Ze swojej strony mogę powiedzieć, że gra nie zawiodła moich oczekiwań. Prawdą jest, że i mnie rażą oba elementy wspomniane przez Raleena, na ich częściową obronę mogę tylko powiedzieć, że gra jest zdecydowanie polityczna, nie wojenna - nasze decyzje dotyczą czasu, miejsca i rodzaju działań, także zaangażowanych sił (strategosy), na sam przebieg bitwy nie mamy praktycznie żadnego wpływu. Czynnik losowy dotyczy też raczej fazy planowania niż wykonania rozkazów (tu faktycznie decyduje tylko przy bardzo wyrównanych bitwach, łupieniu przeciwnika i przy próbie zakładania baz na teatrze neutralnym). Jeśli te dwa momenty czynią mechanikę gry "europodobną" mogę się zgodzić, na pewno jednak nie brak w niej negatywnej interakcji, oddanej w sposób bardzo oryginalny i niezwykle wymagającej intelektualnie.
Za podsumowanie może posłużyć parokrotnie rzucona przez Raubrittera uwaga w guście, że "mózg mu się dymi" - wielokrotnie grałem ze Zbójcerzem i nie przypominam sobie, by często przyznawał się do przegrzania szarych komórek. Myślę, że doświadczenie to podzielał z innymi graczami, a o jakości gry świadczy fakt, że żaden z nas nie czuł się mimo to znużony - choć byli wśród nas tacy, którzy za takimi COINami, oględnie rzecz ujmując, nie przepadają. Ergo, gra po tej pierwszej próbie przynajmniej wydaje się robić po prostu lepsze wrażenie niż tamta seria. Z pewnością nie jest to też "Churchill" lecz gra o jakieś dwa stopnie trudniejsza, z "Churchilla" wzięta jest tylko mechanika fazy zgromadzenia, natomiast przynajmniej 2/3 smaku to dla mnie przynajmniej zupełnie nowa o do niczego niepodobna mechanika fazy teatru, być może rzeczywiście zaczerpnięta z gier "niehistorycznych".
To jednak nie odbiera grze wymiaru symulacyjno-historycznego. Nie ma w niej może za dużo chromu, ale "abstrakcyjne" decyzje znacznie łatwiej przełożyć na realia po przeczytaniu stron 35-38 Playbooka. Pomaga to tak jak w grach systemu QG pomaga wyobrażenie sobie armii i flot nie jako armii i flot, lecz reprezentacji obecnego na danym teatrze działań zaplecza logistycznego.
Co do balansu trudno się oczywiście wypowiadać. Obie rozgrywki wygrał Raubritter raz jednym, raz drugim ze stronnictw spartańskich, nie znaczy to, że gra jest przegięta na korzyść Sparty, ale być może, że jest przegięta na korzyść Raubrittera.
To znaczy Michał chyba jako jedyny z nas był bardziej doświadczony w grach typu COIN, chodzi może nie tyle nawet o abstrakcyjne mechaniki co o samą umiejętność prowadzenia "teamu" do zwycięstwa nad "teamem" przeciwnym. Ergo, gra wymaga nie tylko opanowania nietypowej mechaniki, ale w ogóle stawia nas przed nietypową sytuacją decyzyjną.
Niedługo, mam nadzieję, kolejne podejście, no a z Partnerami z Warszawy może uda się zagrać znów w Muszynie lub w Niepołomicach.
I choć na tym etapie za wcześnie na ocenę pozytywną lub negatywną, to Warszawskie doświadczenie - także dzięki zaangażowaniu wszystkich Grających, za co serdecznie dziękuję - skłania zdecydowanie ku tej pierwszej.
PS. Okazuje się, że jednak źle interpretowałem zasady ponoszenia strat w bitwie - znaleźliśmy z RyTo pytanie na bgg dokładnie o frazę dotyczącą zakazu kombinowania strat z różnych wierszy tabelki (skąd wynikałoby, że nie można w jednej bitwie zabić hoplitów Sparty i Ligi) i Herman odpisał krótko, że "this interpretation is incorrect". Swoją drogą nie rozumiem, jaki inny sens ma to zdanie z instrukcji poza wprowadzaniem dodatkowego zamieszania. To jednak ogólna przypadłość gry - sposób napisania instrukcji nie jest z pewnością jej mocną stroną. No i, jeśli o mnie chodzi, Herman mógł przynajmniej odpowiedzieć grzeczniej, w guście "pozostając z ogromnym szacunkiem dla Pańskiej uprawnionej interpretacji zasady, którą tak niebacznie umieściłem w tekście, muszę jednak zastrzec, że nie jest to interpretacja zgodna z intencjami autora". Ale cóż, amerykańskie chamidło.