Santa pisze:Zgadza się, bo jest o niebo lepsze. Nie jest to jednak telenowela, bo wątki miłosne mają tam dość drugorzędne znaczenie. Rozumiem, że może Ci nie odpowiadać klimat, ale postacie, dialogi, sposób działania mafijnej rodziny zarówno na podłożu gangsterskim, jak i zwykłym, życiowym, jest fenomenalny.
I dlatego właśnie pisałem o telenoweli. Rozumiem, że ideą serialu miało być pokazanie "obu stron" życia gangsterskiego. Czyli zarówno tej "profesjonalnej", jak i prywatnej. Ok. Łapię ideę. Ale z tego wyszedł taki eklektyzm, że w efekcie nie wiadomo co to jest. To nie jest serial sensacyjny, to nie jest dramat obyczajowy, to nie jest czarna komedia, to jest jeden wielki kogel-mogel. Ten serial broni się głównie dzięki Gandolfiniemu i w zasadzie niemal wyłącznie ze względu na niego obejrzałem to do końca. Ale na Van Zandt`a zwyczajnie nie mogłem patrzeć. Ten gość to była najzwyklejsza w świecie groteska. Sophie Turner wypada przy nim całkiem znośnie.
Santa pisze:Znakomicie ukazano hipokryzję tych ludzi, chociaż oczywiście główny bohater jest jeden i jest nim Tony. Ewolucja tej postaci,
Jestem gotów zaryzykować stwierdzenie, że Tony nie ewoluował przez cały serial ani tyci. Tam nie było żadnej zmiany postępowania przez całe bite 6 serii. Które skądinąd opowiadają przecież o historii jego psychoterapii. I z tej jego terapii nie wyszło zupełnie nic. Jaki był w pierwszym odcinku taki wyszedł w ostatnim. Zero autorefleksji. Co skądinąd świadczyłoby o skrajnej głupocie postaci - jeżeli przez "sześć lat" gość buli ciężkie pieniądze i nie widać żadnych efektów to trzeba naprawdę być ciężko myślącym żeby to kontynuować. Gość nie zmienił się nic a nic.
Pozostaje również pytanie o profesjonalizm jego terapeutki, która niczego z niego nie wyciągnęła.
Santa pisze:podobnie zresztą jak innych bohaterów, dojrzewanie młodych "latorośli", pojawianie się kolejnych osób, które muszą zastępować,
Telenowela.
Santa pisze:tych, co odeszli, historie z przeszłości i zasadniczo linia fabularna to największe atuty tego serialu.
To jest kolejny mój zarzut, ale faktem jest również, że dotyczy on dużej liczby seriali. "Sopranos" mianowicie cierpią na "chorobę zamkniętej serii". Czyt. Na początku serii pojawia się nowa postać, związane z nią nowe wątki po czym na koniec sezonu postać należy ukatrupić i iść dalej do nowego "bossa" w kolejnej serii. Ale ok. To jest typowe.
Santa pisze:W scenariuszu nie ma luk fabularnych co jest moim największym zarzutem do "Peaky Blinders" no i większych nielogiczności (ten sam zarzut do historii angolskich chłopaczków).
Co do scenariusza nie będę polemizował, bo większości fabuły zwyczajnie nie pamiętam. Jakieś pojedyncze wątki i urywki. Takie gangsterskie "Life Goes On".
Santa pisze:Tego rozgraniczenia na dwa sezony kompletnie nie czaję, bo zbiegi okoliczności są w obu.
Bez hec. Tego co dzieje się w drugiej serii to ze świecą szukać. Rodowita Rzymianka (żywcem nie pamiętam teraz jak postać miała na imię) spotykająca przypadkiem Pullo w mieście i pytająca jak dotrzeć na Awentyn. Posłaniec goniący z listem i gubiący go "ot tak" akurat w przytomności Pullona. Że o bandziorze z konkurencyjnego kolegium wymachującym powrozianą kukiełką przed nosem (bodaj) Vorenusa nie wspomnę. Fabuła w drugiej serii była popychana tak łopatologicznie, że naprawdę oczy bolały. Pokaż mi zbiór takich bzdur w pierwszej serii. Do głowy przychodzi mi jedna - z odnalezieniem skradzionego orła. To wszystko.
Santa pisze:Bardziej mnie bolą zęby od nieścisłości historycznych i to dlatego nie cenię go wyżej.
Pod tym względem nigdy nie spodziewałem się cudów toteż jak na produkcję telewizyjną i tak nie było bardzo źle.
Santa pisze:Miałem już na ten temat dyskusję z kolegami, ale nikt jakoś nie wykazał mi, na czym polega owa "słabizna".
Na ogólnie rzecz biorąc całokształcie. Jak w pierwszej serii zagrało wszystko tak tutaj nie zagrało prawie nic (może z wyj. pary Vaughn-Reilly, ale będąc uczciwym Kelly zawsze ma u mnie fory
). W pierwszej serii są bohaterowie z krwi i kości i jest logiczna fabuła. W drugiej serii mamy mozaikę rarogów gdzie z każdym coś musi być nie tak (jakby "prawdziwy glina" nie mógłby być "normalny" po godzinach) i pretekstowe wydarzenia. Samo rozwiązanie fabularne (czyt. akcja w rezydencji) było zwyczajnie idiotyczne. Jedyną naprawdę dobrą sceną całej tej serii był marsz przez pustynię. Aż się zdziwiłem, ale Vaughn dał radę w tej historii i nie wiem czy nie był najlepszą postacią. Moje podejrzenie dot. problemów serii drugiej sprowadza się do dwóch możliwości:
1. Pierwsza seria powstawała aż była gotowa a druga powstawała na określony deadline
2. Pierwsza seria została (uczciwszy uszy) zerżnięta a drugą trzeba było już robić samodzielnie
Tak czy siak: w pierwszej mieliśmy do czynienia z produktem kompletnym. W drugiej to wszystko rozłaziło się w szwach.
Santa pisze:Druga sprawa, że często są to osoby, które cierpią na tzw "syndrom pierwszego/jednego sezonu". Czyli owszem oglądają seriale, ale szybko o sie nudzą, coś im nie gra, spodziewali się, że w każdym sezonie będzie jakieś zaskoczenie, nowa jakość i powrót efekty "wow", jaki jest przy obejrzeniu czegoś nowego. Jakby byli trochę skazani na ciągłe rozczarowania, bo tego nie będzie.
Raczej nie cierpię na ten syndrom. Przykładowo pierwsza seria "House of Cards" nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Dopiero od mniej więcej połowy drugiej serial zaczął się robić naprawdę dobry.
Santa pisze:Bardzo rzadko oceniam serial po jednym odcinku, co najwyżej sobie odpuszczam, ale musi to być totalna kupa.
To żeby było zabawniej: "The Wire" jest jedynym serialem, który odpuściłem po pierwszym odcinku. Normalnie tego nie robię. Szczególnie gdy widzę oceny i liczbę serii. Ale tutaj po prostu mnie odrzuciło.
Santa pisze:Oczywiście wiele rzeczy to kwestia gustu, ale dla mnie "Peaky Blinders" poza klimatem nie ma w sobie nic: ani fabuły, ani sensu, logicznego rozwoju bohaterów i sensowności ich poczynań. A szkoda, bo potencjał jest.
Fabuła zdecydowanie jest. Sens poza serią trzecią też (szczerze pisząc nie wiem po jakich prochach oni to wymyślili, ale "trójka" faktycznie im nie wyszła). A postacie moim zdaniem nie ewoluują w mniejszym zakresie niż te z "Sopranos". Nie jest to serial w stylu "Boardwalk Empire" ("PB" są bardziej efektowni niż efektywni), ale generalnie jak dla mnie daje radę i szczeg. w pierwszych dwóch seriach ma po prostu świetny klimat.