Torgill pisze:Jeśli stworzysz planszę i podzielisz ją na heksy, to już na początkowym etapie prac, budując pewne założenia, musisz się zdecydować na skalę. Czyli np. jeden heks to powiedzmy 100 metrów terenu, powiedzmy, że to prawie tyle, co zajmował napoleoński batalion w linii.
Ruszając w jakikolwiek sposób tą jednostkę, wykonujesz stumetrowe skoki. Nie ważne, czy chodzi o szarżę, odepchnięcie, ruch itd. Zawsze jesteś ograniczony do skali. Przy bitewniakach jest bardziej elastycznie.
Zakładając, że 10 cm to 100 metrów, mogę ruszyć wojska o 10 metrów, 70 metrów, albo 93 metry. Jeśli np. krok przyspieszony francuskiej piechoty wynosił 120 kroków na minutę, to mogę wprowadzić statystyki ich ruchu, które dokładnie będą odwzorowywać tą odległość.
To jedna z przewag bitewniaków, jeśli chodzi o realizm.
Założenia i decyzję co do skali musisz podejmować zawsze. W bitewniaku wydaje mi się, że również. Jak chcesz robić grę gdzie będzie walczyć po kilka batalionów (jak to często jest w grach bitewnych), to przyjmujesz taką skalę, żeby wszystko było dokładniej widoczne. Jeśli natomiast chcesz zrobić bitwę z większą ilością wojsk, to automatycznie skala musi być inna. To samo dotyczy skali czasowej.
Nie wiem na czym miałoby polegać ograniczenie z tymi "stumetrowymi" skokami. Raczej na polu bitwy dowódcy batalionów nie kombinowali w ten sposób, że "aha, mój przeciwnik poruszył się o 73 metry, to ja poruszę się o 12,5 metra, bo wtedy odległość między nami zmniejszy się o tyle ile mi jest do czegoś tam potrzebne", a takie kombinowanie zdarza się w grach bitewnych. Co jest w tej sytuacji bardziej historyczne?
Owszem, można dokładniej oddawać detale, tak jak piszesz, o kroku przyspieszonym, tylko w praktyce to często nie za wiele wnosi. Ogólnie mam taką obserwację, że gry bitewne bardzo są "przyklejone" do takiego ścisłego i szczegółowego oddawania parametrów fizycznych i gracze mają poczucie, że to im tworzy realizm. Tyle, że te parametry, nawet jeśli są wzięte z książek typu "Cesarskie bagnety" Nafzigera, bywają dyskusyjne. Nie chodzi mi o kwestionowanie określonych danych, ale w konkretnej sytuacji zwykle występowało wiele zmiennych, które mogły modyfikować określone parametry, np. szybkości poruszania się. Posłużę się pewnym przykładem w ramach analogii: kiedyś grający w planszówkowy system B-35 o II wojnie św. dyskutowali na temat prędkości jednostek w ciągu etapu, bo po przeliczeniu wielkości heksu na kilometry wychodziło im, że piechota (jak i inne oddziały) porusza się bardzo wolno, a tam akurat etap to było 8 godzin. Sęk w tym, że poza fizycznymi możliwościami przemarszu przy takich ocenach nie brano pod uwagę między innymi: 1) dowodzenia, czyli tego, że czasem są przestoje związane z brakiem koordynacji ruchów i walk, 2) tego, że jak oddziały posuwają się do przodu i trafiają na przeciwnika, to trzeba wysłać rozpoznanie, co pochłania czas, 3) zmęczenia jednostek, 4) efektów oddziaływania "mgły wojny" itd. Uwzględniając to wszystko średnia ruchliwość oddziałów była inna niż wynikałoby z ich fizycznej zdolności do wykonywania przemarszu (nawet licząc łącznie z czasem na stoczenie walki).
Tak samo np. dla okresu napoleońskiego tego typu ruchy jak ruch odepchnięcia czy szarży są, w pewnych granicach, umowne i nikt nie udowodni, że dla tych ruchów istnieją jakieś ścisłe wielkości, które są historyczne. Nie znaczy to, że uważam, iż tego typu ruchy powinny mieć zupełnie dowolną długość, tylko że nie ma znaczenia czy to będzie w grze 70 metrów czy 100 metrów.
Szybkość oddziałów jest dla mnie raczej wartością względną, to znaczy istotne jest to jak oddział jest mobilny w stosunku do określonych typów oddziałów wroga.
Ogólnie to stykam się (także jak się rozmawia z planszówkowcami, zwłaszcza początkującymi), z takim prostym rozumieniem historyczności i realizmu, które sprowadza się do następującego równania:
więcej szczegółów = większa historyczność (realizm)
Moje długie doświadczenia z różnymi grami prowadzą mnie do wniosku, że to nie o to chodzi i owszem w niektórych przypadkach to szczegóły decydują o historyczności, ale w innych niczego nie wnoszą, a są takie sytuacje, gdy powodują, że gra bardziej odbiega od realiów niż gdyby tych szczegółów nie uwzględniano.
Torgill pisze:Swoją drogą schematyczność terenu to też ograniczenie planszówek, rzeka musi przepływać po granicach heksów, albo przez ich środek, tereny muszą zajmować dokładnie obszar heksu, las nie może mieć 50 metrów długości, gdy heks ma 100. Albo to jest heks z lasem, albo nie. Przy bitewniakach jest to znowu bardziej elastyczne, można wymyślać kształty dróg, pól, lasów, wszelkich terenów niezależnie od heksów, dokładnie odwzorowując historyczny teren, a przynajmniej jest to możliwe dokładniej, niż w planszówkach.
Tutaj prędzej się jestem w stanie z Tobą zgodzić, chociaż ja akurat tego problemu za bardzo nie odczuwam (jakoś tak się udawało zrobić planszę do tej pory).
Ale teraz kamyczek do Waszego ogródka, w związku z tematem. Nieodłącznym problemem związanym z miarką i brakiem pól są dyskusje graczy bitewnych na temat tego czy dany oddział gdzieś tam dochodzi czy nie. Zwłaszcza jak połączone jest to z nawiązywaniem walki. Zawsze stół albo mata na nim może się przesunąć, zawsze każdy mierzy tak, żeby mu pasowało, zwłaszcza jak brakuje tych 2-3 milimetrów, żeby się dostawić do podstawki wroga. A to często decyduje. Napatrzyłem się już trochę, bywało że jako zaangażowany gracz, bywało że jako postronny obserwator, rozgrywek doświadczonych graczy, znających się od dawna, kulturalnych, niestarających się zwyciężyć za wszelką cenę, grających dla przyjemności, ale zawsze zdarzają się takie pojedyncze sytuacje, gdzie niby nikt nie ma do nikogo pretensji, ale widać, że to nie było w pełni jasne i sytuacja była dyskusyjna. Niestety, ale jak gramy to każdy z nas jest ZAANGAŻOWANY i takie zjawiska są naturalne. Nie chcę roztrząsać jak to jest na turniejach z większymi nagrodami i w innych środowiskach (nie mam tu doświadczenia, chociaż nasłuchałem się niekiedy). Nie chciałbym jakoś tego demonizować, ale dostrzegam problem. Tutaj chyba bitewniaki współczesne (tzn. od I wojny św.) lepiej sobie jednak z tym radzą, bo tam raczej się strzela, a nie ma walki wręcz, tak że może o tyle to nie występuje.
@Xardas
Jak rzadko kiedy się z Tobą zgadzam! Tylko (we własnym dobrze pojęty, interesie
) czasem Was trochę mobilizuję, narzekając, że tak się skupiacie na tych figurkach.
W ile gier grał przeciętny planszowiec - to zależy. Ci co stale grają na pewno w przeciągu 8 lat w kilkadziesiąt. Generalnie średnio będzie więcej, ale co do grania w systemy bitewne, to Ty też nie jesteś reprezentatywny, bo jesteś dość aktywnym graczem. Ogólnie tak jak sugerujesz (jak mi się wydaje), w przypadku planszówek gra się w więcej gier.
@AWu
Nie chodziło mi o epitet (to był jedynie przykład), tylko o samą ogólnikowość stwierdzenia. Swoją drogą, jak pisałeś wcześniej, że powinienem się domyślać z kontekstu, ja teraz też mógłbym Ci napisać to samo. Sam widzisz jak to działa w praktyce.
PS. Dziś w sklepie Wargamera widziałem budynki z heksowymi tarasami. Przez chwilę byłem przeświadczony, że właśnie trafiłem na jakieś nowe, niezbyt znane zjawisko będące nietypowym połączeniem planszówki i bitewniaka, ale Kadzik szybko mnie oświecił, że te heksy to tylko dekoracja.