Philip79 napisał(a):
Orła to chyba częściowo sfinansowano.
Gdzie tam częściowo... Na ORP Sęp i ścigacze jeszcze trochę zostało
Musiałbym tylko sprawdzić, czy części dewiz państwo nie sponsorowało (w kilku walutach to poszło) i czy kontrakt przewidywał kompentasy towarowe (co było wówczas standardem). Niestety, literaturę w tym temacie mam leciwą i dopiero ją sukcesywnie odświeżam nowymi opracowaniami. O Orle jeszcze nie dorwałem.
Philip79 napisał(a):
Hitler wbrew pozorom wcale nie miał silnego poparcia społecznego, terror i Gestapo było bezdyskusyjnie konieczne, bo zapewne momentalnie by go wywieźli na taczkach i wrzucili do Renu. Dowodów nie trzeba specjalnie szukać, wystarczy poczytać, jak wiele było zamachów, komórek wspieranych głownie przez inteligencje itd.
Trochę w tym przesady. Terror przed wojną, to tzw. walka o czystość rasy i czyszczenie konkurentów tj. wycięcie SA w słynną noc "narzędzi kuchennych".
Obawy społeczeństwa były raczej uzasadnione. PWS pamiętano aż nadto dobrze i bezkrwawe sukcesy w Nadrenii, Austrii i Czechach (Kłajpedę można jeszcze dorzucić) ich nie rozwiały tak zupełnie.
Potrzebny był blitz...
Philip79 napisał(a):
Co do sprawy exportu, to przyznam, że takie informacje mnie pozytywnie zaskoczyły. Cóż nie podyskutuje w tej kwestii, gdyż zbyt mało wiem. Czyli wypadało by ten i podobne epizody zaliczyć do elementu nagonki na obóz rządzący?

Zależy przez kogo. Ciekawe moim zdaniem jest to, że im głębiej szukam, tym ciekawsze wnioski wyciągam. Przypomniałem sobie, przy okazji wątku o filmach dok. i "szarży na czołgi", że ten mit powstał jako klasyczne Radio Erewań. Źródłem jest propagandowy Kampgeschwader Lutzow. Pokazano w nim chaos po ewidentnie przypadkowym spotkaniu polskiego oddziału kawalerii z niemiecką kolumną zmotoryzowaną(

). Nie było żadnej szarży na czołgi. To podchwyciła propaganda kolejnego okupanta i dalej już poszło.
Wychodzi na to, że w niemieckiej pseudodokumentalnej propagitce było więcej prawdy, niż "naszej" literaturze powojennej
Dlatego teraz już nie wnikam, czyja to propaganda, bo czasem trzeba głęboko grzebać. Chyba już nie warto.
Wracając jeszcze na chwilę do polskiego eksportu broni:
Jednym z większych sukcesów SEPEWE było pozbycie całkiem dużej ilości przestarzałego sprzętu i to różnej klasy, od czołgów (FT-17) i samolotów (PWS-10), po broń palną, amunicję i wyposażenie niezgodne z przyjętymi normami (przestarzałe, albo nie pasujące do reszty). Proces zaczęto już w latach 20, gdy sytuacja na granicach pozwoliła na wzięcie głębszego oddechu.
O tym się nie mówi głośno (i nie wiem czemu), ale nasze "waadze" miały świadomość, że złomem to się nie da na dłuższą metę wojować. Może komuś wstyd przyznać, że złoty okres, to wojna domowa w Hiszpanii? Dużo złomu tam poszło... I uczyć się dzisiejszym marketingowcom trzeba jak to zrobić, żeby takie grube wałki nie wyszły na światło dzienne, jeszcze tyle lat po fakcie.
Philip79 napisał(a):
Przy okazji pociągnę jeszcze twój pogląd i zapytam, przechodząc już do kampanii wrześniowej. Co sądzisz o kompetencji naczelnego dowództwa, jak i przypadków kompetencji dowódców, takich jak, (żeby się nie rozpisywać) chyba najsłynniejszy przypadek gen Rómmla.
Bo ja akurat w tych kwestiach staram się usilnie nie zajmować stanowiska.
I słusznie Waść czynisz
Wiem po sobie jak te poglądy mogą się zmieniać wraz z poznawanymi faktami i okolicznościami.
Do kompletu można dorzucić gen. Bortnowskiego, który nabruździł dwa razy; najpierw jako dow. Armii Pomorze, później w sztabie gen. Kutrzeby, jako w sumie nie wiadomo kto. Oficjalnie "się załamał psychicznie", ale to akurat nie przestępstwo. Pytanie. czy był na tyle świadomy powagi sytuacji, by zdać dowodzenie (oficerów miał ponoć niezłych). Bodaj jego szef sztabu w niewybrednych słowach pisał po latach, że powinien był go zastrzelić.
Ta sprawa kładzie się też cieniem na gen. Kutrzebie, który widzą na własne oczy co się dzieje, nie odsunął go od dowodzenia, tylko powierzył kolejne odpowiedzialności. Zagmatwane to...
Co do samego Kutrzeby, też mi pogląd zmieniał się z "najlepszy dow. wrześniowy" na "sprawny rzemieślnik".
Co gorsza, analiza ówczesnej strategii (o dziwo była taka) nie zakładała zwrotu zaczepnego w jego wykonaniu i tym samym cała operacja na Łowicz-Kutno zwana później bitwą nad Bzurą uniemożliwiła obsadzenie linii Wisły.
Można sobie teraz dywagować, co by to dało. Faktem jest jednak, że najsilniejszy związek operacyjny zyskał kilka dni na umocnienie stolicy. Trochę kosztowne... Sam autor był później zawiedziony efektami.
I bądź tu mądry w ocenie
Z relacji wynika, że znakomicie radził sobie gen. Sosnkowski. Literatury na ten temat jeszcze nie wiele, bo obejmuje to już okres odwrotowy, bardzo trudny do udokumentowania. Badacze są już ostrożni. Pierwsze sensowne opracowania o Przedmościu Rumuńskim, to ostatnia dekada. Po tym, co już przeczytałem, jestem trochę zawiedziony.
Inaczej też niż kiedyś postrzegam dowodzenie Flotą. Całkiem niedawno dowiedziałem się, że ORP Wicher "zatopił" sam Wódz Naczelny, żądając pozostawienia kontrtorpedowców na Wybrzeżu. Adm. Świrski wytargował trzy, które dało się uratować. Dziwi mnie tylko wybór planu "Worek" jako obowiązującego. Dziś znamy zawartość pozostałych kopert przygotowanych na czas "W" i trzeba przyznać, że były sensownie pomyślane. Wystarczyło wybrać inną kopertę
I szkoda, że operacji "Rurka" nie przeprowadzono wcześniej.
(Związana z nią postać kmdra Łomidze też jest dość frapująca. Spory o słuszność decyzji wywalenia nieuzbrojonych min za burtę po nalocie w Zatoce trwają do dziś. I poza relacjami i ustaleniami komisji powołanej w tej sprawie już na emigracji, brak jakichś poważniejszych dokumentów. )
Ale tu zapewne kaganiec założyła polityka (tak jak na kordonowe ustawienie wojsk lądowych).
Dziwne i tajemnicze jest też zachowanie późniejszego gen. Andersa. Tak to wyglądało jakby unikał zarówno walki jak i przełożonych. W literaturze i publikacjach jakoś cichutko...
Otóż

Gdy dochodzi się do motywacji decyzji poszczególnych osób, to czasem diametralnie zmienia to światło, które na nich pada...
Obawiam się, że wielu ważnych detali już nie poznamy
Philip79 napisał(a):
... Co do otworzonych archiwów to m.in obecnie "buszuje" tam pewien polski historyk, Targalski, którego lubię i z którym się zgadzam w wielu kwestiach i liczę na ciekawe opracowania w najbliższej przyszłości.
Zdziwiony jestem, że można
Osobiście lubię czytać prace p. Kornata. Ale dlatego, że pisze o relacja przedwojennych

Tematu Wojny Ojczyźnianej z zasady unikam. Za obszerny temat, a po samym Wrześniu widzę, że trzeba się duuuzo naczytać, żeby coś wiedzieć, a nie powtarzać czyjeś "rewelacje" z agencji JPDP (Jedna Pani Drugiej Pani

)
Philip79 napisał(a):
ponoć spadochroniarstwo w Zsrs było narodowym sportem)
Z tego co pisał bodaj. p. Witkowski z swoim opracowaniu o polskich jednostkach spadochronowych(na tle innych państw), to trochę prawdy w tym było. W relacji do liczby ludności nie powalało, ale liczby bezwzględne robiły wrażenie.
Skoro jednak tytuł wątku to obrona powietrzna, zapodaję Kolegom temat
OPL Warszawy w '39.
Konkretnie chodzi mi o dowodzenie
Brygadą Pościgową. Skuteczne/nieskuteczne/dobrze-źle zorganizowane?
Wydano arcyciekawą książeczkę "Zielonka, zapomniane lotnisko" oraz rzetelne monografie eskadr, a także grę planszową "111" (imho, mechanicznie lepszą od "303", choć to tylko kilka nowych przepisów), do tego wspomnienia choćby T. Rolskiego (fajnie byłoby zobaczyć wznowienie), więc jakiś pogląd można sobie wyrobić.
Jednak mnie zdumiało to pierwsze opracowanie, stąd moje pytanie
