B-17: Queen of the Skies (Avalon Hill)

Planszowe gry historyczne (wojenne, strategiczne, ekonomiczne, symulacje konfliktów) dotyczące II wojny światowej.
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

A te które są w scenariuszach to polegają na czymś innym?
Przede wszystkim to tam chyba nie ma scenariuszy. Każda misja, którą trzeba odbyć w ramach tury 30 wypraw, jest generowana losowo, tzn. losowo są określane: cel, warunki, formacja bombowców, pogoda, przeciwdziałanie przeciwnika. O wszystkim tym wnioskuję pośrednio z elementów opisu, jakie pojawiły się w sieci i wypowiedzi autorów.

W przypadku nalotów na Hiroshimę i Nagasaki "formacje" bombowców liczyły trzy samoloty - Japończycy nie przeciwdziałali im w żaden sposób. Ich radar nie wykrywał tak małych grup samolotów, artyleria nie strzelała tak wysoko, myśliwce nie wdrapałyby się w odpowiednim czasie na taki pułap przy wykryciu wzrokowym. A przede wszystkim Japończycy na podstawie wcześniejszych doświadczeń byli przekonani, że pojedyncze B-29 wykonują misje rozpoznania fotograficznego.

W grze wykonywane będą "zwykłe" misje bombowe - dzienne i nocne, na dużym i małym pułapie, z eskortą własnych myśliwców i bez niej, bez szansy na wcześniejsze lądowanie uszkodzonej Superfortecy i z tą szansą (po opanowaniu Iwo-Jimy). Jak wiadomo tym dużym wyprawom Japończycy starali się przeciwstawiać w większym lub mniejszym stopniu - i o tym jest ta gra.
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
janekbossko
Sergent-Major
Posty: 184
Rejestracja: wtorek, 13 lutego 2007, 14:56
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: janekbossko »

Odświeżam watek :)

Jestem szczęśliwym posiadaczek B-17 Królowej Przestworzy!
Obiecuje ze jak tylko dowództwo się odezwie i będę miał szansę się wykazać bombardując zachodnią Europę, po powrocie dam znać!
Ostatnio zmieniony czwartek, 1 stycznia 1970, 01:00 przez janekbossko, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
janekbossko
Sergent-Major
Posty: 184
Rejestracja: wtorek, 13 lutego 2007, 14:56
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: janekbossko »

Kilka dni minęło a ja jestem już po 7 lotach...

Tak jak obiecałem postaram sie cos naskrobac :)
Jak wszyscy wiedza gra opowiada o zalodze b-17 i ich maszyny podczas nalotów na terytoria zachodzniej europy. Nie kierujemy tutaj eskadrami a jedna jedyna maszyna, ktora tak jak inne jej podobne ma do wykonania okreslony cel. Smialo moża nazwać to symulatorem latajacej fortecy.

Mechanizm calej gry jest prosty jak budowa cepa i od razu na myśl przychodzą gry paragrafowe :) dlaczego? dlatego ze wszystko opiera sie o rzut k6 i sprawdzenie wyniku w tabeli, ktora...odsyła nas do innej tabeli itd itd. Brzmi infantylnie, nudnawo, za prosto? Skąd że znowu!

Nie mozna powiedziec ze gra a w zasadzie interaktywna przygoda jest gra o ogromnej zlozonosci. Sama klasyfikacja (od 10 lat), rok wydania (1981 r.) i czas rozgrywki (20-30 min) pokazują że ta gra dla jednego gracza nie moze sie rownac z kombajnami typu Silent War czy Fields of Fire.

Jednak gra ma coś co potrafi przytłoczyć, zmiażdżyć a mianowicie - KLIMAT! Każdej minucie gry towarzysza niesamowite emocje i az slychac ryk silników...szczęk karabinów. Sam czułem turbulencje towarzyszace przelatywaniu nad celem kiedy niemieckie FLAKi dziurawiły niebo ;)

Wykonanie jest...jak na tamte czasy dobre, na dzisiejsze, ubogie niestety. Gra sklada sie z mapy taktycznej na ktorej przesówamy zeton samolotu ze strefy do strefy az dolecimy nad cel, zrzucimy bomby i wrocimy. Karty naszego samolotu, a wlasciwe przekroju gdzie mozemy ulozyc zetony naszej zalogi oraz gdzie zaznaczamy obrazenia owych delikwentów. Katy samolotu b-17 widzianego z góry podczas lotu, na ktorym umieszczamy atakujace nas Me-109, 110 i 190. Nie obylo sie bez zetonów: załogi, obrażeń samolotu i wielu wielu innych (oryginalnie 88, u mnie kolo 130). Kartek opisy misji na ktorej zapisujemy wszystkie informacje gdzie lecimy, jaka jest pogoda, cos na kształt raportu badz sesji. Na deser kilkanascie tabel różnego koloru co by łatwiej się je szukało.

Gra dzieli się na poszczególne fazy.
Planowanie - rzucamy koscią i w tabeli okreslamy nasz cel, miejsce w formacji (przód, tył bądź srodek) itd...wszystk ozapisujemy na karcie misji.
Lot do celu i spowrotem - przesuwając zeton po mapie taktycznej ze strefy do strefy wykonujemy okreslone czynnosci:
- rzut na oslone naszych mysliwców
- okreslenie ilosci samolotó nas atakujacych
- sprawdzenie czy nasze mysliwce poradzily sobie z wrogiem
- jesli nie, nasza kolej na zajecie wroga karabinami pokładowymi
- w razie gdy cos zostalo rzucamy na trafienia Me w nasze biedne w tym momencie B-17
-przesuniecie zetonu samolotu do nastepnej strefy

W momencie keidy osiągniemy cel sprawdzamy pogode i przeprowadzamy walke z samolotami przeciwnika. Najgorsze nastepuje przed samym bombardowaniem. Musimy sprawdzic jaka jest obrona przeciwlotnicza. To ona sieje najwieksze spustoszenie. W momencie trafienia oczywicie nasze cudowne tabelki mowia nam w co dostalismy i jak bardzo, a uszkodzen jest mnustwo, od delikatnych po calkowita destrukcje :)
Jesli i to udalo na msie przezyć zostalo na mrzucic na tabeli nalotu i okreslenie procentowe ile bomb trafilo.

Na koniec czeka nas Powrót do domu, w korym powtarzamy wczesniejsze sekwencje by na koniec sprawdzic czy udalo na msie wyladować :)

Gra opiera sie na tabelach i modyfikatorach, ktore pomagaja lub przeszkadzają. Jesli urwalo na mjeden silnik mamy problemy ze sterowaniem badz utrzymaniem pułapu. Jesli pali na msie w kabinie, trzeba to ugasic. Wyciek paliwa badz oleju tez przeszkdza w dotarciu do celu badz do domu...moze zginac nam bombardier, pilot albo nawigator co niesie ze soba różne niemiłe okoliczności. Opcji jest naprawde sporo co sprawia ze gra nie jest wg mnie po 7 misjach powtarzalna. Zgadza sie ciagle robimy to samo ale wydarzenia naprawde potrafia zaskoczyc :)

Jak juz wczesniej wspomnialem to ulepszona gra paragrafowa, ale z drugiej strony bardzo dobry symulator w zasadzie dla każdego :) Zastanawiałem sie i po rozmowie z Andym obaj uwazamy ze w zasadzie zaloga nie miala duzego pola manewru niz poleciec zrzucic i wrocic. Mogli tylko reagowac na okolicznosci...i o tym wlasnie jest ta gra.

Jest cos takigo jak reguły opcjonalne jak doświadczenie załogi, doświadczenie niemieckich lotników takze dla kazdego cos milego. Mozna regulować sopień komplikacji zasad i mnogosci tabel :)

Ja goraco polecam...!

BTW Jutro dam spokoj szwabom i zabiore sie za...Wietnam ;D
Ostatnio zmieniony czwartek, 1 stycznia 1970, 01:00 przez janekbossko, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Czyli atmosfera zbliżona do tej z B-29 Superrfortress, co oczywiście nie jest zaskoczeniem. Największa różnica dotyczy głównych zagrożeń: w B-17 są to niemieckie myśliwce i flak, w B-29 paliwo i awarie.
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Szyderca
Caporal-Fourrier
Posty: 82
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 11:42
Lokalizacja: ty mieszkasz?
Kontakt:

Post autor: Szyderca »

Początek mojego serialu o lataniu B-17 znajdziecie: tutaj.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 5 lipca 2010, 20:31 przez Szyderca, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Jarek
Général en Chef
Posty: 4621
Rejestracja: środa, 7 lutego 2007, 10:48
Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
Has thanked: 9 times
Been thanked: 85 times

Post autor: Jarek »

Opisy bardzo fajne :pom: ale zdjęcia "lotnicze" może byś zrobił "stare" czarno białe np.

I co byście powiedzieli na granie grupowe w B-17 (bo chyba z 3-4 posiadaczy tej gry znajdzie się na forum) ?
Stworzymy dywizjon, dowódca wylosuje misje i pozycje poszczególnych samolotów pogodę, wsparcie itp, a potem wszyscy będą zdawać relację z misji.
Widziałem gdzieś stronę z takim grupowym graniem, ale nie mogę teraz jej odszukać :/

Co wy na to?
Awatar użytkownika
Szyderca
Caporal-Fourrier
Posty: 82
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 11:42
Lokalizacja: ty mieszkasz?
Kontakt:

Post autor: Szyderca »

Tak wiem, że te zdjęcie średnio pasują do czasu i może w przyszłości je poretuszuję - teraz nie mam czasu na zabawy w fotoszopowanie (wiem, banalne: i fotoszopowanie i brak czasu).
Dziękuję za dobre słowo.

Strona o lataniu grupowym istnieje, ale zainteresowanie przeniosło się na B-29 i B-17 już nie latają. Sam może bym i polatał w ten sposób, ale u mnie krucho z czasem. Dzisiaj akurat mogę polatać kilka razy, a potem może będę miał dwa tygodnie z całkowitym brakiem czasu na granie i może jedynie wrzucę jakieś smaczki z epoki (jeden czeka, ale latanie ważniejsze).

Tymczasem jest już relacja z pięciu misji. Wkrótce będzie gorzej. Mniej osłony i dłuższe loty.
Awatar użytkownika
Szyderca
Caporal-Fourrier
Posty: 82
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 11:42
Lokalizacja: ty mieszkasz?
Kontakt:

Post autor: Szyderca »

Jest już szósta misja (tutaj). Przebombardowałem też siódmą, ale na opis trzeba będzie nieco poczekać.
Awatar użytkownika
Szyderca
Caporal-Fourrier
Posty: 82
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 11:42
Lokalizacja: ty mieszkasz?
Kontakt:

Post autor: Szyderca »

Jest już (siódma misja).
Ezechiel
Sous-lieutenant
Posty: 384
Rejestracja: sobota, 14 marca 2009, 08:40
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

Dzięki za opisy, fajnie to wyszło.
Awatar użytkownika
Szyderca
Caporal-Fourrier
Posty: 82
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 11:42
Lokalizacja: ty mieszkasz?
Kontakt:

Post autor: Szyderca »

Odrobina samokrytyki (bez statystyk, ale pewnie je dokleję jak znajdę czas na takie głupoty) oraz kolejna (już ósma, ale jeszcze 17 do końca tury) misja tutaj.
Jak znajdę czas, to porobię statystyki dotychczasowych lotów (inne i stojace zdecydowanie wyżej w hierarchii celów niż statystyki związane z samokrytyką).
wheeski
Adjudant
Posty: 241
Rejestracja: sobota, 14 czerwca 2008, 09:58
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 9 times
Been thanked: 8 times

Post autor: wheeski »

Witam!
Tym razem ja postanowiłem rozegrać swoją kampanię w B17. Grać zamierzam przy wparciu B17QotS Emulatora (bo nie zabiera tyle miejsca ile plansza z tabelkami a to przy małym dziecku rzecz bezcenna) Będę stosował rozszerzoną tabelę i mapę celów. Zagram z wariantem Ju88.

Opisy będą miały formę fabularyzowaną, zaś wpisy /w nawiasie/ będą dotyczyć terminologii użytej przez twórców gry która średnio pasuje do literackich opisów..

Z pamiętnika dowódcy dywizjony

Wpis z 11.12.1943
Dziś dywizjon otrzymał uzupełnienia..

W ich skład weszła załoga z kolesiami o dziwnie brzmiących nazwiskach. Tłumaczą nam wszystkim że wojna nie zaczęła się w 1941 a dwa lata wcześniej. Oni sami mówią, że urodzili się już w Stanach, ale ich rodzice i dziadkowie wspominają kraj rodzinny, Polskę, z wielkim wzruszeniem. Wszyscy zgłosili sie więc jako ochotnicy, aby w ten sposób mścić się na niemcach.

Chłopaki nazwali swój B17F „Wheeski in the Jar”. Fakt że walą tego whisky ile sie tylko da..
A u nas w papierach figuruje on jako 42-31009-BO i kropka..

Skład załogi 42-31009-BO to:
Pierwszy Pilot: 1st Lt. Alojz Rejdych
Drugi Pilot: 2nd Lt. Jakub Pilat
Nawigator: 2nd Lt. Krzysztof Szpilma
Bombardier: 2nd Lt. Jozef „Diabeł” Stadnicki
Inżynier: Sgt. Czesław Mikos
Radiooperator: Sgt. Zych Andrzej
Tylny strzelec: Sgt. Kacper Wilk
Dolny strzelec: Sgt. Adam „Mati” Wojtas
Strzelcy kadłubowi: Sgt. Tadeusz Wilk; Sgt. Mateusz Wnęk


Z dziennika bojowego Whiskey in the Jar

Wpis numer 1
12.12.1943

Dziś bombardujemy lotnisko w Munster /zone 7/. Nasza pierwsza akcja. Lot nad możem przebiegł spokojnie. Dopiero nad Holandią /zone 5/ pojawiły się pierwsze myśliwce nieprzyjaciela. Do nas próbowały się dobrać 3 FW190. Jednym zajęła się nasza eskorta. Jednego poważnie postrzelał sierżant Wojtas /FBOA/, a te trzeci zaatakował jakoś tak niemrawo i uciekła. Granicę z holendersko-niemiecką przekroczyliśmy spokojnie, dopiero nad samym celem zaatakowała nas kolejna chmara wrogich myśliwców. Z 5 Me109 jednego zestrzelił ppor. Stadnicki, a drugiego uszkodził sierżant Mikos /FCA/. Jeden z Meserschmitów rozwalił nam radiostację. Z całej piątki tylko ten jeden próbował zaatakować ponownie, ale tym razem sierżant Mikos zaliczył już pewne zestrzelenie. Potem myśliwce zniknęłu i odezwała się artyleria. Dostaliśmy lekko w ogon /Rudder hit/, ale nasze bomby wylądowały w celu /30%/. Kiedy zawróciliśmy i wylecieliśmy ze strefy ostrzału ponownie dopadły nas Me109, tym razem 4. Lekko oberwaliśmy po poszyciu, a sierżant Tadeusz Wilk uszkodził silnie jednego z bandytów /FBOA/.
Dalsza droga do domu wydawała nam się już spacerkiem. Niestety już nad Holandią z chmur zanurkował na nas pojedynczy FW190. Na nic zdał się nasz ogień obronny i trafił nas serią przez cały samolot./Walking hit!/ Podporucznik Stadnicki został ciężko ranny, zginął na miejsci podporucznik Szpilma, nasz nieodżałowany nawigator. Ciężko ranny został także radiooperator, sierżant Zych. Także samolot doznał pewnych obrażeń /tail wheel inoperable, engineer oxygen hit/. FockeWulf ponowił atak, ale tym razem był już nie skuteczny. Na odchodne sierżant Kacper Wilk poczęstował go ołowiem /FCA/. W Anglii wylądowaliśmy szczęśliwie, zaś ranni członkowie załogi zostali odwiezieni do szpitala. Skąd otrzymaliśmy informację, że wkrótce do nas powrócą..

Wpis nr. 2
14.12.1943

Dowództwo odznaczyło Purpurowym Sercem sierż. Zycha, ppor. Stadnickiego i pośmiertnie ppor.Szpilmę.

Wpis nr.3
15.12.1943

Dziś lecimy zbombardować lotnisko w St. Omer /zone 2/. Szczęśliwie nie jest to daleko. W składzie drobne zmiany. Naszym nowym nawigatorem został ppor. Wojciech Kus. W zastępstwie za rannych polecą sierż. Mateusz Mirocha jako radio operator [edited] i ppor. Marek Kula jako bombardier.
Nasz dywizjon zajmie górną pozycję, a my będziemy w środku.
Granicę lądu przekroczyliśmy przy pięknej pogodzie. Dwa FW-190 próbowały się do nas dobrać, ale przegoniła je nasza escorta. Obrona przeciwlotnicza wogóle zaspała. Zmiennik naszego bombardiera spisał sie na medal, bo znowu trafiliśmy w cel /30%/. W drodze powrotnej pojawiły się jeszczcze myśliwce wroga, ale nie atakowały jakoś zawzięcie i w sumie przegoniły je inne samoloty naszej formacji. Lądowanie bezproblemowe, sam lot bez ofiar. Oby więcej takich.


Kolejne wpisy wkrótce.. mam nadzieję że załoga dożyje do końca swojej tury, bo z tym u mnie ostatnio ciężko. Jak się im nie uda, to być może do dywyzjonu przyjdzie nowa załoga.. Kto wie..

Z innej beczki:
Jeśli nadal znajdą się chętni do latania w dywizjonie to myślę że można by wrócić do tematu, szczególnie że grać można albo przez Vassala, albo przez emulator (jak ktoś chce to proszę o PW), ew. mam też dostąpną wersję Print and Play..;) A i chętnych z poza forum też bym pewnie znalazł..
Ostatnio zmieniony czwartek, 16 grudnia 2010, 15:57 przez wheeski, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Punkty rekrtutacyjne w Chicago i na Greenpoincie działają jak widzę pełną parą!

No i spirit w narodzie nie ginie! ;D
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Jarek
Général en Chef
Posty: 4621
Rejestracja: środa, 7 lutego 2007, 10:48
Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
Has thanked: 9 times
Been thanked: 85 times

Post autor: Jarek »

wheeski pisze:Jeśli nadal znajdą się chętni do latania w dywizjonie to myślę że można by wrócić do tematu
Ja jestem na tak.
Nawet jak by więcej chetnych nie było, to mozna by po dwie załogi latać.
wheeski
Adjudant
Posty: 241
Rejestracja: sobota, 14 czerwca 2008, 09:58
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 9 times
Been thanked: 8 times

Post autor: wheeski »

Z dziennika załogi Wheeski in the Jar

Wpis nr.4
19.12.1943

Dziś czekał nas ciężki dzień.

Lecimy bombardować stację kolejową w Lansdshut /zone 11/.

Lot przez prawie całe Niemcy, na maksymalnym zasięgu, prawie bez eskorty jawił się nam jako wielkie niebezpieczeństwo.
Pierwsze samoloty wroga pojawiły się nad Belgią w okolicy Liege /zone 5/. Były to cztery Me109 i jeden Fw190. Postrzelaliśmy do nich i chyba na tyle skutecznie, że sami atakowali bez entuzjazmu.
Do Saarbrucken /zone 7/ lecieliśmy już bez przeszkód. Tam zaatakowało nas pięć samolotów. Same Messerschmitty 109. Tylny strzelec uszkodził jednego z nich /FBOA/, boczny strzelec strącił tego co nas atakował z "trzeciej", ale reszta troszkę nam dopiekła. Ciężko ranny został ppor. Kula , zaś lekko ppor.Kus. Na domiar złego uszkodzeniu uległo ogrzewanie dla radiooperatora /Radio operator-heat out/. Na szczęście ponowny atak trójki myśliwców nie przyniósł już strat po naszej stronie, natomiast tylny strzelec posłał do piachu jedną niemiecką maszynę. Ostatniego Me109, który desperacko zawrócił po raz trzeci, skutecznie rozwalił sierż. Mikos.
Zastanawialiśmy się nad opuszczeniem formacji i powrotem do domu, gdyż bez bombardiera misja wydawała się bezcelowa, ale uznaliśmy że w grupie będzie bezpieczniej. Przez chwilę chcialiśmy też obniżyć pułap ze względu na sierż. Mirochę, ale ten stwierdził że cyt. "Woli dupę sobie odmrozić niźli ją zupełnie stracić".
Kolejny atak na naszą formację miał miejsce w okolicach Stuttgartu /zone 8/. Dwusilnikowy myśliwiec okazał się Ju88. Został zestrzelony przez górną wieżyczkę. Nad Ulm /zone 9/ sierż. Mirocha zaczął przejawiać objawy odmrożenia /Frostbite/. Nad celem przywitała nas piękna pogoda i rój myśliwców. Ale ani 3 Messerschmitty, ani jeden FockeWulf nie wyrządziły nam krzywdy, same też nie oberwały. Atakujący w drugiej fali Ju88 dostał się pod wspólny ostrzał radiooperatora i górnej wieżyczki by w płomieniach pomknąć ku ziemi. Ogień nieprzyjacielskiej artylerii był stosunkowo słaby, ale z braku bombardiera nasze bomby nie trafiły celu /0%/
Kiedy urywaliśmy się z nad celu dopadły nas jeszcze dwa Me109. Jeden dostał mocno od rannego nawigatora /FCA/, zaś drugiego postrzelał boczny strzelec /FCA/, oraz dolna i górna wieżyczka./FBOA/. Niestety trudno uznąć te trafienia za zestrzelenie, bo choć mocno dymiąc, ale jednak Messerchmitt odleciał. Droga powrotna była dosyć spokojna. Dopiero na Aachen /zone 6/ spikował na nas samotny FW190. Został ostrzelany przez sierż. Mirochę /FCA/, a jego żywot zakończył sierż. Mikos. Ostatnie wrogie maszyny pojawiły się nad Liege /zone 5/ ale te już bez problemu odgoniła cała formacja. Wylądowaliśmy szczęśliwie. Ranni zostali zabrani do szpitala, skąd wkrótce dostaliśmy informację że ci ranni lekko wrócą do nas po tygodniu, natomiast ppor. Kula najprawdopodobniej spędzi w szpitalu 2 tygodnie. Wystosowane też zostało do dowództwa pismo w sprawie odznaczenia sierż. Mikosa i Mirochę Air Medal

Wpis nr.5
25.12.1943

To już czwarte święta tej wojny, a końca jeszcze nie widać. Wczoraj zostaliśmy zaproszeni przez przebywających w okolicy polskich żołnierzy na wigilię. Nigdy czegoś takiego nie przeżyliśmy. Nasi "Staruszkowie" w Stanach też przecież robili wigilie, ale takiej atmosfery jak tutaj jeszcze nie czuliśmy. Gdy jeden z pancerniaków zaintonował "Nie było miejsca dla Ciebie..." to całe towarzystwo się popłakało jak jeden mąż...

Dziś ze szpitali powrócili ppor. Kus, oraz sierż Zych i Mirocha.

Dowódca dywizjonu odczytał też rozkaz dowództwa po naszym ostatnim rajdzie. Chyba ze względu na Święta wniosek w sprawie odznaczeń został rozpatrzony tak szybko. Fragment rozkazu postanowiliśmy wpisać do naszej księgi

"/.../za wybitne zasługi bojowe przejawiające się czterema pewnymi zestrzeleniami , oraz dwoma zestrzeleniami prawdopodonymi/FBOA/, niniejszym nadaje się sierż. Czesławowi Mikosowi Air Medal. Za przedłożenie bezpieczeństwa całej załogi ponad własne, w sytuacji bezpośredniego narażenia życia, oraz odniesieniu w związku z tym obrażeń nadaje się sierż. Mateuszowi Mirocha Air Medal , oraz Purpurowe Serce. Ponadto za rany odniesione podczas ostatniej misji bojowej Purporowymi Sercami odznaczeni zostają jeszcze ppor. Kula i ppor. Kus./../"

Wpis nr.6
26.12.1943

Dziś bombardujemy stację kolejową w Chemitz /zone 10/przy granicy z Czechosłowacją.

Do składu wrócił nasz etatowy bombardier ppor. Stadnicki, oraz radiooperator sierż. Zych.

Nasz dywizjon leci jako górny. Początek lotu raczej spokojny. Koło Lille /zone 3/ zanurkował na nas Me109. On nas nie trafił, my jego też nie. Gorąco zrobiło się za to na chwilę na Gothą /zone 9/ gdzie zaatakowały nas cztery Messerschitty 109. Nawigatorowi zaciął się karabin maszynowy, natomiast sierż. Mikos po raz kolejny zestrzelił swoją górną wieżyczką jednego bandytę. Reszta z nich odleciała nie robiąc nam krzywdy.
Pogoda nad celem była raczej kiepska /poor/. Żaden z niemieckich myślówców nie miał szans nas zaatakować, bo odgoniły je inne samoloty naszej formacji. Nasz nalot chyba zaskoczył Niemców, bo nie odezwała się artyleria plot. Inna sprawa że pogoda też zrobiła swoje i chyba nie trafiliśmy w zakładany cel /0%/. Kiedy zawróciliśmy z nad stacji zaatakowały na dwie stodziewiątki. Jak zwykle niezawodny sierż. Mikos poczestował jednego z nich ołowiem /FBOA/ i oba samoloty odleciały. Jak się okazało niebezpieczeństwo nie minęło na długo bo nad Gothą zaatakował nas dwusilnikowy Me110 którego bardzo mocno uszkodził /FBOA/ dolny strzelec, oraz atakujący z przedniej strony /10:30 High/ FockeWulf. Ten ostatni lekko ranił pilota i nawigatora, oraz ciężko ranił bombardiera, po czy ponowił atak. Tym razem zajęli się nim nasi strzelcy. Niezawodny sierż. Mikos posłał mu parę kulek /FCA/, a gdy Niemiec zrobił unik dopadł go nasz dolny strzelec sierż. Wojtas. Kolejna grupa szkopów pojawiła się nad Fuldą /zone 8/ ale tych przegoniły chłopaki z innych "fortec". Dwa Messerschmitty zaatakowały nas natomiast nad Bonn /zone 7/. Górna wieżyczka trafiła jednego z nich /FCA/, za to drugi ostrzelał nas i uszkodził nam podwozie /landing gear-inoperable/. Próbował jeszcze raz nas zaatakować ale tym razem nieskutecznie. Gorzej, bo w momencie, gdy na odchodne nasz tylny strzelec chciał posłać za nim serię, jego karabin się zepsuł. Ostatni atak Niemcy przypuścili na naszą grupę w okolicy Eindhoven /zone 5/. Z chmur wypadło na nas 5 FW190. Dwoma zajęły się nasze orły z osłony, natomiast pozostałe trzy zajęły się nami, gdyż ostrzeliwaliśmy się nieskutecznie. Jeden z nich uszkodził na silnik nr 3 /Runaway, engine shut off/, drugi porobił nam dziury w kadłubie /Superficial damage/ a trzeci ranił tylnego strzelca. Niemcy przystąpili do drugiej tury, a nam jak na ironię zaciął się kolejna "pięćdziesiątka", tym razem boczna. Szczęślwie nasza górna wieżyczka, tj. niezniszczalny sierż.Mikos strącił kolejnego Niemca. Pozostały dwóch postrzelało, ale bez efektu i czmychnęło. Szczęśliwie odblokować udało się też tylny km. Zobaczyliśmy jeszcze wrogie samoloty w okolicy Lille /zone 3/, ale udały że nas nie widzą i nie zaatakowały formacji /NO ATTACKERS/. Kiedy zbliżaliśmy się do Anglii w naszych głowach zakiełkowała obawa, czy nasze podwozie wytrzyma lądowanie. Szcześliwie wytrzymało. Dowództwo zapowiedziało że do Nowego Roku już nie lecimy. A lekarz stwierdził że w takim razie wszyscy ranni do tego czasu będą sprawni. Choć obwieszeni zwyczajowym Purpurowym Sercem.


Wpis nr. 7
3.01.1944

Nowy rok rozpoczniemy od nalotu na małą wysepkę Heide /zone 9/. Lecimy w starym zgranym składzie.

Zamierzamy uszczuplać Hitlerowi jego zapasy ropy.

Start przebiegł bez problemu. Nad morzem /zone 3/napatoczyły się 3 FW190, jednak zajęła się nimi nasza osłona. Kolejne cztery myśliwce pojawiły się u wybrzeży Holandii /zone 6/. Były to Messerschmitty 109. Ostrzelały nas ale bez poważniejszych efektów /no effect hit/, zaś jeden ponowił swój atak. Podleciał do nas od godziny 9tej i władował w nas tylko jedną krótką serię.. Na Boga ale jaką!!! Rozszczelniając zbiornik paliwa zmusił nas do natychmiastowego powrotu w stronę bazy. Szczęśliwie nie napotkaliśmy po drodze wrogich samolotów, ale cały czas mieliśmy obawy, czy dociągniemy. W końcu silniki stanęły, a byliśmy już tak blisko brzegu Anglii. Od razu oceniliśmy że lot ślizgowy nie daje nadziei na dotarcie do lądu i postanowiliśmy wodować, gdyż uznaliśmy że to bezpieczniejsze niż skok ze spadochronem do wody. Powiadomliśmy przez radio dowództwo o naszej pozycji i pozostało nam się modlić by nas znaleźli. Okazało się że opatrzność nad nami czuwała, więc cali i zdrowi wróciliśmy do dywizjionu. Teraz w komplecie oczekujemy na nową maszynę, by wkrótce wznowić loty

Nawet jak by więcej chetnych nie było, to mozna by po dwie załogi latać.
Ja bym tam poczekał jeszcze chwilkę, może się jeszcze ktoś zdecyduje. Wtedy uzgdnimy na jakich zasadach latamy. Przynamniej jedną osobę chętną znam osobiście..
ODPOWIEDZ

Wróć do „II wojna światowa”