć się musieli, tracąc wziętego do niewoli walecznego pułkownika Szyndlera; w starciu tem sam Rosen o mało nie dostał się do niewoli. Pod osłoną tej szarży jazdy Polacy opanowują zabudowania dworskie i wieś samą. Widząc niepodobieństwo ostania się przed przemożnym nieprzyjacielem, bataliony środka i prawego skrzydła cofać się zaczynają, parte przez polską jazdę i tracąc generała Lewandowskiego; ale prosta droga odwrotu odcięta była i prawemu skrzydłu; trzeba było puścić się drogą okolną; szczęściem nadciągnęły w tej chwili trzy pułki stojące pod Ryszami. Rosen dał rozkaz Gejsmarowi, tak z nimi, jako i z resztkami pułków Brzeskiego, Wileńskiego i 47-go strzelców, osłaniać odwrót ogólny, niemniej przeto część dział pozycyjnych ugrzęzła w błocie dostała się w ręce nieprzyjaciela. Pod noc korpus dotarł do Mińska, nie ścigany prawie. Straż tylna Gejsmara zatrzymała się pod Stojadłami; do składu jej weszły: dwie brygady strzelców, 2-ga brygada 25-tej dywizyi pieszej, trzy pułki ułanów, kozacy i 6 dział. Tym sposobem w bitwie tej Skrzynecki nie działał na lewem skrzydle od razu należytemi siłami i nie poparł jazdy Skarzyńskiego dywizyą Łubieńskiego po przerwaniu pozycyi ruskiej.

Odwrót Rosena.
O drugiej po południu Rosen cofał się dalej ku Kałuszynowi, nakazawszy iść tam i stojącym pod Mistowem 1-szej brygadzie 25-tej dywizyi pieszej z sześcioma szwadronami strzelców konnych. Gejsmar do rana pozostawał pod Stojadłami, ażeby dać możność pociągom wyjść na szosę, tonęły bowiem w błocie na bocznych drogach. W Kałuszynie korpus zatrzymał się dla wypoczynku, doczekał się nadejścia straży tylnej (stojącej pod Stojadłami do 8-mej rano) i ku wieczorowi 1-go kwietnia cofnął się za rzeczkę Kostrzyń ku wsi Polakom, pozostawiwszy straż tylną Gejsmara nad samą rzeczką pod wsią Jagodnem. Ze strony polskiej Prądzyński i wielu innych oficerów radzili Skrzyneckiemu iść wciąż naprzód, ale Skrzynecki wahał się przez większą część dnia; postanowiono nakoniec dla dalszego ścigania wyprawić świeże wojska i w tym celu wyznaczono dywizyę jazdy Łubieńskiego (należy zauważyć jednakże, że dywizya Skarzyńskiego wcale nie była strudzona: stała ona w Warszawie, poczem poszła do Dębego Wielkiego, gdzie jedną wykonała szarżę, – kiedy tymczasem dywizya Łubieńskiego, posłana z początku ku Modlinowi, wróciła potem do armii forsownym marszem) i pieszą (2-gą) Giełguda, jednocześnie zaś dla baczenia za feldmarszałkiem wysłano z Mińska na Garwolin oddział Skarzyńskiego. Ponieważ dywizye Łubieńskiego i Giełguda znajdowały się na samym końcu, musiały więc przedostać się przez całą kolumnę po drodze zapchanej przez parki, pociągi i t. p., co powstrzymało ściganie wojska o godzin kilka. Prądzyński dał Łubieńskiemu instrukcyę – ścigać energicznie i atakować wszystko, co napotka, licząc na upadek ducha w wojskach uległych porażce. Miejscowość między Mińskiem a Kałuszynem nierówna, Gejsmar więc wysłał przodem jazdę i artyleryę. Łubieński, zbliżając się do Kałuszyna, ścigał Rosyan; w pobliżu miasta tego ułani polscy (4-ty pułk), rozproszywszy znajdujących się w tylnej straży kozaków, nagle napadli na pułk 49 i 50 strzelców, atakowali je i zdobyli dwa sztandary. Strzelcy, oprzytomniawszy, rzucili się, by odbić sztandary; dowódca 4-go pułku ułanów, hr. Zamoyski, nie poparty przez Łubieńskiego, znalazł się w położeniu krytycznem i tylko rzuciwszy się w las, zdążył się w nim ukryć, unosząc cenną zdobycz, ale sam został raniony. Od chwili tej korpus Rosena całkowicie upadł na duchu. Łubieński puścił się za Gejsmarem ku Kostrzyniowi, siły zaś główne Polaków zatrzymały się pod Kałuszynem. Straty nasze w zabitych, ranionych i wziętych do niewoli były bardzo znaczne; zwiększyły się jeszcze skutkiem tego, że 31-go marca około 1200 ludzi wysłanych było na odległe furażowanie; ci więc wszyscy odcięci zostali od korpusu i wśród szerzącej się trwogi zabrani przez Polaków. Straty ogólne wyniosły do 5.500 ludzi, 5 sztandarów i 10 dział. Według słów Prądzyńskiego, Polacy stracili w bitwie z Gejsmarem i pod Dębem Wielkiem niecałe 500 ludzi.

Prądzyński proponował Skrzyneckiemu skorzystać nazajutrz z zapału armii skutkiem otrzymanego zwycięstwa, niespodziewanie dla Rosyan ruszyć bezzwłocznie z pola bitwy skupionemi siłami przez Siennicę i Latowicz i uderzyć na feldmarszałka w 40.000 ludzi (licząc w to i mającego przyłączyć się Milberga), oprócz kilku tysięcy zasłony od Rosena, który przez pewien czas i myśleć nie mógł o krokach zaczepnych. Ale Skrzynecki i Chrzanowski nie przypuszczali możliwości nawet atakowania Dybicza. Chociaż wojska polskie ruszyły już z miejsca, Skrzynecki sam jeszcze nie wiedział, dokąd udać się wypada. Nagle przyniesiono papiery, znalezione przy zabitym kuryerze Rosena. W liczbie ich znajdowała się instrukcya dana Rosenowi przez feldmarszałka. Z niej dowiedzieli się Polacy, że Rosen podczas operacyi przeprawy przez Wisłę miał osłaniać linię operacyjną Dybicza, która szła teraz na Kock, Międzyrzec i Brześć. Dybicz, robiąc nieprawdopodobne, zdaniem swojem, przypuszczenie, że Polacy z bardzo przeważnemi siłami wystąpią przeciw Rosenowi, pozwalał mu cofać się, ale w żadnym razie nie dalej, jak po Siedlce, które należało utrzymać za wszelką cenę, a nawet uciec się w ostateczności do pomocy gwardyi. Wiadomości te, jak się zdaje, wahaniom Skrzyneckiego koniec położyły, postanowił bowiem całemi siłami zwrócić się na Siedlce. Ale tam już nie było co robić właściwie, stanowcza bowiem bitwa, zalecona na tym punkcie Rosenowi, stoczona była z Gejsmarem pod Dębem Wielkim. W papierach Rosena znaleziona nadto została szczegółowa dyzlokacja armii ruskiej, wykazująca, że główne parki miały być zebrane pod Łukowem. Okoliczność ta powinna była skłonić Polaków do przyśpieszenia marszu ku Rykom, a to dla odcięcia feldmarszałka od parków jego. Ale Skrzyneckiemu przyszło do głowy szukać nad Narwią pułku Kuszla, formowanego na Podlasiu, ażeby, jako obeznany z miejscowością, wyruszył do Łukowa i zniszczył parki. Łubieński rozciągnął się do Kostrzynia; kwatera główna do Kałuszyna przeniesioną została. Na drugi dzień przybyła od rządu deputacya z krzyżem dla Skrzyneckiego, – przyjęcie jej zatrzymało armię na dzień cały. Zmuszony nakoniec pomyśleć o niej, Skrzynecki odważa się na półśrodki i 1-go kwietnia wysyła dywizyę jazdy Skarzyńskiego z 3 batalionami, która zajmuje Siennicę, śpiesznie opuszczoną przez Rosyan, zostawiających w ręku Polaków kilka furgonów, jaszczyków i około 200 ludzi wziętych do niewoli ze schwytanych patrolów. Nazajutrz Skarzyński otrzymał wiadomość, że fligel-adjudant pułkownik Read zajmuje Garwolin niewielkim oddziałem. Skarzyński ruszył tam bezzwłocznie, szedł nocą i przybył o świcie 3-go kwietnia. Read cofnął się do Żelechowa, słabo ścigany przez Skarzyńskiego, którego trzy szwadrony atakowały o 7 wiorst za Garwolinem huzarów Oliwiopolskich i kozaków Reada, śpiesznie cofających się, niewiadomo dlaczego. Tegoż dnia Skarzyński skierował się na Miastków, a 4-go zajął Żelechów. Tam połączył się z nim Chrzanowski, wysłany z 3 batal., 4 szwadronami i 4 działami z Kałuszyna na Kuflew i Stoczek. Ku nocy Polacy cofnęli się do Miastkowa, a następnie do Latowicza. Skrzynecki, straciwszy dwa dni w Kałuszynie, przeszedł następnie z głównemi siłami do Siennicy, gdzie jeszcze 3 dni zmarnował, poczem, pozostawiwszy tam 2-gą dywizyę pieszą, wyruszył z wielką obawą i 2-ma tylko dywizyami (1-szą i 3-cią) do Latowicza. Przybyły Milberg otrzymał rozkaz zatrzymania się w Mińsku. Skrzynecki nie poprzestał jedynie na staniu z dwiema dywizyami pod Latowiczem, ale podzielił je na niewielkie oddziały u wszystkich brodów bagnistej rzeczki Świdra. Tym sposobem armia polska po szeregu odniesionych zwycięstw sama znalazła się w obronnem położeniu, obawiając się feldmarszałka i nie myśląc wcale o krokach zaczepnych.

Jednocześnie za Skarzyńskim i Chrzanowskim pułkownik Dembiński z 4-ma szwadronami (trzy szwadr. 5-go i jeden 3-go pułku ułanów) wysłany był z Kałuszyna na lewo nad Bug i Liwiec; polecono mu również oczyścić okolicę z Rosyan i zagarnąć odciętych żołnierzy Rosena. Dembiński wyruszył na Stanisławów, a zostawiwszy tu jeden szwadron z poleceniem dokonywania rekonesansów, z pozostałymi udał się i owładnął mostem na Liwcu, który nasi podpalili, ale nie zdążyli spalić. Oddział Pinabela, stojący pod Węgrowem, cofnął się przed trzema szwadronami tymi do Sokołowa. Dembiński w nocy został nagle zaatakowany przez piechotę swoją własną, jak się okazało (2 batal. Kiekiernickiego), wysłaną tu przez Skrzyneckiego. Według zapewnień Dembińskiego, podczas tej wyprawy zdołał on zabrać nam do 1.500 ludzi wraz z 14 oficerami, poczem wrócił do sił głównych.

Skrzynecki nie odważył się uderzać na Siedlce z obawy, że Dybicz w takim razie odetnie go od Warszawy. Podobna obawa była bezzasadną, jak o tem łatwo przekonać się można przez proste obliczenie czasu. Polacy mieli wszystkiego 30 wiorst do Siedlec, czyli jeden przemarsz; wyruszywszy 2-go kwietnia, mógł Skrzynecki dnia tegoż stanąć w Siedlcach, nazajutrz wyruszyć nazad, niewątpliwem bowiem było szybkie opanowanie punktu tego, zaś 5-go kwietnia byłby już pod Miłosną (od Siedlec do Pragi około 80 wiorst), a więc poza granicą zasięgu feldmarszałka. Tymczasem Dybicz szczegółowy raport Rosena odebrał dopiero 3-go kwietnia; 4-ty kwietnia musiał być użyty niezbędnie na skoncentrowanie armii; 5-go feldmarszałek mógł wyruszyć i zrobiwszy trzy długie marsze, 7-go dopiero zbliżałby się do Pragi, czyli wtedy kiedy Skrzynecki byłby już nad Wisłą. Obliczenie to pokazuje, że nawet przy szybszem sprawdzeniu stanu przez feldmarszałka, Skrzynecki mógł w zupełności liczyć na to, że uniknie rozprawy z głównemi siłami armii ruskiej, osłoniwszy się przed niemi strażą przednią i boczną i uparcie powstrzymując ich pochód.

Doniesienia Rosena i środki odpowiednie Dybicza.
Pierwsze doniesienie Rosena o wyruszeniu Polaków z Pragi, wysłane przed południem, odebrał Dybicz po przybyciu do Ryk wieczorem 31 marca; do niego dołączone były również doniesienie Gejsmara o tem, że straż przednia zaatakowana cofa się. Rosen zawiadamiał o wystąpieniu Polaków w znacznych siłach z Pragi, oraz, że sam wojska swoje koncentruje pod Dębem Wielkiem i Mistowem. Dybicz przypuszczał, że w razie równości sił Rosen odeprze napad, w razie zaś przeciwnym – cofnie się na Mińsk i Kałuszyn. Nazajutrz 1-go kwietnia, opatrując przygotowawcze roboty do przeprawy w Tyrzynie, Dybicz otrzymał drugie, własnoręczne doniesienie Rosena, w którem utaił on istotnie stanowczą porażkę swoją. Baron Rosen zawiadamiał krótko, że po zaciętej bitwie zmuszony był odstąpić od Dębego Wielkiego i że w nocy zamierza cofnąć się do Kałuszyna, dokąd skierowane są i te oddziały 25-tej dywizyi pieszej, które w ciągu dnia nie zdążyły przyłączyć się do niego. W raporcie tym nie były podane ani straty jego, ani sił wyszłych z Pragi Polaków, widocznem wszakże było, że siły to znaczne. Okoliczność ta, zdawało się, odpowiadała całkowicie ogólnym zamiarom feldmarszałka, ułatwiając mu przeprawę, – Polakom bowiem trudno było z szosy Brzeskiej zdążyć na obronę Wisły. Położenie korpusu bar. Rosena także nie wzbudzało obaw; z doniesień widocznem było, że tylko połowa jego wojsk brała udział w bitwie 31-go marca i że korpus koncentruje się pod Kałuszynem. W razie dalszego napierania Polaków, Rosen mógł się cofnąć za Kostrzyń, a nawet do Siedlec, gdzie powinien był znacznie zwiększyć swe siły. Tegoż dnia jeszcze Dybicz pisał do niego: „Nie widzę nic rozpaczliwego w pańskim położeniu; w 25-tej dywizyi, znajdującej się w Okuniewie, masz pan silną rezerwę, a pod Kałuszynem i Liwcem liczne jeszcze z panem połączą się siły, a nadto i hr. Pahlen 2-gi z przodującymi pułkami 7-mej dywizyi przybywa już do Siedlec 8-go kwietnia”. Ażeby zapobiedz ustąpieniu z Siedlec, Dybicz miał zamiar przyśpieszyć przeprawę, spodziewając się, że samo rzucenie mostów zmusi Polaków do powrotu za Wisłę na obronę Warszawy. Hr. Wittowi rozkazano zgromadzić 2-go kwietnia 3-cią dywizyę grenadyerów pod Końskowolą, a 3-cią kirasyerów z brygadą ułanów pod Markuszowem, ażeby odwrócić uwagę Polaków znajdujących się za Wisłą od Kazimierza, gdzie kazano przyśpieszyć przygotowania do rzucenia mostu. Jednocześnie polecono Nejdhardowi ułożyć plan marszu do Tyrzyna dla korpusów 1-go i grenadyerskiego, dla oddziału gwardyi i bojowej rezerwy artyleryi. Tymczasem dalsze wiadomości z prawego skrzydła armii wstrzymały wykonanie tych rozporządzeń.

Wieczorem 2-go kwietnia odebrano trzecie doniesienie Rosena, w którem zawiadamiał, że Polacy 1-go kwietnia niepokoili jego straż tylną tylko do Kałuszyna, poczem poprzestali jedynie na obserwacyi przy pomocy sił niewielkich. Współcześnie otrzymano wiadomość o zjawieniu się wojsk polskich pod Żelechowem. Prawe skrzydło kozackiego łańcucha, pilnującego Wisły między armia główną a korpusem Rosena, zagięte po odwrocie tegoż ku Kołbieli, zostało stąd odparte do Garwolina, nazajutrz 3-go kwietnia do Żelechowa, Garwolin zaś, Parysów i Stoczek silnie przez jazdę polską zajęte zostały. Słabe ściganie Rosena po szosie i zbliżenie się licznej jazdy polskiej zbieżnemi drogami do Żelechowa dawały feldmarszałkowi słuszną podstawę do przypuszczenia, że Skrzynecki wyszedłszy z Pragi ze znacznemi siłami i odparłszy Rosena, miał zamiar zwrócić się na tyły przeprawy; wypadało więc przeto, zanim się przystąpi do niej, odeprzeć Polaków ku Pradze; gdyby zaś Skrzynecki przyjął bitwę, zadać mu cios stanowczy. W tym celu książę Łopuchin z 1-szą dywizyą pieszą i trzema pułkami 1-szej dywizyi huzarów bezzwłocznie wysłany był w kierunku Żelechowa nad rzeczkę Okrzejkę, pozostałe zaś oddziały korpusu hr. Pahlena (oprócz pułków Estlandzkiego i 4-go strzelców, osłaniających roboty nadbrzeżne), oraz korpus ks. Szachowskiego ustawiono eszelonami za strażą przednią jak najbliżej; oddział gwardyi z rezerwą artyleryi z okolic Kocka oraz zbiorowy korpus Witta z lewego brzegu Wieprza skierowane zostały ku Rykom i Bobrownikom. Za Wieprzem, dla utrzymania województwa Lubelskiego, pilnowania górnej Wisły i twierdzy Zamościa z znajdującym się w niej oddziałem Dwernickiego, pozostawiono korpus bar. Kreutza, wzmocniony przez Litewską brygadę grenadyerów.

Z Ryk do Żelechowa przez rzekę Okrzejkę wiodą dwie drogi. Łopuchin zajął prawą pod Kłoczewem, a na lewo pod Wylezin (o 3-4 wiorst od Kłoczewa) wysłał pułk piechoty i huzarów; nadto pułk Łubieński huzarów postawił on na połączeniu obu tych dróg, między rzeczką a Żelechowem, w Zadybiu, dla poparcia stojącego przed Żelechowem Olwiopolskiego pułku huzarów. Zaufany w przewagę sił swoich i nie wątpiąc w powodzeniu w razie starcia się ze Skrzyneckim, feldmarszałek, koncentrując armię w kierunku Żelechowa, nie przestawał wydawać ostatecznych rozporządzeń do przeprawy przez Wisłę; między innymi zaś polecił 3-go kwietnia kapitanowi 1-go stopnia Rymskiemu-Korsakowowi, odebrać zebrane przy ujściu Wieprza statki, przysposobić je do żeglugi i wysadzenia części wojsk na lewy brzeg Wisły. Ale nowy raport Rosena i wieści o rozruchach na Litwie ujawniły nakoniec rzeczywisty stan rzeczy tak na teatrze wojny, jak i na tyłach armii. W czwartem tem doniesieniu Rosena oznaczone nakoniec były całe straty 6-go korpusu, oraz zaznaczona bezsilność tego wobec nieprzybycia do Siedlec skutkiem odwilży wojsk oczekiwanych. „Pułk Litewski – pisał Rosen – nie istnieje już wraz ze sztandarami swymi; pod Wawrem otoczony został i wzięty do niewoli wraz z dwoma działami; pod Dębem Wielkiem 8 dział ugrzęzło; generał Lewandowski i pułkownik Sokołow wzięci przy działach do niewoli; liczne furgony z chlebem i prochem nie dały się wyciągnąć z błota i dostały się w ręce nieprzyjaciela; strata w oficerach i żołnierzach bardzo znaczna; piechoty mam wszystkiego nie więcej nad 4 tys. ludzi; artylerya i jazda ruszają się ledwie. Ani pomocy, ani poparcia znikąd nie widzę; do Siedlec wojska nie przybyły jeszcze; oczekiwane są na 4-go kwietnia. Przewidywałem nieszczęście swoje, ale nawykły do ślepego posłuszeństwa nie podałem się za chorego pomimo gorączki i kontuzyi. Cóż człowiek począć może przeciwko przeznaczeniu”. Doniesienie to odebrane było 3-go kwietnia, a 4-go z rana przyszła wiadomość o zaburzeniach na Litwie, co zagrażało wszystkim komunikacyom.

Pierwsze rozruchy na Litwie pojawiły się w powiecie Telszewskim jeszcze w początkach marca. Tłumy uzbrojonego chłopstwa popełniały gwałty i rabunki przeszkadzały nawet dokonywającemu się poborowi wojskowemu. Jakkolwiek rozruchy te były niebawem stłumione, a jak doniesienie głosiło, podżegacze nawet zostali ujęci, niemniej przeto sam fakt świadczył o niespokojnym stanie pogranicznych naszych gubernii, i można się było obawiać, że przy dalszem powodzeniu Polaków lub przeciąganiu się działań komunikacye nasze mniej bezpiecznemi się staną.

Dybicz w dniu 4-tym kwietnia zwołał w Rykach radę wojenną, której przedstawił treściwie położenie rzeczy. Ze swej strony hr. Toll przypuszczał, że w obecnym stanie przejście za Wisłę może być podjęte nie inaczej, jak w razie:
1) Przyłączenia do sił głównych znajdujących się pod Żelechowem całego korpusu gwardyi i korpusu bar. Kreutza.
2) Zbliżenia do Siedlec całej 2-giej dywizyi huzarów, 6-tej i 7-mej pieszej; wreszcie 3) przeniesienia korpusu Rydygera z guberni Wołyńskiej do województwa Lubelskiego, wzmocniwszy go rezerwowymi batalionami 25-tej dywizyi i brygadą strzelców konnych z korpusu Kreutza. Wtedy siły główne liczyłyby 60 tys. piechoty, 20 tys. jazdy i 300 dział; na szosie Brzeskiej dla osłony Siedlec stałoby około 30 tys. wojska korpusów bar. Rosena i hr. Pahlena 2-go, w okolicach zaś Lublina i dla śledzenia Dwernickiego – przeszło 10 tys. Rudigera. Dla strzeżenia obszaru między Bugiem a Narwią Toll uważał za wystarczający oddział bar. Sackena, a dla utrzymania porządku na Litwie – 5-tą dywizyę piechoty; w oczekiwaniu zaś na nadejście gwardyi, 2-go korpusu i Rydygera proponował działać na prawym brzegu Wisły przeciw skrzydłu i tyłom armii polskiej. Dowozy z Wołynia skierowane na Włodawę, mogłyby zabezpieczyć wyżywienie armii do zupełnego już umocnienia się jej na lewym brzegu Wisły, a potem można było korzystać ze środków miejscowych na wyniszczonego jeszcze kraju i ze spławu z Austryi, gdzie można było porobić zapasy. Po przejściu Pilicy i zamknięciu Polaków pod Warszawą można było skorzystać ze spławów Bugiem i Narwią; zapasy zaś przygotowane w Prusach zachowałyby się na dalsze potrzeby armii. Wszyscy członkowie rady zgodzili się ze zdaniem hr. Tolla, a Dybicz, łącząc się z nimi, projekt działań dalszych przedstawił do decyzyi Cesarza, sam bowiem nie mógł rozrządzać korpusem Rydygera, jako nie wchodzącym do składu armii czynnej, jak również i korpusem gwardyi.

Dla odebrania odpowiedzi z Petersburga, a następnie dla nowego wojsk rozmieszczenia potrzeba było pewnego czasu; tymczasem odroczenie przeprawy mogło wywrzeć tak niekorzystne dla nas wrażenie w Królestwie i w guberniach zachodnich, że pogrom nawet armii polskiej na prawym brzegu Wisły nie byłby może w stanie załagodzić wszystkich jego następstw; Skrzynecki wreszcie mógł uniknąć stanowczej bitwy przy niekorzystnych dla siebie warunkach. Przejście jedynie na lewy brzeg Wisły i porażka Polaków pod Warszawą najzupełniejsze dopiero zapowiadały rezultaty. Wobec tego rozumowania, jakkolwiek Dybicz i zgodził się ze zdaniem Tolla, nie zaniechał jednakże widocznie zamiaru, odparłszy Polaków ku Pradze, przeprawić się przez Wisłę z wojskiem zebranem pod Rykami. Za dowód tego służyć może okoliczność, że jakkolwiek po radzie wojennej zalecono zniesienie przygotowanego mostu, to jednakże następnie feldmarszałek wydał osobisty rozkaz wstrzymania się z tą sprawą.

Tymczasem 4-go kwietnia, oprócz niewielkiego oddziału jazdy ze Stoczka, Polacy nie zbliżali się do Żelechowa, – postanowiono przeto ruszyć naprzód i uderzyć na zajmowaną przez nich pozycyę. Ogólny atak wyznaczony był na 6-go kwietnia a 5-go z rana dokonano wszelkich przedwstępnych dyzlokacyi: straż przednia ks. Łopuchina posunięta została pod sam Żelechów (do składu tej straży przedniej zamiast 1-szej dywizyi pieszej weszła 3-cia, a zamiast Sumskiego pułku huzarów (który pozostał przy korpusie) – pułk Olwiopolski, znajdujący się pod Żelechowem już 3-go kwietnia); korpus 1-szy zajął jej miejsce za rz. Okrzejką pod Kłoczowem; korpus grenadyerów rozstawił się wzdłuż drogi do Wylezina, także nad Okrzejką; oddział gwardyi i cała rezerwa jazdy i artyleryi zebrały się pod Rykami. Nadto wysunięto oddziały boczne: w Okrzei pod dowództwem gener. Strandmana (pułk gwardyi ułanów W. Księcia i pułk Grodzieński huzarów), oraz w Łaskarzewie, pod dowództwem pułkow. Berensa, z 4-ch szwadronów pułku Nowoarchangielskiego ułanów. W oddziale nadbrzeżnym gener. Gerstenzwejga zostawiono pułki: Estlandzki piechoty i 4-ty strzelców, Litewski batalion saperów i dwie kompanie 1 batal. saperów, dwa szwadrony pułku Nowoarchangielskiego ułanów i 8 dział.

Skrzynecki, zostawiwszy pod Boimiem dla obserwacyi nad rz. Kostrzyniem dywizyę jazdy Łubieńskiego i brygadę piechoty Rolanda (2-giej dywizyi pułk 7-my i 3-ci liniowy), wszystkie inne wojska rozstawił w okolicach Latowicza, Starogrodu, Wielgolasu (blizko Dębego), a w części pod Siennicą. Dywizya Skarzyńskiego zajęła Parysów i Garwolin; niewielki oddział stał pod Stoczkiem dla strzeżenia dróg z Żelechowa. Milberg z 4-tą dywizyą miał służyć za rezerwę dla Łubieńskiego; Andrychiewicza z 20-tym pułkiem wysłano do Liwa. Główna kwatera w Siennicy. W tej pozycyi Skrzynecki wyczekiwał nadejścia z prawego brzegu Narwi korpusu jazdy Umińskiego, oraz dywizyi Milberga, którym przy wyruszeniu głównych sił z Pragi posłano rozkaz szybkiego połączenia się z armią. Umiński skierowany był na Serock, skąd miał ruszyć do Liwa i Węgrowa dla strzeżenia Bugu i bezpośrednich komunikacyi między korpusem Rosena a gwardyą. Po pozorem złego stanu dróg Umiński wyruszył przez Pragę i dlatego mógł nadejść dopiero w pierwszej połowie kwietnia, ale Milberg, będący na lewym brzegu Wisły, minął już Warszawę i 6-go kwietnia miał stanąć przed Kałuszynem, ażeby stanowić rezerwę tak głównych sił armii, stojącej nad rz. Świdrem, jak i Łubieńskiego, dającego baczenie nad Kostrzyniem. Ale i zbliżenie tak silnej pomocy nie mogło usunąć obaw Skrzyneckiego i wyrwać go z bezczynności; cała jego uwaga zwrócona była na Żelechów, dokąd wysłani byli na zwiady Skarzyński i Chrzanowski. Piechota z kilkoma szwadronami ułanów postępowała drogą do Stoczka; dwa pułki jazdy drogą z Garwolina, a jeden pułk jazdy z Parysowa. Dochodząc do Żelechowa Chrzanowski z drogi do Stoczka skierował część wojsk swoich na drogę Łukowską. W ten sposób Polacy ze wszech stron otoczyli miasto, ale było już ono zajęte przez znajdującego się w niem pułkownika Tyszyna, naczelnika szpitali, który, uzbroiwszy wszystkich rekonwalescentów zdolnych do broni i wystawiwszy pikiety, powstrzymał nieprzyjaciela. Nadejście Polaków w znacznych siłach i ze wszystkich stron do Żelechowa tem bardziej jeszcze potwierdziło, zdaje się, przypuszczenie o nadciąganiu ich armii i budziło nadzieję jej pogromu, nie oddalając się od przeprawy. Dybicz wszystkim wojskom kazał się zebrać pod Wylezinem, gdzie wydać bitwę zamierzano, zaś księciu Łopuchinowi polecono trzymać się w Żelechowie do wieczora i w razie silnego jedynie natarcia sił przeważnych cofnąć się na noc do Zadybia; nazajutrz zaś, cofając się stopniowo do Wylezin, naprowadzać Polaków na zajętą tam przez nas pozycyę. Gdyby wszakże nadeszli Polacy mieli na celu rozpoznanie tylko naszej pozycyi i cofnęli się następnie, to Łopuchin, nie czekając już oddzielnego rozkazu, winien bezzwłocznie udać się za nimi, aby nieprzyjaciela nie stracić z oczu. Hr. Pahlenowi rozkazano za pierwszą wiadomość o wyruszeniu straży przedniej, natychmiast iść w jej ślady dla poparcia. Feldmarszałek miał zamiar ruszyć z całą armią za 1-szym korpusem. Ale książę Łopuchin okazał się całkowicie nieudolnym dowódcą przedniej straży; przyszedłszy do Żelechowa, uznał trzymanie się w nim za niepodobne i opuścił go, przypuszczając, że Polacy przez szybkie jego zajęcie ujawnią cel swoich działań. Chrzanowski, zdziwiony nagłem odstąpieniem z miasta i podejrzewając w tem jakiś fortel, nie odważył się wejść i zajął tylko obwód miasta zewnętrzny niewielką liczbą tyralierów, starając się, zanim noc nadejdzie, ukryć istotne swe siły za zaroślami. O zmroku cofnął się za rz. Wilgę, zniszczywszy wszystkie za sobą mosty. Ks. Łopuchin, straciwszy z oczu Chrzanowskiego, zwrócił się z zapytaniem do głównej kwatery: jaką droga ma iść za Polakami, bo niewiadomo mu, którędy poszli. W tej nieświadomości pozostawał nie tylko przez ciąg nocy, ale i przez cały 6-ty kwietnia, tak, że Dybicz nie mógł dowiedzieć się nawet, gdzie się znajdują główne siły Polaków. Tym sposobem, pomimo wszelkich chęci i obliczeń Dybicza, działania wojenne szły opieszale, a tymczasem 7-go kwietnia odebrano od czasowego wileńskiego generał-gubernatora, Chrapowickiego, nową niepomyślną wiadomość z Litwy.

W Wilnie dnia 26-go marca został odkryty rozległy spisek, a chociaż go stłumiono, jednakże w powiatach Rosieńskim i Szawelskim uzbrojeni powstańcy uwolnili więźniów, w Ejragole rekrutów, a na Windawskich rządowych robotach pojmali czterech oficerów, z których jeden został zabity. Stojący w Kownie ze szwadronem konnych pionierów gwardyi pułkownik Bartołomiej (szwadron ten czekał w Kownie na swoje pontony), przybrawszy zostawione tam na etapie dwie kompanie pułku Pruskiego grenadyerów i dwie kompanie 9-tego pułku strzelców z 4-ma działami, ruszył dla uśmierzenia powstańców, – ale oddział jego był zbyt słaby. Dybicz ujrzał się zmuszonym do przedsięwzięcia pewnych wyjątkowych środków. Korpusowi gwardyi zalecono poprzestać jedynie na obronie obszaru między Narwią a Bugiem, oraz na utrzymaniu spokojności w województwie Augustowskiem; brygadę 5-tej dywizyi pieszej, idącą ku Ostrołęce, i obie brygady 1-szej dywizyi ułanów skierowano do Kowna, poleciwszy ułanom iść forsownym marszem dla prędszego połączenia się z piechotą; ogólne nad nimi dowództwo objął ks. Chiłkow, który miał działać stanowczo w północnej części guberni Wileńskiej.

W armii głównej straż przednią wzmocniono pułkiem Ukraińskim ułanów; ks. Łopuchin usunięty został od dowództwa nią i zastąpiony przez księcia Gorczakowa 3-go, któremu polecono wykonać z jazdą wzmocniony rekonesans na całym obszarze do rzeki Świdra i koniecznie wyśledzić stanowiska armii polskiej. Garwolin był już zajęty podówczas przez pułk Nowoarchangielski ułanów, a Stoczek przez pułk Lubenski huzarów. Ks. Gorczakow z 1-szą dywizyą huzarów i pułkiem Ukraińskim ułanów w nocy z 7-go na 8-my kwietnia podszedł pod Łopaciankę, a o świcie 8-go, pokonawszy przednie oddziały polskie – pod Latowicz; rozpoznawszy pozycye nieprzyjaciela, przypuszczał, że najdogodniej byłoby działać na jego komunikacye z Pragą. Przez ten czas bar. Rosen zdołał już wojska swoje doprowadzić do porządku i otrzymał posiłki, a mianowicie 3-go kwietnia przybyły do niego pułki Sybirski i Rumiancowa (4 batal.) z 3-ciej dywizyi grenadyerów, które przebywały w Wilnie, – następnie dwa pułki huzarów (pod dowództwem Siewersa) z 2-go korpusu, – wreszcie 7-ma dywizya piesza zbliżała się do Brześcia Litewskiego. Dlatego Rosen 5-go już kwietnia wysłał generała hr. Timana z 5-ma szwadronami dla otworzenia związku z armią główną przez Łuków, sam zaś z 2-gą brygadą 2-giej dywizyi huzarów, z pułkami ułanów Polskim i Wołyńskim, oraz 8-ma działami posunął się do Seroczyna, gdzie zajął pozycyę obserwacyjną i zawiązał łączność z Gorczakowem. Doniesienia Rosena i Gorczakowa zagadzały się ze sobą w zupełności.

Armia polska około 6-go kwietnia zajmowała pozycye następujące: na krańcu lewego skrzydła pod Liwem znajdował się 20-ty pułk piechoty i tu oczekiwano na Umińskiego; Łubieński z dywizyą jazdy i Roland z brygadą (3-ci i 7-my) dywizyi Giełguda stanowili pod Boimiem nad rz. Kostrzyniem skrzydło lewe; dwie brygady dywizyi Małachowskiego i Rybińskiego (weterani, 5-ty strzelców, 2-gi i 6-ty liniowy) z większą częścią jazdy tworzyły środek pozycyi w Latowiczu, Romarino (1-szej dywizyi Rybińskiego) z 1-szym i 5-tym pułkiem liniowym osłaniał z prawej strony ważny punkt przeprawy pod Starogrodem (na drodze z Parysowa do Siennicy); dla poparcia go brygada z dywizyi Giełguda stała w Siennicy; 4-ta dywizya Milberga, która przybyła w tym czasie z za Wisły, miała w Mińsku i Kałuszynie tworzyć rezerwę ogólną.

Otrzymawszy niezbędne wiadomości o stanowiskach nieprzyjaciela, Dybicz porobił wszelkie rozporządzenia co do pochodu armii przez Garwolin i Kołbiel. Rosenowi polecono do będącej z nim w Seroczynie jazdy przyłączyć przybyłą z Siedlec pierwszą brygadę 3-ciej dywizyi grenadierów ze zbiorowym ich batalionem, oraz 6-ty pułk strzelców z częścią artyleryi. Miał on unikać spotkania z przeważnemi siłami nieprzyjacielskiemi, ale przeciwnie, nie powstrzymując ich zaczepnych dążności, wabić za sobą, dopomagając tym sposobem manewrom głównej armii naszej.

Doniesienia generała-intendenta i przymusowy pochód Dybicza ku Siedlcom.
Podczas kiedy obmyśloną została i miała się spełnić stanowcza ta akcya, nowa znowu niefortunna okoliczność z fatalną grozą swoją obaliła wszystkie rachuby ruskiego wodza. Nie była ona w istocie swej niespodzianką, ale naturalnym raczej wynikiem złej organizacyi sprawy żywnościowej i środków przewozowych. Niejednokrotny wpływ szkodliwy niedbale zorganizowanego wydziału administracyjnego na przebieg działań wojennych w tej kampanii stanowi dla nas ważną naukę dziejową i daje naoczny przykład, jak niezbędnym jest ów związek harmonijny między rozmaitymi składnikami wojennej organizacyi i wojskowości w ogóle, jakim uwarunkowany bywa pomyślny rezultat ważnych wojennych celów.

Główne armii naszej siły, przy wyruszeniu nad Wieprz, posiadały aż na 12 dni żywności, a zapasu tego starczyłoby do umocnienia się naszego na lewym brzegu Wisły, gdyby przeprawa wstrzymaną nie była, – chociaż wypada zaznaczyć, że skutkiem odwrotu Rosena i posunięcia się nieprzyjacielskich oddziałów do Garwolina i Żelechowa, armia nasza utraciła 65 furgonów prowiantowych z dwudniowym prawie na nich zapasem żywności. Dla uzupełnienia zapasów wobec skoncentrowania armii nad rz. Okrzejką, dwa tylko istniały środki: transporty oczekiwane w Kocku, albo rekwizycye. Co do rekwizycyi, to wobec krótkości czasu, wyczerpania kraju i niechęci ku nam mieszkańców, nie miały one powodzenia. Dybicz dawał upoważnienia do robienia zakupów za gotówkę i podniósł cenę na wszystkie produkty, – ale i ten środek okazał się mniej skutecznym, bo cały ich zapas był już bądź wykupiony, bądź starannie przechowywany w klasztorach i u mieszkańców. Cała więc nadzieja polegała na transportach, które skutkiem złego stanu dróg wlokły się jeszcze daleko i z największą niecierpliwością oczekiwane były w Kocku. Kuryerzy jeden po drugim wybiegali na ich spotkanie, ale ruchu ich oczywiście przyśpieszyć nie mogli. Kiedy nakoniec 8-go kwietnia armia odebrała rozkaz wyruszyć do Żelechowa a 9-go do Garwolina, generał-intendent armii doniósł feldmarszałkowi, że jedna dopiero kompania magazynu ruchomego zdążyła przybyć do Kocka z 200 furmankami prowiantu i 250 furmankami furażu w ziarnie, a reszta pociągów w części ledwo przeszła przez Włodawę, w znacznej zaś części ciągnie jeszcze za Bugiem. Jakkolwiek hr. Toll uporczywie obstawał za zamierzonem posuwaniem się naprzód, wszelako dowódcy korpusów (Witt, Pahlen, Szachowski) jednogłośnie odpowiadali na pytanie feldmarszałka, że wobec wielkiego wyniszczenia kraju, mianowicie w okolicach Pragi, niepodobna bez ruchomych magazynów wyżywić tak skupionej masy wojska choćby przez czas najkrótszy. Wtedy Dybicz postanowił skrzydłowym ruchem w kierunku Łukowa przybliżyć się do zapasów w Siedlcach i Międzyrzecu, oraz do transportów z Brześcia i Drohiczyna.

Niezwłocznie rozsunięto armię i korpus pierwszy hr. Pahlena przeszedł pod Żelechów, grenadyerzy zaś pozostali pod Wylezinem, oddział gwardyi z artyleryą rezerwową odsunięto ku Rykom, a jazdę rezerwową hr. Witta przeniesiono do Drążgowa. Nazajutrz, zamiast iść ku Kołbieli, wszystkie te wojska odebrały rozkaz posuwania się w kierunku Łukowa i Radzynia.

Armia ruska 9-go kwietnia miała iść czterema kolumnami:
a) korpus Pahlena z Żelechowa wprost na Łuków;
b) grenadyerzy Szachowskiego z Wylezina przez Okrzeję i Radoryż również na Łuków;
c) oddział gwardyi z bojową rezerwą artyleryi z Ryk przez Adamów na Ułan;
i d) 3-ci korpus rezerwowy jazdy hr. Witta z Drążgowa przez Kock do Radzynia.

Straż przednia winna była stosować się do ruchu sił głównych i przez Stoczek skierować się na drogę do Łukowa. W dniu tym kolumny dosięgły Osin, Radyroża, Wojcieszkowa i Kocka, znalazły się przeto na drodze wiodącej od szosy przez Stoczek do Kocka. Gorczakow z jazdą przyszedł wieczorem pod Stoczek, piechotę zaś przesunął na tęż drogę do Kamionki. Tym sposobem straż przednia, korpusy 1-szy i grenadierski w ciągu 3-4 godzin mogły się skoncentrować na jednym punkcie, oddział zaś gwardyi, artylerya rezerwowa i jazda szybko zbliżyć się do nich po dobrej drodze. Oddział Gerstenzweiga pozostawał po dawnemu nad Wisłą w Modrzycach i Tyrzynie; dla osłony zaś jego od strony szosy i dla związku z armią pozostawiono w Żelechowie przybyłego tu w przeddzień z Siedlec hr. Timana z 5-ma szwadronami jazdy.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43400
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3972 times
Been thanked: 2528 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Plan Prądzyńskiego nowego ataku na Rosena. Ruch Rosyan ku Siedlcom, a Polaków ku Iganiom.
W tym samym czasie, w którym armia ruska przystąpiła do wykonania wyżej wymienionego skrzydłowego przemieszczenia, Prądzyński, aby nakłonić Skrzyneckiego do stanowczych działań, wyrzekł się swego poprzedniego planu, a gorliwie popierał projekt Sołtyka, polegający na tem, aby ruszyć na Siedlce i znieść ostatecznie korpus Rosena. Prądzyński proponował, żeby korzystając z pozycyi pod Latowiczem raz jeszcze zadać cios Rosenowi, obszedłszy przez Wodynie straż jego przednią, wysuniętą ku Kostrzyniowi i opanować Siedlce z ich magazynami, parkami i szpitalami. W razie powodzenia możnaby posunąć się do Brześcia, a odciąwszy Dybicza od gwardyi i komunikacyi z północą, zmusić armię ruską do odwrotu za Bug. Skrzynecki zgodził się nakoniec na wykonanie tego planu.

Rosena zamierzano zaatakować z trzech stron jednocześnie, zanim mu z armii głównej nadejdą posiłki, a mianowicie: z frontu od Boimia miała iść do ataku znajdująca się tam piechota i artylerya Łubieńskiego; na lewo, przez Suchę dywizya jazdy Łubieńskiego, ku czemu powinna była zebrać się rano 10-go kwietnia pod Suchą, gdzie istniał bród i przejść go przy pierwszych strzałach działowych, lub skoro Rosyanie opuszczą Kostrzyń, a następnie szybko podążać ku szosie, kierować się wystrzałami i starać o przecięcie drogi wojskom idącym od Kostrzynia do przepraw pod Iganiami, Chodowem i Mokobodami. Ogólny kierunek korpusem Łubieńskiego wziął na siebie Skrzynecki; atak główny z prawej strony poruczono Prądzyńskiemu. Do tego ostatniego celu sformowano oddział z wojsk polskich doborowych, a mianowicie z brygad Bogusławskiego i Romarina (4-ty i 8-my, 1-szy i 5-ty pułki piechoty), z 6-ciu szwadronów pod dowództwem Kickiego (2 pułk ułanów i 2 szwadrony 1-go pułku Mazurów), z 6 dział pieszych i 10 konnych pod dowództwem majora Bema, razem około 10.000 ludzi. Dla demonstracyi i odwrócenia uwagi Rosyan Chrzanowski z dywizyą jazdy Skarzyńskiego (3-ci i 4-ty ułanów, 2-gi strzelców konnych i karabinierzy) i 4-ma batalionami piechoty, z którymi szło jeszcze 6 batalionów pod dowództwem Małachowskiego i 8 dział, mieli wyruszyć ku Seroczynowi przeciwko straży przedniej głównej armii ruskiej, rzekomo dla atakowania jej, a zarazem dla osłony Prądzyńskiego, którego właśnie oddział ten poprzedzał, idąc na Jeruzal, Stoczek i Seroczyn. Współcześnie Rybiński, pozostający w Latowiczu, winien był wykonać demonstracyę przeciwko feldmarszałkowi, przeszedłszy Świder. Ruch armii polskiej rozpoczął się 9-go kwietnia, czyli tegoż dnia, co i marsz skrzydłowy armii ruskiej, tak że obiedwie strony poruszały się równolegle do siebie, dokonywając jednocześnie skrzydłowego ruchu. Rosyanie zauważyli długą kolumnę polską, ciągnącą 9-go kwietnia przez Jeruzal ku Wodyniom, ale ruchu tego zrozumieć nie mogli. Ponieważ przy pochodzie straży przedniej Gorczakowa ku Stoczkowi i Róży, Rosen z jazdą nie mógł już pozostawać w Seroczynie, Dybicz więc polecił mu część jej pozostawić w Stoczku do przybycia Gorczakowa, samemu zaś usunąć się ku Siedlcom, odsyłając tam i 1-szą brygadę 3-ciej dywizyi grenadyerów z 6-tym pułkiem strzelców, które przedtem kazano mu ściągnąć do siebie. Skutkiem tego Rosen 9-go kwietnia wieczorem zawrócił piechotę z Róży do Domanic, po południu zaś wyprawił tamże artyleryę z częścią jazdy, pozostawiając w Seroczynie dla osłony ruchu swego generała Siewersa z pułkami Elizawetgradzkim i Irkuckim huzarów, oraz Polskim ułanów. Około północy Siewers przeszedł do Toczysk. O 4-tej po północy Rosen odesłał z Domanic do Siedlec całą piechotę z artyleryą i 3-ma szwadronami ułanów, jazdę zaś pozostawił pod Domanicami do przybycia tam Siewersa (który nadszedł o świcie).

Nazajutrz 10-go kwietnia, kiedy siły główne armii ruskiej posuwały się w kierunku Łukowa, Ułana i Radzynia, Polacy szli również naprzód prawem skrzydłem swojem: Prądzyński z Wodyń (gdzie nocował) posuwał się na Domanice, Chrzanowski zaś przez Seroczyn ku Róży; blizkość wszelako jazdy straży przedniej ruskiej, nocującej pod Stoczkiem, zmusiła Chrzanowskiego do posuwania się powolnego, tak, że Gorczakow zdołał wyprzedzić Polaków pod Różą i osłonić drogę Łukowską. Piechota straży przedniej, posuwająca się z Kamionki na jednej wysokości z kolumną hr. Pahlena, przeszła do Dębego. Prądzyński, zbliżając się do Domanic i widząc tam Rosyan, wysłał przeciw Siewersowi 4 szwadrony Mycielskiego (2-go pułku ułanów) i 2 działa konne. Walka zawiązała się uparta, w której Rosyanie znaczne ponieśli straty, nie mając artyleryi. Nadejście nakoniec piechoty polskiej zmusiło Rosyan do odwrotu.

Siewers wolno w całkowitym porządku zaczął cofać się ku Siedlcom, gdzie pod niebytność Rosena Gejsmar dowodził wojskami. Odebrawszy wiadomości o ruchu Polaków, Dybicz napisał do Rosena, aby, ile możności, trzymał się przed Siedlcami nad Muchawcem i uprzedzał go, że nazajutrz sam w każdym razie całemi siłami uderzy na Polaków od strony Łukowa. Ks. Gorczakowowi kazano pozostawić w Dębem pułk tylko piechoty i pułk jazdy, a ze wszystkimi pozostałymi oddziałami straży przedniej wyruszyć na drogę z Siedlec do Biardów.

Bitwa pod Iganiami.
Tymczasem pod Iganiami, niedaleko Siedlec, wrzał już bój zacięty. Miasto Siedlce leży na otwartej równinie, a od strony Warszawy osłonione jest rzeczką Muchawcem, płynącym o 3 wiorsty od miasta. Brzeg jej przeciwległy, zwrócony ku Warszawie, zarosły jest lasem. Na brzegu tym ku miastu zwrócona, o wiorstę prawie na południe od szosy leży wieś Iganie, a dalej jeszcze, o dwie wiorsty, wieś Żelków, przez którą idzie droga do Seroczyna. Oprócz szosy i drogi Seroczyńskiej, na których istnieją groble i mosty, innych przepraw w blizkości niema, brzegi bowiem rzeczki grzęzkie i bagniste. Pozycya więc pod Iganiami, osłaniająca Siedlce, odznaczała się znaczną siłą odporną, jako broniona przez bagnistą rzeczkę z jedyną dogodną przeprawą tylko na szosie, gdzie istniał most i długa grobla. Utrzymanie tej pozycyi ważne miało dla Gejsmara znaczenie, koniecznem bowiem było zyskanie czasu dla przejścia przez rzeczkę straży przedniej pod dowództwem gener. Fezi, pozostawionej przez Rosena przy jego odwrocie pod Jagodnem nad Kostrzyniem, o 19 wiorst od Siedlec, a składającej się z 25-tej dywizyi pieszej z dwoma pułkami strzelców 24-tej dywizyi i Litewskiego pułku ułanów, razem około 6.000 ludzi. Gejsmar wojsko swoje rozstawił na pozycyi w sposób następujący: przybyła w przeddzień, czyli 9 kwietnia brygada strzelców (4 batal.) 7-ej dywizyi pieszej stanowiła prawe skrzydło i broniła mostu na szosie; na lewo, na wzniesionym brzegu rzeki stanęło 28 dział na pozycyi; trzy słabe pułki 24-tej dywizyi pieszej, Wileński, Brzeski i Białostocki, stały jeszcze więcej na lewo, w górę rzeki, przyczem ostatni osłaniał przeprawę na drodze Seroczyńskiej. Po nadejściu Rosena 1-sza brygada 3-ciej dywizyi grenadyerów, 2 szwadr. huzarów i 4 szwadr. strzelców konnych utworzyły drugą linię, a 6-ty pułk strzelców zajął Siedlce, – razem około 11 tys. ludzi. Parki, zbyteczne działa (25) chorzy i szpitale wysłani zostali drogą Brzeską z rozkazem wysadzenia parków w powietrze w razie zajęcia Siedlec przez nieprzyjaciela. Straży przedniej Feziego dano rozkaz przyśpieszenia marszu, o ile można. Ledwie rozporządzenia te wykonano, kiedy ukazał się Siewers, silnie party przez Prądzyńskiego. Dla poparcia jazdy naszej wysłano 2 działa konne, dla ubezpieczenia zaś odwrotu straży przedniej Feziego, który się dotąd jeszcze nie ukazywał, Rosen kazał batalionowi 14-go pułku strzelców z 2 działami zająć wieś Iganie, Siewersowi zaś, opierając się na ten punkt, powstrzymywać pochód Prądzyńskiego. Siewers stanął między Iganiami a pagórkiem, zajętym przez wiatrak. Prądzyński nie mając pojęcia o stanowisku Rosyan i obawiając się o swoje tyły i skrzydła, pozostawił trzy bataliony 4-go pułku z dwoma działami i jednym szwadronem pod Gołąbkiem, na połowie drogi do Domanic, jeden zaś batalion ze szwadronem wysunął na prawo ku Muchawcowi dla strzeżenia brodu, którego obawiał się, aby nie zostać otoczonym. Osłabiwszy niepotrzebnie w ten sposób przed samą bitwą siły swoje (do czego sam się przyznaje), Prądzyński stanął pod Zelkowem z 9-ma batal., 4-ma szwadronami i 14 działami, – ogółem z 7.000 około ludzi. Zatrzymawszy wojska swoje w zaroślach, uszykował je i dał im wypoczynek, sam zaś z Kickim i innymi wyjechał naprzód na rekonesans. Po pewnych wahaniach, przyczem Kicki radził odwrót, Prądzyński, zauważywszy przed frontem Rosyan długi szereg cofających się furgonów, dział i oddziałów wojska, zdecydował się nakoniec przypuścić atak.

Pozostawiony z tyłu 4-ty pułk piechoty otrzymał rozkaz przyłączenia się do oddziału i stania w odwodzie. Obawiając się, żeby lewe jego skrzydło nie zostało otoczone przez liczną jazdę ruską, i pragnąc wysunięciem swego prawego skrzydła odciąć jej jedyną drogę odwrotu przez groblę, Prądzyński postanowił atakować prawem skrzydłem, a lewe trzymać nieco w tył cofniętem; przysunął więc je do niewielkiego pagórka, wznoszącego się z zarośli, piechotę uszykował w czworoboki z odstępami, na pagórek zaś zatoczył cztery działa piesze. Bem z 10 działami konnemi pod osłoną jazdy Kickiego wysunął się naprzód i o 3-ciej po południu rozpoczął się ruch zaczepny i kanonada. Stojący w środku 5-ty pułk piechoty szedł w czworobokach z odstępami, 8-my zaś pułk, stanowiący prawe skrzydło, w kolumnach batalionowych z tyralierami na przedzie, kierując się wprost na Iganie; 4-ty pułk za nadejściem miał stanowić rezerwę prawego skrzydła. Nie zważając na silny skrzydłowy ogień artylerii ruskiej z przeciwległego brzegu Muchawca, Polacy mężnie doszli do Igań, zdobyli część domów w ich części wschodniej i dwa działa ugrzęzłe w błocie. Kilka szarż Elizawetgradzkiego pułku huzarów odparło ułanów polskich i wstrzymało polskie czworoboki lewego skrzydła, ale ponieważ oddział Feziego nie ukazywał się jeszcze, a koniecznością było utrzymanie się przy grobli, to pozostałe trzy bataliony 13-go i 14-go pułku strzelców odebrały rozkaz przejścia rzeczki po moście i odebrania Igań nieprzyjacielowi. Odważni strzelcy („lwy warneńskie”) dumni ze swej świetnej sławy, zdobytej przez nich w niedawno ukończonej wojnie tureckiej, przeszli wązkim frontem przez ciasną groblę, zwrócili się na lewo i z bronią w ręku rzucili się na Iganie; wtargnąwszy do wsi, uderzyli dzielnie na 8-my pułk polski, wyparli go w nieładzie z płonącej wioski i odebrali dwa zabrane działa; ale zamiast poprzestać na obronie, uniesieni szałem ataku, rzucili się w pogoń za nieprzyjacielem i do tego w takiej samej głębokiej marszowej kolumnie, jaką przechodzili przez groblę. Jednakże prawe skrzydło Polaków znalazło się w zupełnym nieładzie, Bem zaś oświadczył, że wystrzelał ładunki swoje. Prądzyński ocenił wysoko stan rzeczy i postanowił skorzystać natychmiast z błędu zapamiętałych śmiałków. Kickiemu więc rozkazał cofnąć skrzydło prawe w możliwym porządku, sam zaś pośpieszył na lewe, z czworoboków przestawił je w kolumny batalionowe, a stanąwszy na ich czele, powiódł je naprzód przeciw prawemu naszemu skrzydłu. Tymczasem będące na czele straży przedniej Feziego pułki Wołyński i Miński (razem w liczbie około 1.000 ludzi) nadeszły do Igań i otrzymały rozkaz zajęcia wzgórz na prawo od niej; jazda Siewersa zaczęła się cofać, ażeby zdążyć przejść jeszcze przez wązką drogę. W tej właśnie chwili natarł Prądzyński. Romarino z 1-szym pułkiem piechoty miał zająć uparcie broniony folwark na zachodnim krańcu Igań; Prądzyński zaś szybkiem biegiem przeprowadził przez wieś 5-ty pułk piechoty wprost ku grobli. Strzelcy 13-go i 14-go pułku, spostrzegłszy grożące im niebezpieczeństwo, wstrzymali pościg i zawrócili nazad; ale Prądzyński zdążył ich wyprzedzić i zajął groblę. Tu tedy rozpoczęła się zawzięta i krwawa walka na bagnety i kolby; karabinowy i działowy ogień ustał całkowicie. Waleczni strzelcy, jakkolwiek z wielkimi stratami, przebili się jednakże, przyczem dowódca 13-go pułku pułkownik Bezsonow padł pod bagnetami polskimi. Fezi z pułkami Wołyńskim i Mińskim również przebić się próbował, co wszakże udało się tylko niewielkiej części, – reszta albo rozproszoną została, albo wziętą do niewoli. Z innych pułków straży przedniej, – Żytomierski i Podolski zdążyły przejść przez most jeszcze z jazdą Siewersa, 47-my zaś i 48-my strzelców, oraz Litewski ułanów, nadszedłszy później i znalazłszy groblę w rękach nieprzyjaciela, zwróciły na lewo i przeprawiły się przez Muchawiec częścią przez most pod Chodowem, częścią przez bród. Polacy zdobyli na nas sztandar (pułku Wołyńskiego) i jedno działo, pod którem oś się złamała. Usiłowanie zdobycia mostu przez nieprzyjaciela odpartem zostało, a bitwa skończyła się o 7-mej wieczorem. Całkowite straty nasze wynosiły przeszło 3.000 ludzi; straty Polaków były mniejsze, nie wzięto bowiem jeńców. Dopiero późnym wieczorem zjawił się od strony Suchej Stryjeński z brygadą jazdy, a nazajutrz rano 10-go kwietnia i sam Skrzynecki. To opóźnienie wynikło stąd, że Skrzynecki, wyjechawszy z Latowicza nie w nocy, ale dopiero rano 10-go kwietnia, przybył do korpusu Łubieńskiego czekającego na niego z bronią u nogi; nie wychodząc z karety, zaczął uskarżać się na znużenie i natychmiast udał się do sąsiedniej z tyłu wioski, gdzie zjadł śniadanie i spać się położył. Huk wystrzałów pod Iganiami dobrze słychać było u Łubieńskiego, który nakoniec posłał dać znać o tem Skrzyneckiemu. I dopiero wtedy naczelny wódz się ukazał i polecił most naprawiać; jazda wszakże nie była jeszcze zebrana u brodu Suchej, następnie dopiero Skrzynecki kazał Stryjeńskiemu śpiesznie ruszyć tamże, lecz żadnej nie dał mu istrukcyi, więc Stryjeński, przeprawiwszy się przez bród i spotkawszy jazdę ruską, nie wiedział co ma robić, i posłał po rozkazy. Na tej bezczynności i czas upłynął.

Tymczasem wojska ruskie zajęły pozycyę za Muchawcem i gotowe były do odparcia ataku. Skrzynecki nie śmiał zmęczonem wojskiem atakować Siedlec wieczorem, a nazajutrz zrana mógł nadejść feldmarszałek. Tym sposobem nie udało się Polakom odcięcie straży przedniej Feziego i cały plan, tak zręcznie obmyślany, nie przyniósł im dotykalnych korzyści. Skrzynecki nazajutrz rano odprowadził wojska do Kałuszyna, a następnie do Cegłowa, poczem znowu część ich wysłał ku Kostrzyniowi, dokąd 12-go kwietnia nadciągnęła i ruska straż przednia. Chrzanowski i Skarzyński cofnęli się z Róży ku Kuflewowi. Po tych operacyach zjawiła się w armii polskiej cholera, która wszakże tak straszliwych nie sprawiała spustoszeń, jak w armii naszej.

Zwracając do oceny bitwy pod Iganiami, zaprzeczyć nie można, że Prądzyński, pomimo wahań początkowych, działał następnie z wielką śmiałością i zręcznością; odgadł on przebieg bitwy z przenikliwością niepospolitą, a ze wszystkich sprzyjających Polakom okoliczności umiał skorzystać szybko i energicznie, zmieniając pierwotnie ułożony plan ataku stosownie do przebiegu walki. Jeżeli bitwa ta nie wydała rezultatów widocznych i jeśli pod względem strategicznym nie miała żadnego znaczenia, to odpowiedzialność za to spada na Skrzyneckiego, którego działalność w tym dniu stoi niżej wszelkiej krytyki. Przy badaniu operacyi wojsk naszych nasuwa się pytanie, dlaczego Gejsmar, a następnie Rosen nie zajęli wsi Iganie i przyległych jej wzgórzy dostateczną ilością wojska, dlaczego straż przednia Feziego nie była zwrócona przeciw lewemu skrzydłu nieprzyjacielskiemu i czemu wreszcie część tylko oddziału brała udział w boju, kiedy reszta pozostawała bezczynną w rezerwie? Gorący Gejsmar zamierzał działać bardziej stanowczo, ale bar. Rosen sprzeciwił się temu z powodów następujących:
a) Wiadomem było, że pod dowództwem Prądzyńskiego walczyła część wojska tylko, siły zaś główne nadejść ze Skrzyneckim miały. W podobnych warunkach działać zaczepnie z siłami słabszemi, mając w tyle wązkie przejście, byłoby nierozsądkiem;
b) Całe zadanie bitwy pod Iganiami należało w zabezpieczeniu drogi odwrotu dla straży przedniej Feziego; głównym zaś celem działań Rosena była bierna obrona pozycyi nad rz. Muchawcem przeciw armii nieprzyjacielskiej w celu utrzymania Siedlec, dokąd dążył feldmarszałek z głównemi siłami; zadania te spełnione też zostały przy pomocy przedsięwziętych środków;
c) Polacy mogli dnia następnego wznowić swoje usiłowania przy użyciu całych sił swoich, Rosen zaś miał tylko w odwodzie brygadę grenadyerów z częścią jazdy, których nie mógł ryzykować dla podrzędnych celów.

Dybicz w dniu bitwy pod Iganiami 10-go kwietnia z głównemi siłami przybył do Łukowa. Huk wystrzałów działowych dręczył go niewypowiedzianie, grożąc możliwością utraty Siedlec, mających tak ważne dla armii ruskiej znaczenie. W każdym razie miał on zamiar atakowania Polaków, choćby nawet zajęli Siedlce, i odebrania napowrót miasta. Dnia 11-go kwietnia o godzinie 4-tej z północy armia nasza wyruszyła z Łukowa, za strażą przednią szedł cały korpus 1-szy, następnie grenadyerzy, a dalej jeszcze oddział gwardyi z bojową rezerwą artyleryi. Hr. Witt z jazdą rezerwową zamykał pochód i miał wyprzedzić w marszu artyleryę rezerwową. Nie dochodząc do Siedlec, Dybicz zatrzymał armię na wysokości Wiśniewa dla wypoczynku i wywiedzenia się o stanie rzeczy. Ku wielkiej radości swojej otrzymał wiadomość, że Siedlce są w ręku Rosena, a nieprzyjaciel cofa się na wszystkich punktach, – wysłał więc za nim natychmiast z sił głównych ks. Gorczakowa po drodze Seroczyńskiej na Skórzec, a z korpusu Rosena Gejsmara po szosie; Polacy wszakże, cofając się za Kostrzyń, poniszczyli za sobą wszystkie mosty, ściganie więc ich wstrzymanem zostało. Uspokojony pod względem ogólnego położenia sprawy Dybicz zatrzymał się na noc w Białce, o 4 wiorsty od Siedlec, a do miasta wszedł dopiero zrana 12-go kwietnia.

Tymczasem ruch armii od Łukowa ku Siedlcom oddalił ją ostatecznie od Wisły, – feldmarszałek więc wydał nakoniec (w Łukowie) rozkaz gener. Gerstenzwejgowi zniszczenia mostu i zatopienia statków przygotowywanych przy ujściu Wieprza, z wojskiem zaś cofnięcia się do Kocka. Hr. Timana ze strzelcami konnymi posłano z Zelechowa do Łukowa, przyczem miał on osłaniać ruch Gerstenzwejga.

Tak spełzła na niczem operacya obmyślona przez feldmarszałka. Główniejszymi powodami niepowodzenia przedsięwzięcia było:
a) pozostawienie korpusu Rosena przed Pragą,
i b) przedwczesne wznowienie działań.

Rosen był zbyt słaby, nie mógł powstrzymać naporu armii nieprzyjacielskiej, a więc ani osłaniać tyłów sił głównych, ani obronić Siedlec, – tymczasem oddzielenie jego, osłabiając armię, narażało korpus ten na niebezpieczeństwo pojedynczej porażki, co i zdarzyło się w rzeczy samej. Zapewne, gdyby bar. Rosen, jak przypuszczał Dybicz, cofnął się 30 marca do Mińska i Kałuszyna, a przednią straż swoją wysłał do Dębego Wielkiego i skupił swe siły, to położenie jego byłoby daleko mniej niebezpiecznem, niż na obranem przez niego stanowisku, – tem niemniej wszelako nie pozostawałoby mu prawdopodobnie nic innego, jak odwrót ku Siedlcom. Miasto odległe jest na trzy przemarsze od Pragi, Polacy więc, bez wszelkiej obawy o tyły swoje i skrzydła, mogli je opanować, bo ani główne siły armii naszej, rozrzucone między Tyrzynem, Puławami i Kockiem, ani korpus gwardyi, zajmujący obszar między Bugiem a Narwią, nie mogłyby przeszkodzić w tem Skrzyneckiemu, gdyby działał bardziej stanowczo. Feldmarszałek przypuszczał, że Rosen, cofając się na Siedlce, spotkałby tam znaczne posiłki, przy pomocy których mógłby utrzymać miasto; tymczasem posiłki te się spóźniły, a następnie wszystkie szanse walki były po stronie Polaków, posiadających daleko znaczniejsze siły. Tak niekorzystne strategiczne warunki urządzenia przeprawy były w części naturalnem następstwem ograniczenia Dybicza co do użycia korpusu gwardyi. Zbyt wczesne wznowienie działań wojennych podczas wiosennej odwilży posłużyło również na korzyść Polaków. Niezmiernie zły stan dróg opóźnił wszystkie dalsze działania nasze, utrudnił ruch pociągów i transportów, które nie zdołały w porę dostawić armii niezbędnych zapasów. Sam rozstrój 6-go korpusu mógłby być mniejszym, gdyby artylerya i pociągi jego nie grzęzły w błocie, wywołując konieczność upartego trzymania się przy Dębem Wielkiem, zamiast cofania się swobodnego z mniejszemi stosunkowo stratami na Mińsk, Kałuszyn i dalej. Wznowienie działań wojennych o dwa tygodnie później bardzo znaczne przedstawiało korzyści. Na 13-go kwietnia stanęły w Siedlcach trzy pułki 2-giej dywizyi huzarów, brygada 1-szej dywizyi ułanów, 6 batalionów grenadyerów, dwie brygady 7-mej dywizyi pieszej, a zbliżała się i pozostała jej trzecia brygada; łącznie tedy ze znajdującym się tam 6-tym pułkiem strzelców i Tatarskim ułanów wojsko to utworzyłoby korpus złożony z 20 batal., 34 szwadr. i przeszło 50 dział, czyli z 20.000 blizko bagnetów i szabel. Około połowy kwietnia i transporty idące do Kocka nadchodzić tam zaczęły.

Co do strony nieprzyjacielskiej, to bezczynności Polaków tłomaczy się osobistemi właściwościami naczelnego ich wodza. Skrzynecki, szybko z dowódcy pułku wyszedłszy na generała dywizyi, nagle ujrzał się następnie na czele armii; nie posiadając wrodzonych zdolności strategicznych, nie miał również żadnego doświadczenia w dowodzeniu wielkimi masami wojska, – otrzymawszy więc dowództwo armii, nie wiedział, jak sobie z nią począć. Jeśli i był w stanie oceniać i przyjmować w gabinecie rady i plany Prądzyńskiego, to wykonanie ich przechodziło już siły jego: komplikacye kierownictwa działaniami armii i konieczność stosowania się do szybko zmieniających się warunków akcyi, które podczas wojny wypada przewidzieć nieraz, splątały go zaraz z początku. Łatwość nawet odniesionego pierwszego powodzenia mogła się przyczynić do tego. Zabrawszy się do sprawy zupełnie dla siebie nowej, a której ważność pojmował oczywiście, Skrzynecki wszystkie zdolności swoje wytężył na początek przedsięwzięcia, ale następnie nie był już w stanie objąć całej rozmaitości wynikających niezbędnie następstw, aby bezzwłocznie stosować do nich dalsze działania swoje. Stąd pochodziła niesłychana jego chwiejność.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia XIX wieku”