Jeszcze pozwolę sobie wrócić na chwilę do lotnictwa, bo jakoś tego fragmentu o ciężarówkach nie mogłem znaleźć, ale jeszcze poszukam...
Mark Sołonin, 22 czerwca 1941, Poznań 2007
Tym razem jeszcze trochę o lotnictwie „zniszczonym na ziemi”. Gwoli przypomnienia główne straty od zaskakującego uderzenia na lotniska miały ponieść trzy dywizje lotnicze Frontu Zachodniego: 9, 10 i 11 MDL (Mieszane Dywizje Lotnicze). W tekście poniżej jest o największej z nich – 9 MDL, dalej Sołonin pisze też o 10 MDL, ale nie mogę przepisywać całej książki, więc tylko fragment (i tak obszerny, choć ze skrótami) dotyczący 9 MDL.
Jak to było z tą klęską lotnictwa radzieckiego w pierwszych dniach wojny
s. 184-192: „
Wszyscy – do Bałbasowa
Oto doszliśmy do momentu, kiedy już trzeba wyjaśnić dlaczego autor z takim uporem wyważa otwarte drzwi i udowadnia to, z czym nigdy nikt z rodzimych historyków nawet nie dyskutował.
Problem w tym, że okoliczności samego „zniszczenia na ziemi” mogły być najrozmaitsze. Na przykład, na zdobyte kilka dni (lub tygodni) wcześniej lotnisko radzieckie przybywa oddział służb tyłowych w składzie jednego feldwebla i dwóch żołnierzy. Feldwebel starannie przelicza „według ogonów” porzucone na lądowisku samoloty, po czym żołnierze wylewają benzynę z baków na ziemię i szczękają zapalniczką...
Czy nie można tego uznać za „zniszczenie na ziemi”? Co więcej, jeśli feldwebel należał do służb naziemnych Luftwaffe (a tak właśnie było najczęściej), to samoloty można słusznie uznać, za „zniszczone przez niemieckie lotnictwo”!
[...]
Czy nie pora już zapytać: kto widział tę „najbardziej niespodziewaną napaść” i zniszczone na ziemi w pierwszych porannych godzinach samoloty?
[...]
Skąd w ogóle wzięły się liczby dotyczące samolotów „zniszczonych na ziemi”?
W akademickiej, poważnej monografii Kożewnikowa po informacji o stratach lotnictwa Frontu Zachodniego jest odsyłacz. Do czego? Do popularnej książki (
Awiacija i kosmonawtkia SSSR). Jest to tak samo stosowne, jak – na przykład – powoływanie się na powieść w monografii o projektowaniu okrętów podwodnych. Dochodzi do tego w sytuacji, gdy w dziesiątkach innych, znacznie mniej ważnych wypadków Kożewnikow daje – jak jest to przyjęte w analizie historycznej o takiej skali – odsyłacze do zbiorów archiwalnych. Wątpliwe, aby była to przypadkowa niedbałość. Najprawdopodobniej nawet nie miał na co się powołać.
Największa z rozbitych – 9 Dywizja Lotnicza, która poniosła największe straty od „nagłego uderzenia na lotniska” – po prostu zniknęła. Żadne jej archiwa się nie zachowały [56].
[...]
21 sierpnia 1941 roku dowódca Sił Powietrznych Frontu Południowo-Zachodniego generał lejtnant F. A. Astachow (nawiasem mówiąc, najstarszy rosyjski lotnik, który dowodził lotnictwem 5. Armii jeszcze w latach wojny domowej) podpisał meldunek o działaniach bojowych lotnictwa frontu na początku wojny [90].
Oto co na temat „nagłego uderzenia na lotniska” powiedziano w tym meldunku:
„Pierwsze naloty przeciwnika na nasze lotniska w strefie przyfrontowej
nie wyrządziły poważnych strat naszym oddziałom lotniczym (podkr. M.S.), ale w rezultacie słabego kierownictwa ze strony dywizji i pułków lotniczych (...) przeciwnik powtórnymi uderzeniami w ciągu 22.06.41 roku i w następnych dwóch dniach zadał naszym oddziałom lotniczym znaczne straty, niszcząc i uszkadzając na naszych lotniskach w ciągu 22, 23 i 24 czerwca 1941 roku 237 samolotów...”
Liczba ta – 237 zniszczonych na ziemi (bez uściślenia liczby „uszkodzonych”) samolotów – długie lata błąkała się na kartkach książek naszych z bożej łaski pisarzy, lecz przy tym żaden z nich nie powiedział, że są to straty z pierwszych trzech dni, a nie z pierwszego nalotu Niemców. A to bynajmniej nie to samo. 24 czerwca o „nagłej” napaści wiedzieli już nawet hodowcy reniferów z Czukotki...
Generał Astachow objął dowodzenie Siłami Powietrznymi Frontu Południowo-Zachodniego dopiero 26 czerwca 1941 roku. Za straty pierwszych dni wojny nie ponosi on odpowiedzialności (22 czerwca Astachow dowodził jeszcze szkołami lotnictwa Armii Czerwonej). Jeśli byłby więc osobiście zainteresowany – to tylko wyolbrzymianiem rozmiaru strat poniesionych przez lotnictwo frontu przez jego poprzednika. Niemniej porównanie jego sprawozdania z notatkami Haldera dowodzi, że niemieccy piloci też ściśle trzymali się zasady „trzy piszemy, jeden – w pamięci”.
Najpewniej nie pomylimy się zbytnio, jeśli oszacujemy ogólne straty bojowe lotnictwa Frontu Zachodniego poniesione w dniu 22 czerwca 1941 roku na 100-150 samolotów, w tej liczbie także kilkadziesiąt samolotów rzeczywiście spalonych przez niemieckie lotnictwo na przygranicznych lotniskach 11., 9. i 10. MDL. Wszystkie pozostałe „zniszczone na ziemi” samoloty przepadły, w naszym mniemaniu, w toku przedsięwzięcia pod niewinną nazwą przebazowanie.
W 129. PLM (9. MDL) odbywało się to następująco. W połowie tego dnia pułk (myśliwski!) zdecydowano „wyprowadzić spod uderzenia”. Przeleciał do Dobżenowki. Następnie – na duże lotnisko w miejscowości Kwatera (to już około 100 kilometrów od granicy). Uwzględniając to, że w pułku było blisko trzy razy więcej samolotów aniżeli pilotów, można założyć, że już w toku tej pierwszej fazy przebazowania dziesiątki nowiuteńkich MiG-3 porzucono na ziemi, po czym ozdobiły one zwycięskie komunikaty Luftwaffe. Wieczorem tego samego 22 czerwca lotnisko w Kwaterze poddane zostało 15-minutowym działaniom szturmowym dwóch eskadr Me-110. Po tym, jak pisze w swoich wspomnieniach Rulin, „resztki (? – M.S.) pułku przeleciały do Baranowicz”. Ostatnie pięć migów zostało porzuconych w Baranowiczach z powodu zniszczenia pasa startowego lotniska w wyniku bombardowań niemieckich. W dniu 23 czerwca „dowódca rozkazał pozostałemu składowi osobowemu zebrać się na lotnisku Bałbasowo – w punkcie zbiórki składu latającego i technicznego pułków lotniczych okręgu” [66].”
Bałbasowo pod miastem Orsza to 550 kilometrów na wschód od granicy. Kiepsko. Gdyby niemieckie myśliwskie eskadry zdecydowały się „wyjść spod uderzenia” z podobnym rozmachem przestrzennym, to znalazłyby się na przedpolach Berlina...
Czytelnik powinien się teraz oburzyć: „A cóż można było jeszcze uczynić, jeżeli lotnisko zostało zniszczone! Dźwigać samoloty na sobie?”
Przypuszczenie słuszne. [...] Lecz z tematem naszej dyskusji nie ma to żadnego związku. Lotnisko w Baranowiczach było całkowicie zdatne do bojowego wykorzystania.
O godzinie 6 rano 22 czerwca dowódca sił powietrznych Frontu Zachodniego I. Kopiec rozkazał dowódcy 43. DLM G. Zacharowowi jednym pułkiem myśliwskim osłonić Baranowicze – miasto i duży węzeł kolejowy. Do wykonania tego rozkazu G. Zacharow, którego sztab mieścił się właśnie w Bałbasowie, przebazował do Baranowicz swój 162. PLM (54 myśliwce I-16).
„O godzinie dziewiątej rano pułk wylądował w Baranowiczach – pisze w swoich wspomnieniach generał Zacharow – po pierwszych uderzeniach bombowych hitlerowców lotnisko w Baranowiczach prawie nie ucierpiało.”
Ale to przecież po pierwszych uderzeniach... Być może zniszczyli je potem, właśnie wtedy, gdy do Baranowicz przebazowały się „resztki” 129. PLM?
„W nocy na 23 czerwca Niemcy próbowali zbombardować lotnisko, lecz próba została udaremniona i bombardowanie było nieudane (...) Od rana 23 czerwca w ciągu dwóch dni pułk walczył bez przerwy i w tym czasie piloci Piatin, Owczarow, Bierieżnoj i inni odnieśli swoje pierwsze zwycięstwa... Podczas pierwszych trzech dni pułk nie stracił w walkach ani jednego pilota” [55].
Taka to u nas była „dziwna wojna”. Jedni przebazowują się z zachodu na wschód, inni – ze wschodu na zachód. Jedni – do Bałbasowa, inni – z Bałbasowa. Dla jednych lotnisko jest przydatne do tego, aby trzy dni na nim walczyć, nie tracąc ani jednego pilota. Inni nawet poderwać się nie mogą, wobec tego porzucają najnowsze samoloty myśliwskie...
W pamiętnikach Zacharowa jest jeszcze jeden, ogromnie ważny szczegół:
„Po wylądowaniu w Baranowiczach (wczesnym rankiem 22 czerwca – M.S.) piloci 162. pułku zobaczyli kilka bombowców Pe-2 i Su-2, kilka myśliwców MiG-1, MiG-3, a nawet myśliwce Jak-1. Były to załogi z różnych pułków i dywizji lotniczych, którym w pierwszych minutach wojny udało się poderwać pod bombami”,
Jednym słowem, jacyś piloci 9. dywizji (a tylko w niej znajdowały się migi) rozpoczęli przebazowanie z własnej inicjatywy, nie czekając na żadne rozkazy, już w pierwszych minutach wojny. Pod wieczór tych jednorazowych „sokołów” było znacznie więcej. Zacharow pisze, że na lotnisku w Mińsku odkrył „samoloty rozmaitych typów, zupełnie nie zamaskowane, wszystko było zapchane sprzętem”.
Mińsk – to „zaledwie” 350 kilometrów od frontu. Znaleźli się jednak i tacy aktywiści przebazowania, którzy w pierwszych godzinach wojny potrafili dolecieć aż do Smoleńska!
„W zatrważający wojenny poranek 22 czerwca 1941 roku na lotniskach naszego korpusu lotniczego zaczęły lądować pojedyncze samoloty myśliwskie pułków lotnictwa armijnego Frontu Zachodniego.
Po zaciętych walkach powietrznych wiele z nich nie mogło już wylądować na swoich lotniskach, a niektóre od razu zostały przekierowane na lotniska zapasowe, w tym także na nasze” [50].
To fragmenty wspomnień marszałka lotnictwa Skripki. Jego 3. Korpus Bombowy Dalekiego Zasięgu (o czym wspominaliśmy już wyżej) stacjonował przed wojną w rejonie Smoleńska (700 kilometrów od ówczesnej granicy państwowej). Mało który myśliwiec doleciałby tam z Brześcia lub Białegostoku, a już o tym, aby takiego przelotu mógł dokonać po „zaciętej walce powietrznej”, nawet mowy być nie mogło! Jeszcze bardziej niesamowicie dźwięczą słowa o tym, że już od rana pierwszego dnia wojny ktoś, nie wiedzieć po co, „przekierował” lotnictwo myśliwskie na głębokie tyły. Czyżby lotnictwo myśliwskie tworzono tylko po to, aby po pierwszych wystrzałach rozpocząć brawurowe „wyjście spod uderzenia”?
Po południu 22 czerwca 1941 roku zapoczątkowane „z inicjatywy oddolnej” przebazowanie nabrało charakteru masowej ucieczki.
W.I. Olimpiejew urodził się w roku 1922 i był jednym z nielicznych rekrutów z 1940 roku, którym udało się dożyć zwycięstwa. Na stronie internetowej „Pamiętam” opublikowano jego wspomnienia o wojnie, którą Wsiewołod Iwanowicz przeszedł od pierwszego do ostatniego dnia, od Białegostoku po Moskwę i do Berlina. W Białymstoku sierżant Olimpiejew służył jako dowódca pododdziału telefonistów sztabu 9. MDL. Oto dlaczego, pomimo skromnej rangi, Wsiewołod Iwanowicz widział i wiedział sporo. [...]
„[fragment z pamiętników W.I. Olimpiejewa – przyp. mój] (...) pod koniec dnia 22 czerwca otrzymałem telefonicznie
rozkaz rzucić wszystko i możliwie jak najszybciej powrócić do sztabu dywizji (...) Wszystkie jednostki lotnicze otrzymały
rozkaz natychmiastowego opuszczenia miasta i wycofania się na wschód (...)
Późnym
wieczorem 22 czerwca kolumna jednostek lotniczych opuściła Białystok i już wczesnym rankiem w poniedziałek była daleko za miastem (...) W samochodach znajdowali się
tylko wojskowi z błękitnymi naszywkami (...)
O świcie 23 czerwca kolumna oddziałów lotniczych poruszała się wzdłuż szosy na Baranowicze (to już 250 kilometrów od granicy) (...) w dniu 24 czerwca kontynuowaliśmy marsz na wschód.
Ten wtorek był faktycznie kresem 9. MDL (...) o świcie 25 czerwca zobaczyliśmy w dole zaciemnione miasto Orsza”.
I w ten sposób znaleźliśmy się w Bałbasowie...
Praktycznie tak samo i z takimi samymi skutkami odbywało się przebazowanie 10. MDL pułkownika Biełowa. [...]”
Przypisy (w tekście numerki w kwadratowych nawiasach)
[50] N.S. Skripko,
Po celiam bliżnim i dalnim, Moskwa 1981.
[55] I.W. Timochowicz,
Ja – istriebitiel, Moskwa 1985.
[56] D.B. Chazanow,
Wtorżenije. Naczało wozdusznej wojny na sowietsko-giermanskom frontie, „Awiacija i wriemia, 1996, nr 3, 4, 5.
[66] M.W. Timin,
Na ostrie gławnogo udara. Pricziny porażenija WWS ZachWO, Ulianowsk 2001.
[90] Strona internetowa „WWS Rossiji”:
http://www.airforce.ru