Manoeuvre (GMT)

Planszowe gry historyczne (wojenne, strategiczne, ekonomiczne, symulacje konfliktów) dotyczące XIX wieku.
Awatar użytkownika
Arteusz
Praetor
Posty: 3144
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
Lokalizacja: Kielce
Been thanked: 1 time

Post autor: Arteusz »

Zmiana zasady dotyczącej zasadzek (Ambush) w stosunku do pierwotnej i FAQ: http://www.boardgamegeek.com/file/downl ... -28-08.doc
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

W uzupełnieniu zawartej w recenzji Arteusza oceny poszczególnych armii, zwracam uwagę na to stwierdzenie autora gry:
Austrians: They are a handicap army. If a good player is playing somebody new, he should
probably take the Austrians. They generally tend to be one of the weaker sides. Austrian
leadership is not the best, the cavalry is so-so, and the infantry was really bad at the time–some of
the units don’t even have artillery cards. They’re still pretty good as they have the guerillas, so if
you know how to play them you can match up. However, they’re a tough army to play.
A więc jest to w zamierzeniu słaba armia, dobra do wciągania nowicjuszy do gry. :)

Przy okazji pytanie: czy w Waszych zestawach, tak jak w moim, to austriackie 9 Regiment i 6 Grenzers (wopiści? ;D ) są tymi jednostkami "bez artylerii" (tzn. bez kart artyleryjskich)?

Niedawno kupiłem Manoeuvre, pięknie wydana gra! Pudełko wspina się na szczyty doskonałości ;) żetony i karty też są super. Wielki zawód sprawiaja plansze mapy, już na wstępie wyginające się same z siebie. Szkoda. :(
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Arteusz
Praetor
Posty: 3144
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
Lokalizacja: Kielce
Been thanked: 1 time

Post autor: Arteusz »

Andy pisze:W uzupełnieniu zawartej w recenzji Arteusza oceny poszczególnych armii, zwracam uwagę na to stwierdzenie autora gry:
Austrians: They are a handicap army. If a good player is playing somebody new, he should
probably take the Austrians. They generally tend to be one of the weaker sides. Austrian
leadership is not the best, the cavalry is so-so, and the infantry was really bad at the time–some of
the units don’t even have artillery cards. They’re still pretty good as they have the guerillas, so if
you know how to play them you can match up. However, they’re a tough army to play.
A więc jest to w zamierzeniu słaba armia, dobra do wciągania nowicjuszy do gry. :)
Jajcarz z tego autora. ;) :D
Andy pisze: Przy okazji pytanie: czy w Waszych zestawach, tak jak w moim, to austriackie 9 Regiment i 6 Grenzers (wopiści? ;D ) są tymi jednostkami "bez artylerii" (tzn. bez kart artyleryjskich)?
Dokładnie.
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Awatar użytkownika
Wilk
Alférez de Navío
Posty: 541
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 23:28
Lokalizacja: Warszawa
Been thanked: 2 times

Post autor: Wilk »

Mielismy z Pedrakiem wrazenie, ze najslabsi sa Jankesi (ale jeszcze trzebaby to zweryfikowac z poprawionymi zasadami dotyczacymi zasadzek), choc to pewnie kwestia indywidualnego stylu i preferencji.

Edit: a Grenzers to graniczarzy, historycznie bardzo ciekawa jednostka. ;D
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

I w pewnym sensie Amerykanie są najsłabsi, skoro autor umieścił ich na samym początku listy "ostatecznego łamacza remisów" ;) Niemniej z jakiegoś powodu ten sam autor uważa, że lepszy gracz, dla wyrównania szans w walce z nowicjuszem, dobrze gdy użyje Austriaków "specyficznie słabych" :)

"Graniczarzy", rzekłeś - i Google od razu dało znać o sobie ;)
Habsburgowie jako królowie węgierscy (Chorwacja od wczesnego średniowiecza pozostawała w unii personalnej z Węgrami) kontrolowali nieco ponad 18 tysięcy kilometrów kwadratowych etnicznych ziem chorwackich. Dodajmy - ziem stale zagrożonych ekspansją imperium otomańskiego. Na obszarach Chorwacji bezpośrednio graniczących z Turcją rząd w Wiedniu wydzielił specjalną strefę zmilitaryzowaną, nazwaną Pograniczem Wojskowym. Arcyksiążę Karol z cesarskiego polecenia zbudował tam twierdzę Karlovac - siedzibę komendantury - i zorganizował na sposób wojskowy tamtejszych chłopów, nazywanych wtedy uskokami (ci, którzy umknęli z terytoriów tureckich). Były to tereny słabo zaludnione, toteż do Chorwatów z czasem dołączali także zbiegli Serbowie, a nawet Wołosi. W dokumentach wojskowych zaczęto ich nazywać pogranicznikami lub graniczarami, co lepiej oddawało surowość ich obyczajów. Obszar, który zasiedlali, stanowił w istocie wielkie koszary zamieszkane przez stałe wojsko, utrzymywane stosunkowo małym kosztem.

Każdy mężczyzna od 16 do 60 roku życia zobowiązany był do służby wojskowej w oddziałach terytorialnych. Przynajmniej 1/3 z nich stale stacjonowała w koszarach pułkowych, gotowa do podjęcia natychmiastowej interwencji w kraju lub za granicą. Dawało to Habsburgom 50 tysięcy stałego, dobrze wyszkolonego i gotowego na wszystko bitnego żołnierza. W zamian za służbę graniczarzy zostali zwolnieni z podatków państwowych, a ziemię, którą uprawiali, otrzymywali od rządu jako lenno wojskowe. Pańszczyzna na tych terenach była od pokoleń zupełnie nieznana. Początkowo oficerami byli wyłącznie arystokraci niemieccy, z czasem najwyższe stanowiska zaczęli obejmować Chorwaci. Językiem urzędowym i językiem komendy w wojskach graniczarów był niemiecki. Podstawą ideologii pułków chorwackich stała się wierność cesarzowi oraz świętość dziedzicznych praw dynastii Habsburgów. Za to warto było umierać. I umierali.
Ileż to się człowiek ciekawych rzeczy dowie dzięki grom planszowym i życzliwym Kolegom! ;D
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Arteusz
Praetor
Posty: 3144
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
Lokalizacja: Kielce
Been thanked: 1 time

Post autor: Arteusz »

Wilk pisze:Mielismy z Pedrakiem wrazenie, ze najslabsi sa Jankesi (ale jeszcze trzebaby to zweryfikowac z poprawionymi zasadami dotyczacymi zasadzek)
Z moich gier wynika, że po zmianie zasad Ambush Amerykanie już nie są tacy słabi (ciągle słabsi, ale już nie tak jak na początku). Zawsze to 1k10 więcej do tego ataku, a jak się jeszcze jakiś dowódca znajdzie to mogą zrobić "kuku". W końcu kilka tych kart mają.
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Jestem po pierwszej partii. Jako zapoznawcza trwała długo - około 3 godzin, ale pod koniec już śmigaliśmy. ;)
Ja Anglikami, HariMata Francuzami, czyli bez zasadzek, partyzantów i tym podobnych drobiazgów. Jako, że wcześniej sprawdzałem sobie skład poszczególnych talii, układając karty wedłu rodzaju ii jednostek, cieniem na naszym starciu położyło się kiepskie tasowanie kart. ;D Raz przyszły mi na rękę trzy karty wycofania! Przejrzenie instrukcji po grze pozwala stwierdzić, że żadnych ważnych reguł nie pominęliśmy.

Sama bitwa była bardzo wyrównana i trwała "do zapadnięcia zmierzchu". Tuż przed końcem podjąłem desperacki atak na wysuniętą na moje terytorium jednostkę francuską, która udało mi się zlikwidować. Jednak w ostatnim swym ruchu HariMata wmaszerowała innym oddziałem na moją połowę mapy, zdobywając 3VP. Ja miałem zero. Na pociechę miałem świadomość, że Francuzi stracili 3 jednostki, a ja 2.

Gra się fajnie, mimo, że ta partia była prowadzona jeszcze dość nieporadnie. Słabością Manoeuvre wydaje mi się właśnie ta możliwość różnych desperackich czy niemal samobójczych posunięć na sam koniec bitwy, dla zdobycia brakującego punktu zwycięstwa.

Co do historyczności, to oczywiście nie ma jej tu więcej niż w Mr. Jacku dziejów Kuby Rozpruwacza. ;) Ale w obie chcę grać! :)
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Arteusz
Praetor
Posty: 3144
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
Lokalizacja: Kielce
Been thanked: 1 time

Post autor: Arteusz »

Andy pisze: Ja Anglikami, HariMata Francuzami,
Czyli armiami proponowanymi przez samego autora dla początkowych rozgrywek. Nie wiem czemu ostatnio autor proponuje tych Austriaków. Nikt nie chciał niemi grać czy co?
Andy pisze: Słabością Manoeuvre wydaje mi się właśnie ta możliwość różnych desperackich czy niemal samobójczych posunięć na sam koniec bitwy, dla zdobycia brakującego punktu zwycięstwa.
Tak się wydaje w początkowych rozgrywkach. Później gracze już wiedzą co i jak, i zawczasu zabezpieczają się przed takimi posunięciami. Choć z drugiej strony można popatrzyć na to też jako element taktyki polegający na takim operowaniem talią swoich kart, tak aby mieć ostatni ruch w grze.
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Arteusz pisze:Czyli armiami proponowanymi przez samego autora dla początkowych rozgrywek.
Tak, nawet cztery plansze wybraliśmy te same. :)
Taki początek wydaje się niezły. Brak niektórych przepisów, nie ma pewnych szczególnie uciążliwych elementów krajobrazu.
Nie wiem czemu ostatnio autor proponuje tych Austriaków.
Austriaków autor proponuje tylko w przypadku, gdy doświadczony gracz występuje przeciwko nowicjuszowi - wtedy ten pierwszy bierze Austriaków i jest to forma handicapu.
Zresztą na BGG widziałem wypowiedzi graczy, którzy chwalili się wieloma zwycięstwami odniesionymi na czele Austriaków.
Tak się wydaje w początkowych rozgrywkach. Później gracze już wiedzą co i jak, i zawczasu zabezpieczają się przed takimi posunięciami. Choć z drugiej strony można popatrzyć na to też jako element taktyki polegający na takim operowaniem talią swoich kart, tak aby mieć ostatni ruch w grze.
To dobra wiadomość. :)
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Dwie kwestie związane z ruchem.

Pierwsza raczej zabawna. Na samym początku naszej debiutanckiej partii z HariMatą próbowałem zmusić moją przeciwniczkę do zagrania karty oddziału, by ten mógł się poruszyć. Coś jednak mnie niepokoiło i zajrzałem do instrukcji, więc na szczęście od razu zaczęliśmy grać dobrze! :)
Potem zerknąłem na forum BGG i okazało się, że to powszechny problem po obu stronach Atlantyku. Są zawodnicy, którzy rozegrali już wiele partii grając "kartę dla ruchu" i dopiero teraz są uświadamiani, w jakim tkwili błędzie. ;D Odkrywają teraz grę na nowo. ;)

Druga kwestia jest z gatunku takich, których nie należy poruszać po rozegraniu jednej partii, ale mnie ciekawi, więc poruszę. Jest wymóg wykonania ruchu jednym oddziałem. Czemu to służy? w przypadku mojej pierwszej gry wyglądało to tak, że gdy miałem na zapleczu oddział belgijsko-holenderski i kiedy nie pasowało mi przemieszczanie niczego na pierwszej linii, to właśnie ta jednostka robiła sobie taki bezsensowny przemarsz na zapleczu.
Oczywiście, wynikało to zapewne z nieznajomości gry, ale jednak zaniepokoiła mnie sytuacja w ostatnim ruchu. Dramatycznie potrzebowałem VPs i nie mogłem sobie pozwolić na wycofanie żadnej jednostki z pierwszej linii (bo Francuzi wdarliby się na moje terytorium). Musiałem zatem z ciężkim sercem odejść Belgoholendrami, których miałem ustawionych jako wsparcie bardzo ważnego ataku na francuski oddział na moim zapleczu.

Zastanawiam się, jak wyglądałoby granie w Manoeuvre, gdyby nie istniał przepis o konieczności ruchu jednostki w każdej turze. Wiem, że dno piekła jest wybrukowane głowami tych, którzy proponują home rulsy po rozegraniu jednej partii, ale przecież mogę się spytać bardziej doświadczonych Kolegów? ;)
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Arteusz
Praetor
Posty: 3144
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
Lokalizacja: Kielce
Been thanked: 1 time

Post autor: Arteusz »

Andy pisze: Jest wymóg wykonania ruchu jednym oddziałem. Czemu to służy?
Służy grze? ;) :D Ruch jednym oddziałem a nie większą ilością i jego konieczność wynika chyba z tego co pisze w zasadach, że gra jest podobna/lub tak jak w szachach. (nie pamiętam dokładnie jak to jest sformułowane, ale chyba o to chodzi).
Andy pisze: Zastanawiam się, jak wyglądałoby granie w Manoeuvre, gdyby nie istniał przepis o konieczności ruchu jednostki w każdej turze.
A to łatwo sprawdzić po prostu usuwając tą zasadę. Osobiście nie próbowałem. ;) :D
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Zagraliśmy wczoraj drugą partię z HariMatą - tym razem ze wszystkimi szykanami: pierwszy gracz, drugi gracz, jeden wybiera planszę, drugi dwie armie, pierwszy którą armią chce grać itd. HariMata dowodziła Turkami, ja Austriakami. To była bardzo zacięta i wyrównana partia. Gdy straciłem czwartą jednostkę (przez głupotę - własnoręcznie zablokowałem własnej jednostce jedyną drogę odwrotu :wall: ), myślałem, że jest "po wszystkiemu". Jednak w zaciętych starciach zdołałem zlikwidować czwarty i piąty oddział turecki. Było już "pod wieczór", czyli zostało nam po kilka kart w talii.

Zawszeć to sukces wygrać Austriakami! :)
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Arteusz
Praetor
Posty: 3144
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
Lokalizacja: Kielce
Been thanked: 1 time

Post autor: Arteusz »

Na konwencie w Niepołomicach, w ostatni dzień był mini turniej w Manoeuvre. Co ciekawe w finale zagrali dwaj gracze, którzy wcześniej nie grali w tą grę (na pewno jeden z nich w wieku Andy'ego podzielonego przez 5 ;) :D ). To dowodzi, że gra jest dla wszystkich, a zasady do opanowania w krótkim czasie. Sam nie grałem w owym turnieju (Wellington GMT czekał na rozkazy) choć na samym konwencie grałem kilka razy (głównie z Samórem - o ile dobrze zapamiętałem nicka).
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Arteusz pisze:jeden z nich w wieku Andy'ego podzielonego przez 5 ;) :D
Andy podzielony przez 5? To gorzej niż poćwiartowany! :shock: ;)
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2515 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

(głównie z Samórem - o ile dobrze zapamiętałem nicka).
Samur ma nick, dobrze tylko, że przez "u" :) .

Artur wyszedł w trakcie konwentu na jednego z porządniejszych uczestników ;) .

Obawiałem się tylko by dyskusjami o Diodorze, Ammianie Marcelinie (starożytni historycy) itp. koledzy starożytnicy nie zamęczyli go w drodze do domku, bo prowadzili długą i obfitującą w szczegółowe wątki debatę o różnego rodzaju subtelnościach. Ale jak pod koniec konwentu przyglądałem się stanowi Samura, nie wskazywał na zmęczenie materiału ;) .

Natomiast do Manoeuvre zasiadł już pierwszego dnia młodzieniec, którego szybko Przemuś z kimś jeszcze przeszkolili. Za to w niedzielę rozmawiałem z jego rodzicami. Okazało się, że tata grał kiedyś w Waterloo Dragona. Nie ma to jak stara, dobra dragonowska szkoła :cool: ;) .
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
ODPOWIEDZ

Wróć do „XIX wiek”