Pamiętniki, relacje z epoki

Od wybuchu rewolucji francuskiej (1789) do roku 1900.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43400
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3970 times
Been thanked: 2528 times
Kontakt:

Pamiętniki, relacje z epoki

Post autor: Raleen »

J. Jaszowski, Pamiętnik dowódcy rakietników konnych, wyd. PAX, Warszawa 1968

Pierwszy odcinek - z życia Wielkiej Armii..

s. 83: „Pierwszej nocy po przejściu Berezyny biwakowaliśmy obok starej gwardii francuskiej, która piekąc podpłomyki w ogniu na śniegu rozłożonym – bo w tym dniu intendentura trochę jej mąki była wydała – przeklinała cesarza na czym świat stoi, a nazajutrz gdy do niej przybył wydawała okrzyki „Vive l’empereur!”, zapomniawszy o przeszłej nocy; tak potężny miał cesarz urok i wpływ na ludzi.”

s. 112: „Gdy cesarz kazał sobie oficerów do niewoli pod Dreznem zabranych tamże sobie przedstawić i przed sobą po jednemu przeciągać, nadszedł z kolei hrabia Ledóchowski Ignacy, który był rotmistrzem w pułku huzarów austriackich, pąsowe spodnie, a seledynowy dołman mających; że to był nadzwyczaj piękny mężczyzna, wpadł cesarzowi w oko, który go zapytał, jak się nazywa, a otrzymawszy odpowiedź zagabnął go znowu: „I ty, będąc Polakiem, przeciw mnie służyłeś?” – „Tak jest, najjaśniejszy panie” – Cesarz, urażony cokolwiek butną może odpowiedzią, uderzył go szpicrózgą po plecach i na tym się zakończyło.”
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43400
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3970 times
Been thanked: 2528 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

J. Jaszowski, Pamiętnik dowódcy rakietników konnych, wyd. PAX, Warszawa 1968

s. 166: „Wtem już nad wieczorem postrzegam piechotę moskiewską w szyku bojowym rozciągnioną, ku nam krokiem szturmowym dążącą – była to gwardia moskiewska piesza z działami pozycyjnymi (12-funtowymi) – i bez rozkazu – bo któż go miał dać – puszczam się galopem naprzód z baterią dla powstrzymania nieprzyjaciela, który miał prostą drogę na Pragę, i na 300 kroków rozpoczynam ogień kartaczowy; nieprzyjacielska linia się zatrzymała, lecz także kartaczami mi odpowiedziano. Po niejakim czasie, widząc przewagę moskiewską – gdyż óśm dział 3-funtowych konnych walczyło, przeciw dwunastu działom 12-funtowym pieszym, wszelka więc korzyść była po stronie wroga, bo nie tylko że miał dział więcej i daleko większego kalibru, ale nierównie mniejszą powierzchnię, mając kanonierów pieszych, do trafienia przedstawiał – zacząłem się wolno z ogniem cofać półbateriami i tyle mi się udało, że nieprzyjaciel, widząc jedną konną baterię bez żadnej osłony wolno się cofającą, domyśliwał się jakiej zasadzki, a której wcale nie było, i swego zamiaru zaniechał.

Dziwić się wszakże trzeba, że bateria, będąc wystawioną na strzały kartaczowe ciężkiej baterii, w której każda puszka kartaczowa 3-4 razy więcej kartaczy w sobie mieściła niż nasze, żadnej zgoła szkody ani w ludziach, ani w koniach nie poniosła. Tego zjawiska dwie przyczyny naznaczyć można: pierwsza, że działa nasze stawały za pagórkami piaszczystymi, których tam pełno było, i poniekąd się nimi zasłaniały; druga ważniejsza była zapewne, że działa moskiewskie były nadzwyczaj wysoko wycelowane i kartacze ich ponad nami przechodziły; albowiem działając wobec nieprzyjaciela, działa się zwykle wprzódy nabijają, nim przyjdzie do działania; żeby zaś działo zaprzodkowane można nabić; trzeba kanał tyle podnieść, żeby miał kierunek poziomy, raz że kanonier inaczej by go wytrzeć i naboju stemplem wsunąć nie mógł, po wtóre żeby nabój w gonitwach przez podskakiwanie kół po zagonach z miejsca swego ciężarem własnym się nie usunął, do czego samo przytrzymywanie go przetyczką nie byłoby dostateczne. Po odprzodkowaniu więc dział należało ich wyloty dużo opuścić, czego Moskale nie zrobili, żałując albo czasu drogiego wśród ognia, albo też mniemając, że kartacze rozpierzchając się i bez tego opuszczenia wylotu skutkować będą, w czym się pomylili; wszakże strzelając do zająca, gdy się weźmie za wysoko lub za nisko, ani jedno ziarnko śrutu go nie trafi.”

s. 171: „24-go [kwietnia 1831 r. – przyp. mój] wyprawa z jenerałem Tomickim do Chodowa dla rozpoznania nieprzyjaciela; płynie tam rzeka Liwiec, mająca po obu stronach szerokie trzęsawiska, przez które usypana trytew długa jest prawie na strzał armatni. Za tą rzeką rozłożył się nieprzyjaciel, zasłaniając się czym mógł, nie mogliśmy sobie więc nic zrobić, ale wyszedłszy na dach jednego domu, widzieliśmy przez perspektywy, których było kilka, że Kozacy w wielkiej liczbie na lewym swym skrzydle, popętawszy konie, szeroko je na pastwiskach rozpuścili, oddając się sami błogiemu spoczynkowi; a że byli zasłonieni zaroślami i od nas oddaleni, byli aż nadto pewni, że im nic ich wczasu nie przerwie. Wzięła więc nas chęć ich spłoszyć; wycelowawszy tedy dwa działa w wysokim podniesieniu, puściliśmy kulę i granat, które między nich wpadłszy niepospolitej trwogi stały się powodem. Widzieliśmy, jak ta hałastra zerwała się żywo na nogi, jak gdyby płynem elektrycznym rażona, jak za końmi latała, szukając każdy swego, a dopadłszy go umykała co tchu w nogi; widok ten nas bawił dosyć długo, nim wszystko zniknęło. Ale nie dosyć na tym, ponieważ Moskale słysząć wystrzały działowe z przodu i z boku (bo grunt nasz pękł między Kozakami), mniemali, żeśmy się przez rzekę przeprawiwszy częścią naszego wojska ich oskrzydliliśmy, i atak rozpoczęli; wystąpili więc pod broń w całym komplecie, a my wygodnie ich siły ocenić mogliśmy, co właśnie było naszym głównym zamiarem. Tak często mała bagatela w wojnie nieprzewidziana ważne prowadzi za sobą skutki.”
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia XIX wieku”