Coś trzeba było jeść...

misiek000
Caporal-Fourrier
Posty: 82
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:50
Lokalizacja: Baboszewo/powiat płoński/ województwo mazowieckie

Coś trzeba było jeść...

Post autor: misiek000 »

Ostatnio zaciekawił mnie temat zaopatrzenia żołnierzy w jedzenie.
Rozumiem, że były jakieś służby tyłowe odpowiedzialne za przyrządzanie jedzenie, wydaje mi się, że wojacy mieli też ze sobą jakiś suchy prowiant.
Czy żołnierzom przebywającym na linii frontu dostarczano jakieś ciepłe posiłki?
Awatar użytkownika
AWu
Słońce Austerlitz
Posty: 18134
Rejestracja: poniedziałek, 16 października 2006, 13:40
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: AWu »

Zetknoles sie z okresleniem kuchnia polowa ?

otorz
to nie jest eufemizm :>
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2490 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

W różnych epokach różnie bywało, cóż prawdę mówiąc sądzę, że poza wiedzą ogólną, czy raczej ogólną na poziomie miłośników militariów i historii (to chyba szczebel wyżej) tak naprawdę wiemy zapewne niewiele. A jakieś szczegóły Cię interesują miśku? Ostatnio jak czytałem Łukasza Przybyło to często podpierał się on taką pracą, co prawda z okresu PRL, ale chyba dobrą o pracy tyłów Armii Czerwonej w II wojnie św.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
misiek000
Caporal-Fourrier
Posty: 82
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:50
Lokalizacja: Baboszewo/powiat płoński/ województwo mazowieckie

Post autor: misiek000 »

Najbardziej nurtuje mnie jedna kwestia. Załóżmy, że dana kompania przez dwa dni okupuje wioskę znajdującą się na linii frontu, na którą wróg często przeprowadza kontrataki. W jaki sposób tym żołnierzom dostarczano jedzenie?
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2490 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Cóż, czasem trzeba było przez pewien czas, że tak powiem wytrzymać. Ja Ci podam przykład z bliższej mi epoki: przed bitwą pod Ostrołęką z 1831 r. armia rosyjska wykonała forsowny marsz, po czym następnego dnia żołnierze bez śniadania ruszyć musieli do walki i nie jedli zapewne aż do wieczora. Podczas wykonywania tego marszu też zapewne zbyt wiele nie zjedli. A przecież był to dla nich duży wysiłek fizyczny. Co do II wojny koledzy będą mam nadzieję bardziej kompetentni.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
misiek000
Caporal-Fourrier
Posty: 82
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:50
Lokalizacja: Baboszewo/powiat płoński/ województwo mazowieckie

Post autor: misiek000 »

Rozumiem, że na wojnie sytuacja rzeczywista często odbiegała od tego jak miało być.
A jak te zaopatrzenie miało być dostarczane według jakichś regulaminów?
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2490 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Przyznam się bez bicia, że nie mam pojęcia, ale jak coś Cię konkretnego interesuje nie ma problemu - mogę poszukać takich regulaminów.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
arushi
Appointé
Posty: 32
Rejestracja: poniedziałek, 15 grudnia 2008, 01:34
Lokalizacja: Mazowsze

Post autor: arushi »

praktycznie do epoki napoleońskiej wojska często jadły co złapały, czyli kaczki kury itp niedopieczone nad ogniskiem, oczywiście zawsze były tabory ze spyżą ale pierwsza linia miała zawsze przesrane zwłaszcza im bliżej bitwy.

Dodatkowo zainteresuj się instytucją markietanta, albo markietanki.

Przełomem z tego co pamiętam była wojna Krymska w europie i secesyjna w stanach gdzie problem zaopatrzenia wojsk przejęło na siebie państwo.

A dodatkowo żołnierz jadł dobrze tylko nas tyłach a na linii w międzyczasie jak mu doniósł taki gość z termosem na plecach, najczęściej albo największa oferma albo cwaniak w kompanii
Dżenesh
Colonel en second
Posty: 1272
Rejestracja: poniedziałek, 26 stycznia 2009, 23:07
Lokalizacja: Płock
Has thanked: 3 times
Been thanked: 18 times

Post autor: Dżenesh »

misiek000 pisze:Najbardziej nurtuje mnie jedna kwestia. Załóżmy, że dana kompania przez dwa dni okupuje wioskę znajdującą się na linii frontu, na którą wróg często przeprowadza kontrataki. W jaki sposób tym żołnierzom dostarczano jedzenie?
Polecam książkę „Zapomniany żołnierz”, autor: Guy Sajer (już ktoś to na forum chyba polecał?). Autor służbę w armii niemieckiej zaczynał od jednostki zaopatrzeniowej. W książce opisuje w jaki sposób dostarczał zaopatrzenie na pierwszą linię, nawet gdy znajdowała się ona pod ostrzałem.

Czytałem kiedyś, że wywiad niemiecki (tzw. „płytki”) na froncie wschodnim szacował liczebność jednostek sowieckich obecnych na bezpośrednim zapleczu frontu na podstawie… dymów ognisk, przy których czerwonoarmiści gotowali sobie posiłki. Ponoć szczególnie dobrze widać to było wieczorem na stepie. Dymy z ognisk wyglądały jak jakieś palce olbrzyma sięgające nieba. Wynika z tego, ze wiele jednostek sowieckich nie znało pojęcia „kuchnia polowa” i ich żołnierze musieli samodzielnie gotować sobie posiłki
Oddam życie polskiego rządu za Polskę
Awatar użytkownika
Jarek
Général en Chef
Posty: 4621
Rejestracja: środa, 7 lutego 2007, 10:48
Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
Has thanked: 9 times
Been thanked: 85 times

Post autor: Jarek »

arushi pisze:ak mu doniósł taki gość z termosem na plecach, najczęściej albo największa oferma albo cwaniak w kompanii
Coś jak Gustlik, który w jednym z odcinków dostał "w zupe" od snajpera? :)
Awatar użytkownika
AWu
Słońce Austerlitz
Posty: 18134
Rejestracja: poniedziałek, 16 października 2006, 13:40
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: AWu »

A to nie Janek ? :>

ale wlasnie chcialem ten sam odcinak dac na przykład ;>
Awatar użytkownika
Jarek
Général en Chef
Posty: 4621
Rejestracja: środa, 7 lutego 2007, 10:48
Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
Has thanked: 9 times
Been thanked: 85 times

Post autor: Jarek »

Gustlik, Janek tego snajpera ściągnął z drzewa, bo mu wcześniej Marusie postrzelił
Awatar użytkownika
AWu
Słońce Austerlitz
Posty: 18134
Rejestracja: poniedziałek, 16 października 2006, 13:40
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: AWu »

A mozliwe mozliwe, tylko jeszcze to mogl byc jakis czeresniak ;D

kurka widzialem 4 pancernych w kiosku za 40 zl
musze zakupic i odswierzyc ;D
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2490 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Co do Waszego śledztwa w sprawie Czterech pancernych, informuję, że przypadkowo widziałem ten odcinek niedawno w tv, chyba w czwórce (jest jakiś taki kanał) i potwierdzam wersję Jarka, że był to Gustlik ;D .
Dżenesh pisze: Polecam książkę „Zapomniany żołnierz”, autor: Guy Sajer (już ktoś to na forum chyba polecał?). Autor służbę w armii niemieckiej zaczynał od jednostki zaopatrzeniowej. W książce opisuje w jaki sposób dostarczał zaopatrzenie na pierwszą linię, nawet gdy znajdowała się ona pod ostrzałem.
Jakieś szczegóły możesz podać? Oczywiście jeśli to nie sprawi kłopotu :) .
Dżenesh pisze: Czytałem kiedyś, że wywiad niemiecki (tzw. „płytki”) na froncie wschodnim szacował liczebność jednostek sowieckich obecnych na bezpośrednim zapleczu frontu na podstawie… dymów ognisk, przy których czerwonoarmiści gotowali sobie posiłki. Ponoć szczególnie dobrze widać to było wieczorem na stepie. Dymy z ognisk wyglądały jak jakieś palce olbrzyma sięgające nieba. Wynika z tego, ze wiele jednostek sowieckich nie znało pojęcia „kuchnia polowa” i ich żołnierze musieli samodzielnie gotować sobie posiłki.
Być może było to praktyczniejsze, wiadomo, żywność się psuje, jak już coś się ugotuje, to nie da się tego zbyt długo trzymać.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Dżenesh
Colonel en second
Posty: 1272
Rejestracja: poniedziałek, 26 stycznia 2009, 23:07
Lokalizacja: Płock
Has thanked: 3 times
Been thanked: 18 times

Post autor: Dżenesh »

Raleen pisze: Jakieś szczegóły możesz podać? Oczywiście jeśli to nie sprawi kłopotu
Ależ proszę bardzo.

Niezbyt wiele pamiętam, gdyż książkę czytałem w sumie niedawno, ale jak to mówią pamięć mam dobrą ale krótką. Jeżeli coś przekręciłem to proszę mnie poprawić.

Autor służył w kolumnie transportowej. Podstawowy sprzęt to ciężarówki i furmanki/sanie konne. Zaopatrzenie docierało koleją do wielkich ośrodków miejskich, gdzie następowało przeładowanie na ciężarówki. Z tego co pamiętam autor i jego koledzy przewozili przeważnie amunicję. Droga do pokonania jaką miała kolumna wynosiła nieraz kilkaset kilometrów i trwała kilka dni. Wbrew pozorom największym problemem z jakimi spotykali się żołnierze niemieccy nie byli sowieccy partyzanci ale stan dróg, stan techniczny pojazdów oraz pogoda. Gdy droga (lub coś co ją przypominało) się kończyła następował przeładunek na furmanki/sanie. Żołnierze kolumny dostawali ogólne wytyczne gdzie szukać oddziałów do jakich mieli dowieźć zaopatrzenie. Szukanie oddziałów w polu w mniejszym lub większym stopniu odbywała się na zasadzie chybił-trafił. Najczęściej polegało na wypytywaniu każdego napotkanego żołnierza. Gdy natrafiono na właściwa jednostkę (najczęściej batalion) następował rozładunek sań/furmanek. Żołnierze kolumny transportowej dostawali rozkaz dostarczenia zaopatrzenie do konkretnej kompanii, a nawet plutonu. Zaznaczę, że każdą skrzynkę z zaopatrzeniem (w wypadku autora z amunicją) żołnierze musieli dźwigać osobiście nieraz dosłownie czołgając się, gdyż pojawienie się furmanek w polu widzenia sowieckich obserwatorów artyleryjskich ściągało ogień artylerii i broni maszynowej. Autorowi nieraz zdarzyło się zrobić ładnych parę kilometrów na brzuchu ze skrzynką amunicji. Spowodowane to był potrzebą szukania konkretnego pododdziału. Największy strach żołnierzy powodował ogień artylerii, gdyż obawiano się trafienia w amunicję. Autor był świadkiem masakry, gdy do okopu, gdzie schronili się jego koledzy i w którym schowano amunicję wpadł granat artyleryjski. Także, gdy Sowieci rozpoczynali ostrzał artyleryjski żołnierze porzucali amunicję i starali się znaleźć od niej jak najdalej. Po zakończeniu ostrzału zbierali porzuconą amunicję i dostarczali do miejsca przeznaczenia. Tak to mniej więcej wyglądało.

Autor dostarczał amunicję do broni strzeleckiej i ewentualnie moździerzy. Tak więc nie wiem jak wyglądał transport np. amunicji do jednostek artylerii czy paliwa do jednostek zmotoryzowanych.
Oddam życie polskiego rządu za Polskę
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia dwudziestolecia międzywojennego i II wojny św.”