A ja wrócę jeszcze do postu Andy'ego z poprzedniej strony i zacytuję całość (żeby nie wypaczyć myśli), choć chodzi mi tak naprawdę głównie o pierwszy akapit.
Andy pisze:Przecież dokładnie o to mi chodziło! Dobry projekt jakiegoś typu uzbrojenia to wg mnie taki, który da się wdrożyć do produkcji w odpowiedniej liczbie, dla którego da się wyszkolić odpowiednio liczną obsługę i wszystko to razem (sprzęt + obsługa) da się skutecznie wykorzystać na froncie. Ważne też są możliwości rozwojowe, możliwość modernizacji i doskonalenia.
Czwórka jest dobrym przykładem: czytałem opinie, że dało by się ją intensywnie rozwijać bez większego wpływu na proces produkcyjny - przynajmniej do czasu zburzenia wszystkich fabryk przez alianckie bombowce.
Zatem: czy Niemcy dobrze zrobili, wdrażając do produkcji Pantery i Tygrysy? Bardzo dobrze, bo m.in. dzięki temu przegrali wojnę. Czy T-34 był łatwiejszy w produkcji do III i IV? Nie wiem. Wydaje mi się, że był odpowiedni, wziąwszy pod uwagę możliwości i kulturę technologiczną sowieckiego przemysłu i umiejętności obsługowe krasnoarmiejców. Zresztą T-34 był doskonalony w czasie wojny i niewątpliwie w 1944 i 1945 był sprzętem bez porównania nowocześniejszym niż wersje z przełomu 1940 i 1941.
Panzer IV wydaje mi się równie dobrze dostosowany do możliwości niemieckiego przemysłu. Świadczy o tym wieloletnia masowa produkcja, modyfikacje, wiele innych pojazdów tworzonych na tym samym podwoziu. Jego rozwój został powstrzymany przez wdrażenie np. Tygrysa, który wymagał zaangażowania wielkich mocy projektowych i zasobów materiałowych, a który - we wczesnej wersji - okazał się konstrukcją prymitywną, zbyt ciężką, z za słabym silnikiem, niezwykle awaryjną i nienadającą się do masowej produkcji (oczywiście pamiętam o walorach armaty 88 mm).
W przeciwieństwie do sytuacji w Niemczech, po stronie alianckiej wdrażanie KW a potem IS nie zachwiało produkcją i rozwojem T-34, a projektowanie i wprowadzanie Pershinga nie wpłynęło ujemnie na produkcję i modernizację Shermanów.
Moja uwaga jest taka, że jeśli patrzymy w skali strategicznej, to trudno powiedzieć, żeby szereg posunięć, które wykonano przy produkcji czołgów było zaplanowanych. Co mam na myśli? Chodzi o to, że w chwili gdy pierwsze T-34 schodziły z linii produkcyjnych Sowieci szykowali się do trochę innej wojny niż ta, która ostatecznie się rozpoczęła. To wszystko inaczej miało się rozwijać (vide Sołonin i opisywany przez niego Wielki Plan marszu na zachód, który można się spierać kiedy i jak w szczegółach miał być zrealizowany, ale co do samego jego istnienia raczej trudno go generalnie kwestionować). Podobnie zresztą wielu teoretyków w okresie międzywojennym, nawet tuż przed wojną, zupełnie inaczej sobie przyszłą wojnę wyobrażało. Niektórym udało się z grubsza trafić, ale nikt nie był w stanie przewidzieć wszystkich okoliczności. Np. kto w ZSRR przed 22 czerwca 1941 r. myślał o tym, że trzeba będzie za parę miesięcy ewakuować fabryki na dalekie tyły. Stąd trudno mówić o jakimś świadomym, kontrolowanym procesie - od wymyślenia czołgu, do jego wdrożenia, a później użycia. To co zachodziło było wypadkową wielu czynników - "tak wyszło". Stąd tutaj na pewno analizowanie jakichś "zasług" strony radzieckiej i analizowanie tego jak ten czołg sprawdził się przez całą wojnę z punktu widzenia w większości zaplanowanego procesu, który następnie realizowano co najwyżej wybierając jakieś warianty czy poruszając się w pewnych z góry przewidzianych ramach, wydaje mi się, że nie ma sensu. Posłużę się bliskim nam przykładem: taka ocena z długiej perspektywy czasowej przypomina mi planowanie rozwoju technologicznego w grze komputerowej "Cywilizacja", co jest z historycznego punktu widzenia, zwłaszcza w odniesieniu do dawniejszych epok, kompletną bzdurą, bo rozwój technologiczny dokonywał się w dawnych czasach bez żadnego "odgórnego" planowania, w zdecydowanej większości przypadków w sposób spontaniczny i niekontrolowany.
Poza tym, co do dalszej dyskusji, można ją rozbić według szczebli taktycznego, operacyjnego i strategicznego.
Inny ciekawy wątek, wpływający na ocenę T-34 to wyszkolenie radzieckich czołgistów w porównaniu z niemieckimi, co pośrednio wpływa na ocenę czołgu, bo porównujemy przecież efekty jakie osiągnęli czołgiści wykorzystujący ten czołg i trudno to oderwać od siebie. Otóż w książeczce p. Przybyło jest też ciekawy passus na ten temat, mówiący o tym, że szkolenie radzieckich czołgistów było wręcz ekspresowe, tak szybkie, że w środku wojny nie byli oni w stanie opanować jego obsługi. To oczywiście dodatkowo obniżało walory radzieckich jednostek pancernych, wraz ze znanym problemem braku radiostacji (dochodzi jeszcze kwestia ich umiejętnego używania). Tymczasem po stronie niemieckiej dbano o wyszkolenie. Ponieważ armia niemiecka ponosiła dużo mniejsze straty niż przeciwnik, dorobiła się wkrótce odpowiedniej liczby weteranów, dzięki czemu poziom taktyczny jednostek siłą rzeczy musiał być wyższy. Tymczasem po stronie sowieckiej straty były często tak katastrofalne, że wymieniano "wszystko". Z kolei wskutek szybko zmieniającej się sytuacji na froncie i konieczności zapychania dziur Sowieci zmuszeni byli szybko powoływać nowe formacje i z czasem ustaliła się taka praktyka, że wysyłano oddziały złożone z niedoszkolonych żołnierzy, te ponosiły koszmarne straty, ale że w ZSRR ludzi mnogo, a i fabryki robią sprzętu kilka razy więcej niż niemieckie, to nie stanowiło to wielkiego problemu - po prostu wysyłano kolejną naprędce stworzoną armię pancerną, która po krótkim okresie szkolenia była wyszkolona równie dobrze jak poprzednia, zanim się "zużyła" zdołała jednak przecież coś zdziałać. Sowieci szybko doszli do wniosku, że ten system mimo wszystko nie jest taki zły i ma swoje zalety, w każdym razie nie byli w stanie wprowadzić w życie innego. Widzę tu nawet pewną analogię do rewolucyjnej armii francuskiej w zestawieniu z armiami monarchii absolutnych w końcu XVIII w. I ostatecznie, można powiedzieć, że ze strategicznego punktu widzenia, biorąc pod uwagę sowieckie uwarunkowania (duże zasoby ludzkie i sprzętowe, zwłaszcza jak się porówna z Niemcami, o Lend Lease nie wspominając), poziom organizacyjny państwa radzieckiego, system ten okazał się skuteczny. To wszystko wpływa natomiast na ocenę T-34, który w takim systemie eksploatacji jednostek pancernych był do pewnego stopnia czołgiem "jednorazowego użytku".
I oczywiście tego zapewne w chwili gdy tworzono T-34 nikt nie planował, że obsługiwać go będą ludzie, którzy będą niedoszkoleni albo wyszkoleni tylko w minimalnym zakresie. Bo przecież ZSRR miało przeć na zachód i w pochodzie zajmować nowe ziemie, a nie cofać się jak pies z podkulonym ogonem w stronę Uralu, ponosząc po drodze ogromne straty, w tym tracąc znaczną część kadry, która miała jakiekolwiek doświadczenie.