http://strategie.net.pl/viewtopic.php?f=64&t=16463
A wie ktoś może jakie był straty rosyjskie?Raleen pisze:Jedna z najwspanialszych potyczek jazdy polskiej w powstaniu listopadowym i w ogóle w całej jej historii miała miejsce pod Domanicami 10 kwietnia 1831 r. ledwo parę godzin przed bitwą pod Iganiami. W roli głównej wystąpił 2 pułk ułanów i pluton artylerii z 4 baterii lekkokonnej mjr. Bema. Potyczka jest ciekawa ze względów taktycznych. Nie bez znaczenia dla końcowego wyniku walki był śmiały fortel zastosowany przez gen. Kickiego. Co do samego przebiegu walki, ponoć relacje pamiętnikarskie przedstawiają go bardzo różnie. Niżej najbardziej znany opis z pamiętników gen. Prądzyńskiego.
Ignacy Prądzyński, Pamiętniki generała Prądzyńskiego (oprac. B. Gembarzewski), t. II, Kraków 1909, s. 110-112:
Kicki dochodząc do Domanic, na wniosek Pogonowskiego, oficera z kwatermistrzostwa, który w tem zdarzeniu złożył znakomity dowód przytomności i oka militarnego, wysłał działa Ekielskiego na wzgórek, będący po prawej stronie drogi, 2-gi zaś pułk ułanów został rozwinięty, jeden jego dywizjon pod szefem sztabu Borowym stanął poza działami i pagórkiem, był zupełnie zakryty przed nieprzyjacielem. Mycielski zaś z drugim dywizjonem posuwał się stępo po lewej stronie drogi. Pierwsze strzały Ekielskiego sprawiły widoczne wrażenie na Rosyanach. Domanice jest to wieś wielka, porządnie zabudowana, każdy chłop miał swoje podwórze; przez wieś szła ulica szeroka, a z obu stron przypierały do wsi bagna, które nie dozwalały objechać jej, ale koniecznie przez ulicę wsi cofać się nieprzyjacielowi wypadało. Pierwsze tedy strzały Ekielskiego sprawiły zamieszanie w kolumnie rosyjskiej i zdaje się, że Siewers sam się wahał czy zatrzymać dalszy odwrót dla pozbycia się nasamprzód natarczywego napastnika. A tu nie było dla niego ani chwili do stracenia, bo już Mycielski ze swoim dywizjonem uderzał w sam jego środek. W tej samej chwili kilka szwadronów, formujących lewe skrzydło nieprzyjacielskie pod pułkownikiem Wołodimirowem, ruszyło wprost na działa Ekielskiego w chęci opanowania ich, myśląc może, że były bez zabezpieczenia. Ekielski przyjmuje tę szarżę (à bout portant) strzałami kartaczowymi, a Borowy, nie tracąc ani chwili objeżdża górkę i uderza w uderzających Rosjan. Nastąpiło tedy powszechne zmieszanie się, w którym znajdował się cały 2-gi pułk ułanów, ale do którego nie należała ta cała kolumna rosyjska, która ulicę wsi zajmowała. Chwila była nader drażliwa, bo lubo wprawdzie Polacy widocznie brali górę i Rosyanie z boju umykać zaczynali, przecież liczba ich była nazbyt przemagająca; ci wszyscy, co wieś napełniali, mogli się upamiętać i przybyć swoim w pomoc, zgoła każda chwila, lada wypadek mógł im dać zwycięstwo, ile że cały 2-gi pułk był rozstrzelany naturalnym skutkiem uderzenia konnicy, dokonanego z gruntu. Natenczas Kicki, widząc koło siebie liczne grono adiutantów, sztabowców, ochotników, rzecze do nich, dobywając pałasza: „Na nas teraz kolej!” i rusza naprzód wielkim pędem prosto do wsi, przez którę pędząc on sam i wszyscy jego towarzysze, wołają na Rosyan: „Z koni, z koni!” Rosyanie potracili głowy przed tą natarczywością, przed takim zuchwalstwem. Ustępują Kickiemu z drogi i chronią się na owe podwórka chłopskie, gdzie wykonują polskie polecenia i z konia zsiadają. Kicki przepędziwszy przez całą wieś, zatrzymał się po tamtej stronie za pagórkiem, spostrzegł Siewersa, cofającego się spiesznie w las ku Siedlcom, wysłał za nim około 20 flankierów z 2-go pułku, co się byli do jego orszaku przyłączyli, polecając im ażeby szli za nieprzyjacielem stępo, dopóki cały pułk nie przybędzie im na wsparcie. Wtem Kicki słyszy z tyłu powstające nowe krzyki; niespokojny co to być może, pospiesza naprzód. Rosyanie we wsi już spieszeni i bez broni przyjmują go na klęczkach, ale nie od nich powstał ten krzyk. Po tej stronie wsi Mycielski zreformował swoich ułanów, którzy uradowani zachowaniem się swego nowego pułkownika w tej pierwszej potrzebie witali go radosnymi okrzykami, powinszował mu także nadjeżdżający Kicki, powinszował obudwom jak najserdeczniej Prądzyński, który w tejże chwili z piechotą nadciągnął. Kilkudziesięciu ubitych Rosyan leżało na placu, około 300 wziętych z końmi ciągnęło wzdłuż naszej kolumny piechoty i podwajało, jeżeli to być mogło, swoim widokiem, jej zapał, chęć do boju i sławy. A całe to zwycięstwo okupione było stratą dwóch poległych ułanów i dwóch rannych. Ta potyczka, w której 2-gi pułk ułanów miał przeciwko sobie w trójnasób przemagającą siłę, a zato w pomocy dwa tylko działa, policzoną być powinna do najświetniejszych czynów, jakimi pojedynczy pułk jazdy odznaczyć się może (przypis: Smitt zaledwo, że wspomniał o tej potyczce, jednej ze znakomitych w tej wojnie dla oręża polskiego).
W tej potyczce widziano Litwina, który z szeregów rosyjskich przeszedł do polskich i zająwszy zaraz miejsce wspólnie z nimi w rosyjskim jeszcze mundurze resztę dnia tego walczył. Ten i tym podobne przykłady, których niemało się przytrafiało, dowodziły poddostatkiem, jakąby to korzyść powstanie polskie było mieć mogło z korpusu Litewskiego, gdyby się do tego było wziąść umiało.
Oczywiście chodzi mi o straty wg rosyjskiego raportu, bo w te wg polskich źródeł to nie wierzę, w walkach kawaleryjskich nie zdarzały się raczej takie dysproporcje jak to przedstawił Strzeżek na podstawie polskich relacji.