Wiadomości z Dolnego Śląska

Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Wiadomości z Dolnego Śląska

Post autor: Andreas von Breslau »

Groby toną w chwastach

Cmentarz Oficerów Armii Czerwonej przy ulicy Karkonoskiej we Wrocławiu zarósł chwastami. Ostatni raz zieleń była tu koszona rok temu.

"Cześć i chwała Radzieckim Bohaterom poległym w walce o wyzwolenie narodów od niemiecko-faszystowskiego ucisku" - te słowa czytamy, wchodząc na teren cmentarza. Ale już na głównej alejce natrafimy na suche liście, połamane gałęzie, rozbite butelki i śmieci. Na murach otaczających cmentarz widnieją wulgarne napisy.

Po obu stronach alejki znajduje się 765 mogił. Chwasty zasłaniają jednak nazwiska i utrudniają wejście na boczne alejki.

W centralnym punkcie cmentarza stoi pomnik ku czci generała Iwana Połbina, lotnika, który zginął 11 lutego 1945 roku w walkach o Wrocław. Ale Wrocław o cmentarz dziś nie walczy.

- Cmentarz jest teraz placem zabaw, wychodkiem dla psów i miejscem libacji - mówi pani Ania mieszkająca w okolicy cmentarza. - Omijam to miejsce. Boję się.

Alicja Piątkowska przechodzi codziennie przez cmentarz w drodze do pracy: - To smutne, że tak wygląda. Należałoby posprzątać.

Pani Mariola dawniej przychodziła na cmentarz z córką: - Było tu ślicznie. Pełno płonących zniczy. Kwiaty. Dziś wszystko zarośnięte.

Od stycznia za utrzymanie cmentarzy wojennych płaci Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Powinno ono podpisać z gminą umową na opiekę nad cmentarzem i przekazać pieniądze. Jednak do dzisiaj nie podpisało porozumienia z gminą Wrocław. A urząd miejski bez umowy nie chciał płacić za porządkowanie cmentarza.

http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751 ... 8-22-03-35
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Wrocławskie wagony kolejowe staną w muzeach Holocaustu

Stare wagony kolejowe z Wrocławia będą eksponatami w muzeach Holocaustu w Meksyku i na Florydzie. Pierwszy odjechał wczoraj ciężarówką do Gdyni, a stamtąd popłynie statkiem do Veracruz. Drugi stoi w porcie miejskim przy Kleczkowskiej

Ale już jest szykowany do podróży na Florydę. Organizatorem obu muzeów jest prof. Michael Berenbaum z USA, który poprosił o wyszukanie wagonów Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa z Jaworzyny Śląskiej. Berenbaum to jeden z czołowych znawców tematyki Holocaustu na świecie, pisarz, filmowiec i twórca United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie.

- Postanowił wykorzystać wagony jako ilustrację do historii transportów Żydów kierowanych do obozów koncentracyjnych. Ten typ wagonów był produkowany od 1932 roku, bardzo rozpowszechniony w Europie - opowiada dr Piotr Gerber z Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa.

Wagony zostały kupione w styczniu, na przetargu, od PKP na Dolnym Śląsku. - Sprzedawano je na złom, jako "zasoby zbędne" - opowiada Jacek Jerczyński, kustosz muzeum w Jaworzynie. - Deski są przegniłe, dziura goni dziurę, ale stalowa konstrukcja wciąż się nieźle trzyma - mówi Jerczyński.

Pracownicy muzeum w Jaworzynie proponowali, że zakonserwują wagony, ale prof. Berenbaum nie chciał niczego zmieniać. - Powiedział, że muszą zachować ślad upływu czasu. Boję się tylko, aby nie rozpadły się po drodze. Rejs do Veracruz trwa cztery tygodnie - martwi się dr Gerber.

Szkoda by było, bo kolejowe eksponaty muzealne są drogie. Wprawdzie cena jednego wagonu wyniosła ok. 5 tys. zł, ale przewiezienie go kosztuje ponad 15 tys. dolarów. - Mówiąc między nami, stare wagony dostaliby w Stanach za parę groszy. Ale to nie ten typ, inscenizacja byłaby muzealnym oszustwem - opowiada dr Gerber.

W ramach walki z oszustwem pracownicy muzeum jeszcze wczoraj rano czyścili rozpuszczalnikiem hitlerowskie "gapy", które kilka miesięcy temu wymalowali na wagonach filmowcy. Zeszły łatwo.

Gorzej poszedł załadunek wagonu na specjalną ciężarówkę. Wprawdzie wagon w całości znalazł się na platformie, ale w trakcie jego mocowania spadły grube belki zabezpieczające. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Wagon, który pojechał do Meksyku, będzie stał wewnątrz wznoszonego właśnie budynku muzeum (osiem tys. mkw. powierzchni wystawienniczej, pięć poziomów). Budowlańcy muszą go wprowadzić do środka jeszcze przed zakończeniem prac, inaczej się nie zmieści.

http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751 ... 8-24-02-05
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Amerykanie oddają Wrocławiowi średniowieczne dokumenty

Siedemnaście średniowiecznych dokumentów odzyskało Archiwum Państwowe we Wrocławiu. Zaginione w czasie wojny, trafiły do Archiwum Archidiecezjalnego w Milwaukee w USA. W czwartek zostaną publicznie pokazane.

- Jeden z dokumentów został wystawiony w 1256 roku w Wiązowie. Dotyczy zatwierdzenia układu o posiadaniu dziesięcin między Tomaszem I, biskupem wrocławskim, a klasztorem premonstratensów św. Wincentego we Wrocławiu. Na pewno był w zbiorach tutejszego przedwojennego archiwum - opowiada wicedyrektor Archiwum Państwowego we Wrocławiu Helena Kułdo. - Drugi dokument wystawił książę kujawski Władysław (późniejszy król Władysław Łokietek) dla szpitala Świętego Ducha. Niestety, to wszystko, co wiemy. Dopiero w przyszłym tygodniu będziemy mogli zbadać dokumenty.

W jaki sposób cenne archiwalia trafiły do USA, pozostaje na razie tajemnicą. - Prawdopodobnie w czasie drugiej wojny światowej wywiózł je jakiś żołnierz. Zbiory wrocławskiego archiwum zostały wtedy rozproszone - mówi Helena Kułdo. - Przyznam jednak, że po ponad 60 latach od zakończenia wojny nie liczyliśmy na ich zwrot.
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Erotyczne "Lili Marlene" dla autora przygód Eberha

Zobaczcie tu:

http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751 ... 8-25-02-05

Co sądzicie o tym zdjeciu? Niebezpieczne klimaty, a miny panów nietęgie. Czy to przegięcie Waszym zdaniem?
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Rzekłbym: :?
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

I Dni Twierdzy Kłodzkiej

Za unijne pieniądze Kłodzko wystawiło sobie pruski regiment - niemal identyczny jak ten sprzed dwustu lat. W sobotę stoczy bitwę z jednostkami napoleońskimi z czeskiego Jiczyna. Kłodzczan wesprą posiłki z Magdeburga.

Aneta Augustyn: Bitwa ma być z szykanami: pełen rynsztunek, wybuchy i wystrzały, a nawet ofiary. Wiadomo, już kto polegnie?

Leszek Michalski, zastępca burmistrza Kłodzka: W sobotę rano na odprawie dowódców ustalimy detalicznie, kto będzie ranny, a kto zabity.

Będzie trochę poległych, bo to i jedna bitwa w parku, i szturm twierdzy, i nasz kontratak...

Improwizacja nie wchodzi w grę?

Absolutnie. Jeśli każde skrzydło zacznie po swojemu, to dowódcy się zdenerwują i wszystko się zawali. Plan musi być. W końcu stu żołnierzy to nie przelewki. Wspomogą nas jednostki pruskie z Gdańska, Srebrnej Góry i Magdeburga. Ruszymy na wojska napoleońskie z Jiczyna, Nachodu, Sobótki i Nysy. A w niedziele podpiszemy zawieszenie broni. Wojska napoleońskie co prawda oblegały Kłodzko w 1807 roku, więc dokładna rocznica nam nie wyszła, ale ten termin pasował wszystkim najbardziej.

Jaka rola Panu przypadła?

Artylerzysta.

Niebezpieczne.

Trzeba przyznać, że jest to ryzykowne, ale przeszedłem to dość gruntowne szkolenie. Trzy razy strzelałem na twierdzy pod okiem kolegów z Pułku Strzelców Konnych I Legii Księstwa Warszawskiego. Są z Sobótki i ćwiczą się w tym od kilkunastu lat. A nasz regiment dopiero co powstał, jeszcze niedoświadczony.

Kogo udało się zwerbować?

Jest nas jedenastu. Oficer pracuje w zakładzie przemysłowym, podoficer jest funkcjonariuszem straży granicznej, strzelcy grenadierzy to studenci i jeden bezrobotny. Razem 47. Pruski Pułk Piechoty w Kłodzku. W oryginale nazywał się 47. Infanterie Regiment von Grawert Glatz. Grawert to hrabia, który tytularnie dowodził regimentem, bo przecież miał do tego kadrę oficerską. Każdy regiment w owych czasach miał swojego "von".

Pana zadanie?

Obsługa armaty. Może krótko przedstawię cykl ładowania. Grajcar służy do czyszczenia lufy po poprzednim wystrzale. Następnie użyję flejtucha, stempla z mokrym włosiem, do wygaszania. Żeby, broń Boże, żadna iskra nie pozostała. Potem włożę ładunek prochowy, przybiję suchym stemplem. Od góry przebijam szpikulcem ładunek, wkładam lont, przypalam lontownicę, czyli tlący się sznurek bawełniany. I wystrzał!

Strój już gotowy?

Biegam za frakiem, bo to ostatnia rzecz, jakiej mi brakuje. Mam spodnie lniane z klapką z przodu. Krawcowa uszyła mi też bawełnianą koszulę z szerokimi rękawami i stójką. Kapelusz "bicorn", czyli dwurożny, z czarnego filcu, ściągałem z zagranicy. Jest też halsztuk, czyli chustka na szyję, i kamizelka wełniana z patką do podtrzymywania pasa. A nawet kamasze, czarne opinacze z 12 złotymi guzikami. Kolega z Gdańska zrobił.

Buty też z epoki?

Prawie. Te najlepsze, całe ze skóry, kosztują aż 600 zł, więc przerobiliśmy buty spawalnicze. Podeszwy co prawda mają gumowe, ale wyglądają dość stylowo.

W mieście stanie obozowisko z 15. namiotów. Też są historyczne?

Kłodzki tapicer uszył nam dokładne repliki, które rozbijemy na twierdzy. Rozpalimy ogniska, rozstawimy trójnogi z kociołkami.

Siłami naszego regimentu zbudowaliśmy w kilka dni mostek dla pieszych, którym będzie można wejść do obozu. Toalety staną z boku, bo są zbyt współczesne. Żołnierze będą mieli chlebaki na rzeczy osobiste: cynowe kubki, drewniane sztućce, ręczniki z surowego lnu, kawałek szarego mydła, fajkę. Żadnych plastikowych butelek czy konserw. Papierosy wykluczam.

Pruski wojak nie może się zaciągnąć?

Niedopuszczalne, chyba że po cichu, za obozem. Papierosy nie pasują.

Kto wymyślił Dni Twierdzy?

Jestem prezesem Stowarzyszenia "Grupa Rekonstrukcji Historycznej" i pomysł chodził mi po głowie. Zwłaszcza że w ramach unijnego programu "Interreg 3A Polska-Czechy" dostaliśmy 130 tys. zł na promocję twierdzy w Kłodzku i w Srebrnej Górze. Więc trzeba się pokazać.

I Dni Twierdzy Kłodzkiej

sobota


g. 11 - przemarsz wojsk ulicami miasta pod ratusz

g. 15-16 - zwiedzanie obozowiska na twierdzy

g. 17 - pierwsza bitwa w parku pod twierdzą, ul. Noworudzka

g. 17.40 - szturm twierdzy przez wojska napoleońskie

g. 18.30 - parada i pokaz sztucznych ogni

niedziela

g. 12 - podpisanie zawieszenia broni, salwa armatnia i pożegnanie żołnierzy

http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751 ... &startsz=x
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Kilkunastu rannych na niby i jeden ranny naprawdę to finał weekendowego festynu na kłodzkiej twierdzy

Do Kłodzka w piątek wkroczyły zgodnie wojska napoleońskie i pruskie, prosto z Magdeburga, Jičina, Nachodu, Gdańska, Srebrnej Góry, Sobótki i Nysy. Przygotowane po raz pierwszy Dni Twierdzy Kłodzkiej nawiązywały do oblężenia miasta przez Francuzów w 1807 r. W rzeczywistości 199 lat temu wcale nie przypuścili oni ataku na fortyfikacje, ale nie przeszkodziło to setce żołnierzy w dziarskim marszu na kłodzkie mury.

Przy dźwiękach werbli i armatnich salwach (czeski oddział profilaktycznie walczył z zatyczkami w uszach) forsowali w sobotę specjalnie na tę okazję zbudowaną drewnianą bramę. Tłum widzów, także niemieckich i japońskich turystów, przemieszczał się za wojakami, którzy co i rusz oddawali strzały z muszkietów albo padali w dramatycznych pozach.

Większej wytrwałości trzeba było, żeby dwie noce przespać w płóciennych namiotach. Obozowisko w twierdzy rozbito z dbałością o szczegóły z epoki. Sienniki, latarnie ze świecami, cynowe kubki, drewniane miski i sztućce, szare mydło i lniane ręczniki. Żeby nie psuć historycznych realiów, nawet plastikowe butelki z wodą mineralną opakowano w lniane pokrowce, a pobliski pomnik Żołnierzy Radzieckich owinięto płachtą. Żołnierze mieli na sobie pieczołowicie odtworzone stroje: hełmy, dwurożne filcowe kapelusze, futrzane czapy, fraki, lniane spodnie i koszule, wełniane kamizele, halsztuki i kamasze.

W męskim gronie pojawiło się kilka markietanek oraz dr Maria Joanna Turoz. Na co dzień wykładowca historii medycyny na Akademii Medycznej w Warszawie, od lat z upodobaniem uczestniczy w historycznych rekonstrukcjach. Zawsze jako wojskowy lekarz, z fajką zatkniętą za cholewę wysokich butów. Tym razem wcieliła się w rzeczywistą postać wojskowego chirurga Pierre'a Galle. - Miał sporo roboty: usuwać kule, zszywać rany, obcinać kończyny - wylicza. W oryginalnym płóciennym kufrze medycznym z XIX wieku zabrała ze sobą piłę do amputacji, lniane nici do szycia, noże, metalowe sondy do sprawdzania głębokości ran, klepsydrę do liczenia tętna i miniaturową wagę do odważania leków w uncjach. Jedynie kulki z opium do uśmierzania bólu zastąpiła cukrowymi.

W kłodzkich potyczkach roboty za dużo jednak nie miała, skończyło się na drobnych oparzeniach. Poważniejszy wypadek zdarzył po godz. 18. Z kilkumetrowego muru twierdzy spadł 58-latek z Ząbkowic Śl. Mężczyzna nie doznał poważnych urazów. Przebywa w kłodzkim szpitalu, jego stan jest dobry.

Pomysłodawcą I Dni Twierdzy był Urząd Miejski w Kłodzku, który wystawił do walki sformowany w tym roku pułk piechoty, 47 Infanterie Regiment von Grawert Glatz.

Po bitwach, paradzie i salwie honorowej w niedzielę pod ratuszem podpisano zawieszenie broni. W ramach unijnego programu "Interreg 3A Polska - Czechy" region dostał 130 tys. zł na promocję twierdzy w Kłodzku i w Srebrnej Górze. - W październiku jedziemy walczyć pod Jenę, a w grudniu pod Austerlitz - cieszy się Leszek Michalski, na co dzień wiceburmistrz Kłodzka, od czasu do czasu pruski artylerzysta.
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Nowe szaty ratusza

Zachowane wątki murów i analiza źródeł ikonograficznych pozwoliły ustalić specjalistom, że ta część budowli została pierwotnie pomalowana na kolor żelazowej czerwieni. Czy w tej barwie ratusz wygląda atrakcyjnie, każdy może dziś sprawdzić na własne oczy. Przy okazji warto jeszcze raz obejrzeć rzeźby i ozdoby architektoniczne pokrywające elewację, bo dopiero teraz można docenić w pełni ich urodę. Kamień został oczyszczony, a wszystkie ubytki (ponad pół tysiąca!) uzupełnione. Konserwatorzy odtworzyli też w całości trzy rzeźby: św. Marii Magdaleny, św. Elżbiety i św. Andrzeja.

Remont południowej elewacji kończy trwający od 2004 roku remont całego ratusza, najpoważniejszy w jego powojennej historii.

http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751 ... 8-22-03-35

Kamienny pisarz miejski stojący na południowej elewacji ratusza odzyskał po ponad pół wieku głowę. Dostał też nowe pióro. Wręczył mu je we wtorek dyrektor Muzeum Miejskiego Maciej Łagiewski, do którego pisarz okazał się łudząco podobny.

Widocznie przypominam burmistrza Gustava Dickutha, bo to jego sportretowano na ratuszu w postaci pisarza - żartuje Maciej Łagiewski. Jak jest naprawdę, każdy może sam sprawdzić. Warto obejrzeć ratusz po trwającym trzy lata remoncie, najpoważniejszym od ponad pół wieku.

Jako ostatnia została odnowiona fasada południowa, ozdobiona najpiękniejszymi rzeźbami. Teraz widać je dużo lepiej, wyczyszczony piaskowiec wyraźnie odcina się od elewacji, pomalowanej na kolor żelazowej czerwieni.

- Wszystkie ubytki, jeszcze wojenne uszkodzenia, zostały uzupełnione - opowiada dyrektor Łagiewski.

Jest tego ponad pół tysiąca! Konserwatorzy dorabiali aniołom skrzydła i włosy, odtwarzali ręce i nogi, łatali szaty, uzbroili żołnierzy, wyrzeźbili baldachim dla św. Jana Chrzciciela, a św. Wawrzyńcowi sprezentowali nową głowę. Dzięki ich pracy nareszcie widać dobrze głowy posągów z galerii średniowiecznych stanów miejskich, które w 1891 roku wykonali - z inicjatywy budowniczego miejskiego Karla Lüdecke - Behrens i Rassau. Sportretowali przy okazji wybitnych obywateli dziewiętnastowiecznego Wrocławia.

Mieszczanin i mieszczka to Heinrich von Korn z małżonką - radny i właściciel znanej oficyny wydawniczej, założonej w 1732 roku (jej pierwsza siedziba mieściła się w Rynku pod nr. 20, a więc naprzeciwko posągów Kornów). Wzorem dla wizerunku mnicha był Richard Plüdemann, radca budowlany, a kamieniarz to sam Karl Lüdecke, budowniczy miejski. Radny Maximilian von Ysselstein użyczył swej twarzy pachołkowi wójtowskiemu, Ferdinand Friedensburg, nadburmistrz w latach 1879-1891, został sportretowany jako rajca, a Gustav Dickhuth, burmistrz Wrocławia w latach 1879-1892, trafił na ratuszową fasadę jako pisarz miejski.

- Dolny fryz na południowej elewacji (z przedstawieniem m.in. bajek Ezopa) został zasłonięty siatką chroniącą przed ptakami. Trudno sobie wyobrazić, ile tam było gniazd. Trzeba było wstrzymać prace, żeby pisklęta wróbli dorosły, a jaskółkę zaplątaną w sznurek użyty do budowy gniazda wyeksmitować do zoo - opowiadał dyrektor Łagiewski.

Najwięcej emocji budziła decyzja dotycząca kolorystyki południowej elewacji.

- Zachowane wątki murów i analiza źródeł ikonograficznych pozwoliły specjalistom ustalić, że ta część budowli została pięć wieków temu pomalowana na kolor żelazowej czerwieni - tłumaczy dr Łagiewski.

Na montaż czeka jeszcze odlana z brązu chorągiew z wyciętą głową św. Jana Ewangelisty, która ma zwieńczyć jedną z kul na ratuszowym dachu. Wczorajsze próby umieszczenia jej na wysokości trzydziestu metrów za pomocą wysięgnika zakończyły się fiaskiem.

Remont ratusza kosztował 2 mln 700 tys. zł, a finansowało go przede wszystkim Ministerstwo Kultury oraz Browary Dolnośląskie "Piast".
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Łokietek wraca w walizce

Prawdziwy skarb. Bezcenne średniowieczne dokumenty wystawione m.in. przez Władysława Łokietka i dwóch papieży wróciły do Polski w walizce amerykańskiego naukowca. Wywieziono je w czasie wojny z Wrocławia

Profesor Neal Pease, wykładowca historii Europy Środkowej i Wschodniej na uniwersytecie stanowym w Milwaukee, spakował osobiste rzeczy swojej rodziny na podróż do Polski. Do torby włożył też czternaście starych kopert z napisami po niemiecku. Wylądował w Warszawie, rodzinę zostawił w hotelu, a koperty zawiózł do Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych.

W kopertach było 11 oryginalnych średniowiecznych dokumentów pergaminowych z wrocławskiego archiwum. Wczoraj przewieziono je do Wrocławia.

Dokumenty są pisane po łacinie i po niemiecku. Osiem z nich powstało w XIII wieku. Urodą wyróżnia się dokument księcia Henryka I Brodatego spisany na pergaminie o rozmiarach 61 x 70 cm. Ozdobą tego tekstu są piękne inicjały rozpoczynające zdania.

Wśród dokumentów jest średniowieczne zezwolenie budowlane wystawione przez przyszłego króla Polski. W 1294 r. książę kujawski Władysław Łokietek zezwolił rządcy szpitala św. Ducha w Brześciu Kujawskim na budowę nowego szpitala.

Wystawcami przywiezionych z Milwaukee dokumentów byli też papieże Grzegorz IX i Aleksander IV, śląscy książęta i wrocławscy biskupi. Oraz jeden bogobojny śląski rycerz Szymon zwany Gallem, który nadał wrocławskiemu szpitalowi św. Macieja prawo połowu ryb w Odrze.

Odyseja jedenastu pergaminów zaczęła się w ostatnich miesiącach wojny. Niemcy postanowili ewakuować na Zachód wiele tysięcy średniowiecznych dokumentów oraz księgi i akta ze zbiorów wrocławskiego Staatsarchiv, Archiwum Państwowego. Nie wiadomo, kiedy i dokąd wywożono je z Wrocławia.

W ostatnich tygodniach wojny George G. Gavin, żołnierz wyspecjalizowanej w budowie mostów kompanii saperów armii amerykańskiej, natknął się na rozbity eksplozją bomby lotniczej spalony pociąg ewakuacyjny. Spośród rozrzuconych wokół nadpalonych kopert z niemieckimi napisami wybrał kilkanaście nieuszkodzonych. Były w nich stare pergaminy. George Gavin schował je do kieszeni munduru. Rozmiarem pasowały jak ulał.

Koperty z pergaminami zabrał jako pamiątkę wojenną do domu.

Po jego śmierci w roku 1998 średniowieczne dokumenty odnalazł jego syn Philip Gavin i poprosił archiwum archidiecezji w Milwaukee o stwierdzenie, skąd pochodzą. Archiwista archidiecezjalny Timothy D. Cary zwrócił się o ekspertyzę do prof. Wandy Zemler-Cizewski wykładającej teologię średniowieczną na Uniwersytecie Marquette w Milwaukee. Prof. Zemler-Cizewski zidentyfikowała pergaminy jako dokumenty dotyczące Śląska i pochodzące z wrocławskiego Staatsarchiv. Philip Gavin zgodził się z jej sugestią, że powinny wrócić do Wrocławia.

Archiwista diecezjalny Timothy Cary wpadł na pomysł, by bezcenne dokumenty po prostu przewiózł do Warszawy prof. Neal Pease, który ma z Polską związki rodzinne - jego żoną jest Polka.

- Mój ojciec jako weteran II wojny światowej przybył do Kanady w 1948 roku. Niestety, nie mówię po polsku. To była decyzja ojca, że w domu mówiliśmy po angielsku i w języku jego żony, a mojej matki - po duńsku. Żałuję, że ojciec nie dożył chwili, by usłyszeć o tej wspaniałej historii. Byłby bardzo dumny - powiedziała "Gazecie" prof. Zemler-Cizewski.
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Skarby w starym refektarzu

Dwa lata pracowali konserwatorzy nad odkryciem malowideł i restauracją stiuków barokowego refektarza klasztornego w budynku Ossolineum przy ul. Szewskiej. Opłaciło się. Wrocław zyskał wspaniałe wnętrze i kolejną atrakcję turystyczną.

Refektarz ma ponad 300 lat i mieści się na parterze dawnego klasztoru wybudowanego przez Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą, dziś siedzibie Ossolineum. Jeszcze kilka lat temu służył jako magazyn działu rękopisów - przechowywano tu skarby literatury polskiej jak choćby autograf "Pana Tadeusza". Tylko historycy sztuki wiedzieli, że sam magazyn też jest skarbem. Gdy rękopisy przeprowadzono na pierwsze piętro (mają tam klimatyzację, odpowiednią wilgotność, a i powódź im niestraszna), do refektarza wkroczyli konserwatorzy. Przypuszczali, że pod tynkiem odkryją XVII-wieczne malowidła. Spotkała ich przykra niespodzianka.

- W drugiej połowie XIX wieku, gdy dawny klasztor był już zajęty przez Gimnazjum św. Macieja, refektarz zamalowano na biało. Freski pedantycznie skuwano młoteczkiem, żeby powierzchnia ściany była porowata i nowy tynk lepiej się trzymał - opowiadał dyrektor Ossolineum Adolf Juzwenko.

A jednak konserwatorom udało się odtworzyć dużą część malowideł, mimo że nie zachowały się żadne źródła ikonograficzne.

Powoli, z mikroskopijnych plamek, zaczęły się układać całe sceny biblijne. - Takie, które podkreślały ideologię zakonu: konieczność naśladowania Chrystusa i niezłomność wiary - tłumaczy Ryszard Hołownia, historyk sztuki.

Można więc obejrzeć gloryfikację św. Macieja (męczennika za wiarę), scenę błogosławieństwa Jakuba i przyjęcia przez Abrahama trzech wędrowców. Nie brakuje też wskazań moralnych: scena z rajskim drzewem przypomina, że "zabronione owoce szkodzą", a zastawiony stół obrazuje sentencję "zdrowo, jeśli z umiarem". Personifikacje czterech cnót kardynalnych także przypominają o tym, co w życiu najważniejsze. A wszystko otaczają wspaniałe stiuki.

Zdaniem Ryszarda Hołowni to, obok Lubiąża, najpiękniejszy na Śląsku siedemnastowieczny refektarz klasztorny.

Dyrektor Juzwenko zamierza udostępniać go turystom i pokazywać w nim najcenniejsze zbiory z działu rękopisów, starodruków i kartografii. To nie jedyna powierzchnia wystawiennicza, którą zyskało Ossolineum. Już zakończył się remont tzw. Starej Plebanii, czyli budynku położonego przy kościele św. Macieja. Pozostałość wielokrotnie przebudowywanego średniowiecznego szpitala ma 1200 mkw. powierzchni użytkowej. Największa sala, stylizowana na gotycką, jest przeznaczona na międzynarodowe konferencje, wyposażono ją w kabiny do symultanicznych tłumaczeń. Od października w budynku będzie też księgarnia i wydawnictwo Ossolineum.

Teraz na dziedziniec między budynkiem Ossolineum, a kościołem św. Macieja wkroczą ogrodnicy, którzy mało reprezentacyjny parking zmienią w ogród. To powrót do przeszłości. Od 1697 roku przez ponad wiek odpoczywali tu zakonnicy wśród regularnych parterów kwiatowych i wystrzyżonych w geometryczne kształty drzew. Nowy ogród też ma mieć barokowy kostium, ale będzie dostępny dla wszystkich.
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Siedem plag rewitalizacyjnych

Konserwatorka skalpelem ściąga tynk na klatce secesyjnej czynszówki, bo pod spodem są piękne malowidła. - Napracujemy się, a potem przyjdzie facet ze sprejem i napisze "Siwy tu był".


Kamienica stoi na rogu Świętokrzyskiej i Prusa. Jest wpisana do rejestru zabytków. Konserwator od wielu lat zabiegał o jej remont. Secesyjne cudo. Ma owalny kształt, co jest rzadkością w budownictwie czynszowym. Prześliczne, koronkowe balkony, bajecznie kolorowa fasada zdobiona sztukaterią z motywem maków. Wszystko w ruinie. Miała być poligonem doświadczalnym rewitalizacji wrocławskich czynszówek, powoli staje się terenem wojny lokatorów z miastem.

Podłoga czy elewacja

Decyzja o remoncie zapadła w ubiegłym roku. Prace zaczęły się latem. Za 3,5 mln zł (wyłożonych w równych częściach przez miasto, Kogenerację i Fortum) odnawiana jest elewacja i klatki schodowe, wymienia się okna w całym budynku, a na obskurnym podwórku pojawią się wkrótce granitowe chodniki i krzewy.

Miasto postanowiło, że dotychczasowi lokatorzy (na 51 mieszkań 42 to komunalne) zostaną w wyremontowanym budynku. To miał być test jednego z wariantów rewitalizacji. Na razie jest awantura. O kolor okien, brak parapetów, brud i bałagan, zbyt małe kaloryfery i arogancję władzy, która lekceważy człowieka.

- Bo władze interesuje tylko to, że kamienica będzie ładnie wyglądać z zewnątrz - mówi Adela Gawęcka, jedna z lokatorek.

Gdyby pani Adela mogła rozdzielić pieniądze na remont, w pierwszej kolejności kazałaby wyremontować mieszkania. - Oni słoneczko robią, winogronka czyszczą, żeby estetykę poprawić. O lokatorach nie myślą. Dziesięć firm tu pracuje, a organizacji żadnej. Od dwóch miesięcy bałagan i kurz, coś strasznego. I niech pani zobaczy, co oni nam zafundowali! Do prokuratora ich podałam! - skarży się Gawęcka.

Księga skarg i zażaleń

Po pierwsze, kolor okien. W pokojach od podwórka są wprawdzie białe, ale od ulicy - zielone. A zielony nie podoba się większości lokatorów.

- Jak w chlewie, proszę pani, jak w chlewie. I w pokojach od razu ciemniej. Nie chcę zielonych. Miałam porządne, dwuskrzydłowe, na biało pomalowane. Sto lat wytrzymały, solidne niemieckie drewno. Wydarli i porąbali. Biedni ludzie tu mieszkają, więc nas traktują jak dziadów. A to z naszych podatków robią, całe życie płaciliśmy! - podkreśla pani Adela.

Po drugie, parapety. A raczej ich brak. Okna zamontowano dwa miesiące temu, a parapetów jak nie ma, tak nie ma. I ościeżnice wciąż nieotynkowane.

- Żyjemy wciąż na placu budowy. Nie wiadomo, czy mamy to robić na własny koszt, czy też w końcu ktoś się zjawi z parapetami - skarży się jej sąsiadka Bożena Korzeniowska.

Po trzecie, kształt okien. - Węższe od starego o 20 cm, taka mała szybka. I połowa bez możliwości otwarcia. Chyba strażaków będę wzywać, żeby wyczyścić - mówi Krzysztof Łopiński, pokazując spiżarnię.

Po czwarte, drzwi do mieszkań. Nie będą remontowane.

- Pędzelkami klatkę schodową czyszczą, a drzwi nie chcą mi zrobić? To skandal, od 10 lat domagam się od administracji ich wymiany. Mieszkania nie mogłam ubezpieczyć, bo w drzwiach dziury, zimą szmatami zatykam. Jak to będzie teraz wyglądać! - denerwuje się Helena Mazurkiewicz.

Po piąte, kaloryfery. Wszystkim lokatorom likwidują piece lub ogrzewanie etażowe, bo kamienica została podłączona do miejskiej sieci ciepłowniczej. Ale nowe kaloryfery entuzjazmu nie wzbudzają. Za małe.

- Pokój, który ma 22 mkw., ogrzewałem dwoma żeliwnymi kaloryferami po 12 żeberek każdy. A teraz zamontowali mi maleństwo o długości osiem żeberek - mówi Krzysztof Łopiński. - A my mieliśmy kaloryfer w przedpokoju i projektant uznał, że jest on tu zbędny - opowiada Ewa Cieciera.

No i po demontażu starych kaloryferów nie ma chętnego do zaklejenia dziur i wymalowania ściany.

Po szóste, partacze na dachu. Rozebrali go nad oficyną i zapomnieli obejrzeć prognozę pogody.

- W czwartek w nocy zaczęło nam się lać do mieszkania. Z żyrandola płynęło jak z kranu, żarówki nie można było zapalić. Następnego dnia nakryli dach papą. Co z tego, po piątkowej burzy zebraliśmy trzy wanienki wody - pokazuje Wiktor Zbaras.

Po siódme, amatorzy cudzych mieszkań. Chodzą i podpytują, czy ktoś by się nie zamienił albo sprzedał.


- Nic nie będę sprzedawać. Zamierzam tu mieszkać do końca - ucina kategorycznie Adela Gawęcka. - Choć jestem już tym całym remontem udręczona. I administracją, która nic nie chce robić, bo nie ma pieniędzy.

Zielone zostaną

Wynik starcia lokatorów z procesem rewitalizacyjnym jest na razie niewiadomą. Z zielonymi oknami raczej nie wygrają. Bo tak kiedyś wyglądały, a kamienica to zabytek. - Balkony też zostaną pomalowane na taki sam kolor - zapowiada Zdzisław Żak, historyk sztuki z Biura Miejskiego Konserwatora Zabytków.

Parapety lokatorzy dostaną na koszt inwestora, choć nie wiadomo, ile jeszcze będą musieli na nie czekać (bo nie były ujęte w dokumentach przetargowych).

W sprawie kaloryferów projektant miał do wczoraj złożyć szczegółowe wyjaśnienia inwestorowi.

Dziury w ścianach obejrzy dyrektor Zarządu Inwestycji Miejskich Urszula Badura. Nie obiecuje dużo, lokatorzy mogą liczyć co najwyżej na ich zaklejenie. - To są pieniądze publiczne, przeznaczone wyłącznie na remont części wspólnych budynku, a nie samych mieszkań - mówi dyrektor Badura. Ale zalane mieszkanie zostanie odnowione.

Stare drzwi do mieszkań muszą zostać. To pomysł wiceprezydenta Adama Grehla, który chce wykrzesać z lokatorów aktywność obywatelską. - Żeby i oni dołożyli cegiełkę do przemiany ruiny w najpiękniejszą kamienicę Wrocławia - mówi.
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Kościół Pokoju w Świdnicy

W piątek w Świdnicy zaczynają się huczne obchody 350-lecia położenia kamienia węgielnego pod budowę Kościoła Pokoju. Jubilat jest wprawdzie na liście UNESCO, ale pilnie potrzebuje promocji.

Obchody zorganizowano pod hasłem "Wojna i Pokój". Ewangelicka świątynia została zbudowana po pokoju westfalskim kończącym wojnę trzydziestoletnią. Pozwolenie wydał katolicki cesarz Ferdynand II Habsburg, ale pod naciskiem protestanckiej Szwecji. Postanowił złośliwe warunki: kościół ma być wybudowany poza miastem, w ciągu roku, z materiałów nietrwałych, takich jak drewno, glina, piasek, słoma, bez wież i dzwonów. Przekonał się, co to znaczy wola przeżycia wspólnoty religijnej.

Powstało cudo, w drewnianej konstrukcji szkieletowej wypełnionej cegłą, mieszczące siedem tysięcy wiernych, ozdobione w środku wspaniałymi malowidłami i rzeźbami. Dzisiaj to ekstraklasa europejskich zabytków, co pięć lat temu potwierdzili specjaliści z UNESCO, wprowadzając Kościół Pokoju na ekskluzywną listę światowego dziedzictwa kultury. Tylko że turyści nie zawsze o tym widzą. Parafia wraz z miastem Świdnicą walczą więc o rozsławienie zabytku.

- W programie obchodów są niemal wyłącznie otwarte imprezy: widowisko plenerowe "Pokój Westfalski", obóz wojskowy na placu Pokoju, kiermasz artystyczny, koncert muzyki dawnej - mówi ks. proboszcz Waldemar Pytel.

Szczególnie efektownie zapowiada się sobotnie widowisko historyczne na placu Pokoju (początek o 20.15). Scenariusz oparto m.in. na XVII-wiecznym dzienniku podróży Christiana Czepki, który jeździł do Sztokholmu, aby tam zbierać pieniądze na budowę kościoła oraz dramatu Brechta matka Courage i jej dzieci.

Na jubileusz przybędą członkowie Forum Polskich Miast i Miejsc UNESCO, czyli ci, którzy mają obiekty wpisane na listę (od lipca jest w tym gronie Wrocław z Halą Stulecia). Chcą utworzyć własne Centra Informacji o Obiektach UNESCO, będą się nawzajem promować.

- Pojedynczo trudno nam się przebić, szczególnie w Polsce, musimy stworzyć lobby. Krajowe biura podróży nie uważają zabytków UNESCO za szczególną atrakcję i nie organizują wycieczek ich śladem. Za granicą znak UNESCO jest znacznie mocniejszą marką - mówi z żalem ks. Pytel. - Na początku myślałem, że wpisanie na listę otworzy mi wszystkie bramy, i srodze się zawiodłem. Musimy sami zadbać o turystów i pieniądze na utrzymanie zabytku. Dzisiaj turyści przybywający na Dolny Śląsk najczęściej oglądają Wrocław, a potem jadą prosto do Jeleniej Góry i Karpacza. Przez Strzegom, omijając Świdnicę - opowiada proboszcz ewangelickiej parafii. Chcemy zmienić im trasę

Szczegółowy program obchodów jest na stronach www.um.swidnica.pl, www.kosciolpokoju.pl
Muss ich sterben, will ich fallen
Awatar użytkownika
wujaw
Général de Brigade
Posty: 2075
Rejestracja: sobota, 11 marca 2006, 11:15
Lokalizacja: Bydgoszcz
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Post autor: wujaw »

Cały ostatni weekand spędziłem na Dolnym Śląsku, co i innym polecam.Nie obejrzałem Kościoła Pokoju w Świdnicy, bo zwiedzałem kilkanaście różnych zabytków i z czegoś trzeba było zrezygnować (jak to w życiu bywa), ale zwiedziłem w sobotę posiadający ten sam rodowód Kościół Pokoju w Jaworze.Wrażenie zatykające każdego, kto posiada w sobie wrażliwość historyczno-estetyczną.Po prostu perła.Jeden z najciekawszych momentów "rejzy po zabytkach dolnośląskich" zorganizowanej w gronie kolegów.Nie jestem natomiast wielkim optymistą co do promocji tego zabytku, bo jest to ewidentnie poniemiecka pamiątka (np. cały jest wypełniony gotyckimi napisami).
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia dwudziestolecia międzywojennego i II wojny św.”