Oczywiście w przypadku gier wojennych, bardziej zaawansowanych (tak to trzeba nazwać), czyli takich jakie najbardziej lubimy, biorąc pod uwagę nakłady czasu i wysiłek jaki trzeba podjąć, trudno się tym zajmować jeśli ktoś nie ma do pewnego stopnia podejścia hobbystycznego. Dla mnie kryterium jest jednak to czy ktoś coś oficjalnie sprzedaje albo mówiąc prościej bierze za to pieniądze. Jeśli ktoś prowadziłby płatny kanał YT, portal czy stronę (nie wyobrażam sobie tego w przypadku gier, ale teoretycznie), widzę to dokładnie w tych samych kategoriach. Dobrowolne datki na patronite kanałów YT częściowo zmieniają sprawę i jeśli ktoś ma więcej osób stale wpłacających mu jakieś sumy to dla mnie między nim a tymi osobami występuje taka sama relacja i ogólnie też byłbym skłonny traktować go jako profesjonalistę o ile tych datków nie otrzymuje w ilościach śladowych.dbj pisze: ↑poniedziałek, 27 marca 2023, 17:42 Można by powiedzieć i tak i nie. Bo wszystko zależy od tego jak na sprawę spojrzymy. Patrząc na wszystkie zarejestrowane podmioty gospodarcze mam wątpliwości, czy wszystkie one działają profesjonalnie - pomijam oczywistych oszustów - a i tak o istnieniu ich na rynku decyduje wynik finansowy. Z drugiej strony szeroko rozumiane social media też generują dochód lub są formą działalności gospodarczej i często końcowy odbiorca płaci bezpośrednio lub pośrednio za produkty dostarczane za ich pośrednictwem.
Hobby finansować można na wiele sposobów, dlaczego więc nie prowadząc działalność gospodarczą?
Oczywiście gry Strategematy są gotowymi produktami wystawionymi na sprzedaż za określoną cenę i jako takie podlegają ocenie, ale czy nam oceniać sam sposób prowadzenia działalności? To już temat na głębszą dyskusję. Nawet jeżeli takie prawo mamy, to czy nawet konstruktywna krytyka coś zmieni?
Faktem jest też, że wiele działalności związanej z naszym hobby wykonywanych jest pro bono i nie można im odmówić znamion profesjonalizmu.
Co do różnych organizacji, w tym do GIS, jedno jest pewne, z niepowodzeń należy wyciągać wnioski, żeby na przyszłość nie popełniać tych samych błędów.
Zostawiając jednak te luźne rozważania, było głównie o polskiej wersji zasad, czy też polskim tłumaczeniu i jego braku. Tak się składa, że siedzimy z jednym z kolegów od jakiegoś czasu i robimy szczegółowy przegląd angielskiej wersji zasad mojej gry, poprawiając je. I to mimo, że dwóch ludzi zza granicy (Amerykanin i Kanadyjczyk) już wcześniej je przeglądało i poprawiało, w tym jeden z dużym doświadczeniem jeśli chodzi o redagowanie przepisów (redagował więcej niż 10 instrukcji różnych gier). I mimo tego wszystkiego jest co poprawiać. Po native speakerach... Ile wcześniej siedziałem nad polską wersją i ją poprawiałem, sprawdzałem przed wydaniem nie będę mówił. Na pewno kilkadziesiąt razy. Potem w oparciu o to powstała wersja angielska. Biorąc pod uwagę moje doświadczenia, jak czytam o pisaniu zasad po angielsku na podstawie tego co ktoś ma "w głowie" czy jakichś luźnych notatek po polsku, moim zdaniem zrobienie tego dobrze w wersji angielskiej nie jest łatwe i wymaga sporych umiejętności językowych. Żeby nie było, ja takowych nie mam i orłem jeśli chodzi o język angielski nigdy nie byłem, tyle że z tego co się orientuję, autorzy polskich gier wojennych tworzący instrukcje od razu po angielsku, też na ogół nie mają tutaj zbyt wysokich kwalifikacji. Co by kto nie mówił, językiem ojczystym jednak łatwiej się operuje, a przynajmniej powinno się operować. Jeśli ktoś ma z tym problem... jest to dla mnie mimo wszystko zastanawiające. Reasumując, ta metodologia może sprawdza się w przypadku eurogier, bo tam są na ogół prostsze zasady, natomiast w przypadku planszówek wojennych, jeśli ktoś chce to dobrze zrobić, wydaje mi się zawodna.
Ogólnie jeśli chodzi o cały ten wątek, nie chciałbym, żeby to zostało odebrane tak, że piję tu jakoś szczególnie w stronę Strategematy. Patrzę na to szerzej, a ten zabieg, który wykonał wydawca traktuję jako przejaw pewnej tendencji.