Intryguje mnie, co by było, gdyby większość bombowców latała na dużych wysokościach (choć pewnie większość graczy uznaje to za nudne). Bo na obecną chwilę ja np. nie mam cierpliwości, by z tych 1-2km wejść na 6-7 - zresztą zanim to zrobię, gra się skończy.
To zależy od gry i poziomu - na Betty z 7 m/s nie miałem problemu aby pułap 5km osiągnąć nad bazą wroga, potem w trakcie bombardowania wznosiłem się coraz wyżej. Długość bitwy (mowa o typowo bombowych mapach) jest zazwyczaj spora dzięki bunkrom - aby wygrać bitwę trzeba zniszczyć daną liczbę celów chcąc nie chcąc wraz z tymi bunkrami. Bunkier pada właściwie dopiero po trafieniu bombą 800-1000kg (przy okazji zmiata ona wszystkie stanowiska plot w pobliżu). Takie bomby na tych poziomach niesie ledwie kilka maszyn (H6K, He-111, Wellington, G4M, Ki-49), reszta preferuje kilka "zbędnych" 500kg. To właśnie te bombowce dyktują długość tych bitew, a mało graczy ma tego pełną świadomość (i je należycie rozwija, bierze stosowne bomby). Dodatkowo 4 na 5 z nich to miękkie cele za którymi wróg gna więc konkurencja szybko ginie - o ile przetrwamy na tyle długo - a my dyktujemy warunki jej trwania w naszej drużynie.
Czy jest nudne... to zależy - musisz wypatrywać celów na ziemi, musisz się wspinać na stosowna wysokość nie tracąc panowania nad maszyną, obserwować otoczenie za myśliwcami wroga, obserwować lotnisko... samo sianie psychologicznego terroru w sercach graczy w naprawianych maszynach jest bardzo fajne (choć trafienia są mimo wszystko dość przypadkowe, bomba z 6km leci jakieś 45 sekund, do tego czas namierzenia celu i znalezienia się na dogodnej pozycji więc naprawiany samolot może się niespodziewanie przemieścić), a potem złowrogi śmiech na czacie gdy 1000 kg coś rozniesie w drobny mak.
Bombowiec trzeba wiedzieć gdzie brać, trzeba znać mapę - osobiście nie biorę ich absolutnie na mapy o znamionach "dominacji" z bombardowaniem celów ruchomych lub płynących statków, to wymusza loty na małych wysokościach... czyli pewne unicestwienie (naprawa Betty 2,5k srebra, naprawa Ki-49 3,6k srebra). Gdy się go odpowiednio uzbroi, wzbije na stosowną wysokość, obierze marszrutę i wyraźny cel - się koksi srebro. Zniszczenie bunkra to jakieś 1,3-1,5k lwów plus - jak jeszcze stoją - trzy stanowiska plot po 230 lwów każde. Bomba 1000kg ciapnięta na długą płytę lotniska to 870 lwów (w przypadku H6K 1000... ale jak cię strącą to nie wyrobisz na naprawy). Samo bombardowanie płyty w pojedynkę to jakieś 6000-7000 lwów (w międzyczasie zmombisz choć jeden bunkier, może jakiś samolot, dodatki za misję i aktywność, trafienia krytyczne), jak cię nie strącą to jesteś o tyle do przodu na czysto.
Ja sam nie mogę się doczekać "Zabójcy Smoków" i trzymam dla niego specjalną, czwartą załogę (rezerwowy Ki-43, od czasu do czasu wylatuje w bitwy i nawet coś tam strąca np. Kingcobrę). Będę sobie na takie bombery jak ja polował na dużych wysokościach.
Na wysokich poziomach (od 10-11) praktycznie każda maszyna jest podobno niegrywalna przez koszty utrzymania (naprawy) więc lepiej je naprawiać w hangarach. Niezależnie od nacji i typu maszyny. Ja tam nie chcę się pchać tak wysoko (zresztą loty "prorotypami" mnie jakoś nie kręcą, a Ki-61c wygląda wręcz jak żebrak w porównaniu do konkurencji). Czekam na Ki-45, może jak wyjdzie "Peggy" na wysokich coś tutaj podziałam. Jako "pilot" Cesarskiej Armii nie mam potrzeby latać na konstrukcjach "błaznów z floty", to co chciałem już mam: udane (bo armijne) myśliwce o pięknej linii i jedne z aktualnie najlepszych (bo armijne) bombowców swego tieru (Ki-49II późne - 1000 kg bomb, ciężki pancerz, dobra prędkość, uzbrojenie obronne niczym w B-25... tylko ci strzelcy okropnie nieskuteczni).