Warriors of God (MMP)

Planszowe gry historyczne (wojenne, strategiczne, ekonomiczne, symulacje konfliktów) dotyczące starożytności i średniowiecza.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

To znaczy co do "Britanni" nie jest tak bym jej nie lubił, ma swoją specyfikę i ta jej prostota jest jej zaletą. Recenzowałem ją zresztą kiedyś i zdania nie zmieniłem. Tyle, że jednak myślałem, że tutaj jest coś więcej, może nie wiele więcej, ale trochę smaczków. Ostatecznie przekonam się chyba dopiero jak zobaczę zasady. Ciekawe, że firma nie puszcza ich w sieci, tak że dobrze, że mamy Wilka na forum ;) . Zawsze to coś nowego i w ciekawych klimatach więc tym bardziej warto spróbować.

Co do przenoszenia zasad o wojnie stuletniej do wcześniejszych czasów - zależy. Jeśli to jakieś szczegóły dotyczące walki, rzeczywiście trochę dziwne.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Wilk
Alférez de Navío
Posty: 541
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 23:28
Lokalizacja: Warszawa
Been thanked: 2 times

Post autor: Wilk »

To, że MMP nie puszcza zasad do sieci to akurat standard utrzymywany przy większości ich gier (jedyny wyjątek, jaki mi teraz przychodzi do głowy to "Fire in the Sky", ale pewnie znalazłoby się więcej). Politykę taką uważam notabene za kretyńską, a argumentację za kuriozalną (na podstawie lektury różnych dyskusji tudzież połajanek na ten temat w skrócie chodzi o to, żeby sobie ktoś przypadkiem nie zrobił samoróbki - już lecę smażyć "The Devil's Cauldron" domowej roboty :> - czy też nie daj Bóg, żeby ktoś niemający gry pograł przez Vassala - to drugie to akurat naiwność). Ciekawe, że podobnych zastrzeżeń na ogół nie ma konkurencja. Ja bardzo lubię gry MMP i poza GMT to chyba mój ulubiony wydawca, ale charakteryzują się oni kilkoma rzeczami jakby zupełnie z innej planety. Tu się zatrzymam, bo reguły w sieci to ogólnie jest temat cyklicznie nawracający. :)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Zapoznałem się z regułami. Już na wstępie mogę powiedzieć, że zdziwiło mnie trochę, że każda ze stron może posiadać maksymalnie do 2 żetonów rycerzy (plus Burgundczycy), podobnie z łucznikami. Czytałem co prawda, że ci rycerze to elita, ale jednak... Z tego co zauważyłem zabójcze muszą być też odwroty, skoro na koniec zadaje się straty zanim przeciwnik zdąży sfinalizować odwrót. Nie ma przy tym znaczenia przy pościgu np. ile która strona ma jazdy, jeśli ktoś ma samą piechotę, a najlepiej samych łuczników, może całkowicie zniszczyć przeciwnika usiłującego wykonać odwrót. Inna ciekawa sprawa: jak wypada w praktyce wycofywanie się na pola zajęte przez przeciwnika? Wydaje mi się, że to mocno ogranicza możliwości odwrotu.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Wilk
Alférez de Navío
Posty: 541
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 23:28
Lokalizacja: Warszawa
Been thanked: 2 times

Post autor: Wilk »

Z rycerzami cóż, autor wyszedł z założenia zapewne, że właśnie to elita. Jeśli chodzi o łuczników (niewykluczone, że grało to też rolę przy rycerzach) to wydaje mi się, że to kwestia balansu, bo oni są naprawdę bardzo dobrzy, a Francuz na ogół ma do nich ograniczony, by nie rzec prawie zerowy, dostęp. Odwroty, wbrew pozorom, często nie są aż tak zabójcze, jest ich w partii wręcz dość sporo. W moich grach ponadto sytuacja, że nie było gdzie wiać zdarzała się dość sporadycznie. Ogólnie im więcej gram tym mniej mam zastrzeżeń do zasad, jak poznałem reguły to też parę rzeczy mi się na początku nie podobało. :)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Po pierwszej rozgrywce muszę przyznać, że na pewno jestem oczarowany stroną estetyczna i klimatem jaki ona wprowadza w połączeniu z obecnością historycznych postaci.

Grając pierwszy raz ambitnie pokierowałem Francją. Początki były chyba niezbyt udane, bo trochę za łatwo mój przeciwnik zdobył Flandrię i dość szybko ustadowił się w Bretanii. Potem oczywiście rozpoczął marsz w kierunku najbogatszej prowincji południa czyli Akwitanii. A więc pewne obawy o to by nie powtórzyć klęski spowodowały, że na samym początku starałem się nie podstawiać Anglikom i raczej działałem na tyłach, usiłując opanować jakieś ziemie i wyprzeć wroga z Flandrii. Zająłem więc Szampanię, po czym Filip VI, który okazał się wyjątkowo żywotnym władcą, poszedł w kierunku Burgundii. Z czasem udało mi się wyprzeć przeciwnika z Flandrii i opanować Burgundię, jednak klęski pomniejszych wodzów francuskich w centrum przyniosły mi miejscami poważne straty w punktach. Nie udała mi się, chociaż były na to duże widoki, wyprawa Bertranda du Guesclin do Bretanii, który po nieudanym oblężeniu wzięty tam został do niewoli. Wykupienie go znów dało mi po kieszeni (utrata prowincji). Stopniowo zaczęło się pojawiać wielu wodzów, tymczasem u Anglików nastąpił jakby pomór, co wykorzystałem w jednym z etapów wiążąc siły Edwarda de Woodstock (Czarny Książę), który po śmierci Edwarda III przejął na krótko tron i podejmując akcję na innych obszarach. Udało mi się przejściowo wyprzeć przeciwnika z Flandrii, zacięte walki toczyły się też o Pikardię. W międzyczasie zmarł Filip VI i w tym samym czasie Jan Dobry, więc koronę przejął od razu Karol V, który szczęśliwie, pożył jeszcze jakiś czas, dzięki czemu mogłem przedsięwziąć skuteczne działania. Z kolei u Anglików, po niedługiej śmierci Czarnego Księcia koronę przejął Ryszard II. Ten ostatni ruszył w kierunku Burgundii, którą tymczasem objął sympatyzujący z Francuzami książę Filip Śmiały. Zmobilizowawszy siły Filip, wraz z jednym z książąt francuskich ruszył na Ryszarda i rozbił całą jego armię opodal w Burbonnais. Ryszardowi, ku mojemu pechowi, udało się ujść z pola bitwy i uniknąć tym samym niewoli. Można powiedzieć, że końcówka rozgrywki przebiegała tak, że udało mi się "odwinąć" i zająć tereny mniej więcej równoważne temu co posiadali Anglicy, ci zdobyli jednak do tego czasu tak dużą przewagę, że gra zakończyła się w 7 turze. Niestety pech sprawił, że nie udało mi się w tej ostatniej turze przejąć zbyt wielu opanowanych prowincji, z kolei wodzowie przeciwnika uciekli mi sprzed nosa, a wcześniej natraciłem tyle punktów, że Anglicy wypracowali sobie dużą przewagę. Warto wspomnieć jeszcze o tym, że pod koniec pojawił się w grze Karol VI Szalony, któremu udało się nawet opanować zdradziecko Normandię, opuszczoną tymczasowo przez Anglików. Z kolei na południu działał Karol Zły, który wichrzył w Gaskonii, ale pobity tam przez jednego z wodzów angielskich musiał się wycofać do swojego górskiego matecznika.

Generalnie, pod wieloma względami rozgrywka przebiegała bardzo historycznie. Początkowo niezbyt dobra sytuacja Francuzów, w środkowej fazie gry dalej się pogarszająca, dopiero z czasem odzyskują oni siły i wraz z pojawieniem się Karola V podejmują aktywniejsze działania, do których sygnałem jest śmierć Edwarda III. Potem następują czasy Edwarda de Woodstock i Ryszarda II, których niestety nie udało się Francuzom wykorzystać na tyle, by odzyskać więcej punktów zwycięstwa, choć byli na dobrej drodze do tego.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Anomander Rake
Général de Division
Posty: 3095
Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
Lokalizacja: Wawa i okolice
Been thanked: 3 times

Post autor: Anomander Rake »

Powiedziałbym, że kompletne odwrócenie mojej poprzedniej gry z Wilkiem. Wtedy Francja zajęła wszystko poza Akwitania i Gujenną (tzn. albo miała prowincję - większość, albo wodza w niej).
Najciekawsze było to, że przez trzy ostatnie etapy (tzn. gdzieś 4-6) w niewoli francuskiej znajdowało się regularnie po 6 wodzów angielskich, a Francuski król-idiota wygrał jakąś sporą bitwę (bez znaczenia dla gry, bo już w praktyce po przekręceniu licznika punktowego).
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Cóż, może szczęśliwe rzuty zrobiły swoje. Jeśli o mnie chodzi na pewno popełniłem błędy na początku, które potem mocno utrudniły mi życie. No i w paru przypadkach kości mi nie sprzyjały, ale nie narzekam na to, bo to niesportowe ;) . Pierwsze koty za płoty...
Anomander Rake pisze:Francuski król-idiota wygrał jakąś sporą bitwę (bez znaczenia dla gry, bo już w praktyce po przekręceniu licznika punktowego
Karol VI? To rzeczywiście szczęśliwy zbieg okoliczności.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Anomander Rake
Général de Division
Posty: 3095
Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
Lokalizacja: Wawa i okolice
Been thanked: 3 times

Post autor: Anomander Rake »

Cóż, może szczęśliwe rzuty zrobiły swoje.
Nie powiedziałbym.

Co do króla-idioty. Miał pełną armię z rycerzami, a przeciwnik był wyraźnie słabszy liczebnie.
Awatar użytkownika
Wilk
Alférez de Navío
Posty: 541
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 23:28
Lokalizacja: Warszawa
Been thanked: 2 times

Post autor: Wilk »

Ta partia z 6 angielskimi wodzami w La Conciergerie to była jakaś totalna masakra - popełniłem wtedy ewidentne błędy (zwłaszcza wystawienie się na desant do Anglii przy jednoczesnym związaniu sił na kontynencie) i przejawiałem zbyt dużo agresji generalnie, dufny w łuczników.
Natomiast wczoraj zwycięstwo nastąpiło w ciekawym momencie - Francuz mianowicie faktycznie sobie zaczynał coraz śmielej poczynać (był to już drugi taki moment, poprzednia kontrofensywa kilka etapów wcześniej zakończyła się kilkoma katastrofami na polach bitew głównie w środkowej Francji, a także pojmaniem w Bretanii du Guesclina - został odparty spod murów, po czym pechowo nie miał się gdzie wycofać. Co prawda został wykupiony, ale pobyt w pensjonacie Tower nadwątlił jego zdrowie i rychło zmarł). Dla mnie kluczową kwestią było wyparcie Francuzów z Burgundii, a z kolei Francuzi mieli chrapkę na Akwitanię, gdzie znajdował się nowy król, Henryk IV i ogólnie główne siły angielskie (Cały czas, mimo pewnych strat na północy byłem w stanie przerzucać wojska z wysp na południe przez Bretanię). W następnym etapie planowałem ruszyć na Burgundię, a z tego co wiem, Francuzi zamierzali także uderzyć na Akwitanię. WoG to nie jest gra, w której można jakoś strasznie gdybać (wiele zależy np. od ilości impulsów), ale mam wrażenie, że miałbym szanse wygrać to starcie. Oblężenie w Akwitanii chyba nie byłoby strasznym problemem, bo specjalnie wcześniej przybył tam szkocki wódz o wartości bojowej 2 (czyli w bitwie w polu dowodzi niewiele lepiej niż szalony Filip VI ;) ), ale za to odwagi miał 3, co czyni z niego świetnego specjalistę od oblężeń i obrony. Francuzi mieliby tam problem nawet mając bombardy (nie pamiętam czy mieli). Z kolei nie bardzo paliłem się do starcia w polu głównych sił Anglików i Francuzów gdzieś w neutralnym terenie między Burgundią i Akwitanią (armię miałem silną, łucznicy itd., ale po co się w sumie bez potrzeby narażać, zwłaszcza że u mnie dowodził król), dlatego planowałem obejść francuskie siły górskimi przełęczami Langwedocji (ścigać tam mógłby mnie tylko jeden wódz z trzech operujących w tamtym rejonie, a z tak słabą armią poradziłbym sobie bez kłopotu). Wyglądało to więc (ale cum grano salis, bo w tej grze naprawdę jest sporo przykrych niespodzianek), jakby sytuacja mi w sumie tam sprzyjała - Francja chciała de facto osłabić Burgundię dla mocno niepewnej wojny pozycyjnej w Akwitanii, a ponieważ na Burgundię ciągnął król z bombardami i sporą armią były szanse na wyparcie stamtąd Francuzów czy to w wyniku starcia w polu czy też oblężenia. W nieco gorszym wariancie niekoniecznie udałoby mi się dotrzeć aż do Burgundii, byłyby chyba szanse na rozproszenie i osłabienie sił francuskich próbujących zabiegać mi drogę. Tak to wyglądało ze strony sztabu angielskiego. ;)
Gdybym summa summarum wygrał to starcie na południu mogłoby to oznaczać ostateczny krach Francuzów, nawet gdyby udało im się na powrót opanować Flandrię (front północny chwilowo zszedł wtedy na dalszy plan). Natomiast gdybym je przegrał, to znalazłbym się mimo sporej przewagi w dużych opałach i musiałbym się mocno natrudzić, by powstrzymać Francuzów przed dalszym pochodem, a jednocześnie ożywić front "flandryjski" z niepewnymi rezultatami (nie miałem Normandii, a Pikardia wciąż przechodziła z rąk do rąk, więc miałbym kłopot z liniami zaopatrzenia - Bretania jest bardzo przydatna przy walkach na południu, ale w starciu o Flandrię wcale a wcale). :)
Ogólnie gra jest świetna, już któryś raz z rzędu gram w Agresorze i jeszcze nie odczuwam znużenia. :)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Ja mam pytanie jak oceniacie możliwości wykorzystania przez Francuzów Szkotów i/lub ewentualnie Walijczyków do działań dywersyjnych przeciwko Anglikom :?: Bo jak już się Anglik usadowi w tych prowincjach tzn. je opanuje, nie da się nic zrobić, żeby coś podziałać na wyspach.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

W związku z ostatnim pytaniem i w ramach budowania klimatu, fragment o bitwie pod Neville Cross (1346), z niedawno wydanej przez IW Erica powieści "Wagabunda" Bernarda Cornwella. Właśnie sobie czytam, łącząc to z grą (bo szykujemy z Wilkiem kolejną rozgrywkę), świetna sprawa :) .

Linia bojowa najeżona była pikami tworzącymi stalową ścianę, którą Szkoci przygotowali na powitanie Anglików. Wzdłuż niej przechadzali się teraz księża, poświęcając broń i wojowników. Żołnierze przyklękli, by przyjąć błogosławieństwo. Kilku lordów, w tym król, siedziało na koniach, by spoglądając ponad głowami swoich ludzi w kierunku południowym, móc obserwować pojawienie się ostatnich angielskich wojsk. Tak szczupłych liczebnie! Niewielka była to armia do pokonania. Po lewej stronie Szkotów znajdowało się Durham. Wieże miasta i jego wały obronne napełnione były po brzegi gawiedzią żądną widoku bitwy. Natomiast przed wojskami szkockimi znajdowała się ta skromniutka armia Anglików, którzy nie mieli dość zdrowego rozsądku, by wycofać się na południe, w kierunku Yorku. Zamiast tego gotowali się do walki na wzgórzu z wrogiem mającym wyraźną przewagę – zarówno co do zajmowanej pozycji, jak i liczebności wojsk.
- Jeżeli ich nienawidzicie – sir William zagrzewał do walki swoich ludzi na prawym skrzydle – niech się o tym dowiedzą!
Szkoci zaryczeli, demonstrując swoją nienawiść. Zaczęli uderzać mieczami i włóczniami o tarcze, wznosząc do nieba bojowe okrzyki. W centrum linii bojowej, w której pod chorągwiami z wizerunkiem krzyża czekał w pełnej gotowości schiltron króla, oddział doboszów zaczął uderzać w wielkie, wykonane z koźlej skóry bębny. Każdy bęben zrobiony był z dużego pierścienia, na który naciągnięte były dwie koźle skóry. Były one napięte za pomocą sznurów tak mocno, że upuszczony na nie żołądź odbijał się na wysokość ręki, która go rzuciła. Bębny, uderzane wierzbowymi witkami, wydawały ostry, prawie metaliczny dźwięk, który wypełniał niebo. Był to atak najprawdziwszego dźwięku.
- Jeżeli nienawidzicie Anglików, niech się o tym dowiedzą! – hrabia March krzyknął z lewego skrzydła, które znajdowało się najbliżej miasta. – Jeżeli nienawidzicie Anglików, niech się o tym dowiedzą! – ryk stał się głośniejszy, a uderzenia drzewców włóczni o tarcze mocniejsze, gdy odgłos szkockiej nienawiści dobywający się z dziewięciu tysięcy gardeł rozchodził się po całym wzgórzu przeciw trzykrotnie mniejszej armii, na tyle nierozważnej by stawić im czoła.
- Rozdepczemy ich jak łodygi jęczmienia! – obiecywał ksiądz. – Zalejemy ich pola cuchnącą krwią i wypełnimy piekło ich angielskimi duszami.
- Ich kobiety są wasze! – zawołał do swoich ludzi sir William. – Dziś wieczorem będziecie zabawiali się z ich żonami i córkami! – uśmiechnął się do siostrzeńca Robbiego. – Będziesz mógł sobie wybrać najładniejsze dziewczyny z Durham, Robbie.
- I z Londynu – dodał chłopak – jeszcze przed Bożym Narodzeniem.
- Tak, te także – obiecywał rycerz.
- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – krzyknął starszy kapelan króla – poślijcie ich wszystkich do diabła! Do piekła z każdym angielskim głupcem! Za każdą wysłaną dziś do piekła angielską duszę dostaniecie tysiąc tygodni mniej w czyśćcu!
- Jeżeli nienawidzicie Anglików! – krzyknął Robert Stewart, Wielki Steward Szkocji i następca tronu – niech się o tym dowiedzą!
Odgłos szkockiej nienawiści niczym grzmot wypełnił głęboką dolinę rzeki Wear, odbijając się szerokim echem od wzgórza, na którym stało Durham. Dźwięk ten ciągle narastał, oznajmiając całej północnej Anglii, że Szkoci przybyli na południe.
Dawid, król Szkotów, był rad z tego, że dotarł do miejsca, w którym przewrócił się krzyż z wygrawerowanym smokiem, w powietrzu unosił się dym z płonących chat, a Anglicy czekali na pewną śmierć. Był zadowolony, bo dzień ten miał przynieść chwałę świętemu Andrzejowi, wielkiej dynastii Bruce i całej Szkocji
(B. Cornwell, Wagabunda, IW Erica, Warszawa 2009, s. 76-77).
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Żeby było symetrycznie, tym razem będzie coś o drugiej stronie :) . Niezmiennie bitwa pod Neville Cross.

Szyderstwa Szkotów nasiliły się jeszcze bardziej, gdy nagle z samego środka angielskiego szyku wyjechał wysoki mężczyzna na wspaniałym rumaku. W czarną grzywę jego ogiera wpleciono purpurowe wstążki, a przez grzbiet przewieszono kropierz w takim samym kolorze, zdobiony wyhaftowanymi złotymi kluczami i tak długi, że ciągnął się za tylnimi kopytami zwierzęcia. Łeb konia chroniony był skórzanym naczółkiem, z którego wystawał srebrny, skręcony niczym u jednorożca róg. Jeździec miał na sobie wypolerowaną, lśniącą zbroję płytową, na którą nałożył pozbawiony rękawów purpurowo-złoty płaszcz. Te same barwy nosili jego giermek, mężczyzna trzymający sztandar oraz tuzin jadących za nim rycerzy. Przystojny jeździec nie miał przy sobie miecza, ale w zamian uzbrojony był w długiego morgensterna. Po szkockiej stronie z podwójną siłą zabrzmiały bębny, padały kolejne wyzwiska, a Anglicy wiwatowali, dopóki smukły jeździec uniesieniem dłoni nie nakazał ciszy.
- Zaraz jego eminencja wygłosi nam homilię – z ponurą miną oznajmił lord Outhwaite. – Jego eminencja z wielkim upodobaniem wsłuchuje się w... swój własny głos.
Niewątpliwie dostojnym jeźdźcem był arcybiskup Yorku. Gdy w angielskich szeregach zapanowała cisza, ponownie uniósł opancerzoną prawą rękę ponad hełm koloru śliwki i fantazyjnym gestem wykonał znak krzyża.
- Dominus vobiscum – rzekł donośnie. – Dominus vobiscum.
Przejechał wzdłuż szyku, powtarzając inwokację.
- Zabijecie dziś wroga Bożego! – tymi słowami kończył każdą kwestię, obiecując, że Najwyższy stanie po stronie Anglików. Musiał przekrzykiwać zgiełk, jaki robili Szkoci. – Bóg jest z wami, a wy wykonacie dziś Jego dzieło, czyniąc wiele kobiet wdowami, a dzieci – sierotami. Wypełnicie Szkocję wielką żałością, co będzie sprawiedliwą karą za ich grzech bezbożności. Bóg zastępów jest z wami; boska zemsta jest waszym zadaniem!
Rumak arcybiskupa stąpał paradnie, unosząc wysoko kolana przednich nóg i podrzucając łeb do góry i w dół, podczas gdy hierarcha dodawał otuchy flankom armii. Ostatnie smużki mgły dawno rozpłynęły się w powietrzu. Poranny chłód ogrzewało słońce, którego promienie połyskliwie odbijały się od tysięcy szkockich mieczy. Z miasta przyjechały dwa jednokonne wozy z dostawą suszonych śledzi, chleba i bukłaków z ale. Wiktuały te roznosił pośród żołnierzy tuzin kobiet
(B. Cornwell, Wagabunda, IW Erica, Warszawa 2009, s. 90-91).
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Jestem po dwóch kolejnych rozgrywkach. Jedna z Wilkiem, druga z debiutującym w temacie Sahajdacznym.

W pierwszej grze grałem Francją. Różnica w stosunku do poprzedniej rozgrywki była taka, że starałem się być od początku bardziej aktywny, konsekwentnie stosowałem też strategię wiązania największego zgrupowania przeciwnika i unikałem strat w dowódcach, jak to tylko możliwe. Na początku Wilk starał się Anglikami opanować przede wszystkim Akwitanię i Flandrię. W tej ostatniej dostał Arteveldego starszego, ja z kolei miałem Karola z Blois. Karola dość szybko wycofałem z Bretanii ku Ile de France, gdzie dzięki temu miałem wkrótce aż trzech wodzów. Jeden z nich obsadził Ile de France, a dwaj poszli w kierunku Flandrii. Słabszy związał lądującego w Pikardii króla Edwarda III, a król Filip VI pomaszerował na słabego póki co Arteveldego. Tą ostatnią, decydującą bitwę udało mi się wygrać i pogonić Arteveldego z Flandrii, z kolei marszałek Dampierre uległ niestety całkowicie Edwardowi, co było do przewidzenia. Takie były początki. W dalszym przebiegu gry udało mi się przejąć bodaj w następnej turze Arteveldego (który uciekł) i opanować Flandrię. Potem pojawił się po mojej stronie jeszcze drugi Artevelde. Tradycyjnie po stronie Francji działał potem Karol Zły. Po stronie angielskiej duży wpływ miała dość szybka śmierć Edwarda III. Koronę angielską przejął po nim Edward Woodstock. Błędem Wilka była w pewnym momencie strata Akwitanii, z którą przechwycił w końcówce jednej z tur Karol Zły. Potem z sukcesami udało mi się wykorzystać okres, w którym po stronie Francuzów walczyli Bertrand du Guesclin i gdy przypadły rządy Karola V. Tradycyjnie unikałem bitwe z królem angielskim, gnębiąc jego mniejszych wodzów. Trafiało się sporo bitew i z wielu Francuzi wychodzili zwycięsko. Nie sprzyjały mi natomiast rzuty na kontrolę prowincji. Rozgrywka zakończyła się wielkim zwycięstwem Francji koło 6 etapu. Tym samym rewanż nad doświadczonym Wilkiem powiódł się :) .

Druga rozgrywka z Sahajdacznym była dla niego szkoleniowa. Tym razem dla odmiany, ja grałem Anglią, Sahajdaczny zaś Francuzami. Moje zuchwałe posunięcia sprawiły, że wylądował on w pierwszej turze w samej Anglii, szybko udało mi się go jednak stamtąd wyprzeć. Mimo początkowych problemów, w środkowej części gry poczynał sobie bardzo śmiało, zwłaszcza jak pojawił mu się Bertrand du Guesclin. Edward Woodstock stoczył z nim kilka bitew, jednak dopiero bodaj za trzecim razem udało mu się go całkowicie przyskrzynić. Twarda to była sztuka i mój przeciwnik dobrze sobie radził z jej wykorzystaniem. Opanowałem oczywiście przede wszystkim Flandrię, oraz dość szybko Akwitanię, która przez pewien czas stała się nawet główną bazą Anglików. Umożliwiło to kontrolowanie północnego wybrzeża, gdzie w razie francuskich ataków mniej liczne wojska angielskie mogły się nawet zamykać w twierdzach. Nie opanowałem za to Pikardii co muszę powiedzieć dawało mi w kość przez całą rozgrywkę, bo brak było połączenia Flandrii z Anglią i pojawiające się we Flandrii liczne posiłki bywały często marnotrawione. Nadrobiłem to dopiero w końcowej fazie naszej rozgrywki. Z czasem Sahajdaczny podjął śmiałą akcję uderzenia w kierunku Bretanii, która przez długi czas pozostawała niekontrolowana. Było to już za rządów Karola VI Szalonego. Temu udało się przejąć kontrolę nad prowincją, został tam jednak w następnej turze oblężony, a prowincje naokoło zaczęli opanowywać Anglicy. Edward III nie żył zbyt długo, natomiast niezwykłą żywotność okazał Edward Woodstock, który zmarł dopiero w ostatniej turze, dożywając późnej starości.

Wrażenia znowu bardzo miłe (tym bardziej po dwóch zwycięstwach ;) ). Parę ważnych rzeczy udało mi się sprawdzić, ale na głębsze wnioski przyjdzie czas po kolejnych partiach.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Wilk
Alférez de Navío
Posty: 541
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 23:28
Lokalizacja: Warszawa
Been thanked: 2 times

Post autor: Wilk »

Miło było dziś przeczytać, że gra Warriors of God zdobyła nagrodę Charlesa S. Robertsa w kategorii "Najlepsza gra wojenna o okresie przed II wojną światową" pokonując wiele innych poważnych pretendentów, z których najpoważniejszym wydawała się gra "Unhappy King Charles!" z GMT. :)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

No, widać nie po raz pierwszy miałem dobrego nosa, że się tą grą zainteresowałem ;) . Swoją drogą da się zauważyć taka tendencja, że we wszelkich tego rodzaju konkursach dominują gry prostsze, lżejsze etc. Bo "Warriors of God" w sumie do takich się jednak zalicza.

Pod recenzją jeszcze jeden fragment książki "Wagabunda" dla klimaciku:
http://portal.strategie.net.pl/index.ph ... Itemid=112
Ostatnio zmieniony niedziela, 27 lutego 2011, 21:59 przez Raleen, łącznie zmieniany 1 raz.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Starożytność i średniowiecze”